Było około godziny 19. Na dworze szalała burza, której wycie wypełniało cały dom. Leżałem na kanapie czytając książkę, przy małej lampce której światło zamiast rozjaśniać, tylko pogłębiało ciemność w pokoju. Byłem wykończony po całym dniu w szkole, więc nudna książka i senna atmosfera w pokoju powoli zabrały mnie w objęcia Morfeusza.
Miałem bardzo piękny sen, nie za bardzo pamiętam o czym, ale obudziłem w przekonaniu że widziałem coś wspaniałego, pewnie mógł bym jeszcze pospać, ale nie, mój głupi telefon musiał zacząć dzwonić. A właśnie, ciekawe kto dzwonił. Mama, mogłem się domyślić, w sumie kto mógł by dzwonić do takiego nolifea jak ja. Był też SMS, też od mamy : wrócę po 24, nie czekaj na mnie. Taaak, jak zwykle zostałem sam. No nic, pomyślałem, jeszcze chwile poczytam książkę i zaraz pójdę spać. Wtem uderzyła mnie jedna myśl, która od dobrej chwili dobijała się do mojej świadomości, w pokoju jest ciemno, a przecież nie gasiłem lampki przed moją drzemką. Przestraszyłem się nie na żarty. Moja wyobraźnia już pokazywała mi obraz jakiegoś psychopatycznego zabójcy, który włamał się do mojego domu, zgasił lampkę w wiadomym tylko sobie celu i teraz, gdzieś w domu czeka tylko na to, aby odebrać mi w bardzo okrutny i bolesny sposób moje życie. Sparaliżowany tą wizją siedziałem sztywno na kanapie, próbując nie wydawać żadnych dźwięków. Chwile mi to zajęło, ale opanowałem strach i podszedłem do włącznika światła. Nie działał. Oblał mnie zimny pot, lecz zmusiłem się, alby podejść do okna. Tak, moje przypuszczenia się sprawdziły. Za oknem była tylko ciemność, co oznaczało tylko jedno, cała dzielnica nie miała prądu. Powoli się uspokoiłem i śmiejąc się w myślach z moich bezpodstawnych strachów poszedłem szukać latarki. Oczywiście nie znalazłem, no tak jak w tym domu można było cokolwiek znaleźć ?! Wróciłem wkurzony do pokoju i w tym momencie błyskawica rozświetliła mrok nocy, przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę jakąś postać przed przeszklonymi drzwiami tarasu. Może jednak mój strach nie był bezpodstawny. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a krew szumiąc w uszach zagłuszała wszystkie dźwięki. Zacząłem panicznie biegać sprawdzając czy wszystkie drzwi i okna są pozamykane. W między czasie zaopatrzyłem się w pogrzebacz, którego ciężar w ręku dodał mi trochę pewności siebie. Po sprawdzeniu wszystkich okien i drzwi, które okazały się być zamknięte rozluźniłem się nieco i zszedłem do salonu po komórkę, która oczywiście okazała się rozładowana. W tym momencie zapaliło się światło, odetchnąłem z ulgą i odwróciłem się. On już tam stał. Ubrany był w elegancki płaszcz i garnitur, gdyby nie rozbiegane oczy i ślady krwi na płaszczu wyglądał by jak dobrze prosperujący biznesmen. Pogrzebacz wypadł mi ze zesztywniałej ręki, a ja zacząłem się cofać w panice. Zatrzymałem się dopiero przy ścianie,nie widząc żadnej drogi ucieczki osunąłem się na podłogę i zacząłem cicho łkać. On zaczął podchodzić powoli, po drodze podniósł upuszczony przeze mnie pogrzebacz. Zatrzymał się kilka kroków przede mną. Też ich słyszysz, zapytał. Nie wiedziałem o co pyta, lecz byłem zbyt przerażony, aby nawet zrozumieć sens pytania. Nie chciałem tego robić, lecz oni mi kazali. Im nie wolno się sprzeciwiać, wiesz o tym. Powiedzieli : zabij ich wszystkich Bóg rozpozna swoich. Muszę. Kiedy unosił rękę, na jego twarzy nie widziałem, szaleństwa, zawiści czy gniewu. Jego twarz wyrażała ubolewanie i troskę. Pierwszy cios rozbryzgał krew na białej ścianie. Spływająca krew ułożyła się w napis : Jezus Cię Kocha. Lecz nie było tam nikogo kto by to zauważył, a kolejne rozbryzgi krwi zasłoniły napis.
straszomakaron
Jezus cię kocha i ty kochasz Jezusa i wszyscy są szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńFajne lk
OdpowiedzUsuń