Powoli otwierasz oczy, budzisz się, powietrze jest potwornie suche, zupełnie bez smaku, w ustach czujesz okropny smak,bardzo chce Ci się pić. Czujesz, choć to zupełnie nieprawdopodobne, jakby ktoś wsypał Ci całe wiadro piasku do gardła podczas nocy i... czekaj czekaj, coś jest nie tak, przecież za oknem ciągle jest ciemno...
Oddychając ciężko, zaczynasz liczyć aby w pełni się rozbudzić - Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sze... cholera, czemu mam z tym taki problem...
Masz to dziwne uczucie, które często spotyka Cię jak źle się ułożysz i śpisz na swojej ręce. Nie czujesz ani rąk ani całego ciała. Przypominasz sobie to uczucie mrowienia gdy krew znów zaczyna płynąć przez odrętwiałe kończyny. Myśląc o tym przeciągasz się, i ku swojemu zdumieniu czujesz że to dziwne uczucie opanowało także Twoje nogi.
Zapewne tylko się nie wyspałeś, w końcu byłeś bardzo zmęczony - zapewne...
Jest jeszcze ciemno, więc zastawiasz się czy po prosty zbyt szybko się nie obudziłeś a Twoje ciało w ten dziwny, bądź co bądź sposób domaga się powrotu do krainy snów.
Niestety... musisz, MUSISZ wstać...
Twoje gardło jest tak wyschnięte że jeżeli czegoś się nie napijesz to zaczniesz zaraz kaszleć albo coś w tym rodzaju. Twoje oczy powoli zaczynają przyzwyczajać się do ciemności, przez okno wpada do Twojego pokoju nikła wstążka światła.
Wiesz że leżysz w swoim łóżku, czujesz w końcu zapach swojego ulubionego płynu zmiękczającego w którym wyprałeś swoje poduszki... no cóż, musiało to być stosunkowo niedawno ponieważ zapach lawendy jest wręcz oszałamiający. Przejeżdżasz językiem po wargach starając się je przynajmniej choć troszkę zwilżyć. Mają dziwny metaliczny smak - ale trudno to dokładnie sprecyzować, są zbyt wyschnięte. Zdajesz sobie sprawę z tego że musiałeś w jakiś sposób odwodnić się podczas nocy. Ta myśl umacnia Cię w Twoim postanowieniu aby wstać z łóżka i ugasić swoje pragnienie... jest jeden mały problem, nie czujesz jakbyś w pełni władał nad swoim ciałem...
Próbujesz przypomnieć sobie co działo się wczoraj lub przynajmniej wtedy kiedy kładłeś się spać. Nie masz żadnego pomysłu jaki dzień tygodnia wypadał wczoraj. Co robiłem wczoraj ? Co do cholery musiałem zjeść lub wypić, że moje gardło jest tak suche ?
Kiedy się nad tym zastanawiasz, czucie wraca do Twoich nóg, Twoich ramion, stwierdzasz zaskoczony że leżysz na plecach - ponieważ dopiero co je poczułeś. Twoje ramiona i pośladki wciskają się w materac.
Jesteś wreszcie w stanie przynajmniej podeprzeć się na łokciach. Pół przytomny, mrużąc oczy w ciemności, starasz się wyczuć jak daleko od krawędzi łóżka się znajdujesz. Gdy już do tego dojdziesz będziesz w stanie przerzucić nogi poza jego krawędź i skierować się po upragnioną szklankę wody.
Gdy Twoje stopy dotykają podłogi, wstajesz powoli, dotykając swoim językiem podniebienia. Zaskoczony zauważasz że prawie się do niego przykleja. Przeciągasz się ziewając, co przynosi Twoim ustom choć troszkę wilgoci. Kierujesz się w kierunku drzwi, wilgoć którą wyczuwasz w powietrzu pozwala Ci nieznacznie zwilżyć swoje warki. Są gorące i popękane... Co za dziwna noc...
Schodząc korytarzem w dół, do kuchni, decydujesz, że bez względu na godzinę, nie potrzebujesz już więcej snu. Szybka podróż tam i s powrotem po lodowatą butelkę wody prosto z lodówki.
Chwytasz pokrętło z zimną wodą i przekręcasz, wsłuchujesz się w szum wody, podczas gdy napełniasz szklankę wodą. Wypijesz jedną szklankę wody tutaj w kuchni, ale zabierzesz trochę wody mineralnej do sypialni. Plastikowa butelka to bezpieczniejszy wybór niż szkło, zważając na Twój niepewny stan. Kiedy trzymasz szklankę pod bieżącą wodą wsłuchując się w kojący szum wody, czujesz że, Twoje usta zaczynają domagać się wody zanim jeszcze szklanka dotrze do Twych ust i wtedy...
Brzdęk...
Szklanka jest cała więc Twój...
ząb.. ?
Nie zaprzątasz sobie jednak tym głowy, jedyne o czym w tym momencie myślisz to zbawienny płyn który płynie przez Twoje wyschnięte na wiór gardło. Wstrzymujesz oddech, i jednym łykiem wypijasz całą szklankę. Głośno zasysasz powietrze - ahhhhhhh! Tego było mi trzeba.
Stoisz, wisząc na krawędzi zlewu, lekko dysząc...
"Hej!"
Kto tu jest ? Pokaż się natychmiast ! - krzyczysz przerażony, nie bardzo wiedząc co zrobić.
W jednej chwili czujesz przeraźliwie przenikliwy ból głowy. Czujesz jak Twoje jelita wykręcają się, sprawiając Ci niewyobrażalny ból... pamiętaj o oddechu... nie wstrzymuj go znowu...
Odwracasz się i zauważasz postać - a raczej cień, ukryty w mrokach kuchni. Wydaje Ci się że jest to kobieta, dlatego zastanawiasz się czy sięgnąć po ukryty w szufladzie nóż.
Nagle do Twoich uszu dociera cichutki szept...
"Gotowy na drugi test ?"
Drugi test ? Co to kurwa jest, drugi test ? Kto jest w mojej kuchni ??
Powoli kierujesz się do szuflady, lecz wtedy słyszysz że coś rozsypało się po podłodze, bardzo blisko tajemniczej postaci... Dźwięk przykuwa Twoje zainteresowanie, ale w pewnym stopniu Cię przeraża. Zdajesz sobie sprawe z tego że nie panujesz ani nad swoimi myślami ani nad swoim ciałem.
Wiesz że musisz zatrzymać się przy szafce, znaleźć broń, bronić się...
Jednak ten dźwięk...
Cudowny, piękny - nawet ta kobieta zdaje się mieć tak delikatny głos gdy mówi do Ciebie...
Co to za dźwięk ?
Bardzo powoli kierujesz się w jego stronę... brzmi jak... - nie bardzo rozumiem... brzmi jakby ktoś przesypywał płatki owsiane z jednego kontenera do drugiego... Coś się przelewa... przesypuje... wiesz doskonale że musisz chronić siebie... ale nie teraz, ten dźwięk jest tak piękny....
Wbrew swojej woli poruszasz się w kierunku kobiety.
Gdy zbliżasz się do niej, słabe światło księżyca oświetla na krótki czas kawałek podłogi, kobieta odsuwa się od Ciebie i taaaak... wreszcie to zauważasz... wysypuje coś z pojemnika.... na podłogę... powoli... szzzzzzzzz.... piękny dźwięk....
Gdy wreszcie dostrzegasz co znajduje się na podłodze, kobieta wycofuje się...
Upadasz na kolana, liczysz...
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, licz... jedenaście, dwanaście ...
"Kiedy skończysz liczyć te nasiona, będziemy pewni że transformacja przebiegła prawidłowo - i nie będziesz potrzebował świeżej krwi do następnej pełni"
Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem ...
"Powodzenia, Kochany"
Krwi ? Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jedynego? Krwi ? Co ona mówi ? Trzydzieści sześć, trzydzieści siedem - oh, tyle nasion, muszę je wszystkie policzyć! Czterdzieści dwa, czterdzieści trzy, transformacja ? Kto się zmienił ?
Czterdzieści sześć - dlaczego ona to robi ? Czterdzieści osiem, czterdzieści dziewięć, pięćdziesiąt, wysypuje tyle nasion na podłogę? Pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, więcej krwi, kto potrzebuje więcej krwi, sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt dwa, sześćdziesiąt trzy, dlaczego nie mogę wstać? Oh, tak wiele nasion, dlaczego?
Sześćdziesiąt siedem, sześćdziesiąt osiem, musi być ich tutaj tysiące, siedemdziesiąt dwa siedemdziesiąt trzy, siedemdziesiąt cztery, krew ? Siedemdziesiąt sześć, siedemdziesiąt siedem, jak długo trwa cykl ? Jak długo ? Osiemdziesiąt jeden osiemdziesiąt dwa osiemdziesiąt trzy Boże, krew, pełnia, pragnienie, dziewięćdziesiąt trzy, dziewięćdziesiąt cztery dziewięćdziesiąt pięć,
Co ona ze mną zrobił ? Sto jeden, sto dwa, sto i tak cholernie dużo nasion, Boże...
... Siedem tysięcy dziewięć, siedem tysięcy i dziesięć, siedem tysięcy jedenaście ..., nasiona, nasiona ... siedem tysięcy dziewiętnaście, o tyle więcej, siedem tysięcy dwadzieścia dwa, siedem tysięcy dwadzieścia trzy, siedem tysięcy dwadzieścia cztery ... nie, nasiona więcej nasion siedem tysięcy trzydzieści nie, to nie może być, siedem tysięcy trzydzieści dwa, siedem tysięcy trzydzieści trzy, siedem tysięcy i nie, jak można to siedem tysięcy trzydzieści osiem, siedem tysięcy i... nie mogę przestać liczyć, nieeeee, siedem tysięcy czterdzieści trzy, nieeeee, nieeeee, nieeee siedem tysięcy ...
dziewięć ty ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz