13 maj 2012

Dance, dance

There was a girl who had an illness and was bed-ridden for the majority of her life. She was recently diagnosed to die within the next couple of months so her parents decided to spend as much time with her as they could before her time came. They decided that the best thing was to go camping at a local site for a little bit since the daughter was stuck in the hospital for so long.

On their way there, the girl was quiet as usual and laid in the back while the parents talked amongst themselves. When they finally reached their destination, they pitched the tent, unpacked everything and started a campfire. The mother was constantly filming the area and her daughter while the father went out for more firewood. It was getting dark when he came back, but he suddenly heard the mother scream so he rushed over to discover that his daughter was standing on her feet and was doing a wild, erratic ‘dance’ before she suddenly dropped dead.

After all the funeral processions and grieving subsided, the parents wanted to see the video the mother recorded on that very night. They put the tape in the player and began to watch. At first it just showed the mother looking at the scenery and random animals that passed by in the distance, but as the time frame skipped, it jumped to when she was inside the tent with the daughter as she stood up and began to jerk around. But there was something wrong. It first was in the corner of their eyes but as they replayed the scene, their horror became more and more real.

The entire time the daughter was ‘dancing’, there was a ghastly white hand latched onto the top of her head.

Zachód

2 września 1868 roku

Dzisiejszego ranka przybyłem do Cheyenne w Terytorium Wyoming, podróżując nową linią Union Pacific. Minęły już trzy lata odkąd ostatni raz jechałem parowozem. Nie zdawałem sobie sprawy, że wywoła to wspomnienia z Atlanty. Ostatni dzień drogi spędziłem z tym złudnym zapachem krwi i żelaza w moich nozdrzach i z żółcią, podchodzącą mi do gardła. Ale to już koniec. Bogu dzięki, już nigdy nie będę musiał podróżować koleją. Cheyenne jest jak nowonarodzone dziecko. Imigranci ze wschodu i zza oceanu aż się tutaj mrowią, przepełniając ulice gwarem rozmów i charkotliwym śmiechem pijaków. Ogar, którego zakupiłem przed wyjazdem, próbuje wyrwać się ze smyczy, zachwycony widokami tymi wszystkimi ludźmi.

Moja ziemia jest dwa dni drogi dalej stąd, nieco za granicą a potem na południowy-zachód; ale zgodnie z obietnicą mężczyzny z banku, zatrudnił dla mnie przewodnika, który zabierze mnie na miejsce. Wysłałem ostatni list do żony i chłopaków, przypominając im, aby odwiedzili mnie na wiosnę, a potem zakupiłem wóz i zaopatrzenie. Przewodnik, w połowie Indianin, jak udało mi się ocenić z wyglądu - ale ucywilizowany - pomógł mi zatrudnić dwóch młodych mężczyzn - Irlandczyka, z ponurą twarzą oraz Niemca z załzawionymi oczami, śmiedzącego bourbonem. Obydwaj sprawiali wrażenie podłych łajdaków, ale zgodzili się pracować za grosze i obaj zarzekali się, iż mają doświadczenie w prowadzeniu gospodarstwa.

Mogą chcieć mnie zabić, postrzegając mnie jako łatwy cel, ale nie boję się tych spitych dzieci. Widziałem całą masę takich chłopców i wiem z czego są zrobieni.