On my sixteenth birthday, just after I had blown out the candles on a fairy cake, my mother told me that I was born dead.
“I’m so happy that you made it,” she said.
I pulled the fork out of my mouth.
“What?”
“Oh,” she said. “I guess we never told you. If not for aunt Kirah you wouldn’t even have made it through your first day.”
Aunt Kirah. Nurse Kirah.
My mother’s contractions started in her lunch break, two months early. She was at the hospital twenty minutes later and another hour after that she pushed my head out of her body.
Like most babies, I didn’t breathe. The doctor gave me a light slap, like for all babies. Another light slap, like for some babies. Then a stronger slap.
22 sie 2013
20 sie 2013
SKYPE, 12:29
Mieszkam w Ameryce. Cała moja rodzina przebywa w Europie. Rozmawiam z nimi codziennie. Mój brat również mieszka daleko od domu rodzinnego i nie jest typem człowieka, który utrzymuje z nią częsty kontakt. Pracuję od poniedziałku do piątku, a kilka minut z każdej przerwy na lunch poświęcam relacjonowaniu mojego dnia rodzicom. To sprawia im radość.
Mój ojciec zaczął pracować nad jakimś projektem konstrukcyjnym, więc często nie ma go w domu, kiedy dzwonię do rodziców na Skype. Moja mama przeszła właśnie na emeryturę, więc ona zawsze jest dostępna i gotowa zasypywać mnie pytaniami. Zawsze odpowiadam jej z uśmiechem na twarzy.
Tydzień temu, w poniedziałek 29 października, zadzwoniłem do mamy na Skype. Była godzina 12:29. Nasze kamery internetowe były włączone.
- Cześć mamo! Jak leci? – powitałem ją standardowymi słowami.
Żadnej odpowiedzi. Po prostu na mnie patrzyła. Czułem się, jakby zaglądała wgłąb mojej duszy, przysięgam. Jej źrenica były nienaturalnie duże.
- Mamo, słyszysz mnie? – zapytałem, ponieważ jej internet nie należy do najlepszych. – Mamo?
- Twój brat nie żyje.
Zamarłem. Wiecie jak to jest, kiedy w środku nocy dzwoni do was telefon i przechodzą was ciarki po plecach, bo boicie się, że stało się coś złego, ktoś umarł? Mam małą obsesję na tym punkcie i zawsze kiedy dzwonię do rodziców przez Skype staram się wyczytać wszystko z ich twarzy już na samym początku. Tym razem coś zdecydowanie było nie tak.
- Co? – wrzasnąłem. Mój brat niedawno wyjechał na misję pokojową, co od początku mnie martwiło.
- Nie żyje. Dobrze dzisiaj wyglądasz – wyraz twarzy mamy w ogóle się nie zmienił.
Moja mama jest naprawdę kochającą osobą i wiem, że jeśli mój brat naprawdę umarł, płakałaby jak dziecko. Pomyślałem, że szok wyczyścił ją z emocji.
- Co? Gdzie jest ojciec? – łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- W pracy.
- Co się do cholery dzieje? – zacząłem się wściekać. Co moja matka wyprawiała?
- Twój brat. On nie żyje. I ty też niedługo umrzesz.
Coś we mnie umarło w tamtym momencie. Moja ukochana mama siedziała przed komputerem po drugiej stronie kamery, 5000 mil ode mnie, i mówiła mi nie tylko, że mój brat nie żyje, ale że ja będę następny. Nie było po niej widać żadnych emocji. Kompletnie. Wtedy Skype się rozłączyło.
Mój ojciec zaczął pracować nad jakimś projektem konstrukcyjnym, więc często nie ma go w domu, kiedy dzwonię do rodziców na Skype. Moja mama przeszła właśnie na emeryturę, więc ona zawsze jest dostępna i gotowa zasypywać mnie pytaniami. Zawsze odpowiadam jej z uśmiechem na twarzy.
Tydzień temu, w poniedziałek 29 października, zadzwoniłem do mamy na Skype. Była godzina 12:29. Nasze kamery internetowe były włączone.
- Cześć mamo! Jak leci? – powitałem ją standardowymi słowami.
Żadnej odpowiedzi. Po prostu na mnie patrzyła. Czułem się, jakby zaglądała wgłąb mojej duszy, przysięgam. Jej źrenica były nienaturalnie duże.
- Mamo, słyszysz mnie? – zapytałem, ponieważ jej internet nie należy do najlepszych. – Mamo?
- Twój brat nie żyje.
Zamarłem. Wiecie jak to jest, kiedy w środku nocy dzwoni do was telefon i przechodzą was ciarki po plecach, bo boicie się, że stało się coś złego, ktoś umarł? Mam małą obsesję na tym punkcie i zawsze kiedy dzwonię do rodziców przez Skype staram się wyczytać wszystko z ich twarzy już na samym początku. Tym razem coś zdecydowanie było nie tak.
- Co? – wrzasnąłem. Mój brat niedawno wyjechał na misję pokojową, co od początku mnie martwiło.
- Nie żyje. Dobrze dzisiaj wyglądasz – wyraz twarzy mamy w ogóle się nie zmienił.
Moja mama jest naprawdę kochającą osobą i wiem, że jeśli mój brat naprawdę umarł, płakałaby jak dziecko. Pomyślałem, że szok wyczyścił ją z emocji.
- Co? Gdzie jest ojciec? – łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- W pracy.
- Co się do cholery dzieje? – zacząłem się wściekać. Co moja matka wyprawiała?
- Twój brat. On nie żyje. I ty też niedługo umrzesz.
Coś we mnie umarło w tamtym momencie. Moja ukochana mama siedziała przed komputerem po drugiej stronie kamery, 5000 mil ode mnie, i mówiła mi nie tylko, że mój brat nie żyje, ale że ja będę następny. Nie było po niej widać żadnych emocji. Kompletnie. Wtedy Skype się rozłączyło.
15 sie 2013
ZABURZENIA ODŻYWIANIA
Wolę pozostać anonimową osobą, więc zdradzę tylko, że pracuję w ochronie zdrowia. Wydaje się, że mamy tutaj bardzo dużo dziwnych pacjentów; jeden w szczególności zapadł mi w pamięci.
Dziewczyna, którą mam na myśli i która jest u nas od niedawna, przeżyła coś bardzo niepokojącego. Mając dość słuchania w kółko plotek, postanowiłam przeczytać jej kartę.
Żałuję, że to zrobiłam.
To, co napiszę zaraz, jest poprawioną stylistycznie wersją tego, co ona napisała sama.
To wszystko naprawdę jest nieporozumieniem. Wszystko ze mną w porządku. To nie ja jestem problemem. Ktoś inny jest za to odpowiedzialny – oni planują mnie torturować! Nie powinno mnie tu w ogóle być.
Miałam problemy z akceptacją swojego ciała. To akurat jest prawda. Przegrywałam z kolejną dietą, kiedy to się stało.
Świętowaliśmy awans Becky. W piątkę spotkaliśmy się na obiedzie w naprawdę ładnej restauracji, ale nie pamiętam w której dokładnie. Wtedy złamałam swoją dietę. Wszyscy wypiliśmy po dwie lampki wina, kiedy przyniesiono mi moją sałatkę. Planowałam zjeść tylko połowę, wystarczająco dużo, żeby nie wzbudzać zainteresowania innych. Dziewczyny czepiały się mnie za każdym razem, kiedy odmawiałam jedzenia...
Nie mogłam jednak przestać myśleć, że najszczuplejsza z naszej piątki, jako pierwsza awansowała. Wszystkie skończyłyśmy szkołę ponad rok temu, a prawdziwe życie było jak kubeł zimnej wody. Żadna z nas nie była zadowolona ze swojego życia.
Oczywiście poza Becky.
Dziewczyna, którą mam na myśli i która jest u nas od niedawna, przeżyła coś bardzo niepokojącego. Mając dość słuchania w kółko plotek, postanowiłam przeczytać jej kartę.
Żałuję, że to zrobiłam.
To, co napiszę zaraz, jest poprawioną stylistycznie wersją tego, co ona napisała sama.
To wszystko naprawdę jest nieporozumieniem. Wszystko ze mną w porządku. To nie ja jestem problemem. Ktoś inny jest za to odpowiedzialny – oni planują mnie torturować! Nie powinno mnie tu w ogóle być.
Miałam problemy z akceptacją swojego ciała. To akurat jest prawda. Przegrywałam z kolejną dietą, kiedy to się stało.
Świętowaliśmy awans Becky. W piątkę spotkaliśmy się na obiedzie w naprawdę ładnej restauracji, ale nie pamiętam w której dokładnie. Wtedy złamałam swoją dietę. Wszyscy wypiliśmy po dwie lampki wina, kiedy przyniesiono mi moją sałatkę. Planowałam zjeść tylko połowę, wystarczająco dużo, żeby nie wzbudzać zainteresowania innych. Dziewczyny czepiały się mnie za każdym razem, kiedy odmawiałam jedzenia...
Nie mogłam jednak przestać myśleć, że najszczuplejsza z naszej piątki, jako pierwsza awansowała. Wszystkie skończyłyśmy szkołę ponad rok temu, a prawdziwe życie było jak kubeł zimnej wody. Żadna z nas nie była zadowolona ze swojego życia.
Oczywiście poza Becky.
11 sie 2013
Babcia Lily
Życie i śmierć babci pamiętam tak, jak opowiadała mi mama. Z tego co zrozumiałam, 2 lutego 1998, została ofiarą wypadku samochodowego i zmarła w szpitalu niedługo później. Nie miałam już innych dziadków ani babci, wszyscy umarli na długo przed moimi urodzinami.
W chwili jej śmierci miałam tylko trzy lata i słabo pamiętam pogrzeb lub babcię w trumnie. Niejasno pamiętam też to, że byłam tym trochę zafascynowana, jako, że mój młody umysł nie rozumiał koncepcji śmierci.
Przez większość swojego życia podróżowałam, ponieważ tata pracował dla United Airlines. Latanie nie było dla mnie niespodzianką, pomimo tego, że miałam jedynie osiem lat. Był 2 lipca 2002 roku, o ile dobrze pamiętam, kiedy z mamą i tatą wylądowaliśmy w Chicago lecąc z Las Vegas, gdzie planowaliśmy zamieszkać.
Wujek Ray zawiózł nas do domu cioci Lindy i wujka Joe w Algonquin. Był to całkiem spory budynek i bardzo przytulny zresztą. Razem z mamą dzieliłam pokój na górze, który musiał należeć do kuzynki Lorie, zanim się wyprowadziła.
W chwili jej śmierci miałam tylko trzy lata i słabo pamiętam pogrzeb lub babcię w trumnie. Niejasno pamiętam też to, że byłam tym trochę zafascynowana, jako, że mój młody umysł nie rozumiał koncepcji śmierci.
Przez większość swojego życia podróżowałam, ponieważ tata pracował dla United Airlines. Latanie nie było dla mnie niespodzianką, pomimo tego, że miałam jedynie osiem lat. Był 2 lipca 2002 roku, o ile dobrze pamiętam, kiedy z mamą i tatą wylądowaliśmy w Chicago lecąc z Las Vegas, gdzie planowaliśmy zamieszkać.
Wujek Ray zawiózł nas do domu cioci Lindy i wujka Joe w Algonquin. Był to całkiem spory budynek i bardzo przytulny zresztą. Razem z mamą dzieliłam pokój na górze, który musiał należeć do kuzynki Lorie, zanim się wyprowadziła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)