Późna noc. Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie: „Czy lubię taką pogodę?”, moja odpowiedź byłaby twierdząca, choć oczywiście doszłoby pewne ale. Otóż nie było wybitnie ciemno, księżyc tej nocy był w pełni, dodatkowo zdawał się być większy niż zazwyczaj, rozświetlał mrok otaczający świat wokół mnie, a pomagały mu gwiazdy. Było nieco chłodno i ślisko, z racji, że jeszcze niedawno deszcz lał niemiłosiernie, teraz zaś temperatura spadła na tyle, że fragmenty ulic poczęły pokrywać się lodem. O ile byłem wdzięczny za tę odrobinę światła, o tyle nie chciałem skręcić sobie kostki.
Cóż robiłem o tej porze z dala od cywilizacji? Na kompletnym odludziu, gdzieś pośród diabelsko wyglądającego boru? Zachciało mi się nagle iść na imprezę… dobra, właściwie to wcale nie chciałem tam iść, ale moi kumple przekonali mnie, że będzie tam ta kobieta, która jest moją sąsiadką. Dla mnie to nie jest śmieszne, naprawdę czuję do niej pociąg, chociaż różnica naszego wieku wynosi kilka lat, jest zaledwie świeżym studenciakiem. Nic nie wyszło, tak jak wyjść miało, więc pozwolę sobie pominąć tę część historii.
Wkurzyłem się na moich znajomych i pobiegłem przodem. Kroczyłem asfaltową drogą, którą rzadko kiedy ktoś przejeżdżał, ale mimo to kroczyłem poboczem.
Barykada policyjna. Pięknie trafiłem. Gliniarze aż zbyt grzecznie polecili mi pójść leśną ścieżką, która znajdowała się od strony mojego lewego ramienia. Nie wiem, dlaczego, ale faktycznie nie miałem ochoty ujrzeć wypadku, skoro na pytanie odnośnie sytuacji odpowiadali, że jest fatalnie.
Ruszyłem leśną ścieżką, gdzie co jakiś czas musiałem uważać na lodowe pułapki. Klimat zrobił się strasznie ponury, miałem wrażenie, że las próbuje urządzić mi nieprzyjemnego psikusa. Wzdrygnąłem się na tę myśl i ruszyłem wolniejszym krokiem w nadziei, że reszta mnie dogoni. Sam się sobie dziwie, normalna osoba chyba popędziła by ile tchu na przód.
Nie minęła chwila, nim ujrzałem coś niepokojącego. Z daleka wyglądało jak ludzka ręką wystająca z ziemi. „Chyba popadłem w paranoję, jest ciemno, to dlatego wyobrażam sobie dziwne rzeczy. To pewnie zwykły badyl!” pomyślałem i ruszyłem szybciej. Gdy już przekroczyłem te kilkanaście metrów, które dzieliły mnie od tajemniczego zjawiska z przerażeniem odkryłem, że to rzeczywiście ręka! Wystawała z ziemi od łokcia w górę, a jej właściciel wzywał pomocy. Nagły przypływ heroizmu nakazał mi kopać. Ziemia była zmrożona, ale nie tak jak wszędzie dookoła. Nie zauważyłem jednak w tym momencie tak istotnego faktu. Gołymi rękoma odrzuciłem pokaźne ilości piachu na bok. Im dalej posuwałem się w tej czynności tym wezwania o pomoc były wyraźniejsze, ale wciąż stłumione, a kończyna wyrastająca z gleby poruszała się coraz szybciej. W końcu udało się! Wówczas pogrążyłem się w zdziwieniu, które przeszło w olbrzymi strach, w momencie, gdy silna dłoń pochwyciła mnie za moją własną. Próbowałem się wyrwać, ale nie dawałem rady. Moje zaskoczenie spowodowane było tym, że mężczyzna nosił na twarzy maskę podłączoną przewodami do czegoś pod nim, prawdopodobnie butli tlenowych.
- „Pomocna dłoń” wita – oznajmił wesołym głosem, który nie pasował do jego przerażenia, jakie jeszcze sekundy temu go ogarniało. Wyrażenie brzmiało bardziej jak hasło niźli wypowiedź skierowana do mnie i o to już zaraz po ty jak padło, usłyszałem i poczułem, że ktoś albo coś zeskoczyło z góry tuż za mną, by zajść mnie od tyłu. Nie zdążyłem nawet zareagować, bo coś wgryzło mi się w kark i oderwało z niego spory płat skóry z mięsem. Upadłem i nie wydałem z siebie nawet krzyku rozpaczy czy bólu. Ujrzałem jednak w ostatniej chwili mojego oprawcę. Istota ta była blada jak prześcieradło, wysoka i nie posiadała włosów na głowie. Najbardziej skupiłem się na jej twarzy. Była potworna. Przebrzydła szczęka nie z tego świata obdarzona rzędami długich ostrych kłów, z których ściekała moja szkarłatna posoka i zwisały małe fragmenty mięsa, była na dodatek przekręcona o dziewięćdziesiąt stopni.
- Robota wykonana – powiedział z zadowoleniem mężczyzna w masce do krótkofalówki. – Tak, jeśli napotkacie jeszcze jakichś samotników, to poinformujcie nas i postarajcie się ich skierować w naszą stronę – dodał formalnie niczym urzędnik.
Zabawne. Nigdy nie wierzyłem w takie dziwy, a kiedy już padłem ich ofiarą, było za późno, by w nie uwierzyć. Czasami jednak lepiej nie ufać pomocnym dłoniom.
Super odpowiadanie :D
OdpowiedzUsuńSuper historia gdyby nie to ze mowiles 1 osobie a w opowiadaniu mowisz ze to cos cie ugryzlo no i w sumie zabilo :)
OdpowiedzUsuń