Ciekawość to przekleństwo.
(A curious mind is a terrible curse)
(A curious mind is a terrible curse)
Nic na to nie poradzę - ciągnie mnie do Wielkiego Nieznanego. W jakiś makabryczny sposób zawsze chciałem doświadczyć czegoś paranormalnego, żebym mógł poznać Jedyną Prawdę.
Przez długi czas nie udało mi się natknąć na nic, czego logika i zdrowy rozsądek nie potrafiłyby wyjaśnić. Gdy wkroczyłem w dorosłość, wszystko stało się bardziej racjonalne; dziecięca ciekawość i zapał szybko zgasły w obliczu poważnej pracy i kredytów.
Ale niedawno wszystko się zmieniło.
Dorastałem w małym drewnianym domku na przedmieściach. Był to z pewnością najstarszy budynek w okolicy - właśnie dlatego było nas na niego stać.
Zawsze zastanawiałem się czy jest nawiedzony - tak stary dom musiał mieć jakieś ciemniejsze karty w swojej historii. Ale nie działo się nic, co by na to wskazywało. W nocy słyszałem jakieś chrobotanie, ale okazało się, że to tylko gołębie zagnieździły się na strychu.
Pewnego razu, kiedy miałem dziesięć lat, bawiłem się sam na podłodze w swoim pokoju. Nagle zamarłem - usłyszałem wyraźne chrapanie dochodzące z mojego łóżka. Dźwięk robił się coraz głośniejszy. Wpatrywałem się w łóżko, ale nic tam nie było. Zebrałem się na odwagę i krzyknąłem "Kto tu jest?".
W odpowiedzi usłyszałem tylko głośnie, przerażające chrapanie.
Złapałem parasolkę i ostrożnie podszedłem do łóżka. Moje serce biło jak szalone. Parasolką rozgarnąłem pościel, ale nic tam się nie poruszyło. Wtedy zobaczyłem, że okno nad łóżkiem jest uchylone. Zamknąłem je i chrapanie ucichło.
To był tylko wiatr.
Parę lat później zacząłem mieć to okropne uczucie podczas snu. Często budziłem się i czułem, że jakieś mroczne, wściekłe stworzenie zrywa ze mnie koc i przygniata mnie do łóżka, dusząc mnie.
Za pierwszym razem myślałem, że to bardzo wyrazisty, przerażający koszmar. Ale kiedy zaczęło się to powtarzać, noc za nocą, wpadłem w panikę. Cokolwiek to było, nie chciało się poddać.
Chociaż zawsze udawało mi się przetrwać ataki, myślałem że wariuję. Na szczęście kilka miesięcy później usłyszałem o paraliżu sennym. Zmieniłem nawyki i więcej się to nie powtórzyło.
A zatem, wszystkie paranormalne zjawiska, których doświadczałem dawały się racjonalnie wytłumaczyć. Tak jak Fox Mulder z "Archiwum X" - chciałem wierzyć, ale nie mogłem znaleźć dowodów.
Ale nie potrafię wytłumaczyć tego, co niedawno mi się przydarzyło.
Postanowiłem zrobić sobie przerwę i wyruszyłem z przyjaciółmi na kilkutygodniową wędrówkę po Wietnamie. Zaczęliśmy od miasta Ho Chi Minh, a następnie ruszyliśmy na północ, krętymi, błotnistymi drogami wzdłuż wybrzeża.
Trasa wiodła głównie przez nietkniętą cywilizacją dzicz, co jakiś czas natykaliśmy się na małe wioski i piękne, czyste plaże. Właśnie w takim miejscu spędziliśmy cały dzień opalając się i pływając, zapomniawszy o wszystkich problemach.
Kiedy nadszedł zmierzch, urządziliśmy sobie ucztę z pysznych owoców morza, które złapaliśmy wcześniej. Noc pod gołym niebem to naprawdę niesamowite przeżycie, zwłaszcza z dala od świateł wielkich miast.
Kiedy obudziłem się koło trzeciej w nocy zobaczyłem cudownie rozgwieżdżone niebo. Niestety, czułem też o wiele mniej cudowny zew natury i musiałem udać się do najbliższej toalety. Noc była parna, świerszcze grały nocny koncert.
Zaspany, ruszyłem ścieżką w stronę wybetonowanej polanki gdzie stały dwa rzędy toalet - dla kobiet i dla mężczyzn. Pośrodku między rzędami była "poczekalnia" - puste miejsce oświetlone wiszącą prowizoryczną lampą.
Kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem staruszka stojącego pod lampą, zwróconego plecami w moją stronę. Widziałem tylko jego sięgające za ramiona długie, białe rozczochrane włosy i kościste kończyny wystające ze szmat, w które był ubrany.
Trochę się wystraszyłem, bo nie sądziłem że ktoś tu będzie o tej porze. Uprzejmie odchrząknąłem żeby wiedział, że się zbliżam. Nie chciałem mieć go na sumieniu jeśli umrze na atak serca.
Pewnie to mieszkaniec którejś z pobliskich wiosek czekający na żonę, niewiele domów w okolicy miało prąd i bieżącą wodę.
Chyba mnie nie zauważył, więc dałem sobie z nim spokój i poszedłem do najbliższej męskiej kabiny. Zamykając drzwi wciąż miałem go w zasięgu wzroku. Mimo że przemieściłem się o 90 stopni w stosunku do miejsca skąd pierwszy raz go zobaczyłem, nadal był odwrócony do mnie plecami.
To było bardzo dziwne, ale w tym momencie musiałem załatwić poważniejszą sprawę.
"Toaleta" była w zasadzie dziurą w ziemi. Tylko małe, liche drzwi chroniły moją godność osobistą. Okropny zapach ludzkich odchodów staranował moje zmysły kiedy spuściłem spodnie i kucnąłem żeby załatwić co trzeba. Po chwili moje myśli znów powędrowały w stronę dziwnego staruszka.
Coś było bardzo nie tak, moja podświadomość krzyczała, że coś jest nie w porządku. Coraz bardziej przerażony połączyłem kawałki układanki.
Mimo że staruszek stał obok lampy, nie rzucał cienia.
Wszelkie myśli o iluzji optycznej zniknęły, kiedy przez szparę pod drzwiami toalety zobaczyłem jego nierzucające cienia stopy, centymetry ode mnie.
Niemal ucieszyłem się, że kucałem ze spuszczonymi spodniami, bo gdy krzyknąłem, opróżniłem też jelita.
Poderwałem się, podciągnąłem spodnie i cofnąłem się aż do tylnej ściany toalety.
Stojąc nie widziałem co było pod drzwiami. Bez cienia nie mogłem widzieć czy... to? ...wciąż tam stało.
Szybko przejrzałem w głowie możliwe rozwiązania. Właściwie mogłem tylko spróbować uciec z toalety. Te liche drzwi mnie nie ochronią, a moja godność osobista i tak już mocno ucierpiała. Skoro już miałem umrzeć, to chociaż nie taką gównianą - dosłownie - śmiercią.
Zerknąłem pod drzwiami, ale po drugiej stronie nic nie było. Zdecydowałem, teraz albo nigdy, otworzyłem drzwi kopniakiem i ujrzałem... tylko pusty plac.
Wybiegłem z toalety, ale nigdzie nie widziałem tego staruszka. Słyszałem tylko cykanie świerszczy.
Wtedy popełniłem błąd - spojrzałem do kabiny, z której przed chwilą wyszedłem. Był tam. Długie, białe włosy i kościste ciało, dokładnie w miejscu gdzie stałem kilka sekund wcześniej.
Ucieszyłem się, już drugi raz tego wieczoru, że nie miałem już czym ubrudzić spodni kiedy znów krzyknąłem.
Wiedziony czystym instynktem pognałem z powrotem na plażę jakby goniły mnie demony. Kto wie, może naprawdę mnie goniły.
Wróciwszy do obozu, spędziłem kolejne godziny całkowicie przytomny. Siedziałem skulony i obserwowałem ścieżkę, gotów obudzić wszystkich jeśli tylko znów zobaczę tego staruszka. Kiedy nadszedł wreszcie ranek, moi koledzy obudzili się i zapytali czemu tak strasznie wyglądam. Nie chciałem im mówić co zobaczyłem, więc powiedziałem, że nie mogłem tej nocy spać.
Reszta wyprawy przebiegła bez dziwnych zdarzeń, ale ostatniego dnia musiałem opowiedzieć swoją historię naszemu miejscowemu przewodnikowi. Musiałem poznać prawdę.
Kiedy skończyłem opowiadać, tylko spojrzał na mnie poważnie i spytał: "Widziałeś jego twarz?"
Wyjaśnił, że w Wietnamie duchy często nawiedzają miejsca gdzie pojawiają się podróżni. Ci, którzy zobaczą twarz ducha są skazani na okropną, makabryczną śmierć w najbliższej przyszłości.
Od tego zdarzenia minęły niemal dwa miesiące. Do tej pory nie wiem, czy widziałem jego twarz. Męczy mnie to, ale nie jestem pewien czy chcę wiedzieć.
Może niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć... Chyba i tak jestem wystarczająco przeklęty.
W ogóle nie straszne , jednym słowem słabe .
OdpowiedzUsuńSłabe wgl to straszne nie było...
OdpowiedzUsuń