My name is Christopher Beck.
I’m a hunter, and I lived in the state of Colorado before . . . Well, before my life changed forever.
I hunted almost every day. I didn’t need to go to grocery stores or supermarkets, I needed only what I caught. Hell, I even stopped using guns at one point, and made myself a bow and arrows to hunt with.
I lived alone in the woods, with the nearest town being at least two hours drive away. It was better this way, I preferred being alone and at peace. I entertained myself by creating arrows when I had the time, or writing to relatives who were “concerned” about me spending all my time alone. I used the mail to write, I didn’t have a computer or a TV or anything “luxurious.” The mailman was the only person I saw regularly, and we didn’t speak often, which I was perfectly fine with, and I assumed so was he.
One day, I got a letter from my grandmother, who hadn’t written to me since a week after I left my city home. It was an invitation to her 90th birthday party. She was having it in Atlanta, where most of my relatives lived, and I was slightly torn over whether to attend or not. On one hand, the brief time in my childhood when I was close with my grandmother, she had been sweet and loving to me, and I would definitely feel guilty if I didn’t attend. On the other hand, Atlanta was a big city, filled with a lot of people, and at her party there would definitely be a lot of people.
I decided that spending some time with my grandmother on her birthday would be worth shifting through crowds, and I went to the town nearest to me to buy some nice clothes.
When I got back to the cabin things seemed off.
29 gru 2011
26 gru 2011
Nekropotencjał: Wojna umarłych
kontynuacja creepypasta: Nekropotencjał
Potęga czyni to wszystkim. Zdeprawuje każdego z nas, albo przynajmniej tych, którzyj jej doświadczyli.
Pomimo tego że wszyscy dążymy do zanurzenia się w morzu nekromancji, niełatwo nam jest utrzymać się na nim. Nasze człowieczeństwo jest jak wybrzeże, palmy i cały ten suchy ląd. Jeśli przeciwstawisz swoje człowieczeństwo naprzeciw faktowi bycia magiem z piekła rodem, wybrzeże przeciw bezmiarowi oceanu zrozumiesz, że bycie magiem jest znacznie bardziej zabawne. To przemawia do Ciebie. Nie możesz tego odrzucić, więc płyniesz dalej, nurkujesz dla lepszych doznań. Zamiast jedynie zanurzać stopę, odczuwasz to całym ciałem.
Kiedy pierwszy raz płyniesz przez ocean umarłych, wody porażają Cię. Wstrząsają pokazując Ci rzeczy, których nie rozumiesz, ale które być może BĘDZIESZ w stanie zrozumieć. Może się zdarzyć, że pewnego dnia uznasz, że masz już dość pływania i odwrócisz się, by popłynąć z powrotem, ale lądu już nie będzie. Nie wrócisz. Będziesz za to wciąż wciągany pod wodę, przez rekiny i jeszcze coś innego, jakąś nieznaną otchłań pod Tobą. Jedyne, co możesz zrobić, to płynąć w dół, do miejsca, gdzie jeszcze nikt nie był przed Tobą.
Potęga czyni to wszystkim. Zdeprawuje każdego z nas, albo przynajmniej tych, którzyj jej doświadczyli.
Pomimo tego że wszyscy dążymy do zanurzenia się w morzu nekromancji, niełatwo nam jest utrzymać się na nim. Nasze człowieczeństwo jest jak wybrzeże, palmy i cały ten suchy ląd. Jeśli przeciwstawisz swoje człowieczeństwo naprzeciw faktowi bycia magiem z piekła rodem, wybrzeże przeciw bezmiarowi oceanu zrozumiesz, że bycie magiem jest znacznie bardziej zabawne. To przemawia do Ciebie. Nie możesz tego odrzucić, więc płyniesz dalej, nurkujesz dla lepszych doznań. Zamiast jedynie zanurzać stopę, odczuwasz to całym ciałem.
Kiedy pierwszy raz płyniesz przez ocean umarłych, wody porażają Cię. Wstrząsają pokazując Ci rzeczy, których nie rozumiesz, ale które być może BĘDZIESZ w stanie zrozumieć. Może się zdarzyć, że pewnego dnia uznasz, że masz już dość pływania i odwrócisz się, by popłynąć z powrotem, ale lądu już nie będzie. Nie wrócisz. Będziesz za to wciąż wciągany pod wodę, przez rekiny i jeszcze coś innego, jakąś nieznaną otchłań pod Tobą. Jedyne, co możesz zrobić, to płynąć w dół, do miejsca, gdzie jeszcze nikt nie był przed Tobą.
18 gru 2011
jvk1166z.esp
Ostatnio była niezła burza naokoło jednego moda do gry Morrowind. Plik to był jvk1166z.esp.Nie był udostępniony na większych forach poświęconych Elder Scrolls, zwykle na mniejszych forach i grupach rpg... Wiem też, że został on rozesłany emailem do "wybrańców".
Dlaczego wywołał burzę? Wyglądał na wirusa, gdy próbowałeś włączyć grę z aktywnym modem - gra się zawieszała na pierwszym slajdzie "loadingu" na pełną godzine, by zaraz potem powrócić na pulpit z raportem błędów itd. Wszystkie sejwy zostałyby uszkodzone, a mod nawet by nie mógł być otwarty w construction secie do morrowind. Na forach użytkownicy byli banowani za wysyłanie tego jednego moda...
Dlaczego wywołał burzę? Wyglądał na wirusa, gdy próbowałeś włączyć grę z aktywnym modem - gra się zawieszała na pierwszym slajdzie "loadingu" na pełną godzine, by zaraz potem powrócić na pulpit z raportem błędów itd. Wszystkie sejwy zostałyby uszkodzone, a mod nawet by nie mógł być otwarty w construction secie do morrowind. Na forach użytkownicy byli banowani za wysyłanie tego jednego moda...
11 gru 2011
The Woman Who Lived Next Door
On the morning of April 13th, 2004, police were called to a house on the outskirts of a small village in central England by neighbors who had heard a sound that had chilled them to the bone: a single strangled scream with an abrupt cut-off.
5 gru 2011
“We have a right to know”
“We have a right to know,” said Dallas.
The men were standing out on Bergeron’s front porch, smoking cigarettes, with the exception of Dallas, who had taken up smoking a pipe after garnering a subscription to Playboy about six months back. There were four of them: Frank Dallas, John Kelly, Alan Gottfried (whom the men referred to playfully as “Gott”) and Nathan Bergeron. The wives were inside Kathy Bergeron’s kitchen, playing bridge and gossiping and listening to the news on the television.
It was what happened every week. It was normal.
John Kelly and Gott said nothing, simply looked down at their feet and smoked a little quieter, somehow. Kelly was a contractor, and the only bachelor in the group. He was perhaps the most-well-liked man in the neighborhood, by both the men and women, but he was a simple man, and not prone to abstract thought. Still, he was kind-hearted, and that meant more than brains in a lot of ways. He had nothing to say to Dallas, not because he agreed or disagreed, but because he was not sure.
The men were standing out on Bergeron’s front porch, smoking cigarettes, with the exception of Dallas, who had taken up smoking a pipe after garnering a subscription to Playboy about six months back. There were four of them: Frank Dallas, John Kelly, Alan Gottfried (whom the men referred to playfully as “Gott”) and Nathan Bergeron. The wives were inside Kathy Bergeron’s kitchen, playing bridge and gossiping and listening to the news on the television.
It was what happened every week. It was normal.
John Kelly and Gott said nothing, simply looked down at their feet and smoked a little quieter, somehow. Kelly was a contractor, and the only bachelor in the group. He was perhaps the most-well-liked man in the neighborhood, by both the men and women, but he was a simple man, and not prone to abstract thought. Still, he was kind-hearted, and that meant more than brains in a lot of ways. He had nothing to say to Dallas, not because he agreed or disagreed, but because he was not sure.
4 gru 2011
The Wanderer
This is a true story.
Back in the 1990s, a girl committed suicide after viewing an image posted in an old newsgroup.
The image was of a figure - which some identified as a woman - standing in the middle of a lonely road. The figure is transparent to the point that its legs are barely visible and is illuminated by an unknown light source coming from the direction of the camera. Whether it's headlights, a hand-held flashlight, or the light of the camera itself isn't known for sure, as the actual source of the image has never been identified. No facial features can be made out, but the figure is most easily identified by its long, bony appendages which partly resemble a spider's legs. Those who have seen the image or know of its existence have come to know the figure in it as "The Wanderer."
Back in the 1990s, a girl committed suicide after viewing an image posted in an old newsgroup.
The image was of a figure - which some identified as a woman - standing in the middle of a lonely road. The figure is transparent to the point that its legs are barely visible and is illuminated by an unknown light source coming from the direction of the camera. Whether it's headlights, a hand-held flashlight, or the light of the camera itself isn't known for sure, as the actual source of the image has never been identified. No facial features can be made out, but the figure is most easily identified by its long, bony appendages which partly resemble a spider's legs. Those who have seen the image or know of its existence have come to know the figure in it as "The Wanderer."
29 lis 2011
Samochód.
Jeśli oczekujecie czegoś strasznego, potwornego i makabrycznego, to to nie jest dobry temat. Po prostu chcę się podzielić z wami przeżyciami. Czuję, ze musze się z kimś tym podzielić bo nie wytrzymam. Historia jest tylko trochę… dziwna.
Mój ojciec miał samochód. Od jakichś piętnastu lat. Szczerze mówiąc, ile razy nie próbowałbym go opisać, nie wychodzi mi, jestem dosyć słaby w pisaniu. Ale spróbuję choć trochę przybliżyć jego kształt.
Pierwsze skojarzenie mam takie, że samochód był kanciasty i czarny. Nie przypominał żaden znany mi model, a uwierzcie mi, nie raz sprawdzałem to. Ah, i miał krwisto czerwone tapicerki. Maszyna musiała być stara już wtedy, gdy dostał ją mój ojciec, ale takie auta się nie starzeją. One z każdym rokiem wyglądają jeszcze lepiej, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. A napisanie, że był po prostu czarny to jednak za mało. On emanował czernią. Czasami wydawało mi się, że karoseria nie odbija światła. Ale tylko czasami.
To nie był po prostu „samochód”. To było żywe, uwierzcie mi. Miało swoje humory i nie każdego się słuchało, ale mój ojciec poznał go dokładnie i zawsze potrafił panować nad nim. Pamiętam, gdy byłem o wiele młodszy, ojciec wiózł mnie nim do szkoły. Nagle z lewej strony wyjechało auto. Jestem pewien, że ojciec nic nie zrobił, a nasz samochód sam odbił w drugą stronę być może ratując nam życie. Jednak wielu znajomych ojca, gdy wsiadało do auta czyli się nieswojo. Mówili, że maszyna ma swoją jakby aurę. Kiedyś matka wydarła się na swojego męża. Krzyczała głośno „To Cię zabije, zobaczysz, gdy mu się znudzisz, zabije! Powinieneś sprzedać ten samochód jak najszybciej!” Ojciec zawsze się tłumaczył, ze nie może, bo nie należy do niego.
Mój ojciec miał samochód. Od jakichś piętnastu lat. Szczerze mówiąc, ile razy nie próbowałbym go opisać, nie wychodzi mi, jestem dosyć słaby w pisaniu. Ale spróbuję choć trochę przybliżyć jego kształt.
Pierwsze skojarzenie mam takie, że samochód był kanciasty i czarny. Nie przypominał żaden znany mi model, a uwierzcie mi, nie raz sprawdzałem to. Ah, i miał krwisto czerwone tapicerki. Maszyna musiała być stara już wtedy, gdy dostał ją mój ojciec, ale takie auta się nie starzeją. One z każdym rokiem wyglądają jeszcze lepiej, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. A napisanie, że był po prostu czarny to jednak za mało. On emanował czernią. Czasami wydawało mi się, że karoseria nie odbija światła. Ale tylko czasami.
To nie był po prostu „samochód”. To było żywe, uwierzcie mi. Miało swoje humory i nie każdego się słuchało, ale mój ojciec poznał go dokładnie i zawsze potrafił panować nad nim. Pamiętam, gdy byłem o wiele młodszy, ojciec wiózł mnie nim do szkoły. Nagle z lewej strony wyjechało auto. Jestem pewien, że ojciec nic nie zrobił, a nasz samochód sam odbił w drugą stronę być może ratując nam życie. Jednak wielu znajomych ojca, gdy wsiadało do auta czyli się nieswojo. Mówili, że maszyna ma swoją jakby aurę. Kiedyś matka wydarła się na swojego męża. Krzyczała głośno „To Cię zabije, zobaczysz, gdy mu się znudzisz, zabije! Powinieneś sprzedać ten samochód jak najszybciej!” Ojciec zawsze się tłumaczył, ze nie może, bo nie należy do niego.
24 lis 2011
Szaleniec z Ravenhood
- Też cię kocham, Kate, dobranoc.
Odłożył telefon na biurko i złożył głowę do snu. „Jutro czeka mnie piękny dzień”, pomyślał, marząc o spotkaniu z jego narzeczoną.
Jacob był młodym mężczyznom pracującym na budowie żeby dorobić do swojej marnej pensji kuriera. Zawsze marzył o tym, by być głową rodziny, ożenić się, spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo, jak to w powiedzonkach. W końcu trafił na tę „jedyną”. Kate Mathersoft, córka miejscowego grabarza, piękna długowłosa dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach zakochała się w nim, szarym Jacobie. Doskonale pamiętał dzień, w którym się spotkali. Ona siedziała na ganku swojego domu zapłakana, z rozmazanym makijażem na całej twarzy. W tym czasie akurat on rozwoził gazety w tym rejonie, a ze względu na swoją wrażliwość nie mógł opuścić niewiasty w potrzebie.
Odłożył telefon na biurko i złożył głowę do snu. „Jutro czeka mnie piękny dzień”, pomyślał, marząc o spotkaniu z jego narzeczoną.
Jacob był młodym mężczyznom pracującym na budowie żeby dorobić do swojej marnej pensji kuriera. Zawsze marzył o tym, by być głową rodziny, ożenić się, spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo, jak to w powiedzonkach. W końcu trafił na tę „jedyną”. Kate Mathersoft, córka miejscowego grabarza, piękna długowłosa dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach zakochała się w nim, szarym Jacobie. Doskonale pamiętał dzień, w którym się spotkali. Ona siedziała na ganku swojego domu zapłakana, z rozmazanym makijażem na całej twarzy. W tym czasie akurat on rozwoził gazety w tym rejonie, a ze względu na swoją wrażliwość nie mógł opuścić niewiasty w potrzebie.
Nigdzie.
Jeśli chcesz znaleźć Nigdzie, musisz wybrać dzień swojej podróży. Niech to będzie dzień szczególnie dla Ciebie ważny. Wieczorem wsiądź do samochodu i jedź. Możesz również skorzystać z autobusy, albo iść piechotą, ale schemat jest taki sam. Musisz jechać przez całą noc, jak najdalej, drogami, które są Ci obce. Jeśli wybierzesz dobry dzień i będziesz gotowy, intuicja podpowie Ci, gdzie jechać. Musisz się zgubić. Musisz się zgubić, ponieważ Nigdzie to kraina rzeczy zagubionych.
15 lis 2011
Tajemnicze światło
Dla każdego, kto grał w Minecrafta, imię "Herobine" powinno brzmieć choć trochę znajomo. Jak dotąd nie spotkałem jeszcze gracza, który nie czytałby znanej pasty o nim. Większość graczy uważa, że jest to po prostu bajeczka do straszenia nowych graczy, ale są też ludzie którzy uważają, że wszystko jest możliwe w grze takiej jak Minecraft. I to ma sens, gdyż nigdy nie zdarzą się tu dwa identyczne światy. W każdym razie, moja historia nie dotyczy Herobine'a, raczej to było wydarzenie które zmusiło mnie do zastanowienia sie, czy rzeczywiście gdzieś pod tymi bloczkami nie kryje się coś niewytłumaczalnego. Tak czy inaczej, oto moja historia...
13 lis 2011
Save Me
Wracając ze szkoły wstąpiłem na okoliczny targ. Czasem można tu dostać fajne rzeczy za bezcen. Moją uwagę przykuł niewielki stragan z pirackimi grami video. A raczej nie tyle stragan, co sprzedawca, usilnie próbujący wcisnąć ludziom jakąś grę. Podszedłem do niego - od razu wcisnął mi w ręce niechlujnie zapakowaną płytę, na której było tylko nieudolnie narysowane markerem logo Playstation i napis "SAVE ME". "Uratuj mnie"? Nigdy o takiej grze nie słyszałem... Zapytałem gościa, na czym ta gra polega, ale on zrobił tylko przerażoną minę, po czym w mig zwinął swój stragan i uciekł. Dziwne... Ale przynajmniej miałem tę płytę za darmo, koleś zapomniał nawet, że powinienem mu zapłacić.
Wróciłem do domu. Matki i ojca nie było, zastałem tylko młodszego brata słuchającego muzyki.
- Gdzie rodzice?
- Ojciec w pracy, znów siedzi cały dzień na budowie. A matka poszła na zakupy.
Cieszyłem się, praktycznie całą chatę miałem dla siebie. Poszedłem do swojego pokoju, włączyłem konsolę i wrzuciłem do niej tajemniczą płytkę "SAVE ME". Ekran zaczął dziwnie migać, a po chwili pojawił się tytuł gry. Czerwone litery na czarnym tle wyglądały tak, jakby były napisane krwią, a muzyka lecąca z głośników nie była zbyt przyjemna.
Wróciłem do domu. Matki i ojca nie było, zastałem tylko młodszego brata słuchającego muzyki.
- Gdzie rodzice?
- Ojciec w pracy, znów siedzi cały dzień na budowie. A matka poszła na zakupy.
Cieszyłem się, praktycznie całą chatę miałem dla siebie. Poszedłem do swojego pokoju, włączyłem konsolę i wrzuciłem do niej tajemniczą płytkę "SAVE ME". Ekran zaczął dziwnie migać, a po chwili pojawił się tytuł gry. Czerwone litery na czarnym tle wyglądały tak, jakby były napisane krwią, a muzyka lecąca z głośników nie była zbyt przyjemna.
10 lis 2011
The Well
We were told to stay clear of the well. Most of the time, we did. No one knew why, and no one cared. Down Innsmote Road, the long abandoned row of crumbling houses on the way to school, it lay beneath the shade of a droopy branched willow, in front of the old Leibowitz house. The house itself had fallen down years ago. The expansive section was now consumed in thick weeds and wild flowers, but we seldom played there. We didn't like being amongst the derelict homes and the decaying foundations, and I would run past the well whenever I had to pass it alone. The footpath sloped dangerously close to the wells bare opening, itself hidden in long grass. Where the light touched the top most part of the gaping pit, it's mossy brick inner surface was just visible. Below that, there was only darkness.
Me and Henry walked down Innsmote Road every day after school. Our friendship was an unlikely one. Henry came from a poor town down south. His family name was neither prominent nor wealthy, and it was new in a very old city. Raised as an only child by his mother, Henry had not had a fair life for such a nice kid. Of course I had no idea at the time, I was only young, but his father had been a mad alcoholic. His mother had left town for Henry's sake. He never spoke of this, as he was probably too small to remember it, but we never mentioned his father regardless. It was clear he did not wish to remember him. Henry was not a particularly bright student, either. The day we met was the very first day of school, when he leaned across from his desk to mine and asked if he could copy my answers. The test was for math, hardly my strongest subject, but I beat him up for it anyway, after school. He nearly past out from the sun alone. I felt bad about beating him as I'd done it. He was a short, skinny kid and he couldn't put up much of a fight. I bought him an ice cream that day, and we talked properly for the first time. Afterward we became inseparable. Even though I played football on hot days and he stayed in the library and read, even though he copied my answers in every test, we were best friends.
Me and Henry walked down Innsmote Road every day after school. Our friendship was an unlikely one. Henry came from a poor town down south. His family name was neither prominent nor wealthy, and it was new in a very old city. Raised as an only child by his mother, Henry had not had a fair life for such a nice kid. Of course I had no idea at the time, I was only young, but his father had been a mad alcoholic. His mother had left town for Henry's sake. He never spoke of this, as he was probably too small to remember it, but we never mentioned his father regardless. It was clear he did not wish to remember him. Henry was not a particularly bright student, either. The day we met was the very first day of school, when he leaned across from his desk to mine and asked if he could copy my answers. The test was for math, hardly my strongest subject, but I beat him up for it anyway, after school. He nearly past out from the sun alone. I felt bad about beating him as I'd done it. He was a short, skinny kid and he couldn't put up much of a fight. I bought him an ice cream that day, and we talked properly for the first time. Afterward we became inseparable. Even though I played football on hot days and he stayed in the library and read, even though he copied my answers in every test, we were best friends.
7 lis 2011
N.N.
Nad miastem, jednych z tych miast, które pamiętały jeszcze wojnę, spadło kilka kropel zimnego deszczu. Nadchodziła jesień, chłodna i tak przygnębiająca, która w sercach ludzi siała niepewność i tęsknotę za minionymi dniami. Ciemne chmury przysłaniały słońce nie pozwalając by ciepłe światło choć trochę ogrzało zmarzniętą ziemię. Liście pomału, poruszone delikatnym wiatrem, spalały się w płomieniu żółci i czerwieni by w końcu zgasnąć i rozsypać się w pył. Jeden człowiek twierdził, że płoną ze wstydu. Ze wstydu, bo są tak nietrwałe.
W powietrzu czuło się coś, co można poczuć tylko w jesienny dzień, gdy jest się wolnym, gdy patrzy się na wschodzące słońce. Nie opiszesz tego ani nie narysujesz, nie wyśpiewasz, ale będziesz to czuł. Dlatego, że jesteś człowiekiem, dlatego, że możesz to poczuć.
W powietrzu czuło się coś, co można poczuć tylko w jesienny dzień, gdy jest się wolnym, gdy patrzy się na wschodzące słońce. Nie opiszesz tego ani nie narysujesz, nie wyśpiewasz, ale będziesz to czuł. Dlatego, że jesteś człowiekiem, dlatego, że możesz to poczuć.
6 lis 2011
I'll never forget that night...
You know with Halloween just passing, it reminds me of three years ago. I'm a stickler for nostalgia, and I usually all it takes is for some small reminder to get me into one of those moods. Of course, it'd be hard to forget the Halloween of 2008. It was a typical Halloween, everyone was out gathering candy, and I was out for a stroll. I live in a small country town, but it's right down the road from a major city, so it's not all cows and chickens, but not all paved roads either. I had been walking down one such paved road when I stumbled upon it. I think it was eating someone. I was never really sure, because it only took my brain a split second to tell my legs to leave regardless of whether or not the rest of me was coming along.
The road wasn't far from my house, so I knew that if I continued to run I could eventually reach at least relative safety. The creature was huge, so it wasn't like I'd be able to escape just by some small wooden door. However, I had a big katana inside my house and I thought that I'd at least feel better if I could hold onto it while cowering in my room.
I never made it passed the edge of the road. The creature was upon me before I could even cry for help. It knocked me down and I rolled over on my back as I raised my hands to defend myself from it. In response, it bit my right hand, right between my thumb and forefinger.
I had only a passing glance to look at this creature before as I had attempted to flee, but now that it was sitting ontop of me, I got a REAL good look at it. Besides, my hand was still in it's mouth, so I had little choice.
It wasn't as huge as I had originally thought, only a little bigger than a man, but still big for an animal. The creature was wolf-like, that's the only way to describe it. It had the eyes of a wolf and was very furry, but it's face wasn't right. It looked almost human.
The road wasn't far from my house, so I knew that if I continued to run I could eventually reach at least relative safety. The creature was huge, so it wasn't like I'd be able to escape just by some small wooden door. However, I had a big katana inside my house and I thought that I'd at least feel better if I could hold onto it while cowering in my room.
I never made it passed the edge of the road. The creature was upon me before I could even cry for help. It knocked me down and I rolled over on my back as I raised my hands to defend myself from it. In response, it bit my right hand, right between my thumb and forefinger.
I had only a passing glance to look at this creature before as I had attempted to flee, but now that it was sitting ontop of me, I got a REAL good look at it. Besides, my hand was still in it's mouth, so I had little choice.
It wasn't as huge as I had originally thought, only a little bigger than a man, but still big for an animal. The creature was wolf-like, that's the only way to describe it. It had the eyes of a wolf and was very furry, but it's face wasn't right. It looked almost human.
"Jajco"
To był wypadek samochodowy. Nic szczególnie znaczący, ale jednak śmiertelny. Pozostawiłeś żonę i dwoje dzieci. To była bezbolesna śmierć. Lekarze próbowali wszystkiego, aby Cię zaoszczędzić, ale bezskutecznie. Twoje ciało było tak całkowicie roztrzaskane że lepiej jest jak jest, zaufaj mi.
I wtedy mnie spotkałaś.
I wtedy mnie spotkałaś.
4 lis 2011
Suicidemouse.avi
Czy pamiętacie kreskówki z Myszką Miki z lat 30-tych? Te, które kilka lat temu zostały wydane na DVD? Słyszałem, że jedna z nich nigdy nie została wydana i jest niedostępna nawet dla najbardziej zagorzałych fanów Disneya. Z kilku źródeł wiem, że ów film to tak naprawdę nic nadzwyczajnego. Po prostu zapętlony fragment, w którym widać Mikiego idącego ulicą wzdłuż sześciu budynków. Całość trwa może dwie-trzy minuty, po czym następuje wyciemnienie ekranu. Nie ma tam też żadnej miłej dla ucha melodii. W zasadzie muzyka w tej kreskówce nie jest nawet muzyką – jest to po prostu bezładne walenie w klawisze pianina przez półtorej minuty, a przez resztę filmu słychać szum. To nie był ten Miki, którego wszyscy później polubiliśmy – nie tańczył, nawet się nie uśmiechał, po prostu sobie szedł przed siebie ze zwyczajnym wyrazem twarzy i spuszczoną głową, sprawiając wrażenie smutnego i przygnębionego. Przez pewien czas każdy myślał, że po wyciemnieniu ekranu film się po prostu skończył. Gdy Leonard Maltin recenzował starsze odcinki, decydując o tym, które z nich mają być umieszczone na kompilacji, stwierdził, że to coś jest zbyt głupie, żeby znalazło się na DVD, chciał jednak mieć cyfrową kopię nagrania ze względu na to, iż było ono stworzone przez Disneya. Gdy zgrał to do postaci cyfrowej i zapisał plik na dysku swojego komputera, zauważył dziwną rzecz...
Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.
Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.
2 lis 2011
More dimensions
The universe has more dimensions than 4. The blue sphere told me that it was 11, but I'm not sure if that's right. These 11 dimensions encapsulate every possible reality that could exist.
Basically, the universe and reality is a giant singularity. It's a single, extra-dimensional point in space. Every timeline, every possibility, every alternative reality is contained in this point, folded in the higher dimensions. There is no such thing as linear time, because the singularity already contains everything that has and ever will happened, in every possible configuration.
Human beings are creatures of limited perception. Linear time is a lie, because we must believe that there is one reality, going from start to finish. On a primitive level, our survival depends on believing this. Your consciousness, basically, is just the singularity subjectively experiencing itself. Psychedelic drugs just loosen this limited perception, causing you to be unable to filter out all but 4 dimensions. There is no such thing as death, because there is no "self." We're all just aspects of the singularity.
Your thoughts and memories aren't contained "in" your brain. Your brain is just a way to access information contained in other parts of the singularity. When you close your eyes and think of an old memory, your consciousness actually "travels" to that part of the singularity to access the information.
Basically, the universe and reality is a giant singularity. It's a single, extra-dimensional point in space. Every timeline, every possibility, every alternative reality is contained in this point, folded in the higher dimensions. There is no such thing as linear time, because the singularity already contains everything that has and ever will happened, in every possible configuration.
Human beings are creatures of limited perception. Linear time is a lie, because we must believe that there is one reality, going from start to finish. On a primitive level, our survival depends on believing this. Your consciousness, basically, is just the singularity subjectively experiencing itself. Psychedelic drugs just loosen this limited perception, causing you to be unable to filter out all but 4 dimensions. There is no such thing as death, because there is no "self." We're all just aspects of the singularity.
Your thoughts and memories aren't contained "in" your brain. Your brain is just a way to access information contained in other parts of the singularity. When you close your eyes and think of an old memory, your consciousness actually "travels" to that part of the singularity to access the information.
Nocna Rasa
Wracałam razem z kumplami z imprezy i wtedy zobaczyliśmy dziwny cień na drodze. To przypomniało mi bardzo starą historię, którą opowiedziałam wtedy i im.
Miałam coś koło dziewięciu lat i były wakacje. Mieszkałam niedaleko mojej kuzynki, która wtedy miała siedem lat. Cały dzień przesiadywałam u niej, bawiłyśmy się, oglądałyśmy telewizje, biegałyśmy po jej ogromnym ogrodzie. Pewnego wieczoru, był to gorący sierpień, siedziałyśmy w salonie i bawiłyśmy się lalkami. Musiało już być bardzo późno, bo na zewnątrz było całkiem ciemno. W domu paliło się światło, a drzwi od tarasu były szeroko otwarte. W pewnym momencie przyszła ciotka i powiedziała, że musimy już kończyć i powinniśmy iść spać, ale my tylko pokiwałyśmy głowami.
- Czujesz? – zapytała nagle kuzynka
- Co?
- Pachnie… Ziemią
Rzeczywiście, teraz też czułam ten zapach. Taka wilgotna ziemia, robaki, zgniłe liście. Coś jak zapach gleby po deszczu.
To było dziwne. Zapach był w całym domu i jakby się nasilał. Niezbyt się tym przejęłyśmy. Ja podniosłam swoją lalką i zapytałam się kuzynki.
- Może teraz po – ale przerwałam. Ona mnie nie słuchała. Miała szeroko otwarte oczy i usta. Wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze to oni.
W kwadracie oświetlonego lampą tarasu stało to coś. Było wysokie, za wysokie i ciemne. Nie miało twarzy ani ubrania, ale miało kształt człowieka. Było cieniem. Cieniem.
Serce mi waliło a do oczu prawie napływały łzy. Pierwszy raz w życiu tak się bałam. To coś jakby patrzyło się na mnie oczami, którymi nie miało. Po chwili wycofało i zniknęło w ciemności ogrodu. Siedziałyśmy w tym salonie i nie miałyśmy zielonego pojęcia co zrobić.
- Szybko! – krzyknęła nagle kuzynka i wybiegła do ogrodu a ja za nią.
Stałyśmy w mroku, wokół wiał dziwnie zimny wiatr, wirowały zielone liście. Ale byłyśmy samo. To znikło.
Nigdy nie zapomnę jak się czułyśmy. I nadal ten zapach gnicia był tak mocny.
Wróciłyśmy do domu i nikomu nic nie mówiłyśmy. Dopiero, po dziesięciu latach znowu opowiedziałam to kumplom.
Miałam coś koło dziewięciu lat i były wakacje. Mieszkałam niedaleko mojej kuzynki, która wtedy miała siedem lat. Cały dzień przesiadywałam u niej, bawiłyśmy się, oglądałyśmy telewizje, biegałyśmy po jej ogromnym ogrodzie. Pewnego wieczoru, był to gorący sierpień, siedziałyśmy w salonie i bawiłyśmy się lalkami. Musiało już być bardzo późno, bo na zewnątrz było całkiem ciemno. W domu paliło się światło, a drzwi od tarasu były szeroko otwarte. W pewnym momencie przyszła ciotka i powiedziała, że musimy już kończyć i powinniśmy iść spać, ale my tylko pokiwałyśmy głowami.
- Czujesz? – zapytała nagle kuzynka
- Co?
- Pachnie… Ziemią
Rzeczywiście, teraz też czułam ten zapach. Taka wilgotna ziemia, robaki, zgniłe liście. Coś jak zapach gleby po deszczu.
To było dziwne. Zapach był w całym domu i jakby się nasilał. Niezbyt się tym przejęłyśmy. Ja podniosłam swoją lalką i zapytałam się kuzynki.
- Może teraz po – ale przerwałam. Ona mnie nie słuchała. Miała szeroko otwarte oczy i usta. Wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze to oni.
W kwadracie oświetlonego lampą tarasu stało to coś. Było wysokie, za wysokie i ciemne. Nie miało twarzy ani ubrania, ale miało kształt człowieka. Było cieniem. Cieniem.
Serce mi waliło a do oczu prawie napływały łzy. Pierwszy raz w życiu tak się bałam. To coś jakby patrzyło się na mnie oczami, którymi nie miało. Po chwili wycofało i zniknęło w ciemności ogrodu. Siedziałyśmy w tym salonie i nie miałyśmy zielonego pojęcia co zrobić.
- Szybko! – krzyknęła nagle kuzynka i wybiegła do ogrodu a ja za nią.
Stałyśmy w mroku, wokół wiał dziwnie zimny wiatr, wirowały zielone liście. Ale byłyśmy samo. To znikło.
Nigdy nie zapomnę jak się czułyśmy. I nadal ten zapach gnicia był tak mocny.
Wróciłyśmy do domu i nikomu nic nie mówiłyśmy. Dopiero, po dziesięciu latach znowu opowiedziałam to kumplom.
30 paź 2011
Teraz ja jestem Twoim problemem
W dowolną noc, kiedy na niebie będzie widoczny półksiężyc, włącz Winampa, iTunes czy jakiś inny program do odtwarzania muzyki, jaki masz na komputerze, posiadający opcję losowania utworów. Opróżnij swój umysł, przestań myśleć i ciągle trzymaj przycisk przewijania. Jeżeli będziesz mieć pecha, to włączy się piosenka "Teraz ja jestem Twoim problemem.mp3". Przez pierwszą minutę będzie jedynie całkowita cisza.
Kiedy jednak zaczną się krzyki, zamknij oczy i NIE OTWIERAJ ICH ZA ŻADNĄ CENĘ! Przerażające obrazy trupów i niewyobrażalnego zła wypełnią Twój umysł. Będzie się to działo przez pełne siedem minut w akompaniamencie upiornej symfonii wrzasków, kiedy piosenka będzie wciąż trwać.
Jeśli, powtarzam, JEŚLI przetrwasz przez ten siedmiominutowy koszmar, ockniesz się na opuszczonej stacji Greyhound. Na drugim końcu stacji będzie stał mężczyzna bez twarzy, który zaproponuje Ci papierosa. Jeśli odmówisz, oczy Ci się otworzą, dźwięki ustaną i to wszystko się skończy. Jeśli jednak przyjmiesz go, mężczyzna wyjawi Ci sekret ludzkiego życia.
Kiedy już skończysz palić, wyjmij bilet z jego kieszeni i wejdź do pierwszego autobusu, który przyjedzie na stację. Obudzisz się wtedy z powrotem we własnym domu i stwierdzisz, że minęło dokładnie dwanaście minut od chwili rozpoczęcia piosenki. Jedyny problem jest w tym, że każdy, kto przez to przeszedł, oszalał od właśnie zdobytych informacji.
Ostrzegam, że lepiej, aby Ci się udało; teraz z każdej lśniącej powierzchni - nieważne, czy to lustro, drewno czy szkło - Twoje odbicie już na zawsze będzie Cię pilnie obserwować.
Kiedy jednak zaczną się krzyki, zamknij oczy i NIE OTWIERAJ ICH ZA ŻADNĄ CENĘ! Przerażające obrazy trupów i niewyobrażalnego zła wypełnią Twój umysł. Będzie się to działo przez pełne siedem minut w akompaniamencie upiornej symfonii wrzasków, kiedy piosenka będzie wciąż trwać.
Jeśli, powtarzam, JEŚLI przetrwasz przez ten siedmiominutowy koszmar, ockniesz się na opuszczonej stacji Greyhound. Na drugim końcu stacji będzie stał mężczyzna bez twarzy, który zaproponuje Ci papierosa. Jeśli odmówisz, oczy Ci się otworzą, dźwięki ustaną i to wszystko się skończy. Jeśli jednak przyjmiesz go, mężczyzna wyjawi Ci sekret ludzkiego życia.
Kiedy już skończysz palić, wyjmij bilet z jego kieszeni i wejdź do pierwszego autobusu, który przyjedzie na stację. Obudzisz się wtedy z powrotem we własnym domu i stwierdzisz, że minęło dokładnie dwanaście minut od chwili rozpoczęcia piosenki. Jedyny problem jest w tym, że każdy, kto przez to przeszedł, oszalał od właśnie zdobytych informacji.
Ostrzegam, że lepiej, aby Ci się udało; teraz z każdej lśniącej powierzchni - nieważne, czy to lustro, drewno czy szkło - Twoje odbicie już na zawsze będzie Cię pilnie obserwować.
Galaxy News Radio
Fallout 3 posiada parę stacji radiowych. Najważniejszą i najbardziej ciekawą jest Galaxy News Radio, nie? Niektórzy gracze wiedzą, że jak się zabije Three Doga, spikera to zostanie zastąpiony technikiem Magraret. Nie jest ona zbyt charyzmatyczną osobą. Nie pojawia się też ona w grze, a co za tym idzie - nie da się jej zabić. Kiedy Three Dog umrze, utkniesz z tą margaret.
Większość graczy nie wie, że gdy zostaną zapewnione pewne warunki, GNR stanie się stacją numerów. Stacja numerów nadaje kodowane wiadomości. W naszym świecie też takie istnieją, np. UVB 76 - tajemnicza rosyjska radiostacja, o której warto poczytać na google. Wracamy do fallouta 3...
Większość graczy nie wie, że gdy zostaną zapewnione pewne warunki, GNR stanie się stacją numerów. Stacja numerów nadaje kodowane wiadomości. W naszym świecie też takie istnieją, np. UVB 76 - tajemnicza rosyjska radiostacja, o której warto poczytać na google. Wracamy do fallouta 3...
27 paź 2011
Thomas i Alfred
Thomas i Alfred byli najlepszymi przyjaciółmi. Zawsze, gdy jest gorąco, wyprowadzają oni swoje krowy na zielone pastwisko w górach. Zwykle zostają tam z krowami całe lato. Praca tam w górach jest prosta, lecz nudna. Do ich jedynych obowiązków należało pasanie krowy przez cały dzień. Wieczorem wracali do swojej małej huty. Każdego dnia jedli zupę, pracowali w ogrodzie i chodzili spać.
Nagle pewnego dnia, Thomas wpadł na pomysł, żeby zrobić lalkę ludzkich rozmiarów.
- Moglibyśmy położyć to w ogrodzie, służyłoby jako strach na wróble.
Nagle pewnego dnia, Thomas wpadł na pomysł, żeby zrobić lalkę ludzkich rozmiarów.
- Moglibyśmy położyć to w ogrodzie, służyłoby jako strach na wróble.
24 paź 2011
Złodzieje kołpaków
Jestem pracownikiem znanego i zaufanego serwisu samochodowego na przedmieściach niezbyt przebojowego miasta. Codziennie odwiedzają mnie setki osób , które mają problem ze swoim samochodem, oczekując ode mnie życzliwej dłoni. Oczywiście, jako jego założyciel oraz obecny właściciel staram się dbać o klientów i śledzę aktywnie nowinki i wydarzenia związane z moją okolicą lub motoryzacją. Poza tym, następny serwis jest 20 kilometrów dalej, więc zależy mi na dobrej opinii osób, żeby nie uciekały do konkurencji.
22 paź 2011
Winda
W zrujnowanym budynku biurowym gdzieś w Connecticut jest jedna z kilku wind na Zachodzie, która posiada przycisk oznaczony „13” pośród wyboru pięter. Jeżeli wejdziesz tam po północy, czołgając się przez luźno zabite deskami okno na południowej stronie budynku, znajdziesz otwarte drzwi windy z miękkim fluorescencyjnym światłem i typową muzyczką dla wind. Nawet jeśli cały budynek wydaje się nie posiadać prądu.
Koszmary
Student elitarnego uniwersytetu medycznego, pan K. opowiada o swych szokujących doświadczeniach. Uwierzysz, czy nie?
20 paź 2011
Pokemon Blue
I love Pokemon. It was the first game I ever really got into when I was young - maybe sixteen or seventeen - and it stayed with me as I grew up. I always thought I'd play Pokemon all my life because I could never put it down. It just has that effect on you. You already probably know what I mean, right?
I guess I was a bit older than the average Pokemon fan when I got my hands on my first game, which I remember quite clearly being a copy of Pokemon Blue. Like a million of other kids that year, I received it as a Christmas gift. Across the country, countless Pokemon games were being unwrapped that very morning. They all came from the very same factory in Japan, crafted together by the same hands. They were all stuck in shiny new Game Boy handhelds and turned on for the very first time. I remember I had the biggest smile on my face when I began my adventure, nestled beside the Christmas Tree, decked out in full winter pajamas.
I selected Bulbasaur as my starter, caught a Pidgey and a Caterpie, and brought my strong three-man team through the first couple of gyms without a hitch. I thought everything was going well. Brock and Misty were a piece of cake - Bulbasaur IS easy mode, though. Rock and Water types bow down to Gross. Admittedly, Lt. Surge gave me some issues, but I eventually triumphed after a bit of grinding. It was one after the other.
I guess I was a bit older than the average Pokemon fan when I got my hands on my first game, which I remember quite clearly being a copy of Pokemon Blue. Like a million of other kids that year, I received it as a Christmas gift. Across the country, countless Pokemon games were being unwrapped that very morning. They all came from the very same factory in Japan, crafted together by the same hands. They were all stuck in shiny new Game Boy handhelds and turned on for the very first time. I remember I had the biggest smile on my face when I began my adventure, nestled beside the Christmas Tree, decked out in full winter pajamas.
I selected Bulbasaur as my starter, caught a Pidgey and a Caterpie, and brought my strong three-man team through the first couple of gyms without a hitch. I thought everything was going well. Brock and Misty were a piece of cake - Bulbasaur IS easy mode, though. Rock and Water types bow down to Gross. Admittedly, Lt. Surge gave me some issues, but I eventually triumphed after a bit of grinding. It was one after the other.
16 paź 2011
Nekropotencjał
Ten dziennik został znaleziony na poddaszu opuszczonego domu w roku 2007, tuż obok aktu zgonu ostatniego domniemanego właściciela.
I.
Moje życie jest tak doskonałe, że to wręcz przerażające. Widzę uśmiech na twarzy żony i współpracowników, słyszę szefa chwalącego moją pracę a pastor wyciąga mnie przed chór i stawia jako przykład dla całego zgromadzenia.
A jednak nie wiedzą nic o moich pragnieniach. Gdyby ksiądz wiedział, w co ja się pakuję, skazałby mnie na wieczne męki w piekle.
Kiedy moje życie było trudniejsze czułem, że żyję. Każdy dzień, kiedy otwierałem oczy jako szczęsliwa głowa rodziny, czułem, że mimo iż szedłem krok niżej w krainę wieku, zmarszczek i postępującego niszczenia mojego ciała, to większość by mi zazdrosciła.
Kiedy mijam się z ludźmi na ulicy to wiem, że niektórzy z nich zazdroszczą mojego życia, a ja przecież oddałbym wszystko, aby przez choć jeden dzień móc być jednym z nich.
Chcę INTENSYWNOSCI.
Łatwe życie otępia umysł.
I.
Moje życie jest tak doskonałe, że to wręcz przerażające. Widzę uśmiech na twarzy żony i współpracowników, słyszę szefa chwalącego moją pracę a pastor wyciąga mnie przed chór i stawia jako przykład dla całego zgromadzenia.
A jednak nie wiedzą nic o moich pragnieniach. Gdyby ksiądz wiedział, w co ja się pakuję, skazałby mnie na wieczne męki w piekle.
Kiedy moje życie było trudniejsze czułem, że żyję. Każdy dzień, kiedy otwierałem oczy jako szczęsliwa głowa rodziny, czułem, że mimo iż szedłem krok niżej w krainę wieku, zmarszczek i postępującego niszczenia mojego ciała, to większość by mi zazdrosciła.
Kiedy mijam się z ludźmi na ulicy to wiem, że niektórzy z nich zazdroszczą mojego życia, a ja przecież oddałbym wszystko, aby przez choć jeden dzień móc być jednym z nich.
Chcę INTENSYWNOSCI.
Łatwe życie otępia umysł.
14 paź 2011
Błysk
Na pewno chociaż raz w życiu musiałeś mieć małego, sympatycznego pieska. Mógł to być malutki labradorek, albo owczarek, równie dobrze jakiś egzotyczny chiuaua. Mogła to też być przybłęda, którą przygarnąłeś. Psy mają różne potrzeby - niezależnie od rozmiaru lub charakteru. Gdy Ci zaufa, zacznie Cię traktować jak członka stada, stworzy się między wami coś w rodzaju kręgu zaufania. Zauważ, że po pewnym czasie zacznie Cię otaczać opieką - może tego nie zauważasz na co dzień, lecz przypatrz się uważniej psu, gdy zostaniesz sam w domu na noc. Jego obyczaje się nie zmienią, ale zacznie się Tobą bardziej opiekować. Przysiądzie przy Tobie, położy się wygodnie, ale nigdy nie zaśnie na dobre, to nie w jego naturze. W pewnym momencie te potrzeby, o których wspomniałem, przezwyciężą chęć i wolę opieki.
13 paź 2011
Lost Soul Silver
I called Jessica for the fifth time that day, why wasn’t she picking up? Was she sick?
Finally I gave up and put on my coat, heading to her house a few blocks away.
No one was home at her house, but I knocked and then went in anyway, her parents wouldn’t mind.
She was sitting on her bed, a vacant expression on her face. Her DS sitting in front of her. The power was dead.
What on earth was wrong with her?
I called her parents, I had to tell them something was really wrong with their daughter.
She stared at her DS, muttering.
I stayed until her parents took her, too wrapped up in their daughter to notice I was even there. Her room, her room was a mess. Scribbles were all over the walls and paper was thrown everywhere.
I picked up the notebook that say on her bed.
Scribbles were all over the notebook. What was wrong? The marks looked familiar. What was this? I looked at her DS again, a game was in it.
Finally I gave up and put on my coat, heading to her house a few blocks away.
No one was home at her house, but I knocked and then went in anyway, her parents wouldn’t mind.
She was sitting on her bed, a vacant expression on her face. Her DS sitting in front of her. The power was dead.
What on earth was wrong with her?
I called her parents, I had to tell them something was really wrong with their daughter.
She stared at her DS, muttering.
I stayed until her parents took her, too wrapped up in their daughter to notice I was even there. Her room, her room was a mess. Scribbles were all over the walls and paper was thrown everywhere.
I picked up the notebook that say on her bed.
Scribbles were all over the notebook. What was wrong? The marks looked familiar. What was this? I looked at her DS again, a game was in it.
11 paź 2011
Porwanie
Niedawno właśnie się wprowadziłeś do osiedla. Od razu zauważasz, że mieszka tam wiele życzliwych osób. Wśród nich był Twój sąsiad - nieszukająca rozgłosu, cicha osoba wzbudzała u Ciebie zaufanie. Po wspólnej kolacji mająca was zaprzyjaźnić utwierdziłeś się w przekonaniu, że to świetny przyjaciel. Jeździł jednak samochodem konkretnie nieprzyjaznym dla tego terenu - Czarny, ogromny Ford Transit podskakiwał niepewnie na każdym wyboju, z pewnością wprawiając pasażerów o wymioty.
Wracając z pracy, wściekasz się na korek. Po parunastu minutach zauważasz przyczynę zatoru - Sąsiad próbował wymienić koło. Od razu zatrzymałeś się, aby mu pomóc.
- Jak to dobrze, że pana widzę! - odzywa się sąsiad. - Mam problem z samochodem. Nie mogę wyjąć koła. Może pan mi pomoże?
- Bardzo chętnie, proszę tylko się trochę odsunąć - przyjaźnie mówisz do swojego najbardziej zaufanego przyjaciela.
- Zaraz wrócę, muszę wykonać telefon - po tych słowach Twój przyjaciel zniknął w aucie.
Wracając z pracy, wściekasz się na korek. Po parunastu minutach zauważasz przyczynę zatoru - Sąsiad próbował wymienić koło. Od razu zatrzymałeś się, aby mu pomóc.
- Jak to dobrze, że pana widzę! - odzywa się sąsiad. - Mam problem z samochodem. Nie mogę wyjąć koła. Może pan mi pomoże?
- Bardzo chętnie, proszę tylko się trochę odsunąć - przyjaźnie mówisz do swojego najbardziej zaufanego przyjaciela.
- Zaraz wrócę, muszę wykonać telefon - po tych słowach Twój przyjaciel zniknął w aucie.
9 paź 2011
The Late Night Shift
Back when I was about 18 or 19, I used to work at a gas station. It was a little out-of-the-way spot, which consisted of two tiny rooms. The first room you came to when you enter was the "store" area. It was basically a room with enough space for a register area and a counter with some gum and candy bars on it, and a few coolers and drinks. It really was just a gas station, not one of the fancy ones you see now.
As you walked into the storage area, there was a little entree hall with chips and such on either side. You'd then take a left and enter the store. On the left in this room was the cash register and counter, and the back office was directly ahead.
The back office was just a primitive, square little room with cement walls and floor. The ceiling wasn't tiled like the rest of the store, so if you wanted to you stand on the desk in the office an look over the wall in the store area. All the walls in the back office are gray stones and the lighting is poor, and well, it was just a creepy room. Needless to say, I didn't go back there much.
So one day I was working - the night shift, like I have now. I've had several night shift jobs over the years. This specific night was cold and rainy. Very lonely out there, like most nights. I'd had a regular customer in the store, Jim - a fellow night shifter, just getting some coffee and talking before going off to work.
He put down the money for his coffee, told me to keep the change, and ran out into the rain. The door made a horrible ding noise as he opened it and was accompanied by a clap of thunder and the sound of rain hitting the pavement.
The way the store was set up, I couldn't see the window, so I turned towards the security monitor and watched Jim run across the lot to his truck underneath the roof at the gas pumps.
As you walked into the storage area, there was a little entree hall with chips and such on either side. You'd then take a left and enter the store. On the left in this room was the cash register and counter, and the back office was directly ahead.
The back office was just a primitive, square little room with cement walls and floor. The ceiling wasn't tiled like the rest of the store, so if you wanted to you stand on the desk in the office an look over the wall in the store area. All the walls in the back office are gray stones and the lighting is poor, and well, it was just a creepy room. Needless to say, I didn't go back there much.
So one day I was working - the night shift, like I have now. I've had several night shift jobs over the years. This specific night was cold and rainy. Very lonely out there, like most nights. I'd had a regular customer in the store, Jim - a fellow night shifter, just getting some coffee and talking before going off to work.
He put down the money for his coffee, told me to keep the change, and ran out into the rain. The door made a horrible ding noise as he opened it and was accompanied by a clap of thunder and the sound of rain hitting the pavement.
The way the store was set up, I couldn't see the window, so I turned towards the security monitor and watched Jim run across the lot to his truck underneath the roof at the gas pumps.
8 paź 2011
Sen
Pisk. Cichy, świdrujący dźwięk w mojej głowie. Otwieram oczy. Leżę w jakimś pomieszczeniu o kolorze kremowo białym. Nie jest to zwykły pokój, ponieważ nie ma on ani ścian, ani podłogi, ani sufitu. Podejrzewam, że znajduję się w środku ogromnej kuli, przez co wszystko, co mnie otacza wydaje się jednolite. Dookoła kremowa biel, nic więcej. Czuję pewien posmak w ustach. Pomimo iż dobrze znany, nie potrafię skojarzyć go z konkretną rzeczą. Czuję niesamowity lęk. Pomimo, iż nic mnie nie trzyma, nie potrafię się ruszyć. Nagle odzywa się głos. Nie jestem pewna czy w pomieszczeniu, czy jednak w mojej głowie. "Jeszcze trochę. Jeszcze jakiś czas musisz tu wytrzymać. Wkrótce zrozumiesz" oznajmia mi, po czym mój strach staje się jeszcze większy.
Leżę w łóżku i płaczę. Nie rozumiem co mi się śniło. Mam dopiero trzy lata, a koło mnie siedzi moja mama i stara się mnie uspokoić. Po chwili zasypiam. Następnego dnia nie pamiętam wydarzeń minionej nocy.
Leżę w łóżku i płaczę. Nie rozumiem co mi się śniło. Mam dopiero trzy lata, a koło mnie siedzi moja mama i stara się mnie uspokoić. Po chwili zasypiam. Następnego dnia nie pamiętam wydarzeń minionej nocy.
6 paź 2011
Więcej niż zabytek
Gdzieś w Brooklynie, w stanie Nowy Jork istnieje wąski, w starym stylu 12 piętrowy budynek.
Wydaje się, że został wybudowany pod koniec XIX roku bądź na początku XX. Jednakże jedyna dokumentacja budynku jest z początku 1900. Nikt tak naprawdę nie wie skąd budynek pochodzi, ale nikt tak naprawdę nie przejmował się tym by go zburzyć albo zrobić z nim cokolwiek tak długo jak był w pobliżu.
W maju 1902r., para nastolatków zbadała budynek. W środku znaleźli jeden korytarz na każdym z pięter budynku. W korytarzu znajdowało się kilka drzwi po każdej stronie. Na niektórych piętrach było ich 31; na innych 30. Jeden nawet posiadał 28 drzwi. Wszystkie drzwi, korytarze i klatki schodowe wydawały się bardzo zużyte. Z jakiegoś powodu, wszystkie drzwi miały takie same zardzewiałe etykiety (przedstawiały napis „1902”) oraz były otwarte. Wszystkie pokoje były takie same; stare, zakurzone i wydawały się rozpadać. Pierwsze pięć pięter budynku były takie same, ale dzieciaki stwierdziły, że nie dało się wyjść wyżej niż do korytarza na 5 piętrze.
Mówili, że było tam coś co powodowało u nich dreszcze i praktycznie unieruchamiało je.
Cztery miesiące później, nastolatki oszalały i popełniły samobójstwo.
Wydaje się, że został wybudowany pod koniec XIX roku bądź na początku XX. Jednakże jedyna dokumentacja budynku jest z początku 1900. Nikt tak naprawdę nie wie skąd budynek pochodzi, ale nikt tak naprawdę nie przejmował się tym by go zburzyć albo zrobić z nim cokolwiek tak długo jak był w pobliżu.
W maju 1902r., para nastolatków zbadała budynek. W środku znaleźli jeden korytarz na każdym z pięter budynku. W korytarzu znajdowało się kilka drzwi po każdej stronie. Na niektórych piętrach było ich 31; na innych 30. Jeden nawet posiadał 28 drzwi. Wszystkie drzwi, korytarze i klatki schodowe wydawały się bardzo zużyte. Z jakiegoś powodu, wszystkie drzwi miały takie same zardzewiałe etykiety (przedstawiały napis „1902”) oraz były otwarte. Wszystkie pokoje były takie same; stare, zakurzone i wydawały się rozpadać. Pierwsze pięć pięter budynku były takie same, ale dzieciaki stwierdziły, że nie dało się wyjść wyżej niż do korytarza na 5 piętrze.
Mówili, że było tam coś co powodowało u nich dreszcze i praktycznie unieruchamiało je.
Cztery miesiące później, nastolatki oszalały i popełniły samobójstwo.
4 paź 2011
Error 503
Sometimes, when we explore the cyberspace, we have the feeling that something is about to happen. That ‘something’ could be hacker activity, spam, randomness, and even errors. We get around 404s and 500s, but I guess that’s just an Internal Error because of data overload…
I learned this the hard way…
I am a big fan of Pokémon (and I’m still being) since I saw the TV show and played the New games, such as Pokémon Black, Ranger, Mystery Dungeon… Still. My favorite Pokémon nowadays are Umbreon, Maractus, Lucario and Reshiram. My most favorite over all of them is Samurott. Well… she is still, but I don’t think making fun of her Pokédex number is the same thing anymore.
One day, I was quietly listening to ‘15 minutes VG music’ while browsing deviantART for Pokémon images, when suddenly, I got a message on my Gmail inbox (Gmail was open for that moment). I clicked on the tab to open Gmail. What happened next… was annoying!
‘Internal Server Error’.
I learned this the hard way…
I am a big fan of Pokémon (and I’m still being) since I saw the TV show and played the New games, such as Pokémon Black, Ranger, Mystery Dungeon… Still. My favorite Pokémon nowadays are Umbreon, Maractus, Lucario and Reshiram. My most favorite over all of them is Samurott. Well… she is still, but I don’t think making fun of her Pokédex number is the same thing anymore.
One day, I was quietly listening to ‘15 minutes VG music’ while browsing deviantART for Pokémon images, when suddenly, I got a message on my Gmail inbox (Gmail was open for that moment). I clicked on the tab to open Gmail. What happened next… was annoying!
‘Internal Server Error’.
1 paź 2011
IRC
Miałem napisać artykuł o tajemniczej śmierci siedmiu nastolatków. Zgon stwierdzono w mniej więcej tym samym czasie, poniesiony został przed komputerami, w różnych częściach Polski. Nigdy nie doszliby prawdopodobnie do związku pomiędzy tymi śmierciami, gdyby nie jedna z dziewczyn, która jakimś cudem uniknęła tego losu i zgłosiła całe wydarzenie na policję.
Wiecie, jak się, kurwa, uchroniła?
Wylogowała się, gdy jeszcze był czas.
Szczerze mówiąc, nie jestem specjalnie przekonany do takich "tajemniczych" spraw. Zazwyczaj okazują się dużo mniej tajemnicze niż początkowo zakładam. Na jaw wychodzi idiotyzm dzisiejszej młodzieży, która wręcz lubuje się w popełnianiu samobójstw wraz ze swoimi internetowymi znajomymi. Poważnie, ostatnio miałem taką sprawę. Przerażająca w głupocie. Zwłaszcza, że jedna z osób po drugiej stronie kabla tylko udawała, że zażywa tabletki. Ale nie o tym chciałem.
Dziewczyna była wyjątkowo niedostępna, gdy chodziło o wydobycie z niej jakichkolwiek informacji. Dowiedziałem się tylko, że grupka znajomych, którzy od jakiegoś czasu "obijali się" razem w necie, wchodzili na specyficzny czat. To nie był mIRC, ale coś w tym rodzaju. Rozmawiali o wszystkim, o niczym, znali się od kilku dobrych lat i po prostu lubili swoje towarzystwo. Była ich mniej więcej dziesiątka. Tego dnia kilku z nich nie było akurat na czacie. Dwójka pozostałych nie wchodziła od około miesiąca. Poznali się w necie, potem spotkali w realu i od tego czasu byli sztandarową parą czatową, chodząc ze sobą w realu. Love story rodem z taniej komedii romantycznej, ale nie wnikałem.
Dziewczyna, pseudonim "laleczka", odpowiadała na większość pytań półsłówkami. Ale w końcu jej odpowiedzi stały się zbędne. Z jakiegoś powodu, wydobycie loga z tamtego dnia graniczyło z cudem. Baza danych uparcie twierdziła, że dwudziesty szósty czerwca w ogóle nie istniał. Że nie było godziny dwudziestej trzeciej dwadzieścia cztery, bo o tej dokładnie "framuga" pojawiła się na czacie.
Nie było ich. A potem nie tylko Internet wymazał ich z pamięci.
Odmówiłem napisania artykułu po przeczytaniu tego loga. Szczerze? Mam dość. Chyba rzucę tę robotę. Póki jeszcze mam, kurwa, czas. Póki wiem, że jeszcze mogę.
Czytacie to na własną odpowiedzialność.
I nie, kurwa. Nie mnie obwiniajcie, jeżeli ktoś (coś?) zapuka do drzwi.
Wiecie, jak się, kurwa, uchroniła?
Wylogowała się, gdy jeszcze był czas.
Szczerze mówiąc, nie jestem specjalnie przekonany do takich "tajemniczych" spraw. Zazwyczaj okazują się dużo mniej tajemnicze niż początkowo zakładam. Na jaw wychodzi idiotyzm dzisiejszej młodzieży, która wręcz lubuje się w popełnianiu samobójstw wraz ze swoimi internetowymi znajomymi. Poważnie, ostatnio miałem taką sprawę. Przerażająca w głupocie. Zwłaszcza, że jedna z osób po drugiej stronie kabla tylko udawała, że zażywa tabletki. Ale nie o tym chciałem.
Dziewczyna była wyjątkowo niedostępna, gdy chodziło o wydobycie z niej jakichkolwiek informacji. Dowiedziałem się tylko, że grupka znajomych, którzy od jakiegoś czasu "obijali się" razem w necie, wchodzili na specyficzny czat. To nie był mIRC, ale coś w tym rodzaju. Rozmawiali o wszystkim, o niczym, znali się od kilku dobrych lat i po prostu lubili swoje towarzystwo. Była ich mniej więcej dziesiątka. Tego dnia kilku z nich nie było akurat na czacie. Dwójka pozostałych nie wchodziła od około miesiąca. Poznali się w necie, potem spotkali w realu i od tego czasu byli sztandarową parą czatową, chodząc ze sobą w realu. Love story rodem z taniej komedii romantycznej, ale nie wnikałem.
Dziewczyna, pseudonim "laleczka", odpowiadała na większość pytań półsłówkami. Ale w końcu jej odpowiedzi stały się zbędne. Z jakiegoś powodu, wydobycie loga z tamtego dnia graniczyło z cudem. Baza danych uparcie twierdziła, że dwudziesty szósty czerwca w ogóle nie istniał. Że nie było godziny dwudziestej trzeciej dwadzieścia cztery, bo o tej dokładnie "framuga" pojawiła się na czacie.
Nie było ich. A potem nie tylko Internet wymazał ich z pamięci.
Odmówiłem napisania artykułu po przeczytaniu tego loga. Szczerze? Mam dość. Chyba rzucę tę robotę. Póki jeszcze mam, kurwa, czas. Póki wiem, że jeszcze mogę.
Czytacie to na własną odpowiedzialność.
I nie, kurwa. Nie mnie obwiniajcie, jeżeli ktoś (coś?) zapuka do drzwi.
29 wrz 2011
Pokemon Sapphire
Hello there internet. I’ve been recently have been having serious problems lately, and I feel that I could be in danger. Sorry if it’s a long read, but this has gotten really freaky for me. This is regarding a used game of Pokémon Sapphire I just recently got.
For those who don’t know, I’m somewhat of a Poké-nerd. I’ve been a fan of the series since me and my older brother got the first generation games, Red for him, and Blue for me. Eventually as time passed, my brother grew out of it, but I still remained faithful to the series (well, gamewise, at least. The show has gone downhill after the first series in my opinion.)
Anyways, it started a few weeks ago, when one of my internet buddies posted that he was going to start his Pokémon Ruby version over, and recording his progress and posting it on youtube. After talking about it for a bit with him, he joked about how I should restart a sapphire game. Even though it wasn’t serious, it got me in the mood to possibly play through it again.
However, I didn’t want to restart my old sapphire game over, since I had gotten so far in it, as well as had a lot of Pokémon not found in that game in the Pokédex. And I didn’t want to download an emulator and rom, so I decided that I would just get my hands on a new copy of the game. I searched for a few days online, finding a lot of sapphire games, but most were too pricey for me.
For those who don’t know, I’m somewhat of a Poké-nerd. I’ve been a fan of the series since me and my older brother got the first generation games, Red for him, and Blue for me. Eventually as time passed, my brother grew out of it, but I still remained faithful to the series (well, gamewise, at least. The show has gone downhill after the first series in my opinion.)
Anyways, it started a few weeks ago, when one of my internet buddies posted that he was going to start his Pokémon Ruby version over, and recording his progress and posting it on youtube. After talking about it for a bit with him, he joked about how I should restart a sapphire game. Even though it wasn’t serious, it got me in the mood to possibly play through it again.
However, I didn’t want to restart my old sapphire game over, since I had gotten so far in it, as well as had a lot of Pokémon not found in that game in the Pokédex. And I didn’t want to download an emulator and rom, so I decided that I would just get my hands on a new copy of the game. I searched for a few days online, finding a lot of sapphire games, but most were too pricey for me.
27 wrz 2011
Do Try
Found the shit on my porch one night… Fucking ding-dong ditch or whatever. A little baggie with two blue capsules. And a stupid note with two words… “Do try”
I figured it was some shitty prank from my “experimental” friends from down the street. We’ve tried nearly every reasonable drug there is, trying to get the most psychadelic trips, maintain the best highs..
DMT, E, Acid, some experimental shit this dude sold me for wayy too much. Shit fucked me up… I tripped I was dust floating down from the ceiling. Lasted like eight hours. Fucked… me… up…
Anyway, the pills had like an orange 17 on them… Looked them up online, and couldn’t find anything.
I threw it on my dresser and crashed for the night.
I called all my friends the next afternoon. They all “claimed” they had nothing to do with it. “Wasn’t them”. I figured one of them would fess up eventually…
Over the next week, I pretty much forgot about it. None of my friends said anything, so either they forgot, or it really wasn’t them. I didn’t feel like mentioning it, we had some concentrated Salvia, so we lit that up.
The next day, curiousity killed me, I picked up the bag. Glanced at the note again… “Do it”… I swore it said “Do try” but I was high when I picked it up, so I dont know. But it entrigued me even more. I examined the pill. I reasoned with myself. I just couldn’t take it, it could be anything, but I was so curious. What if it was THE best high, the MOST psychadelic trip. I talked myself out of it. I set it down again, and I couldn’t help but feel like I was missing out…
I figured it was some shitty prank from my “experimental” friends from down the street. We’ve tried nearly every reasonable drug there is, trying to get the most psychadelic trips, maintain the best highs..
DMT, E, Acid, some experimental shit this dude sold me for wayy too much. Shit fucked me up… I tripped I was dust floating down from the ceiling. Lasted like eight hours. Fucked… me… up…
Anyway, the pills had like an orange 17 on them… Looked them up online, and couldn’t find anything.
I threw it on my dresser and crashed for the night.
I called all my friends the next afternoon. They all “claimed” they had nothing to do with it. “Wasn’t them”. I figured one of them would fess up eventually…
Over the next week, I pretty much forgot about it. None of my friends said anything, so either they forgot, or it really wasn’t them. I didn’t feel like mentioning it, we had some concentrated Salvia, so we lit that up.
The next day, curiousity killed me, I picked up the bag. Glanced at the note again… “Do it”… I swore it said “Do try” but I was high when I picked it up, so I dont know. But it entrigued me even more. I examined the pill. I reasoned with myself. I just couldn’t take it, it could be anything, but I was so curious. What if it was THE best high, the MOST psychadelic trip. I talked myself out of it. I set it down again, and I couldn’t help but feel like I was missing out…
25 wrz 2011
Pokemon: Tarnished Gold
Being someone who isn't nearly as computer savvy as someone from this generation should be, I know very little about what technology is capable of. Aside from email, IM, and the occasional download of something otherwise unobtainable for me at the moment, I have about the same amount of knowledge an eighty-year-old might possess about the electronic world.
For example, and for the sake of this tale I'm about to recount, I was totally unaware that someone is capable of hacking Pokemon games to make their own sub-story of the world - even less so that it was possible to make a physical copy of the game in a real cartridge.
However, I happened to learn about this one in one of the most disturbing ways possible.
When I was younger, Pokemon Gold was my very first game from the ever-popular franchise. I became very attached to the little creatures my character (name after myself even though the character was male) caught and often fantasized about the adventures we would go through had a preset storyline not been in place.
That isn't quite important, though.
What is important is the fact that I never truly let go of my childhood fantasies; the memories from that first game were far too cherished to set free. As such, I still have my old Gold cartridge, compleete with a total abuse of the copy glitch. I refuse to restart my game, though. I'm afraid too much of the old magic would be lost.
I wanted to play a whole new game of the version that I recall being the happiest with, but older cartridges are rather hard to find outside of the Internet nowadays; the most my local flea markets have are GBA games, with hardly any being Pokemon.
For example, and for the sake of this tale I'm about to recount, I was totally unaware that someone is capable of hacking Pokemon games to make their own sub-story of the world - even less so that it was possible to make a physical copy of the game in a real cartridge.
However, I happened to learn about this one in one of the most disturbing ways possible.
When I was younger, Pokemon Gold was my very first game from the ever-popular franchise. I became very attached to the little creatures my character (name after myself even though the character was male) caught and often fantasized about the adventures we would go through had a preset storyline not been in place.
That isn't quite important, though.
What is important is the fact that I never truly let go of my childhood fantasies; the memories from that first game were far too cherished to set free. As such, I still have my old Gold cartridge, compleete with a total abuse of the copy glitch. I refuse to restart my game, though. I'm afraid too much of the old magic would be lost.
I wanted to play a whole new game of the version that I recall being the happiest with, but older cartridges are rather hard to find outside of the Internet nowadays; the most my local flea markets have are GBA games, with hardly any being Pokemon.
New start, New life, New me
Moving to a new place was a big thing for me. 3 hours away from home, 3 hours away from the town I loved, the house I grew up in and the ex boyfriend who had been the thing to drive me away. In a way I was looking to escape.
New start, new life, new me, that was what I decided when I moved away.
It was going well within 6 months I was doing really well at my job, I’d even started dating this new guy, Paul, who was everything my ex hadn’t been man enough to be. He was polite and kind and loving but with just the right amount of “I’m a man”. Things were going so well that I didn’t even really realize when things started to go wrong. At the time I’d just assumed the things that were happening were small coincidences, just little problems that happen every now and again, it wasn’t until I looked back on it that I realized that it was all building up to something big. Something that has left me half the woman I once was.
It started off just small things, like I’d be certain that I’d left the book I’d been reading on my bedside table but when I found it it was next to the bath, the picture of me and my mum that I had always had on my fireplace had somehow fallen and smashed, food that I had left in the fridge would be gone when I went to look for it. As I lived alone I knew it couldn’t be anyone else. At first I thought I was just being careless, then as more and more things happened I started thinking that something wasn’t quite right, I was so certain that I had turned the tv off before I went to work and that I’d left my favorite necklace in my jewelery box. I called Paul up one day after work and asked him to come over and help me look around for signs of a break in. He kindly obliged even though he thought I was overreacting.
“Babe, I know you usually have it all together but sometimes people make mistakes, sometimes we just forget things.” he told me to try and placate me. I knew he was right but something just didn’t feel right about the situation.
New start, new life, new me, that was what I decided when I moved away.
It was going well within 6 months I was doing really well at my job, I’d even started dating this new guy, Paul, who was everything my ex hadn’t been man enough to be. He was polite and kind and loving but with just the right amount of “I’m a man”. Things were going so well that I didn’t even really realize when things started to go wrong. At the time I’d just assumed the things that were happening were small coincidences, just little problems that happen every now and again, it wasn’t until I looked back on it that I realized that it was all building up to something big. Something that has left me half the woman I once was.
It started off just small things, like I’d be certain that I’d left the book I’d been reading on my bedside table but when I found it it was next to the bath, the picture of me and my mum that I had always had on my fireplace had somehow fallen and smashed, food that I had left in the fridge would be gone when I went to look for it. As I lived alone I knew it couldn’t be anyone else. At first I thought I was just being careless, then as more and more things happened I started thinking that something wasn’t quite right, I was so certain that I had turned the tv off before I went to work and that I’d left my favorite necklace in my jewelery box. I called Paul up one day after work and asked him to come over and help me look around for signs of a break in. He kindly obliged even though he thought I was overreacting.
“Babe, I know you usually have it all together but sometimes people make mistakes, sometimes we just forget things.” he told me to try and placate me. I knew he was right but something just didn’t feel right about the situation.
22 wrz 2011
Dear Diary
Dear Diary,
I’m going to die today. Unfortunate, I know. I’ve recently finished reading this book, it was very interesting; fairly creepy as well. Did it give me the shivers? Yes, it really did. But now I’m going to die. Why can’t I live any longer? Well, that’s not for me to decide. It’s too late. I can’t escape now. If I turn around…I don’t even want to think about it. No, I really don’t. It’s that horrific. That terrifying. And it’s right behind me, breathing down my neck. Can I feel the breath? Yes, yes I can. It’s starting to really bother me, almost become a nuisance. There’s some crackling noise now…I know I can hear it. There’s no denying, I can definitely hear it. If I just listen close enough, if I just pay enough attention to the apparent silence…it will take control of me.
This book I read…it was really strange. It was almost as if something was…speaking to me. Telling me what to do, what to write down as I had a book of my own to finish. But this story was just so interesting, so entrancing. It was about a person, somebody, it was strange. I didn’t exactly know the person, it was just somebody. I know I didn’t like that person very much though. They had been looking into my secrets, trying to steal into what I considered precious and dearest. I managed to seal these secrets, though. Seal them deep down, somewhere safe. Somewhere where you’ll never find them.
Stop looking into my secrets, you fool. That’s right, I’m talking to you. Do you know me? No, of course you don’t know me. You know nothing about me. All I know is that you’re reading my diary. Why are you reading my diary? Are you trying to figure something out about me? Are you some sort of assassin, trying to kill me? Good luck. You won’t ever be able to kill me. It’s practically impossible. I will go on and on, doing what I do best. Are you simply curious about my life, a meaningless someone’s life? Somebody you’ll never meet in your entire life? Well, actually, I believe you have met me now that I think about it. You know me very well.
What do I sound like? Well, however you want me to sound like. What do I look like? Well, that’s up to you to decide. Because in reality, you created me. You formulated something in your mind to create my existence. How else can you read this and imagine that voice in your head speaking these words to you? Something about me exists. But still, I wonder. Why did you do that? Why did you create me? Are you lonely? In need of a friend? I can be your friend. I can be whatever you want me to be. Because you created me, you made me. But if you created me, how can you be invading my secrets? Does that mean that these are your secrets? Did you write this? I think you did write this. This diary, it’s yours, isn’t it? That’s pretty strange. Are you a good writer? Whether the answer is yes or no, it’s always good to proofread anything you’ve written. Go ahead, proofread. Go read this over again. Maybe you’ll notice something. Stop when you feel you’ve gotten the message.
Look out.
I’m going to die today. Unfortunate, I know. I’ve recently finished reading this book, it was very interesting; fairly creepy as well. Did it give me the shivers? Yes, it really did. But now I’m going to die. Why can’t I live any longer? Well, that’s not for me to decide. It’s too late. I can’t escape now. If I turn around…I don’t even want to think about it. No, I really don’t. It’s that horrific. That terrifying. And it’s right behind me, breathing down my neck. Can I feel the breath? Yes, yes I can. It’s starting to really bother me, almost become a nuisance. There’s some crackling noise now…I know I can hear it. There’s no denying, I can definitely hear it. If I just listen close enough, if I just pay enough attention to the apparent silence…it will take control of me.
This book I read…it was really strange. It was almost as if something was…speaking to me. Telling me what to do, what to write down as I had a book of my own to finish. But this story was just so interesting, so entrancing. It was about a person, somebody, it was strange. I didn’t exactly know the person, it was just somebody. I know I didn’t like that person very much though. They had been looking into my secrets, trying to steal into what I considered precious and dearest. I managed to seal these secrets, though. Seal them deep down, somewhere safe. Somewhere where you’ll never find them.
Stop looking into my secrets, you fool. That’s right, I’m talking to you. Do you know me? No, of course you don’t know me. You know nothing about me. All I know is that you’re reading my diary. Why are you reading my diary? Are you trying to figure something out about me? Are you some sort of assassin, trying to kill me? Good luck. You won’t ever be able to kill me. It’s practically impossible. I will go on and on, doing what I do best. Are you simply curious about my life, a meaningless someone’s life? Somebody you’ll never meet in your entire life? Well, actually, I believe you have met me now that I think about it. You know me very well.
What do I sound like? Well, however you want me to sound like. What do I look like? Well, that’s up to you to decide. Because in reality, you created me. You formulated something in your mind to create my existence. How else can you read this and imagine that voice in your head speaking these words to you? Something about me exists. But still, I wonder. Why did you do that? Why did you create me? Are you lonely? In need of a friend? I can be your friend. I can be whatever you want me to be. Because you created me, you made me. But if you created me, how can you be invading my secrets? Does that mean that these are your secrets? Did you write this? I think you did write this. This diary, it’s yours, isn’t it? That’s pretty strange. Are you a good writer? Whether the answer is yes or no, it’s always good to proofread anything you’ve written. Go ahead, proofread. Go read this over again. Maybe you’ll notice something. Stop when you feel you’ve gotten the message.
Look out.
21 wrz 2011
princess.exe
Mój brat, zaraz po tym jak otrzymał posadę jako technik komputerowy, wyprowadził się z domu. Był to początek 2002 roku i od tamtej pory słuch o nim zaginął. Starałem się z nim skontaktować – dzwoniłem, pisałem maile – wszystko na nic… Któregoś dnia postanowiłem osobiście złożyć mu wizytę. Przywitały mnie zamknięte drzwi oraz 3 koperty przybite do jego drzwi (jakieś zaległe rachunki i listy).
Wracając do domu, zauważyłem, że ktoś zostawił szary uszkodzony laptop na środku mojego podjazdu. Wysiadłem z samochodu aby obejrzeć go dokładniej.
Monitor LCD zdecydowanie wykazywał oznaki „użytkowania”. W lewym górnym rogu ekranu widać było ogromny otwór, który wpasowywał się dokładnie w rozmiar standardowego śrubokręta marki „Philips Head”. Nad nim, widniała kamerka internetowa, która także została zniszczona przy użyciu śrubokręta. Oprócz tych dwóch „szczegółów”, komputer wydawał się być praktycznie nowy. Klawisze były lekko wyblakłe, ale nie do tego stopnia aby nie można było ich używać. Spojrzałem na tył monitora, aby dowiedzieć się jakiej jest marki, jednak nie mogłem nic znaleźć. Jestem pewien, że dokładnie go sprawdziłem i nigdzie, powtarzam NIGDZIE, nie znalazłem żadnego tekstu, żadnego logo. W rzeczywistości laptop nie posiadał nawet „Dowodu Licencji” czy naklejki gwarancyjnej. Co dziwniejsze, laptop posiadał tylko dwa porty : VGA (używany do podłączenia zewnętrznego wyświetlacza przyp. tłum) oraz USB. Było to zastanawiające ponieważ jak długo, jakiekolwiek urządzenie elektroniczne, może działać bez portu ładowania ? Uznałem w końcu, że musiał być to jeden z tych bardzo tanich laptopów w którym aby naładować baterię , należy wyjąć ją z komputera i podłączyć do zewnętrznej ładowarki – jeszcze bardziej zastanowiło mnie, dlaczego w takim wypadku posiadał on kamerkę internetową ?
Zaintrygowany, co dokładnie znajduje się na laptopie, pobiegłem do mojej piwnicy, gdzie był przechowywany mój stary, nieużywany od dawna komputer. Znajdował się tam tylko dlatego, że zapomniałem przenieść tego behemota do lokalnej stacji SarCan (punkty recyklingu elektroniki przyp. tłum). Używał bym go dalej jednakże potrzebuje on od 5-6 godzin aby w pełni się uruchomić, ponieważ zawsze przechodzi w tryb odzyskiwania systemu, a jego procesor jest o wiele za „wolny” aby odzyskać wszystkie dane na 500 gigabajtowym dysku twardym (pamiętaj ze 120mhz procesorem Pentium nie zajedziesz daleko). Cóż… nieważne zresztą. Usunąłem więc stary monitor typu CTR firmy LG i podłączyłem go do laptopa. Miałem już nacisnąć przycisk zasilania, gdy…
…Zatrzymałem się. Nie ma mowy żeby działał, bateria już dawno musi być rozładowana.
Przetrząsnąłem całą piwnicę aby znaleźć mój tester napięcia. Gdy tylko go dorwałem odłączyłem baterię od laptopa i sprawdziłem odczyt… Bardzo niskie… Nie ma szans aby działał. Trudno – pomyślałem – najwyżej poleży tutaj do rana. Jutro zabiorę ten cały szmelc do SarCan i zrobią wreszcie z tym porządek. Odłączyłem monitor od laptopa, podłączyłem do mojego PCta i zostawiłem tak wychodząc z piwnicy. Skierowałem się prosto do mojego pokoju aby pooglądać telewizję. Oglądałem ją przez jakieś trzy godzinki po czym położyłem się do łóżka.
Jednak nie cieszyłem się długo słodkim snem. Został on przerwany przez bardzo głośny dźwięk. Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałem go jako sygnał uruchamiania systemu Windows 2000 – z wrażenia spadłem z łóżka. Hałas był tak głośny, że mógłbym przysiąc, że ktoś trzymał głośniki tuż przy moich uszach. Gdy wreszcie się jakoś pozbierałem, przez minutę czy dwie starałem się zrozumieć gdzie znajduje się źródło tych dźwięków.
Wreszcie wpadłem na świetny pomysł :
- Komputer ! Musiałem go przez przypadek włączyć gdy zmieniałem monitory !
Zadowolony z tego, że udało mi się rozwiązać zagadkę, skierowałem się w kierunku piwnicy, gdy nagle zamarłem w połowie drogi…
Zaraz...
To nie mógł być żadnym sposobem mój komputer…
Przecież miałem na nim zainstalowanego Windowsa 95…
Po tym wszystkim nie miałem najmniejszej ochoty na wybieranie się gdziekolwiek a na pewno nie do mojej piwnicy. Jednak zdrowy rozsądek zaczął brać górę nad przerażeniem i zdecydowałem, że musi być to jakiś problem systemowy – w końcu komputer był dość długo nieużywany. Ku mojemu zdziwieniu, komputer nie był włączany… mówiąc szczerze nie był on nawet podłączony do prądu. W takim razie pozostała ostatnia możliwość :
- Laptop…
Pośpiesznie usunąłem z niego baterię i podłączyłem jeszcze raz do woltomierza.
Tym razem nie mogłem odczytać żadnej konkretnej liczby. Tester zupełnie oszalał.
Podłączyłem baterię jeszcze raz i wcisnąłem przycisk „start”. Zaświeciły się jakieś światełka kontrolne co świadczyło o tym, że komputer jest w 100 % sprawny. Musiałem wiedzieć co się tutaj do cholery wyprawia. Podłączyłem mój stary monitor CTR do laptopa, i moim oczom ukazał się…
…Praktycznie pusty pulpit, jedyne co można było zobaczyć to trzy ikony znajdujące się w lewym dolnym rogu ekranu. Pasek zadań był pusty, nie było także nigdzie widać przycisku „start”.
Tapeta (a raczej jej brak) była zupełnie czarna. Czemu ktoś miałby zrobić coś takiego ze swoim komputerem ? Pytałem sam siebie. Każdy z nas może usunąć wszystkie ikony z pulpitu, ale trzeba być bardzo dobrze wyszkolonym hakerem aby zrobić to samo z przyciskiem „start”. Z wszystkich trzech ikon, jeden był to folder „Gry” a drugi „Video”. Trzecia ikonka to cmd.exe. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest to jeden z tych laptopów stworzonych specjalnie dla dzieci. Kliknięcie na folder z grami potwierdziło moje przypuszczenia; laptop musiał należeć do jakiejś małej dziewczynki. Poczułem jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia, dziewczynka musiała być dość biedna ponieważ w folderze znajdowała się tylko jedna gra i nie miałem bladego pojęcia jakiego gatunku. Nazywała się princess.exe. Włączyłem program z czystej ciekawości – chciałem zobaczyć na czym polegała. Moim oczom ukazał się w pełni animowany ekran tytułowy. Pojawiały się na nim różne bajkowe postacie. W tym momencie na ekranie pojawiło się logo gry. Nazywała się „Kreator Księżniczek : Spraw byś była piękna !”.
Ah, więc musiała być to jedna z tych nisko budżetowych gier typu „nałóż na swoje zdjęcie jpgi. ubranek”. Oczywiście dalsze buszowanie w programie tylko to wszystko potwierdziło. Gdy na ekranie pojawiło się „menu” otrzymałem do wyboru dwie możliwości :
- „Wystrój się !”
- „Przeglądaj śliczne zdjęcia”
Chciałem zobaczyć jak wyglądała dziewczynka do której wcześniej należał laptop więc wybrałem drugą opcję. Nie mogła mieć więcej niż 5 lat, co więcej wyglądała bardzo uroczo. Po jej rysach twarzy oraz kolorze skóry wywnioskowałem, że pochodziła z rodziny meksykańskiej bądź hiszpańskiej. Ubrana była w lekko zniszczoną białą sukieneczkę, dookoła kołnierzyka i rękawów miała doszyte czerwone falbanki. Cała sukienka była pokryta malutkimi czerwonymi różyczkami. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wyglądała jakby sprawiło jej dużo frajdy nałożenie wirtualnego diademu na jej małą słodką główkę. Przeglądając zdjęcia zauważyłem, że więcej niż połowa zdjęć przedstawiała pusty pokój – jedyną widoczną rzeczą było łóżko znajdujące się w rogu pokoju. Jak sądzę z jakiegoś powodu unikała aparatu jakby miał ją poparzyć, czy coś w tym rodzaju, sam już nie wiem... Po chwili stwierdziłem, że wystarczy już zabawy z tym programem (w końcu był on skierowany do małych dziewczynek a nie do dorosłego faceta!). Nadszedł czas na kolejne foldery. Postanowiłem, przy użyciu aplikacji cmd poszukać innych plików znajdujących się na dysku twardym.
Po uruchomieniu, moim oczom ukazało się „:\>_”. Ok, to było już dość dziwne – nie było tam żadnej litery oznaczającej dysk ! Wprowadziłem polecenie „start C:\” . Wcisnąłem klawisz „Enter”. DOS przekazał mi tylko tyle, że „start” nie jest rozpoznane jako polecenie zewnętrzne, wewnętrzne czy też jako plik wsadowy. Po kilku sekundach program zawiesił się, a ja znów powróciłem do pulpitu. Ostatnią rzeczą do zobaczenia były więc pliki video. Po dwukrotnym kliknięciu na folder...
...Ekran momentalnie stał się czarny. Pomyślałem, że pewnie się zawiesił. Jednak w tym momencie zauważyłem mały migający punkcik w lewym górnym rogu :
"_"
Po krótkiej chwili, na ekranie wyświetlił się komunikat : "start :\>videos\001.wmv". Pojawił się film, wyświetlony w trybie pełnoekranowym. Bohaterką filmu była ta sama mała dziewczynka której zdjęcia przeglądałem przed chwilą. Uśmiechała się i trzęsła z podniecenia. Jej szczęście sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Domyśliłem się, że musiała nagrywać film w czasie gdy grała w tą „ubierankę”. Na początku po prostu przesuwała paluszkami po padzie, chichocząc co chwilę. Musiała być to dla niej naprawdę dobra zabawa. Po jakiś dwóch minutach ekran znów stał się czarny na ułamek sekundy. Następnie wyświetlił się kolejny film... Tym razem dziewczynka miała na sobie różową koszulkę z odblaskowym napisem „Go Go Girl!”. Myślę, że program po prostu nagrywał ją za każdym razem, bez jej wiedzy. Poczułem się trochę nieswojo... Po co ktoś miałby właśnie tak zaprogramować zwykłą grę ? Zresztą nieważne, jeżeli folder z filmami nie zawierał niczego innego to równie dobrze mogłem wyłączyć komputer. Wcisnąłem więc przycisk zasilania...
...Laptop jednak nie zareagował w żaden sposób. Film nadal trwał, tym razem dziewczynka miała na sobie pomarańczowy topik. Uśmiechała się i chichotała jak zawsze, uznałem więc, że system sam się wyłączy po tym jak skończy wykonywać polecenie. Nie mógł przecież trwać długo. Odtwarzały się kolejne części filmu, a ja powoli zaczynałem przysypiać. Po kilkunastu cięciach jednak coś się zmieniło...
...Tym razem dziewczynka stała przed komputerem, bez żadnego wyrazu twarzy, zupełnie jakby nie odczuwała żadnych emocji... Zastanawiając się, co się tutaj do cholery dzieje, ponownie zainteresowałem się filmem. Tym razem nie wywołał on uśmiechu na mojej twarzy, mogę powiedzieć więcej – czułem się bardzo nieswojo widząc ją bez swojego zwykłego szerokiego uśmiechu... Pokój był bardzo ciemny, jedyne źródło światła to mała nocna lampka która stała na biurku. Tym razem ubrana była w białą piżamkę. Co ona ma zamiar zrobić – zastanawiałem się. Stała tam przez dobrą minutę, z tym przerażającym obojętnym wyrazem twarzy... Wpatrywałem się w nią w napięciu, jakby coś strasznego właśnie miało się wydarzyć...
W tym momencie pochyliła się i spod biurka podniosła piłkę do metalu. Trzymała ją przed sobą, jakby chciała mi ją pokazać... Następnie przyłożyła ją do swojego prawego policzka...
Na sam widok, skuliłem się w sobie...
Co tutaj się kurwa dzieje ?!
Dziewczynka powolutku zaczęła odcinać sobie część twarzy. Krew kapała jej na szyję... Powoli byłem w stanie zobaczyć jej ząbki... Po 10 sekundach było widać już wszystkie... Krew pokryła praktycznie całą jej prawą stronę ciała. W końcu dotarła do swojej dolnej szczęki... Jej policzek odpadł na ziemie z cichym łoskotem... Nadal patrzyła w kamerę bez żadnych emocji... Nie mogłem już tego wytrzymać. Wyrwałem baterię z laptopa ale film nadal trwał...
Kolejne cięcie...
Tym razem dziewczyna krzyczała z bólu... Prawie spadłem z krzesła – dźwięk był tak głośny... Krzyczała w agonii przez 10 sekund. Od strony drzwi było słuchać głośny stukot. Ktoś najprawdopodobniej chciał dostać się do środka. Była to kobieta, mówiła w języku, którego nie byłem w stanie zrozumieć. Waliła w drzwi z całych sił, jednak nie mogła ich otworzyć – dziewczynka musiała je w jakiś sposób zatrzasnąć. Miałem już tego dość, starałem się odłączyć monitor od zasilania jednak wyglądało jakby ktoś go zespawał go z portem. Krzyki i wrzaski trwały do następnego cięcia...
Znów, jej twarz nie zdradzała żadnych emocji... Kobieta nadal łomotała w drzwi, krzycząc i nawołując swoją córeczkę. Dziewczynka znów chwyciła piłkę i przystawiła ją do swojego prawego ramienia. Na ten widok zupełnie mnie zatkało... To było okropne, niewyobrażalnie okropne i obrzydliwe... Krew lała się strumieniami... Krzyki za drzwiami zamilkły – założę się, że kobieta pobiegła po pomoc. Kiedy piła dotarła do kości, usłyszałem okropny zgrzyt od którego zjeżyły mi się włosy na całym ciele... Miałem ochotę zwymiotować. Zauważyłem że kawałek jej mięśnia utkną pomiędzy ząbkami. Wtedy nastąpiło kolejne cięcie... Po nim kolejne... Jej ubranko było już całe czerwone od krwi...
Ponownie, patrzyła w monitor bez żadnych emocji...
Boże... co ona ma zamiar teraz zrobić...
Kobieta w tym czasie wróciła, byłem w stanie rozróżnić jeszcze dwa inne głosy, prawdopodobnie był to jej ojciec i brat. W tym momencie przyłożyła piłę do prawej części swojej główki... Słychać było głośne rytmiczne uderzenia w drzwi... Starali się je wyważyć... Dziewczynka powoli, tak jak poprzednio, przecinała swoją głowę na pół. Krew tryskała dosłownie w każdym kierunku... Jej prawe oko, wywróciło się i po chwili z oczodołu zaczęła wypływać krew... Dotarła do górnej szczęki i zaczęła torować sobie drogę przez kości i zęby... To był najgorszy dźwięk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałem... Wciąż czasami go słyszę, tak jak teraz... Rytmiczne uderzenia w drzwi nasilały się, jednak ja w duchu miałem nadzieję, że jednak im się nie uda – że nie będą musieli patrzeć na ten koszmarny widok...
Kolejne cięcie...
I kolejne...
Na następnym widać było jak połowa jej główki upada na biurko... Jej oczy wypadły z oczodołów pod wpływem uderzenia. Krew dosłownie wszystko zalała... Dopiero wtedy udało im się wyważyć drzwi. Wszyscy niemal stracili przytomność na tak makabryczny widok. Ich córeczka była w kawałkach. Matka zwymiotowała i wybiegła z pokoju. Ojciec wpadł do pokoju, „złożył” jej główkę, przytulił do siebie i zawył z rozpaczy. Drugi mężczyzna, prawdopodobnie jej starszy brat, po prostu patrzył przerażony, chyba nie bardzo wiedząc co ma zrobić.
Ten przerażający pokaz samookaleczenia skończył się z tym filmem i po następnym cięciu widać było tylko pusty pokój... Westchnąłem z ulgą, byłem cały spocony i ciężko dyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że było tak gorąco... Tyle pytań kłębiło mi się w głowie...
- Jak to w ogóle było możliwe !?
Byłem tak wystraszony, że spędziłem dobre 30 minut siedząc i wpatrując się w monitor – byłem dosłownie sparaliżowany. Wreszcie zebrałem się w sobie i wstałem... Popatrzyłem na laptop; miałem nadzieję, już po raz ostatni. Ciągle widać było pokój z łóżeczkiem...
Nagle...
Następne cięcie...
Na ekranie pojawiła się moja twarz...
Siedziałem w mojej piwnicy, używając laptopa...
Wracając do domu, zauważyłem, że ktoś zostawił szary uszkodzony laptop na środku mojego podjazdu. Wysiadłem z samochodu aby obejrzeć go dokładniej.
Monitor LCD zdecydowanie wykazywał oznaki „użytkowania”. W lewym górnym rogu ekranu widać było ogromny otwór, który wpasowywał się dokładnie w rozmiar standardowego śrubokręta marki „Philips Head”. Nad nim, widniała kamerka internetowa, która także została zniszczona przy użyciu śrubokręta. Oprócz tych dwóch „szczegółów”, komputer wydawał się być praktycznie nowy. Klawisze były lekko wyblakłe, ale nie do tego stopnia aby nie można było ich używać. Spojrzałem na tył monitora, aby dowiedzieć się jakiej jest marki, jednak nie mogłem nic znaleźć. Jestem pewien, że dokładnie go sprawdziłem i nigdzie, powtarzam NIGDZIE, nie znalazłem żadnego tekstu, żadnego logo. W rzeczywistości laptop nie posiadał nawet „Dowodu Licencji” czy naklejki gwarancyjnej. Co dziwniejsze, laptop posiadał tylko dwa porty : VGA (używany do podłączenia zewnętrznego wyświetlacza przyp. tłum) oraz USB. Było to zastanawiające ponieważ jak długo, jakiekolwiek urządzenie elektroniczne, może działać bez portu ładowania ? Uznałem w końcu, że musiał być to jeden z tych bardzo tanich laptopów w którym aby naładować baterię , należy wyjąć ją z komputera i podłączyć do zewnętrznej ładowarki – jeszcze bardziej zastanowiło mnie, dlaczego w takim wypadku posiadał on kamerkę internetową ?
Zaintrygowany, co dokładnie znajduje się na laptopie, pobiegłem do mojej piwnicy, gdzie był przechowywany mój stary, nieużywany od dawna komputer. Znajdował się tam tylko dlatego, że zapomniałem przenieść tego behemota do lokalnej stacji SarCan (punkty recyklingu elektroniki przyp. tłum). Używał bym go dalej jednakże potrzebuje on od 5-6 godzin aby w pełni się uruchomić, ponieważ zawsze przechodzi w tryb odzyskiwania systemu, a jego procesor jest o wiele za „wolny” aby odzyskać wszystkie dane na 500 gigabajtowym dysku twardym (pamiętaj ze 120mhz procesorem Pentium nie zajedziesz daleko). Cóż… nieważne zresztą. Usunąłem więc stary monitor typu CTR firmy LG i podłączyłem go do laptopa. Miałem już nacisnąć przycisk zasilania, gdy…
…Zatrzymałem się. Nie ma mowy żeby działał, bateria już dawno musi być rozładowana.
Przetrząsnąłem całą piwnicę aby znaleźć mój tester napięcia. Gdy tylko go dorwałem odłączyłem baterię od laptopa i sprawdziłem odczyt… Bardzo niskie… Nie ma szans aby działał. Trudno – pomyślałem – najwyżej poleży tutaj do rana. Jutro zabiorę ten cały szmelc do SarCan i zrobią wreszcie z tym porządek. Odłączyłem monitor od laptopa, podłączyłem do mojego PCta i zostawiłem tak wychodząc z piwnicy. Skierowałem się prosto do mojego pokoju aby pooglądać telewizję. Oglądałem ją przez jakieś trzy godzinki po czym położyłem się do łóżka.
Jednak nie cieszyłem się długo słodkim snem. Został on przerwany przez bardzo głośny dźwięk. Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałem go jako sygnał uruchamiania systemu Windows 2000 – z wrażenia spadłem z łóżka. Hałas był tak głośny, że mógłbym przysiąc, że ktoś trzymał głośniki tuż przy moich uszach. Gdy wreszcie się jakoś pozbierałem, przez minutę czy dwie starałem się zrozumieć gdzie znajduje się źródło tych dźwięków.
Wreszcie wpadłem na świetny pomysł :
- Komputer ! Musiałem go przez przypadek włączyć gdy zmieniałem monitory !
Zadowolony z tego, że udało mi się rozwiązać zagadkę, skierowałem się w kierunku piwnicy, gdy nagle zamarłem w połowie drogi…
Zaraz...
To nie mógł być żadnym sposobem mój komputer…
Przecież miałem na nim zainstalowanego Windowsa 95…
Po tym wszystkim nie miałem najmniejszej ochoty na wybieranie się gdziekolwiek a na pewno nie do mojej piwnicy. Jednak zdrowy rozsądek zaczął brać górę nad przerażeniem i zdecydowałem, że musi być to jakiś problem systemowy – w końcu komputer był dość długo nieużywany. Ku mojemu zdziwieniu, komputer nie był włączany… mówiąc szczerze nie był on nawet podłączony do prądu. W takim razie pozostała ostatnia możliwość :
- Laptop…
Pośpiesznie usunąłem z niego baterię i podłączyłem jeszcze raz do woltomierza.
Tym razem nie mogłem odczytać żadnej konkretnej liczby. Tester zupełnie oszalał.
Podłączyłem baterię jeszcze raz i wcisnąłem przycisk „start”. Zaświeciły się jakieś światełka kontrolne co świadczyło o tym, że komputer jest w 100 % sprawny. Musiałem wiedzieć co się tutaj do cholery wyprawia. Podłączyłem mój stary monitor CTR do laptopa, i moim oczom ukazał się…
…Praktycznie pusty pulpit, jedyne co można było zobaczyć to trzy ikony znajdujące się w lewym dolnym rogu ekranu. Pasek zadań był pusty, nie było także nigdzie widać przycisku „start”.
Tapeta (a raczej jej brak) była zupełnie czarna. Czemu ktoś miałby zrobić coś takiego ze swoim komputerem ? Pytałem sam siebie. Każdy z nas może usunąć wszystkie ikony z pulpitu, ale trzeba być bardzo dobrze wyszkolonym hakerem aby zrobić to samo z przyciskiem „start”. Z wszystkich trzech ikon, jeden był to folder „Gry” a drugi „Video”. Trzecia ikonka to cmd.exe. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest to jeden z tych laptopów stworzonych specjalnie dla dzieci. Kliknięcie na folder z grami potwierdziło moje przypuszczenia; laptop musiał należeć do jakiejś małej dziewczynki. Poczułem jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia, dziewczynka musiała być dość biedna ponieważ w folderze znajdowała się tylko jedna gra i nie miałem bladego pojęcia jakiego gatunku. Nazywała się princess.exe. Włączyłem program z czystej ciekawości – chciałem zobaczyć na czym polegała. Moim oczom ukazał się w pełni animowany ekran tytułowy. Pojawiały się na nim różne bajkowe postacie. W tym momencie na ekranie pojawiło się logo gry. Nazywała się „Kreator Księżniczek : Spraw byś była piękna !”.
Ah, więc musiała być to jedna z tych nisko budżetowych gier typu „nałóż na swoje zdjęcie jpgi. ubranek”. Oczywiście dalsze buszowanie w programie tylko to wszystko potwierdziło. Gdy na ekranie pojawiło się „menu” otrzymałem do wyboru dwie możliwości :
- „Wystrój się !”
- „Przeglądaj śliczne zdjęcia”
Chciałem zobaczyć jak wyglądała dziewczynka do której wcześniej należał laptop więc wybrałem drugą opcję. Nie mogła mieć więcej niż 5 lat, co więcej wyglądała bardzo uroczo. Po jej rysach twarzy oraz kolorze skóry wywnioskowałem, że pochodziła z rodziny meksykańskiej bądź hiszpańskiej. Ubrana była w lekko zniszczoną białą sukieneczkę, dookoła kołnierzyka i rękawów miała doszyte czerwone falbanki. Cała sukienka była pokryta malutkimi czerwonymi różyczkami. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wyglądała jakby sprawiło jej dużo frajdy nałożenie wirtualnego diademu na jej małą słodką główkę. Przeglądając zdjęcia zauważyłem, że więcej niż połowa zdjęć przedstawiała pusty pokój – jedyną widoczną rzeczą było łóżko znajdujące się w rogu pokoju. Jak sądzę z jakiegoś powodu unikała aparatu jakby miał ją poparzyć, czy coś w tym rodzaju, sam już nie wiem... Po chwili stwierdziłem, że wystarczy już zabawy z tym programem (w końcu był on skierowany do małych dziewczynek a nie do dorosłego faceta!). Nadszedł czas na kolejne foldery. Postanowiłem, przy użyciu aplikacji cmd poszukać innych plików znajdujących się na dysku twardym.
Po uruchomieniu, moim oczom ukazało się „:\>_”. Ok, to było już dość dziwne – nie było tam żadnej litery oznaczającej dysk ! Wprowadziłem polecenie „start C:\” . Wcisnąłem klawisz „Enter”. DOS przekazał mi tylko tyle, że „start” nie jest rozpoznane jako polecenie zewnętrzne, wewnętrzne czy też jako plik wsadowy. Po kilku sekundach program zawiesił się, a ja znów powróciłem do pulpitu. Ostatnią rzeczą do zobaczenia były więc pliki video. Po dwukrotnym kliknięciu na folder...
...Ekran momentalnie stał się czarny. Pomyślałem, że pewnie się zawiesił. Jednak w tym momencie zauważyłem mały migający punkcik w lewym górnym rogu :
"_"
Po krótkiej chwili, na ekranie wyświetlił się komunikat : "start :\>videos\001.wmv". Pojawił się film, wyświetlony w trybie pełnoekranowym. Bohaterką filmu była ta sama mała dziewczynka której zdjęcia przeglądałem przed chwilą. Uśmiechała się i trzęsła z podniecenia. Jej szczęście sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Domyśliłem się, że musiała nagrywać film w czasie gdy grała w tą „ubierankę”. Na początku po prostu przesuwała paluszkami po padzie, chichocząc co chwilę. Musiała być to dla niej naprawdę dobra zabawa. Po jakiś dwóch minutach ekran znów stał się czarny na ułamek sekundy. Następnie wyświetlił się kolejny film... Tym razem dziewczynka miała na sobie różową koszulkę z odblaskowym napisem „Go Go Girl!”. Myślę, że program po prostu nagrywał ją za każdym razem, bez jej wiedzy. Poczułem się trochę nieswojo... Po co ktoś miałby właśnie tak zaprogramować zwykłą grę ? Zresztą nieważne, jeżeli folder z filmami nie zawierał niczego innego to równie dobrze mogłem wyłączyć komputer. Wcisnąłem więc przycisk zasilania...
...Laptop jednak nie zareagował w żaden sposób. Film nadal trwał, tym razem dziewczynka miała na sobie pomarańczowy topik. Uśmiechała się i chichotała jak zawsze, uznałem więc, że system sam się wyłączy po tym jak skończy wykonywać polecenie. Nie mógł przecież trwać długo. Odtwarzały się kolejne części filmu, a ja powoli zaczynałem przysypiać. Po kilkunastu cięciach jednak coś się zmieniło...
...Tym razem dziewczynka stała przed komputerem, bez żadnego wyrazu twarzy, zupełnie jakby nie odczuwała żadnych emocji... Zastanawiając się, co się tutaj do cholery dzieje, ponownie zainteresowałem się filmem. Tym razem nie wywołał on uśmiechu na mojej twarzy, mogę powiedzieć więcej – czułem się bardzo nieswojo widząc ją bez swojego zwykłego szerokiego uśmiechu... Pokój był bardzo ciemny, jedyne źródło światła to mała nocna lampka która stała na biurku. Tym razem ubrana była w białą piżamkę. Co ona ma zamiar zrobić – zastanawiałem się. Stała tam przez dobrą minutę, z tym przerażającym obojętnym wyrazem twarzy... Wpatrywałem się w nią w napięciu, jakby coś strasznego właśnie miało się wydarzyć...
W tym momencie pochyliła się i spod biurka podniosła piłkę do metalu. Trzymała ją przed sobą, jakby chciała mi ją pokazać... Następnie przyłożyła ją do swojego prawego policzka...
Na sam widok, skuliłem się w sobie...
Co tutaj się kurwa dzieje ?!
Dziewczynka powolutku zaczęła odcinać sobie część twarzy. Krew kapała jej na szyję... Powoli byłem w stanie zobaczyć jej ząbki... Po 10 sekundach było widać już wszystkie... Krew pokryła praktycznie całą jej prawą stronę ciała. W końcu dotarła do swojej dolnej szczęki... Jej policzek odpadł na ziemie z cichym łoskotem... Nadal patrzyła w kamerę bez żadnych emocji... Nie mogłem już tego wytrzymać. Wyrwałem baterię z laptopa ale film nadal trwał...
Kolejne cięcie...
Tym razem dziewczyna krzyczała z bólu... Prawie spadłem z krzesła – dźwięk był tak głośny... Krzyczała w agonii przez 10 sekund. Od strony drzwi było słuchać głośny stukot. Ktoś najprawdopodobniej chciał dostać się do środka. Była to kobieta, mówiła w języku, którego nie byłem w stanie zrozumieć. Waliła w drzwi z całych sił, jednak nie mogła ich otworzyć – dziewczynka musiała je w jakiś sposób zatrzasnąć. Miałem już tego dość, starałem się odłączyć monitor od zasilania jednak wyglądało jakby ktoś go zespawał go z portem. Krzyki i wrzaski trwały do następnego cięcia...
Znów, jej twarz nie zdradzała żadnych emocji... Kobieta nadal łomotała w drzwi, krzycząc i nawołując swoją córeczkę. Dziewczynka znów chwyciła piłkę i przystawiła ją do swojego prawego ramienia. Na ten widok zupełnie mnie zatkało... To było okropne, niewyobrażalnie okropne i obrzydliwe... Krew lała się strumieniami... Krzyki za drzwiami zamilkły – założę się, że kobieta pobiegła po pomoc. Kiedy piła dotarła do kości, usłyszałem okropny zgrzyt od którego zjeżyły mi się włosy na całym ciele... Miałem ochotę zwymiotować. Zauważyłem że kawałek jej mięśnia utkną pomiędzy ząbkami. Wtedy nastąpiło kolejne cięcie... Po nim kolejne... Jej ubranko było już całe czerwone od krwi...
Ponownie, patrzyła w monitor bez żadnych emocji...
Boże... co ona ma zamiar teraz zrobić...
Kobieta w tym czasie wróciła, byłem w stanie rozróżnić jeszcze dwa inne głosy, prawdopodobnie był to jej ojciec i brat. W tym momencie przyłożyła piłę do prawej części swojej główki... Słychać było głośne rytmiczne uderzenia w drzwi... Starali się je wyważyć... Dziewczynka powoli, tak jak poprzednio, przecinała swoją głowę na pół. Krew tryskała dosłownie w każdym kierunku... Jej prawe oko, wywróciło się i po chwili z oczodołu zaczęła wypływać krew... Dotarła do górnej szczęki i zaczęła torować sobie drogę przez kości i zęby... To był najgorszy dźwięk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałem... Wciąż czasami go słyszę, tak jak teraz... Rytmiczne uderzenia w drzwi nasilały się, jednak ja w duchu miałem nadzieję, że jednak im się nie uda – że nie będą musieli patrzeć na ten koszmarny widok...
Kolejne cięcie...
I kolejne...
Na następnym widać było jak połowa jej główki upada na biurko... Jej oczy wypadły z oczodołów pod wpływem uderzenia. Krew dosłownie wszystko zalała... Dopiero wtedy udało im się wyważyć drzwi. Wszyscy niemal stracili przytomność na tak makabryczny widok. Ich córeczka była w kawałkach. Matka zwymiotowała i wybiegła z pokoju. Ojciec wpadł do pokoju, „złożył” jej główkę, przytulił do siebie i zawył z rozpaczy. Drugi mężczyzna, prawdopodobnie jej starszy brat, po prostu patrzył przerażony, chyba nie bardzo wiedząc co ma zrobić.
Ten przerażający pokaz samookaleczenia skończył się z tym filmem i po następnym cięciu widać było tylko pusty pokój... Westchnąłem z ulgą, byłem cały spocony i ciężko dyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że było tak gorąco... Tyle pytań kłębiło mi się w głowie...
- Jak to w ogóle było możliwe !?
Byłem tak wystraszony, że spędziłem dobre 30 minut siedząc i wpatrując się w monitor – byłem dosłownie sparaliżowany. Wreszcie zebrałem się w sobie i wstałem... Popatrzyłem na laptop; miałem nadzieję, już po raz ostatni. Ciągle widać było pokój z łóżeczkiem...
Nagle...
Następne cięcie...
Na ekranie pojawiła się moja twarz...
Siedziałem w mojej piwnicy, używając laptopa...
Pokemon Black
I’m what you could call a collector of bootleg Pokémon games. You know, like Pokémon Diamond & Jade, Chaos Black, etc. It’s amazing the frequency with which you can find them at pawnshops, Goodwill, flea markets, and such.
They’re generally fun; even if they are unplayable (which they often are); the mistranslations and poor quality make them unintentionally humorous.
I’ve been able to find most of the ones that I’ve played online, but there’s one that I haven’t seen any mention of. I bought it at a flea market about five years ago.
They’re generally fun; even if they are unplayable (which they often are); the mistranslations and poor quality make them unintentionally humorous.
I’ve been able to find most of the ones that I’ve played online, but there’s one that I haven’t seen any mention of. I bought it at a flea market about five years ago.
20 wrz 2011
Game Over
Let me start by saying that I’m a casual gamer. I enjoy a round of Halo every now and then, or a nice RPG or adventure game. I’m not picky, and I’m not competitive. So when my friend Chelsea called me up to play some games at her house, I was all for it. I left to her place at around 7, opting to catch the bus rather than walk in the spring rain. During the bus ride, I remember thinking about the time I visited them on April 1st. Chelsea and her family had gotten me with a prank involving replacing the filling of Oreos with toothpaste. It was all in good fun, and we shared a good laugh. I briefly wondered if they had anything in store for me today, on Friday the 13th.
It wasn’t until I heard the bus doors close behind me that I realized I was standing outside at the bus stop. At a brisk pace, I walked the remaining 3 blocks to Chelsea’s house. I was greeted by the barking of their two dogs, Essie and Miller. The minute Chelsea opened the door, I was rushed by Miller, the energetic fluffball. Essie just lied on the floor lazily, as she often did. We went into the main room and made ourselves comfortable. I’d always liked the feel of her house; It felt warm and inviting. But on that night it was different. It seemed a little less comforting than it usually did. I passed it off as a side-effect of the gloomy weather. Tonight, the game of choice was the latest Call of Duty release, Black Ops. As I said before, I’m not the competitive type. Chelsea on the other hand, had guns blazing as soon as the game loaded. Good ol’ Chelsea. We had fun for a couple hours; Killing other players online in a flurry of bullets and button-mashing. As the clock neared 10, Chelsea’s brother Nathan came upstairs.
“Can I play?” he asked, behind a mischievous grin. He’d always been a little trickster, just 13 years old. I’m still convinced he was the one behind the Oreo prank. We let him join, alternating turns every round or so. Near midnight, Nathan made a suggestion.
“Let’s play zombies!” Now, for those of you who aren’t aware, “Zombies” is a mode in the game in which up to four players can work together to fend off hordes of the undead. It’s not really scary, just mindless zombie killing. It sounded like fun, so we agreed. A few minutes in, an odd thought struck me. I had realized why the house felt different.
“Hey Chelsea? Where are your parents?” I had asked. Usually, they greeted me with a warm smile within five minutes of my arrival. She paused the game.
“They went out for the night. They’ll be back in the morning.” As she said this, I caught a grin cross Nathan’s face. Something in the back of my head told me that they weren’t gone, and my earlier suspicions may have been correct. I decided to stay wary, but for the time being, I would have fun. After several close calls with reanimated corpses, we made it to a part in the level with a “Random Box”. For a certain amount of points, the Random Box will give you a completely random weapon; It’s always fun to see what you’ll get. Nathan used it first. As always, he got a very useful weapon, an automatic rifle. Chelsea followed suit, but was stuck with a near-useless handgun. Then it was my turn; And of all the things I expected to get, what came out of that box was certainly not one of them.
At first, I thought my eyes were deceiving me (I had misplaced my glasses earlier that week). Instead of the regular weapon, what appeared to be some type of toy was suspended in mid-air over the box. We all sort of looked at it, trying to figure out what it was. We knew that sometimes, a toy clapper-monkey with cymbals would appear, as a joke to the player. While inconvenient, it wasn’t ever a big deal. However, this wasn’t a monkey. As we studied it, we realized it was a doll. But further inspection sent a shiver down my spine. It was burned. Badly. Its clothing was scarcely there, as well as its hair. It was missing an eye and was half-charred. Before either of us could say anything, it began to rise higher into the air. And that’s when the giggling began. Not childish giggling, or a mirthful chuckle. It was unsettling, unnerving, and it just didn’t belong. It honestly jarred me for a second, and I didn’t know how to respond. The doll rose higher into the air, until it was entirely off-screen. The only evidence it even appeared was the faint echos of a twisted child’s laughter that followed it. As the last of the giggling subsided, the screen flashed red. Then silence.
I thought for a single moment that Nathan had somehow done this. But he looked confused, and I could see even a little fear in his eyes. Chelsea was stunned as well. For a long moment, no one said anything. That is, until Chelsea noticed something odd.
“Where are all of the zombies?” She asked, and she was right. It had been too quiet, and we realized why. There weren’t any zombies. In fact, during the entire appearance of the doll, not a single zombie had made its presence known. For a full 30 seconds, we roamed the level with to no avail. Nathan opened his mouth to speak, but then we heard it again. The eerie, ghastly laughter that had accompanied the doll. This time, however, there was no doll to be found. That’s when the screen flashed red again.
Before anyone could react, hundreds of charred dolls appeared in the game. Crawling, giggling, misshapen dolls. They covered the ground, climbing onto our characters and giggling gleefully as they somehow ripped open wounds, causing blood to spill everywhere. I looked away. I knew it was just a game, but I was just too creeped out. When I looked back, the screen had its customary Game Over screen. But there was something different. Our characters names appeared at the bottom of the screen, and Nathan’s was highlighted for some reason. The house was quiet; We all just sat there, collecting ourselves. I was the first to speak.
“Good one Nathan. You actually freaked me out a little.” I tried to keep the light quivering out of my voice. His quizzical look didn’t help.
“What are you talking about?” was his reply. I was determined to expose him.
“The creepy doll thing in the game. I know you did that as a joke.” He just slowly shook his head.
“Brian, I didn’t. I’ve never seen that happen before.” I don’t know why, but I felt myself get angry. I decided to just let him have his fun. It was just a stupid joke, afterall.
“If you say so.” I turned to Chelsea. “Did you want to get a snack from the kitchen?” She nodded, and we got up. Neither of us bothered to turn off the game. In the kitchen we rummaged through the cupboards to find some glasses and plates. We heard Nathan shout his need to pee from the other room, then his footsteps heading to the restroom. We browsed the kitchen for a few more minutes, returning to the living room with hot cider and cookies. We sat there for a bit, sipping our drinks and munching cookies until Chelsea spoke up.
“We should probably watch TV or something. There might be a movie on.” I agreed, and picked up the controller to turn of the Xbox. I pressed the guide button on the controller, and waited for the menu to pop up so I could turn it off. It didn’t. Sighing in both resignation and frustration, I got up to turn it off. I pressed the button, expecting the little green light to disappear, but it didn’t. Some Xbox 360 models freeze up sometimes, but I don’t recall them not being able to shut off. I tried again to no avail. I studied it for a few minutes, when Chelsea’s voice caught my attention.
“Where’s Nathan? He could probably fix it.” She sounded concerned, and a thought struck me. Where was Nathan? He’d been gone for at least fifteen minutes. I was about to call his name, when I heard a sound that made my blood run cold. The giggling. Instantly, both of our eyes shot to the screen. It was the same “Game Over” screen, but Nathan’s name was no longer highlighted. In fact, it appeared dull compared to ours. My heart was pounding almost as fast as my mind was racing.
“What the hell was that?” I asked. But Chelsea had already stood up, and was headed toward the restroom. I followed, and knocked on the door.
“Nate? You done in there?”
No response. I tried the knob, and it was unlocked. Something told me not to open it. I don’t know what or why, but I wish to God that I had listened to it. I opened the door, and the first thing I saw was red. Blood was everywhere. Nathan was lying on the floor, a thick, dark red line from one side of his throat to the other. Another deep cut traced from his throat down to his abdomen. His short, brown hair was matted in blood, and his normally pale form was absolutely colorless. I tried to suppress the urge to vomit. A heard Chelsea move behind me, and realized I couldn’t let her see this. But I was too late. I heard a gasp, followed by the most agonizing scream. I quickly shut the door, and turned to Chelsea. She had a look of terror, revulsion, pain, and agony etched onto her face. It broke my heart to see it, but I knew we had other things to worry about first.
“Chelsea, I’m so, so sorry. But you have to listen to me. We have to get the fuck out of here, now!” Sobbing, she made a sound that sounded like agreement, though I couldn’t tell. I was nauseous, confused, terrified, and every imaginable type of sickened. We bolted to the door, but the handle wouldn’t budge. It wasn’t just stuck, it was fucking immovable. I felt the first waves of genuine panic setting in, and I could see Chelsea close to breaking down.
‘Shit, shit, SHIT.’ I pulled out my phone, and dialed 911. Nothing but static. I didn’t know what to do. We were trapped here, with no phone, and Chelsea’s mutilated brother in a blood-soaked restroom. ‘Oh my god, Chelsea!’ My mind immediately assumed the worst, but I turned around to find Chelsea sitting on the floor, mute with shock, grief, and terror.
“Chelsea, get up! We have to GO!” I yelled. I wasn’t mad at her, but I was so overwhelmed, that I didn’t know what to do. She stood, and held onto my arm. I heard Essie and Miller barking outside, where we left them after I had arrived. I silently thanked God that they were safe. In the living room, I turned to her.
“Chelsea, we’ve got to find a way out, so we can-” I stopped short. Behind her, on the screen, was her characters name, highlighted. I must’ve showed my horror on my face, because she turned around to see what I was gaping at. A wave of terror showed on her face. She looked at me, as if I knew what to do. And suddenly, I did. We were getting the hell out of there.
“Chelsea, hold on to me!” I screamed. I didn’t care that I was crying, or that I was shaking. I had to get us out of there before anything else happened. She did as I instructed, and I picked her up. Without another thought, I made a sprinting beeline for the window. As soon as she realized what I was doing, she gripped me tighter. Her hands were balled so tight that her knuckles had turned white. We crashed through the window and into the front yard. I was bleeding. The glass had bit into my legs, arms, chest, and face. But we were out. Chelsea was unscathed, and managed to stand up on her own.
The soft giggling from inside the house was all the motivation we needed to run.
A week later, it was all over the news. We couldn’t tell them the whole story, or they’d think we were nuts. The media had taken every possible angle and ran with it. Everything from “Neighborhood Killers” to “Child Murderers” were on every paper in the city. At Nathan’s funeral, I sat with Chelsea and her parents. It was heartbreaking. I really liked that kid. A few days after that, I was sitting in my living room. I looked at my stack of games. My eyes rested on one of them. Call of Duty: Black Ops. The memories of that night came rushing back, and I almost screamed. I realized to move on, I’d have to forget what happened and go on with my life. I popped the disk in, deciding to play the campaign mode. Assassinate Castro or something. While the disk loaded, I decided to call Chelsea and check up on her. No answer. ‘Oh well’ I thought. She probably didn’t feel like talking. As I looked back to the TV, I froze.
Instead of the Title Screen, it had the same “Game Over” screen from that night.
Nathan and Chelsea’s names were dulled.
Mine was highlighted.
I heard a giggle.
It wasn’t until I heard the bus doors close behind me that I realized I was standing outside at the bus stop. At a brisk pace, I walked the remaining 3 blocks to Chelsea’s house. I was greeted by the barking of their two dogs, Essie and Miller. The minute Chelsea opened the door, I was rushed by Miller, the energetic fluffball. Essie just lied on the floor lazily, as she often did. We went into the main room and made ourselves comfortable. I’d always liked the feel of her house; It felt warm and inviting. But on that night it was different. It seemed a little less comforting than it usually did. I passed it off as a side-effect of the gloomy weather. Tonight, the game of choice was the latest Call of Duty release, Black Ops. As I said before, I’m not the competitive type. Chelsea on the other hand, had guns blazing as soon as the game loaded. Good ol’ Chelsea. We had fun for a couple hours; Killing other players online in a flurry of bullets and button-mashing. As the clock neared 10, Chelsea’s brother Nathan came upstairs.
“Can I play?” he asked, behind a mischievous grin. He’d always been a little trickster, just 13 years old. I’m still convinced he was the one behind the Oreo prank. We let him join, alternating turns every round or so. Near midnight, Nathan made a suggestion.
“Let’s play zombies!” Now, for those of you who aren’t aware, “Zombies” is a mode in the game in which up to four players can work together to fend off hordes of the undead. It’s not really scary, just mindless zombie killing. It sounded like fun, so we agreed. A few minutes in, an odd thought struck me. I had realized why the house felt different.
“Hey Chelsea? Where are your parents?” I had asked. Usually, they greeted me with a warm smile within five minutes of my arrival. She paused the game.
“They went out for the night. They’ll be back in the morning.” As she said this, I caught a grin cross Nathan’s face. Something in the back of my head told me that they weren’t gone, and my earlier suspicions may have been correct. I decided to stay wary, but for the time being, I would have fun. After several close calls with reanimated corpses, we made it to a part in the level with a “Random Box”. For a certain amount of points, the Random Box will give you a completely random weapon; It’s always fun to see what you’ll get. Nathan used it first. As always, he got a very useful weapon, an automatic rifle. Chelsea followed suit, but was stuck with a near-useless handgun. Then it was my turn; And of all the things I expected to get, what came out of that box was certainly not one of them.
At first, I thought my eyes were deceiving me (I had misplaced my glasses earlier that week). Instead of the regular weapon, what appeared to be some type of toy was suspended in mid-air over the box. We all sort of looked at it, trying to figure out what it was. We knew that sometimes, a toy clapper-monkey with cymbals would appear, as a joke to the player. While inconvenient, it wasn’t ever a big deal. However, this wasn’t a monkey. As we studied it, we realized it was a doll. But further inspection sent a shiver down my spine. It was burned. Badly. Its clothing was scarcely there, as well as its hair. It was missing an eye and was half-charred. Before either of us could say anything, it began to rise higher into the air. And that’s when the giggling began. Not childish giggling, or a mirthful chuckle. It was unsettling, unnerving, and it just didn’t belong. It honestly jarred me for a second, and I didn’t know how to respond. The doll rose higher into the air, until it was entirely off-screen. The only evidence it even appeared was the faint echos of a twisted child’s laughter that followed it. As the last of the giggling subsided, the screen flashed red. Then silence.
I thought for a single moment that Nathan had somehow done this. But he looked confused, and I could see even a little fear in his eyes. Chelsea was stunned as well. For a long moment, no one said anything. That is, until Chelsea noticed something odd.
“Where are all of the zombies?” She asked, and she was right. It had been too quiet, and we realized why. There weren’t any zombies. In fact, during the entire appearance of the doll, not a single zombie had made its presence known. For a full 30 seconds, we roamed the level with to no avail. Nathan opened his mouth to speak, but then we heard it again. The eerie, ghastly laughter that had accompanied the doll. This time, however, there was no doll to be found. That’s when the screen flashed red again.
Before anyone could react, hundreds of charred dolls appeared in the game. Crawling, giggling, misshapen dolls. They covered the ground, climbing onto our characters and giggling gleefully as they somehow ripped open wounds, causing blood to spill everywhere. I looked away. I knew it was just a game, but I was just too creeped out. When I looked back, the screen had its customary Game Over screen. But there was something different. Our characters names appeared at the bottom of the screen, and Nathan’s was highlighted for some reason. The house was quiet; We all just sat there, collecting ourselves. I was the first to speak.
“Good one Nathan. You actually freaked me out a little.” I tried to keep the light quivering out of my voice. His quizzical look didn’t help.
“What are you talking about?” was his reply. I was determined to expose him.
“The creepy doll thing in the game. I know you did that as a joke.” He just slowly shook his head.
“Brian, I didn’t. I’ve never seen that happen before.” I don’t know why, but I felt myself get angry. I decided to just let him have his fun. It was just a stupid joke, afterall.
“If you say so.” I turned to Chelsea. “Did you want to get a snack from the kitchen?” She nodded, and we got up. Neither of us bothered to turn off the game. In the kitchen we rummaged through the cupboards to find some glasses and plates. We heard Nathan shout his need to pee from the other room, then his footsteps heading to the restroom. We browsed the kitchen for a few more minutes, returning to the living room with hot cider and cookies. We sat there for a bit, sipping our drinks and munching cookies until Chelsea spoke up.
“We should probably watch TV or something. There might be a movie on.” I agreed, and picked up the controller to turn of the Xbox. I pressed the guide button on the controller, and waited for the menu to pop up so I could turn it off. It didn’t. Sighing in both resignation and frustration, I got up to turn it off. I pressed the button, expecting the little green light to disappear, but it didn’t. Some Xbox 360 models freeze up sometimes, but I don’t recall them not being able to shut off. I tried again to no avail. I studied it for a few minutes, when Chelsea’s voice caught my attention.
“Where’s Nathan? He could probably fix it.” She sounded concerned, and a thought struck me. Where was Nathan? He’d been gone for at least fifteen minutes. I was about to call his name, when I heard a sound that made my blood run cold. The giggling. Instantly, both of our eyes shot to the screen. It was the same “Game Over” screen, but Nathan’s name was no longer highlighted. In fact, it appeared dull compared to ours. My heart was pounding almost as fast as my mind was racing.
“What the hell was that?” I asked. But Chelsea had already stood up, and was headed toward the restroom. I followed, and knocked on the door.
“Nate? You done in there?”
No response. I tried the knob, and it was unlocked. Something told me not to open it. I don’t know what or why, but I wish to God that I had listened to it. I opened the door, and the first thing I saw was red. Blood was everywhere. Nathan was lying on the floor, a thick, dark red line from one side of his throat to the other. Another deep cut traced from his throat down to his abdomen. His short, brown hair was matted in blood, and his normally pale form was absolutely colorless. I tried to suppress the urge to vomit. A heard Chelsea move behind me, and realized I couldn’t let her see this. But I was too late. I heard a gasp, followed by the most agonizing scream. I quickly shut the door, and turned to Chelsea. She had a look of terror, revulsion, pain, and agony etched onto her face. It broke my heart to see it, but I knew we had other things to worry about first.
“Chelsea, I’m so, so sorry. But you have to listen to me. We have to get the fuck out of here, now!” Sobbing, she made a sound that sounded like agreement, though I couldn’t tell. I was nauseous, confused, terrified, and every imaginable type of sickened. We bolted to the door, but the handle wouldn’t budge. It wasn’t just stuck, it was fucking immovable. I felt the first waves of genuine panic setting in, and I could see Chelsea close to breaking down.
‘Shit, shit, SHIT.’ I pulled out my phone, and dialed 911. Nothing but static. I didn’t know what to do. We were trapped here, with no phone, and Chelsea’s mutilated brother in a blood-soaked restroom. ‘Oh my god, Chelsea!’ My mind immediately assumed the worst, but I turned around to find Chelsea sitting on the floor, mute with shock, grief, and terror.
“Chelsea, get up! We have to GO!” I yelled. I wasn’t mad at her, but I was so overwhelmed, that I didn’t know what to do. She stood, and held onto my arm. I heard Essie and Miller barking outside, where we left them after I had arrived. I silently thanked God that they were safe. In the living room, I turned to her.
“Chelsea, we’ve got to find a way out, so we can-” I stopped short. Behind her, on the screen, was her characters name, highlighted. I must’ve showed my horror on my face, because she turned around to see what I was gaping at. A wave of terror showed on her face. She looked at me, as if I knew what to do. And suddenly, I did. We were getting the hell out of there.
“Chelsea, hold on to me!” I screamed. I didn’t care that I was crying, or that I was shaking. I had to get us out of there before anything else happened. She did as I instructed, and I picked her up. Without another thought, I made a sprinting beeline for the window. As soon as she realized what I was doing, she gripped me tighter. Her hands were balled so tight that her knuckles had turned white. We crashed through the window and into the front yard. I was bleeding. The glass had bit into my legs, arms, chest, and face. But we were out. Chelsea was unscathed, and managed to stand up on her own.
The soft giggling from inside the house was all the motivation we needed to run.
A week later, it was all over the news. We couldn’t tell them the whole story, or they’d think we were nuts. The media had taken every possible angle and ran with it. Everything from “Neighborhood Killers” to “Child Murderers” were on every paper in the city. At Nathan’s funeral, I sat with Chelsea and her parents. It was heartbreaking. I really liked that kid. A few days after that, I was sitting in my living room. I looked at my stack of games. My eyes rested on one of them. Call of Duty: Black Ops. The memories of that night came rushing back, and I almost screamed. I realized to move on, I’d have to forget what happened and go on with my life. I popped the disk in, deciding to play the campaign mode. Assassinate Castro or something. While the disk loaded, I decided to call Chelsea and check up on her. No answer. ‘Oh well’ I thought. She probably didn’t feel like talking. As I looked back to the TV, I froze.
Instead of the Title Screen, it had the same “Game Over” screen from that night.
Nathan and Chelsea’s names were dulled.
Mine was highlighted.
I heard a giggle.
“Come Closer”
I’d actually seen him on our way home from school. He looked dirty and disturbed, and stared straight at us as our bus went by. We even made jokes about him, probably as our way of pretending we weren’t afraid. He was incredibly out of place in our middle class suburb, so his mere presence felt threatening… thus our panic when the three of us got off at our stop and saw him at the corner, about to look in our direction.
He was between us and our houses, and the bus had already pulled away, so we bolted for the bushes of a nearby yard. We weren’t sure if he had seen us, but we peered through the leaves and saw him stalking our way, muttering randomly. Tim, my neighbor, insisted that he’d seen a large knife in the man’s ragged clothing. Danny, a kid I hardly knew who had just moved into the neighborhood, insisted that he was imagining it – that Tim’s glasses must have reflected the sun wrong or something. Still, we were terrified, and the sidewalk was going to bring him right by us.
It was Tim that broke and ran first, keeping low. I followed, my heart pounding, as we dove into the darkness underneath the porch of the unfamiliar house we’d been hiding near. As we squeezed our bodies against the dirt, the grimy wood pressed into our backs, barely giving us enough room to breathe. From our hiding place, we could see the disturbed man turn into the yard in front of us and begin searching around, hitting the bushes and muttering angrily.
I realized then that Danny wasn’t with us, but I hadn’t seen where he’d gone. Tim had lost his glasses back at the bushes, and he just huddled in the shadows next to me in near-blind terror. We stayed there in silence, waiting. Every so often, whenever I almost thought it was safe to come out, footsteps would creep across the wooden porch above us. Tim almost sneezed, once, but I covered his mouth and nose in stark fear.
We waited there so long that the tone of the sunlight began to change. We hadn’t heard the man searching about in awhile, and I was just getting ready to peek out, when footsteps clattered and a thud hit the wood directly above us. A split second later, Danny’s face appeared in front of us upside down, and he looked at us through the lattice. A look of shock and surprise crossed his features at finally finding us. He whispered something, but I couldn’t hear anything. He seemed to be saying “come closer,” so I figured the horrible man was still around and we had to be quiet, and I inched forward.
Danny’s features grew fearful, and he kept indicating something above us. Strangely, I still couldn’t hear him… his eyes seemed to dim then, and I inched forward a little bit more. I froze for a moment in horror, then backed up. Tim mouthed to me: “What did he say?” and I just shook my head, completely in shock. Danny hadn’t conveyed “come closer,” he had mimed “he’s up there.” The drifter was unknowingly sitting right above us, waiting, because he knew we had to be somewhere in that yard.
There was nothing to do but wait in silence, trying not to scream. I was glad Tim had lost his glasses. I lay there as darkness descended, waiting in unwavering terror and trying not to feel the glassy stare of Danny’s severed head as it rested in the grass a foot away.
He was between us and our houses, and the bus had already pulled away, so we bolted for the bushes of a nearby yard. We weren’t sure if he had seen us, but we peered through the leaves and saw him stalking our way, muttering randomly. Tim, my neighbor, insisted that he’d seen a large knife in the man’s ragged clothing. Danny, a kid I hardly knew who had just moved into the neighborhood, insisted that he was imagining it – that Tim’s glasses must have reflected the sun wrong or something. Still, we were terrified, and the sidewalk was going to bring him right by us.
It was Tim that broke and ran first, keeping low. I followed, my heart pounding, as we dove into the darkness underneath the porch of the unfamiliar house we’d been hiding near. As we squeezed our bodies against the dirt, the grimy wood pressed into our backs, barely giving us enough room to breathe. From our hiding place, we could see the disturbed man turn into the yard in front of us and begin searching around, hitting the bushes and muttering angrily.
I realized then that Danny wasn’t with us, but I hadn’t seen where he’d gone. Tim had lost his glasses back at the bushes, and he just huddled in the shadows next to me in near-blind terror. We stayed there in silence, waiting. Every so often, whenever I almost thought it was safe to come out, footsteps would creep across the wooden porch above us. Tim almost sneezed, once, but I covered his mouth and nose in stark fear.
We waited there so long that the tone of the sunlight began to change. We hadn’t heard the man searching about in awhile, and I was just getting ready to peek out, when footsteps clattered and a thud hit the wood directly above us. A split second later, Danny’s face appeared in front of us upside down, and he looked at us through the lattice. A look of shock and surprise crossed his features at finally finding us. He whispered something, but I couldn’t hear anything. He seemed to be saying “come closer,” so I figured the horrible man was still around and we had to be quiet, and I inched forward.
Danny’s features grew fearful, and he kept indicating something above us. Strangely, I still couldn’t hear him… his eyes seemed to dim then, and I inched forward a little bit more. I froze for a moment in horror, then backed up. Tim mouthed to me: “What did he say?” and I just shook my head, completely in shock. Danny hadn’t conveyed “come closer,” he had mimed “he’s up there.” The drifter was unknowingly sitting right above us, waiting, because he knew we had to be somewhere in that yard.
There was nothing to do but wait in silence, trying not to scream. I was glad Tim had lost his glasses. I lay there as darkness descended, waiting in unwavering terror and trying not to feel the glassy stare of Danny’s severed head as it rested in the grass a foot away.
19 wrz 2011
FALLOUT 2
W Fallout 2, gdy ukończysz grę masz możliwość jej kontynuowania. Pamiętasz tę zdezelowaną kryptę z początku? Tę z plamami odpadów toksycznych i windą, gdzie zabija się złote geckosy. Nazywa się "Toxic Caves" na mapie świata, ale tak naprawdę jest to mała krypta z trzema poziomami(włączając w to pierwszy poziom jaskiń, gdzie jest drabinka w dół prowadząca do właściwej krypty).
Jeśli więc masz jedno z oryginalnych wydań gry i go nie patchowałeś, możesz wrócić do Toxic Caves po ukończeniu gry, a jeśli masz przedmiot "Heart pills"(pigułki na serce) z questu związanego z morderstwem Westina, możesz się sam nimi zabić w windzie.
Po tym jak ujrzysz standardowy filmik o śmierci postaci, ekran pozostanie czarny i nie przejdzie do menu głównego. Po kilku minutach zaczniesz słyszeć coś w rodzaju białego szumu w jaskini. Powoli zaczniesz dostrzegać na ekranie swoją postać całą ufajdaną w gównie, które znasz z pierwszej części gry z pomieszczenia Master Mutanta. Twoja postać wstanie, gra zacznie odtwarzać swoją zwykłą ambientową muzyczkę, jednak nadal będzie w niej obecny ten biały szum.
Rozejrzyj się po nowej lokacji, ale NIE PRÓBUJ nawet łamać jakiegokolwiek zamka. Te tereny są pełne programistycznych tricków twórców, które mają za zadanie chronić ich sekrety.
W miarę jak będziesz się posuwał naprzód, usłyszysz jak biały szum robi się coraz głośniejszy, a ten ambientowy kawałek, do którego się przyzwyczaiłeś, zacznie się dziwnie zachowywać. Pewnie wynika to z trudności przy odtwarzaniu dwóch utworów w tym samym czasie, do czego silnik Fallouta nie był przyzwyczajony.
Przechodząc przez kolejne zamknięte na klucz drzwi, zobaczysz wiele postaci, które już wcześniej pojawiały się w grze. Co dziwne, to będą jedynie te postacie, które zabiłeś, albo które powinny być martwe odkąd je widziałeś ostatni raz. Tak jak końcowe animacje, postacie będą się różnić w zależności od tego w jaki sposób prowadziłeś grę... Jeśli byłeś dobrym charakterem i próbowałeś rozwiązywać problemy bez użycia siły, to znajdziesz tylko kilku oprychów i inne nieszczęśliwe ofiary. Jeśli zrobiłeś sobie rzeźnię z każdego miasta, zobaczysz tu setki postaci.
Niezależnie od tego, co robiłeś w trakcie gry, żadna z tych postaci z Tobą nie będzie rozmawiać, ani reagować na cokolwiek z Twojej strony. Nie mogą być okradzeni, zabici, przemieszczeni ani uzdrowieni. Jeśli użyjesz na nich skilli First Aid, Doctor, albo jakichkolwiek przedmiotów leczących, gra pokaże Ci komunikat: "Na to już zdecydowanie za późno, wybrańcze".
Okaże się, że ta lokacja to jakiś rodzaj piekła, zamieszkanego przez martwe postaci. Ostatnia postać, stojąca na wprost ostatnich drzwi, zawsze będzie modelem postaci gracza z pierwszego Fallouta. Jest to jedyny NPC, z którym możesz nawiązać jakikolwiek kontakt, co więcej jak do niego podejdziesz, białe szumy przejdą w crescendo i nagle ambientowa muzyczka się urwie. Jeśli po prostu przejdziesz obok niego i otworzysz ostatnie drzwi, gra odtworzy napisy końcowe, tylko tym razem z obrazkami ofiar z Hiroszimy i Nagasaki. To naprawdę przekracza granicę dobrego smaku i wielu zastanawiało się, dlaczego twórcy gry byli tak nieczuli. Jednak ci zapytani o to zaprzeczają, że takie zakończenie w ogóle istniało i że to wynik ataku hakerów. Zaraz po zakończeniu sceny przywita Cię zwyczajny ekran gry i zostaniesz wyrzucony do pulpitu.
Jeśli porozmawiasz z tą postacią, wyjaśni Ci, że jest w istocie Vault Dwellerem z pierwszej części, Twoim przodkiem. Powie Ci, że jest niezadowolony z drogi jaką wybrałeś, odwróci się do Ciebie plecami, a Twoja postać zginie i zostanie kupą kości, po czym nastąpi animacja śmierci, jakiej nigdy wcześniej nie widziałeś w grze. Po wszystkim gra rozjaśni się i zawiesi komputer, zmuszając Cię do wykonania "twardego resetu".
Jest jeszcze trzecia możliwość. Są to te zamknięte drzwi, o których wspomniałem wcześniej. Są jedne drzwi, zawsze wybierane losowo, jednak jeśli będziesz miał trochę szczęścia możesz znaleźć ładunek wybuchowy by je zniszczyć. Wewnątrz znajdziesz małą skrytkę zawierającą pistolet 10mm, rozładowany i bez amunicji. Nie pasuje do niego żadna z dostępnych amunicji 10mm. Możesz załadować broń "jajkiem wielkanocnym" znalezionym w piwnicach w New Reno. Wystrzel ją w głowę ostatniej postaci. Wówczas gra zacznie odtwarzać scenę wideo przedstawiającą młodego mężczyznę grającego w niezidentyfikowaną Fallouto-podobną grę. Niektórzy mówią, że to wczesna wersja Fallouta lub Fallout Tactics, albo Van Buren, ale żaden ze screenów z tamtej gry nie wygląda, jakby był wzięty z któregokolwiek z tych tytułów. Samo wideo ma chyba w założeniu być straszne, jednak swojego zamierzonego efektu nie osiąga. Człowiek ten po prostu gra w nieznaną grę i nagle powoli obraz zaczyna być coraz rzadszy, ukazując Twój pulpit(niezła sztuczka, nie jestem pewny jak oni to zrobili).
Inny dziwny trik jest taki, że wg wielu graczy, ostatnia postać oddaje tę, którą najczęściej wybierało się grając w Fallouta 1. Zarówno płeć jak i wygląd na końcu poprzedniej gry są pokazane. Z początku wygląda to jak savegame hack, trochę jak Psycho Mantis w Metal Gear Solid, ale ta sztuczka działa nawet, jeśli w pierwszą część Fallouta grało się na innym komputerze bez transferowania danych do nowego.
Zaleca się nie włączać żadnego odbiornika telewizyjnego przez kilka godzin po doświadczeniu zdarzeń związanych z tym zakończeniem. Szybko zdasz sobie bowiem sprawę, że te białe szumy w grze są identyczne z tymi wydobywającymi się z telewizora. Kabel, satelita, nawet antena jeśli ciągle jej używasz, będą w jakiś sposób niepodatne na odbiór sygnału po czasie, w którym poznałeś to sekretne zakończenie. Jednak wszystkie połączenia internetowe będą nadal działać. Właśnie dlatego jestem w stanie to Wam teraz opisać. Śmieszna sprawa, że jak włączyłem telewizor z powrotem jakąś godzinę temu, a także moje głośniki...nadal słyszę jak dźwięk robi się coraz głośniejszy.
Jeśli więc masz jedno z oryginalnych wydań gry i go nie patchowałeś, możesz wrócić do Toxic Caves po ukończeniu gry, a jeśli masz przedmiot "Heart pills"(pigułki na serce) z questu związanego z morderstwem Westina, możesz się sam nimi zabić w windzie.
Po tym jak ujrzysz standardowy filmik o śmierci postaci, ekran pozostanie czarny i nie przejdzie do menu głównego. Po kilku minutach zaczniesz słyszeć coś w rodzaju białego szumu w jaskini. Powoli zaczniesz dostrzegać na ekranie swoją postać całą ufajdaną w gównie, które znasz z pierwszej części gry z pomieszczenia Master Mutanta. Twoja postać wstanie, gra zacznie odtwarzać swoją zwykłą ambientową muzyczkę, jednak nadal będzie w niej obecny ten biały szum.
Rozejrzyj się po nowej lokacji, ale NIE PRÓBUJ nawet łamać jakiegokolwiek zamka. Te tereny są pełne programistycznych tricków twórców, które mają za zadanie chronić ich sekrety.
W miarę jak będziesz się posuwał naprzód, usłyszysz jak biały szum robi się coraz głośniejszy, a ten ambientowy kawałek, do którego się przyzwyczaiłeś, zacznie się dziwnie zachowywać. Pewnie wynika to z trudności przy odtwarzaniu dwóch utworów w tym samym czasie, do czego silnik Fallouta nie był przyzwyczajony.
Przechodząc przez kolejne zamknięte na klucz drzwi, zobaczysz wiele postaci, które już wcześniej pojawiały się w grze. Co dziwne, to będą jedynie te postacie, które zabiłeś, albo które powinny być martwe odkąd je widziałeś ostatni raz. Tak jak końcowe animacje, postacie będą się różnić w zależności od tego w jaki sposób prowadziłeś grę... Jeśli byłeś dobrym charakterem i próbowałeś rozwiązywać problemy bez użycia siły, to znajdziesz tylko kilku oprychów i inne nieszczęśliwe ofiary. Jeśli zrobiłeś sobie rzeźnię z każdego miasta, zobaczysz tu setki postaci.
Niezależnie od tego, co robiłeś w trakcie gry, żadna z tych postaci z Tobą nie będzie rozmawiać, ani reagować na cokolwiek z Twojej strony. Nie mogą być okradzeni, zabici, przemieszczeni ani uzdrowieni. Jeśli użyjesz na nich skilli First Aid, Doctor, albo jakichkolwiek przedmiotów leczących, gra pokaże Ci komunikat: "Na to już zdecydowanie za późno, wybrańcze".
Okaże się, że ta lokacja to jakiś rodzaj piekła, zamieszkanego przez martwe postaci. Ostatnia postać, stojąca na wprost ostatnich drzwi, zawsze będzie modelem postaci gracza z pierwszego Fallouta. Jest to jedyny NPC, z którym możesz nawiązać jakikolwiek kontakt, co więcej jak do niego podejdziesz, białe szumy przejdą w crescendo i nagle ambientowa muzyczka się urwie. Jeśli po prostu przejdziesz obok niego i otworzysz ostatnie drzwi, gra odtworzy napisy końcowe, tylko tym razem z obrazkami ofiar z Hiroszimy i Nagasaki. To naprawdę przekracza granicę dobrego smaku i wielu zastanawiało się, dlaczego twórcy gry byli tak nieczuli. Jednak ci zapytani o to zaprzeczają, że takie zakończenie w ogóle istniało i że to wynik ataku hakerów. Zaraz po zakończeniu sceny przywita Cię zwyczajny ekran gry i zostaniesz wyrzucony do pulpitu.
Jeśli porozmawiasz z tą postacią, wyjaśni Ci, że jest w istocie Vault Dwellerem z pierwszej części, Twoim przodkiem. Powie Ci, że jest niezadowolony z drogi jaką wybrałeś, odwróci się do Ciebie plecami, a Twoja postać zginie i zostanie kupą kości, po czym nastąpi animacja śmierci, jakiej nigdy wcześniej nie widziałeś w grze. Po wszystkim gra rozjaśni się i zawiesi komputer, zmuszając Cię do wykonania "twardego resetu".
Jest jeszcze trzecia możliwość. Są to te zamknięte drzwi, o których wspomniałem wcześniej. Są jedne drzwi, zawsze wybierane losowo, jednak jeśli będziesz miał trochę szczęścia możesz znaleźć ładunek wybuchowy by je zniszczyć. Wewnątrz znajdziesz małą skrytkę zawierającą pistolet 10mm, rozładowany i bez amunicji. Nie pasuje do niego żadna z dostępnych amunicji 10mm. Możesz załadować broń "jajkiem wielkanocnym" znalezionym w piwnicach w New Reno. Wystrzel ją w głowę ostatniej postaci. Wówczas gra zacznie odtwarzać scenę wideo przedstawiającą młodego mężczyznę grającego w niezidentyfikowaną Fallouto-podobną grę. Niektórzy mówią, że to wczesna wersja Fallouta lub Fallout Tactics, albo Van Buren, ale żaden ze screenów z tamtej gry nie wygląda, jakby był wzięty z któregokolwiek z tych tytułów. Samo wideo ma chyba w założeniu być straszne, jednak swojego zamierzonego efektu nie osiąga. Człowiek ten po prostu gra w nieznaną grę i nagle powoli obraz zaczyna być coraz rzadszy, ukazując Twój pulpit(niezła sztuczka, nie jestem pewny jak oni to zrobili).
Inny dziwny trik jest taki, że wg wielu graczy, ostatnia postać oddaje tę, którą najczęściej wybierało się grając w Fallouta 1. Zarówno płeć jak i wygląd na końcu poprzedniej gry są pokazane. Z początku wygląda to jak savegame hack, trochę jak Psycho Mantis w Metal Gear Solid, ale ta sztuczka działa nawet, jeśli w pierwszą część Fallouta grało się na innym komputerze bez transferowania danych do nowego.
Zaleca się nie włączać żadnego odbiornika telewizyjnego przez kilka godzin po doświadczeniu zdarzeń związanych z tym zakończeniem. Szybko zdasz sobie bowiem sprawę, że te białe szumy w grze są identyczne z tymi wydobywającymi się z telewizora. Kabel, satelita, nawet antena jeśli ciągle jej używasz, będą w jakiś sposób niepodatne na odbiór sygnału po czasie, w którym poznałeś to sekretne zakończenie. Jednak wszystkie połączenia internetowe będą nadal działać. Właśnie dlatego jestem w stanie to Wam teraz opisać. Śmieszna sprawa, że jak włączyłem telewizor z powrotem jakąś godzinę temu, a także moje głośniki...nadal słyszę jak dźwięk robi się coraz głośniejszy.
Trapped in a Dream
Last night I woke up around four in the morning feeling very fulfilled in the way you can only feel at that exact moment in between when you stop sleeping and when you realize you have awoken. This was a bit off-putting since a few moments later I remembered the dream that I was having before I woke up. Usually dreams don't come back to me but since a couple of years I've been remembering flashes of a certain recurring dream. This night I could finally patch some things together from these memories.
I remembered that in the dream I was in a room with my best friend and that I knew that something was not right. I must note that in the dream the world seemed just as vivid and real as it seems typing this on my computer right now. I told my friend that I knew that osmething was worng and that I had to find out what and why. I can't remember why I believed so strongly that something was wrong. My friend did his very best to convince me that nothing was wrong and every time I brought it up he tried to distract me by telling me we should be doing something other than talking about this.
At one point I'm pretty sure I realised that it wasn't real life but I couldn't make the link to assume that I was dreaming. I don't even think that the possibility crossed my mind. Every time I have that dream I feel trapped for hours with no way of getting back to reality. Every other person I came across in the dream reacted exactly the same as my best friend did when I told him I knew something was worng. I don't know what happened during the rest of the dream, this was all I could remember.
I wish I could remember how I finally got out. The thing that was the most disturbing was that I had this feeling before but not in a dream. This was when I was in a coma fighting for my consciousness for days on end. I'm afraid to go to sleep tonight. I'm afraid I won't break loose...
I remembered that in the dream I was in a room with my best friend and that I knew that something was not right. I must note that in the dream the world seemed just as vivid and real as it seems typing this on my computer right now. I told my friend that I knew that osmething was worng and that I had to find out what and why. I can't remember why I believed so strongly that something was wrong. My friend did his very best to convince me that nothing was wrong and every time I brought it up he tried to distract me by telling me we should be doing something other than talking about this.
At one point I'm pretty sure I realised that it wasn't real life but I couldn't make the link to assume that I was dreaming. I don't even think that the possibility crossed my mind. Every time I have that dream I feel trapped for hours with no way of getting back to reality. Every other person I came across in the dream reacted exactly the same as my best friend did when I told him I knew something was worng. I don't know what happened during the rest of the dream, this was all I could remember.
I wish I could remember how I finally got out. The thing that was the most disturbing was that I had this feeling before but not in a dream. This was when I was in a coma fighting for my consciousness for days on end. I'm afraid to go to sleep tonight. I'm afraid I won't break loose...
18 wrz 2011
500
Nawet nie zauważyłem że już po 500 odwiedzinach... mam nadzieje że nie przeszkadza wam Polscy użytkownicy że blog jest w połowie po angielsku?
Zróbmy jeszcze więcej wejść, powiedzcie znajomym! A jak coś się nie podoba, dajcie znać!
Dzięki :D
and also english version of post:
I even don't noticed that there was 500 pagevisits. Lets make this number even higher! Tell your friens, and if there is something wrong or etc, tell me about!
Thank you very much :D
Zróbmy jeszcze więcej wejść, powiedzcie znajomym! A jak coś się nie podoba, dajcie znać!
Dzięki :D
and also english version of post:
I even don't noticed that there was 500 pagevisits. Lets make this number even higher! Tell your friens, and if there is something wrong or etc, tell me about!
Thank you very much :D
The Evil at the End
Mirrors can easily be a frightening instrument. Our imaginations sometimes convince us that there’s more to a reflection than we can possibly comprehend, potentially dark and evil things that can never be stopped. Sure, science can support their theories of light reflection increasingly well, but even the direct, factual truth can’t keep our minds from wondering. Not even repeatedly-proven evidence can keep us from THINKING. That is the truth many of us will never escape from: imaginations are unstoppable.
Perhaps the most popular belief relating to our doppelgangers is their independency. Some believe them to be a separate “being” living within a different universe, completely devoid of your bathroom or bedroom you frequent as a viewing window into their world. We all live in fear of the day that they arrive at the same conclusion and become equally as fascinated with us. All we could really do then is silently pray with them not to realize that we’ve continually stared back.
Some individuals milk these beliefs for entertainment purposes. Popular culture has spread the curiously frightening belief of Bloody Mary showing her face in our bathroom mirrors upon the lights’ absence, yet a small few of us can honestly admit to having tried this ritual; even fewer of those venturers wish to speak of their experience. Reflective surfaces are imaginatively known to act as a portal of sorts into otherworldly territory, where our greatest fears and unwanted beliefs come true, brought to life by their own will. Beyond those eyes of ours is a much darker land, one where anything and everything we wish away from existence does everything in its power to live.
Some individuals study the behavior of mirrors and their reflections. Generally, the results prove unimpressive or deceptively obvious, yet a few vague experiments tend to go awry in mysterious ways. One of the more common studies is the placement of two mirrors in opposing positions, thus creating an infinite exchange of similarly repetitive reflections. Unfortunately, this raises a greater number of questions than answers. As stated previously, reflections are thought to be more than a simple refraction of light. What could come of allowing contact between universes within our homes? How could this practically simple method of “cloning” ourselves prove dangerous? What possible misfortune could befall an individual who unknowingly carries out these mistakes?
Positioning yourself between the opposite-facing mirrors introduces an additional variable to this equation: you. You will then see infinite copies of “yourself,” each one alternating their position. Several of them look away, but the remainders face back at you, returning your stare. As far as we can see, and even further beyond that, we know that our gaze is being returned by another reflection. What we don’t know, since we can’t see where infinity ends, is how it is being returned.
A simple glance at all of those reflections can be enough to convince anyone: not all of them could be you…could they? Just look deeper into their eyes.
Notice how as they get further and further away, they appear to change…
Soon you’ll reach the one at the very end, the final one you can see.
Try to convince yourself it isn’t glaring back at you.
Only it knows for sure.
Perhaps the most popular belief relating to our doppelgangers is their independency. Some believe them to be a separate “being” living within a different universe, completely devoid of your bathroom or bedroom you frequent as a viewing window into their world. We all live in fear of the day that they arrive at the same conclusion and become equally as fascinated with us. All we could really do then is silently pray with them not to realize that we’ve continually stared back.
Some individuals milk these beliefs for entertainment purposes. Popular culture has spread the curiously frightening belief of Bloody Mary showing her face in our bathroom mirrors upon the lights’ absence, yet a small few of us can honestly admit to having tried this ritual; even fewer of those venturers wish to speak of their experience. Reflective surfaces are imaginatively known to act as a portal of sorts into otherworldly territory, where our greatest fears and unwanted beliefs come true, brought to life by their own will. Beyond those eyes of ours is a much darker land, one where anything and everything we wish away from existence does everything in its power to live.
Some individuals study the behavior of mirrors and their reflections. Generally, the results prove unimpressive or deceptively obvious, yet a few vague experiments tend to go awry in mysterious ways. One of the more common studies is the placement of two mirrors in opposing positions, thus creating an infinite exchange of similarly repetitive reflections. Unfortunately, this raises a greater number of questions than answers. As stated previously, reflections are thought to be more than a simple refraction of light. What could come of allowing contact between universes within our homes? How could this practically simple method of “cloning” ourselves prove dangerous? What possible misfortune could befall an individual who unknowingly carries out these mistakes?
Positioning yourself between the opposite-facing mirrors introduces an additional variable to this equation: you. You will then see infinite copies of “yourself,” each one alternating their position. Several of them look away, but the remainders face back at you, returning your stare. As far as we can see, and even further beyond that, we know that our gaze is being returned by another reflection. What we don’t know, since we can’t see where infinity ends, is how it is being returned.
A simple glance at all of those reflections can be enough to convince anyone: not all of them could be you…could they? Just look deeper into their eyes.
Notice how as they get further and further away, they appear to change…
Soon you’ll reach the one at the very end, the final one you can see.
Try to convince yourself it isn’t glaring back at you.
Only it knows for sure.
Kim on był?!?
Kim w końcu był ten człowiek, który zabił mojego przyjaciela? Dlaczego go zabił i dlaczego ślad po moim bliskim znajomym zaginął? Kto jest temu winien?!
Zacznę od tego, że w wieku dwunastu lat poznałem kolegę mojego znajomego na wyjeździe za miastem, gdzie mieliśmy rozpalić ognisko. Wziął się nie wiadomo skąd, ale skoro był wtedy na naszej imprezie, to znaczy, że był zaproszony. Od razu go polubiłem, rozumiał to, co do niego mówiłem, miał zamiłowanie do tych samych rzeczy, co ja. Były jednak pewne niesnaski, bo ja wolałem blondynki, on wolał brunetki, ja nie cierpiałem jego wyskoków i tego, że często mi mówił, co mam robić.
I tak minęło siedem lat, skończyliśmy licea, każdy z nas skończył inne, ale mieszkaliśmy w tym samym mieście, choć w zupełnie różnych częściach miasta. Nazywał się Robert, nigdy nie zapraszał mnie do swojego domu, choć on u mnie bywał kilka razy w tygodniu. I tak, co już mówiłem, minęło siedem lat naszej przyjaźni, wymieniania poglądów, wielu radości i także znieważeń. Miałem także dziewczynę, która nie lubiła Roberta, chociaż nie wiem, z jakiego powodu, nigdy nawet się nie spotkali, bo starałem się trzymać te dwie sfery mojego życia oddzielnie. Agata (to moja druga połówka) mówiła, że mi odbija, że spędzam więcej czasu z nim, niż z nią. Rozumiem takie zachowanie, ale nigdy nie wyrzucałem Roberta z domu, bo chciałem z nim gadać, a nie, że było mi głupio.
Przyszedł dzień, w którym musiałem zerwać, choć chwilowy, kontakt z Agatą, z Robertem i resztą moich znajomych. Otóż miałem wypadek samochodowy na śliskiej nawierzchni, gdy już wiedziałem, że wypadnę z trasy i wyląduję w rowie z całym zewnętrznym spokojem wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki, przeżegnałem się i poddałem się sile całkowicie ode mnie niezależnej.
Gdy się obudziłem w szpitalu, przy łóżku siedział Robert i ściskając mnie za rękę, mówił, żebym nie przyjmował jakichś leków, bo podobno zmniejszają ilość neuronów i stanę się zwykłym głupkiem. Po paru minutach, gdy on wyszedł, to przyszła moja Agata i płakała cicho ze szczęścia, że żyję. Gdy siedzieliśmy i pocieszaliśmy się nawzajem, że jeszcze razem pojedziemy na narty, pojeździmy łyżwami, będziemy się wspinać na góry itd., do Sali wszedł lekarz i oznajmił mi, że trzeba podać pewne leki. Poprosiłem Agatę o wyjście na chwilę i porozmawiałem z doktorem o tym, co mi powiedział Robert. Bardzo mnie to martwiło, bo utrata rozumu, to według mnie najgorsza z najgorszych możliwości. Lekarz mnie uspokoił i powiedział, że przyniesie mi leki i żebym się przespał. I tak minęło kilka tygodni, aż mnie wypisano i mogłem wreszcie samodzielnie się poruszać. Chciałem spotkać się z Robertem, by z nim porozmawiać i powiedzieć, że nie miał racji. Zadzwoniłem do niego, ale nie odbierał, nie znałem jego rodziców, nie miał żadnych kont na portalach społecznościowych. Poszedłem wtedy do mojego kolegi, u którego pierwszy raz spotkałem, ale o odrzekł mi tylko, że to musiał być jakiś miejscowy koleś, który dołączył do naszego ogniska, bo nikogo takiego nie zna. Postanowiłem rozwiązać to nieco inaczej, szukałem jego danych we wszystkich szpitalach, parafiach, czy też urzędach. Najczęściej odchodziłem z niczym, ale pewnego razu zachodząc do pewnego kościoła, ksiądz odpowiedział mi, że taki Robert był u nich w parafii, ale jego dane są już tylko w księdze zmarłych. Nie mogłem w to uwierzyć i wybiegłem z plebanii. Ksiądz coś za mną krzyczał, ale już tego nie słyszałem. Zastanawiam się teraz, jak ktoś, kogo nie mogę znaleźć, o którym nie mam żadnych danych, miał tak wiele czasu w moim życiu.
Po sześciu miesiącach mogłem odstawić leki i żyłem już zupełnie swobodnie, wyjeżdżałem z Agatą, gdzie tylko i kiedy tylko mogłem, aż pewnego dnia nad morzem spotkałem Roberta. Ucieszyłem się, choć miałem do mojego przyjaciela wielki żal, dlaczego uciekł po moim wypadku.
-Stary, to nie tak odpowiedział Teraz żyjesz swoim życiem, teraz odstawiłeś te leki i dlatego możemy porozmawiać, ale niedługo musisz ponowić tę kurację, dlatego nie chce robić ci nowych nadziei, bo musiałbym cię znowu zawieść. Mimo, że jestem halucynacją, to jednak stworzoną przez ciebie i dla ciebie. Nie miałeś w młodości przyjaciół, ja ich zastąpiłem, ja cię pocieszałem, ja cię motywowałem. Teraz masz kobietę, masz wielu znajomych, na nich musisz oprzeć swoje Zycie, oni cię prawdopodobnie nie zawiodą. Żegnaj! Robert uśmiechnął się i idąc w fale morza zniknął w nich zupełnie.
Gdy później przypadkowo byłem w kościele, tym, gdzie Robert był w księdze zmarłych, ksiądz wytłumaczył mi, że owszem, była taka osoba u nich w parafii, ale osiemdziesiąt lat temu, to starał mi się wytłumaczyć, gdy wybiegłem z plebanii. Kilka wniosków przychodzi mi teraz na myśl. Na przykład taki, że ktoś nie musi być realny, by być przyjacielem. Taki, że halucynacja nie musi być taka straszna, ale także taki, bym zawsze się upewniał zanim zacznę rozmawiać z kimś przypadkowo napotkanym na ulicy.
Przyszedł dzień, w którym musiałem zerwać, choć chwilowy, kontakt z Agatą, z Robertem i resztą moich znajomych. Otóż miałem wypadek samochodowy na śliskiej nawierzchni, gdy już wiedziałem, że wypadnę z trasy i wyląduję w rowie z całym zewnętrznym spokojem wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki, przeżegnałem się i poddałem się sile całkowicie ode mnie niezależnej.
Gdy się obudziłem w szpitalu, przy łóżku siedział Robert i ściskając mnie za rękę, mówił, żebym nie przyjmował jakichś leków, bo podobno zmniejszają ilość neuronów i stanę się zwykłym głupkiem. Po paru minutach, gdy on wyszedł, to przyszła moja Agata i płakała cicho ze szczęścia, że żyję. Gdy siedzieliśmy i pocieszaliśmy się nawzajem, że jeszcze razem pojedziemy na narty, pojeździmy łyżwami, będziemy się wspinać na góry itd., do Sali wszedł lekarz i oznajmił mi, że trzeba podać pewne leki. Poprosiłem Agatę o wyjście na chwilę i porozmawiałem z doktorem o tym, co mi powiedział Robert. Bardzo mnie to martwiło, bo utrata rozumu, to według mnie najgorsza z najgorszych możliwości. Lekarz mnie uspokoił i powiedział, że przyniesie mi leki i żebym się przespał. I tak minęło kilka tygodni, aż mnie wypisano i mogłem wreszcie samodzielnie się poruszać. Chciałem spotkać się z Robertem, by z nim porozmawiać i powiedzieć, że nie miał racji. Zadzwoniłem do niego, ale nie odbierał, nie znałem jego rodziców, nie miał żadnych kont na portalach społecznościowych. Poszedłem wtedy do mojego kolegi, u którego pierwszy raz spotkałem, ale o odrzekł mi tylko, że to musiał być jakiś miejscowy koleś, który dołączył do naszego ogniska, bo nikogo takiego nie zna. Postanowiłem rozwiązać to nieco inaczej, szukałem jego danych we wszystkich szpitalach, parafiach, czy też urzędach. Najczęściej odchodziłem z niczym, ale pewnego razu zachodząc do pewnego kościoła, ksiądz odpowiedział mi, że taki Robert był u nich w parafii, ale jego dane są już tylko w księdze zmarłych. Nie mogłem w to uwierzyć i wybiegłem z plebanii. Ksiądz coś za mną krzyczał, ale już tego nie słyszałem. Zastanawiam się teraz, jak ktoś, kogo nie mogę znaleźć, o którym nie mam żadnych danych, miał tak wiele czasu w moim życiu.
Po sześciu miesiącach mogłem odstawić leki i żyłem już zupełnie swobodnie, wyjeżdżałem z Agatą, gdzie tylko i kiedy tylko mogłem, aż pewnego dnia nad morzem spotkałem Roberta. Ucieszyłem się, choć miałem do mojego przyjaciela wielki żal, dlaczego uciekł po moim wypadku.
-Stary, to nie tak odpowiedział Teraz żyjesz swoim życiem, teraz odstawiłeś te leki i dlatego możemy porozmawiać, ale niedługo musisz ponowić tę kurację, dlatego nie chce robić ci nowych nadziei, bo musiałbym cię znowu zawieść. Mimo, że jestem halucynacją, to jednak stworzoną przez ciebie i dla ciebie. Nie miałeś w młodości przyjaciół, ja ich zastąpiłem, ja cię pocieszałem, ja cię motywowałem. Teraz masz kobietę, masz wielu znajomych, na nich musisz oprzeć swoje Zycie, oni cię prawdopodobnie nie zawiodą. Żegnaj! Robert uśmiechnął się i idąc w fale morza zniknął w nich zupełnie.
Gdy później przypadkowo byłem w kościele, tym, gdzie Robert był w księdze zmarłych, ksiądz wytłumaczył mi, że owszem, była taka osoba u nich w parafii, ale osiemdziesiąt lat temu, to starał mi się wytłumaczyć, gdy wybiegłem z plebanii. Kilka wniosków przychodzi mi teraz na myśl. Na przykład taki, że ktoś nie musi być realny, by być przyjacielem. Taki, że halucynacja nie musi być taka straszna, ale także taki, bym zawsze się upewniał zanim zacznę rozmawiać z kimś przypadkowo napotkanym na ulicy.
15 wrz 2011
Your Follower
Do you know that feeling you get when everything is silent at night, where you think something is in the house? You discount it from your mind to try and calm yourself but you know there is secretly something there with you.
That is because there is, and there always has been. Ever since you were little and you thought there was something under your bed, or in the basement, or even the attic, it has been there following you around, waiting for the perfect moment. And every time you get that feeling, it smiles.
This creature is still waiting, even after you tried not to believe it existed, and it still wants to do what every other creature similar to it does, kill you.
Do you recall the night when you were laying in bed and you heard something like footsteps in your house and you shrugged it off, saying in your head that is nothing, and fell asleep? And the next morning after your shower you walked downstairs and saw the dead body of a man with a knife, and noticed his throat was cut just right so he couldn't make a sound as he died?
The creature that has been wanting to kill you this entire time, just saved your life. Because it didn't wait all this time just to have someone do it's job; You're it's kill.
But just think, if it figured out how to kill the man with the knife without you waking, it knows how to get away with what it was plotting all of this time.
14 wrz 2011
Wii
Miałem urodziny kilka tygodni temu. Muszę przyznać, że wypadły znakomicie. Dostałem mnóstwo prezentów od rodziny, a moi przyjaciele także nie skąpili podarunków. Byłem bardzo zadowolony, ponieważ dostałem czterysta dolarów w gotówce oraz sto pięćdziesiąt dolarów na karcie podarunkowej. Byłem z tego powodu szczęśliwy, ponieważ nie często mam dostęp do tak dużej sumy pieniędzy. A kiedy mam do niej dostęp i tak staram się oszczędzać. Dokładnie zastanawiam się przed każdym zakupem.
Rozmawiałem z moimi znajomymi, na temat tego, co mogę kupić za otrzymane pieniądze. W końcu zdecydowałem się kupić konsolę Nintendo Wii. Nigdy specjalnie nie interesowałem się grami video, ale po tym, jak u znajomego pograłem kilka godzin w Wii Sports stwierdziłem, że muszę mieć tą konsolę. Przesiedziałem cztery godziny w internecie, szukając najlepszej oferty. W końcu znalazłem na eBay'u. Sprzedający chciał za rzadko używaną konsolę jedynie sto dolarów. Nie zamieścił zbyt wielu szczegółów dotyczących samego obiektu sprzedaży, ale wstawił kilka zdjęć, na których wyglądała dobrze. Miałem nieco wątpliwości odnośnie kupna, gdyż użytkownik, który wystawił Wii na aukcję był zarejestrowany od niedawna, w związku z czym nie sprzedał jeszcze niczego i nie mógł udowodnić swojej uczciwości. Postanowiłem jednak, że dam mu szansę.
Kiedy przyszła paczka, zaważyłem coś dziwnego na pudełku od Wii. Wyglądało na to, że pleśniało przy krawędziach. Zlekceważyłem jednak to. Byłem podekscytowany myślą o grze na mojej nowej konsoli. Czym prędzej więc ją wypakowałem i podłączyłem. Na początku nie byłem pewien, co dokładnie zrobić. Kiedy system już się załadował zobaczyłem, że na dysku zostało mnóstwo rzeczy po poprzednim właścicielu.
Byłem szczęściarzem. Okazało się, że dawny właściciel kupił za pośrednictwem sklepu Nintendo (Virtual Marketplace - przyp. tłumacza) tonę gier. Miałem do dyspozycji Yoshi's Story, Super Mario 64, Mario Kart, Legend of Zelda, Super Mario World, i całą masę innych klasyków. Byłem w niebie. Grałem sześć godzin bez przerwy (tak, wiem - nie mam życia), dopóki nie zmęczyłem się i nie poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się rano postanowiłem, że przeszukam całą konsolę i zobaczę, co jeszcze ma do zaoferowania. Wszystkie gry pochodziły ze sklepu internetowego Nintendo. Wyjątkiem był jeden tytuł.
Ikona wyglądała, jakby wystąpiły problemy z jej wyświetlaniem. W rezultacie, widoczny był tylko biały kwadrat. Nie chcąc przegapić potencjalnej zabawy, uruchomiłem grę. Kiedy kliknąłem na ikonę, zostałem przeniesiony do szarego ekranu, na którym wyświetlił się napisany czerwoną czcionką wyraz "persevero" (Później dowiedziałem się, że to hiszpańskie słowo, oznaczające "kontynuuj"). Kliknąłem na to słowo. Moim oczom ukazało się menu z czterema ikonami. Każda z ikon miała w sobie coś złowrogiego. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale były... niepokojące. Jeszcze raz niechęć przegapienia zabawy wzięła górę nad moimi obawami, tak więc zdecydowałem się wybrać jeden z symboli. Wybór padł na pierwszy z brzegu. Symbol przedstawiał leżące pod znakiem X, poziome linie, które przecinały koło. Kidy potwierdziłem wybór symbolu, zostałem przeniesiony do świata gry, łudząco przypominającego nasz świat. Na dodatek akcja rozgrywała się w mieście, które było odzwierciedleniem miasta, w którym rzeczywiście mieszkałem. Rozpocząłem w domu, który również był bardzo podobny do mojego. Gra nie przypominała żadnej, którą widziałem wcześniej. Kamera była przedstawiona z perspektywy pierwszej osoby. Kłopot w tym, że nie było tam żadnego celu. Miałem całkowicie wolną wolę, mogłem robić, co tylko chciałem. Wyszedłem więc z domu i zacząłem wędrować po wirtualnym świecie, tak łudząco podobnym do tego, w którym przyszło mi żyć.
Po dwóch godzinach gry zostałem wyrzucony z powrotem do menu. Zorientowałem się, że teraz znajdują się tam tylko trzy symbole.
Spojrzałem na zegarek, i zobaczyłem, że robi się późno. Postanowiłem więc pójść do łóżka, a do gry wrócić z samego rana. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Następnego dnia, tuż po obudzeniu się, pobiegłem do konsoli, żeby zobaczyć, co kryją pozostałe trzy symbole. Włączyłem grę i zostałem przeniesiony do menu. Wybrałem drugą ikonę. Przedstawiała odwrócony do góry nogami krzyż, z którego ramion wychodził trójkąt. Wybrałem go.
Gra, do świata której się przeniosłem wyglądała prawie identycznie tak samo jak ta, w którą grałem zeszłego dnia. Tym razem jednak, na ulicy pojawili się ludzie. Wydawali się nie mieć żadnych cech własnych, przez co wyglądali jak duża grupa poruszających się manekinów. Kontynuowałem zwiedzanie miasta, po czym ponownie zostałem wyrzucony do menu. Chciałem grać dalej, więc wybrałem kolejny symbol. Ten przedstawiał kwadrat w kole. Świat gry, w którym znalazłem się tym razem, wydawał się nieco odpychający. Wyglądał na ponury, a postacie poruszały się w ślimaczym tempie. Po rozejrzeniu się po okolicy dostrzegłem, że po ulicach są porozrzucane przedmioty, z którymi mogę wejść w interakcję. Większość z tych przedmiotów była nożami. Postanowiłem podnieść jeden z nich i zobaczyć, jakie czynności mogę wykonać za jego pomocą. Oczywiście, jedną z dostępnych opcji było dźganie. Postanowiłem zobaczyć, co się stanie, gdy pozabijam kilku mieszkańców-manekinów, poruszających się po mieście. Wyszedłem więc na ulicę i zacząłem ich dźgać. Zabrzmi to niesamowicie sadystycznie, ale było to całkiem zabawne. Kiedy kogoś dźgnąłem, ta postać padała na ziemię i wiła się w agonii, aby w końcu zniknąć. To było dziwnie... satysfakcjonujące. Po dwudziestu minutach zabijania losowych cywili, zostałem ponownie przeniesiony do menu. Robiło się późno, więc stwierdziłem, że pójdę się przespać. Ostatnim symbolem zajmę się rano. Noc minęła podejrzanie szybko. Obudził mnie dziwny odór, dochodzący z mojego domu. Domyśliłem się, że zapach może wydobywać się ze śmieci, więc wyniosłem je. Po powrocie, włączyłem Wii, wybrałem grę i znalazłem się w menu, w którym znajdował się ostatni symbol. Był to po prostu X. Wybrałem go. Ponownie zostałem przeniesiony do znanej już mi wirtualnej rzeczywistości. Nastąpiły w niej jednak duże zmiany. Wszystko było zupełnie czerwone, a ja zacząłem grę z nożem w ręku. Pojąłem, co muszę zrobić. Biegałem po mieście i dźgałem niewinnych obywateli miasta przez około pięć godzin. Wtedy zostałem przeniesiony do menu. Było puste. Czułem się rozczarowany z powodu tak kiepskiego zakończenia. Postanowiłem zdrzemnąć się. Bądź co bądź, granie przez pięć godzin non-stop i dźganie ludzi za pomocą kontrolera Wii potrafi człowieka zmęczyć.
Zasnąłem. Miałem dziwny sen. Byłem sam w ciemnym pokoju, a w ręku trzymałem nóż. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Miał dziurę od kuli na czole. Podchodząc do mnie, wyciągał ręce. Stałem nieruchomo, nie wiedząc, co się dzieje. Mężczyzna, bardzo zniekształconym, wręcz demonicznym głosem powiedział: "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie".
Po obudzeniu się, poczułem, że smród, który czułem rano nie zniknął, a wręcz przeciwnie - nabrał na intensywności. Spryskałem pomieszczenie odświeżaczem powietrza i poszedłem zjeść obiad. Jedząc, sprawdziłem swojego maila. Zobaczyłem, że dostałem wiadomość od faceta, który sprzedał mi Wii. Otworzyłem ją. "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie. Szczerze - Arnold Vonmarshall". Mocno się przestraszyłem. To były dokładnie te same słowa, które wypowiedział facet we śnie. Szybko stwierdziłem jednak, że to tylko przypadek, i kontynuowałem swój dzień. Smród, który czułem wcześniej, stał się jeszcze mocniejszy. Postanowiłem rozejrzeć się, i poszukać jego źródła. Przeszukałem cały dom. Zapach dochodził z piwnicy. Zapaliłem światło i zszedłem po schodach. Odnalazłem stos. Stos ludzkich ciał. Byłem przerażony. Patrzyłem na to ze zgrozą jeszcze przez chwilę, po czym pobiegłem na górę, żeby to wszystko przemyśleć i postarać się poukładać w sensowną całość. Po jakiejś godzinie czy dwóch bezmyślnego patrzenia się w ścianę, postanowiłem zejść na dół raz jeszcze i dokładniej przyjrzeć się sprawie. Powoli otworzyłem drzwi i zacząłem schodzić po schodach, w kierunku ciał. Wtedy zauważyłem, że coś jest przypięte do poręczy schodów. Wydruk jakiejś firmy z Houston. Na dole widniało nazwisko Arnold Vonmarshall. Czym prędzej pobiegłem na górę, i zacząłem szukać informacji o tym człowieku za pomocą Google. Dowiedziałem się, że Arnold Vonmarshall zabił nożem dwadzieścia trzy osoby w małym, niemieckim miasteczku, po czym popełnił samobójstwo. Zdarzenie miało miejsce ponad cztery miesiące temu.
Tuż po tym, jak przeczytałem tą wiadomość, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. To była policja.
Kiedy przyszła paczka, zaważyłem coś dziwnego na pudełku od Wii. Wyglądało na to, że pleśniało przy krawędziach. Zlekceważyłem jednak to. Byłem podekscytowany myślą o grze na mojej nowej konsoli. Czym prędzej więc ją wypakowałem i podłączyłem. Na początku nie byłem pewien, co dokładnie zrobić. Kiedy system już się załadował zobaczyłem, że na dysku zostało mnóstwo rzeczy po poprzednim właścicielu.
Byłem szczęściarzem. Okazało się, że dawny właściciel kupił za pośrednictwem sklepu Nintendo (Virtual Marketplace - przyp. tłumacza) tonę gier. Miałem do dyspozycji Yoshi's Story, Super Mario 64, Mario Kart, Legend of Zelda, Super Mario World, i całą masę innych klasyków. Byłem w niebie. Grałem sześć godzin bez przerwy (tak, wiem - nie mam życia), dopóki nie zmęczyłem się i nie poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się rano postanowiłem, że przeszukam całą konsolę i zobaczę, co jeszcze ma do zaoferowania. Wszystkie gry pochodziły ze sklepu internetowego Nintendo. Wyjątkiem był jeden tytuł.
Ikona wyglądała, jakby wystąpiły problemy z jej wyświetlaniem. W rezultacie, widoczny był tylko biały kwadrat. Nie chcąc przegapić potencjalnej zabawy, uruchomiłem grę. Kiedy kliknąłem na ikonę, zostałem przeniesiony do szarego ekranu, na którym wyświetlił się napisany czerwoną czcionką wyraz "persevero" (Później dowiedziałem się, że to hiszpańskie słowo, oznaczające "kontynuuj"). Kliknąłem na to słowo. Moim oczom ukazało się menu z czterema ikonami. Każda z ikon miała w sobie coś złowrogiego. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale były... niepokojące. Jeszcze raz niechęć przegapienia zabawy wzięła górę nad moimi obawami, tak więc zdecydowałem się wybrać jeden z symboli. Wybór padł na pierwszy z brzegu. Symbol przedstawiał leżące pod znakiem X, poziome linie, które przecinały koło. Kidy potwierdziłem wybór symbolu, zostałem przeniesiony do świata gry, łudząco przypominającego nasz świat. Na dodatek akcja rozgrywała się w mieście, które było odzwierciedleniem miasta, w którym rzeczywiście mieszkałem. Rozpocząłem w domu, który również był bardzo podobny do mojego. Gra nie przypominała żadnej, którą widziałem wcześniej. Kamera była przedstawiona z perspektywy pierwszej osoby. Kłopot w tym, że nie było tam żadnego celu. Miałem całkowicie wolną wolę, mogłem robić, co tylko chciałem. Wyszedłem więc z domu i zacząłem wędrować po wirtualnym świecie, tak łudząco podobnym do tego, w którym przyszło mi żyć.
Po dwóch godzinach gry zostałem wyrzucony z powrotem do menu. Zorientowałem się, że teraz znajdują się tam tylko trzy symbole.
Spojrzałem na zegarek, i zobaczyłem, że robi się późno. Postanowiłem więc pójść do łóżka, a do gry wrócić z samego rana. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Następnego dnia, tuż po obudzeniu się, pobiegłem do konsoli, żeby zobaczyć, co kryją pozostałe trzy symbole. Włączyłem grę i zostałem przeniesiony do menu. Wybrałem drugą ikonę. Przedstawiała odwrócony do góry nogami krzyż, z którego ramion wychodził trójkąt. Wybrałem go.
Gra, do świata której się przeniosłem wyglądała prawie identycznie tak samo jak ta, w którą grałem zeszłego dnia. Tym razem jednak, na ulicy pojawili się ludzie. Wydawali się nie mieć żadnych cech własnych, przez co wyglądali jak duża grupa poruszających się manekinów. Kontynuowałem zwiedzanie miasta, po czym ponownie zostałem wyrzucony do menu. Chciałem grać dalej, więc wybrałem kolejny symbol. Ten przedstawiał kwadrat w kole. Świat gry, w którym znalazłem się tym razem, wydawał się nieco odpychający. Wyglądał na ponury, a postacie poruszały się w ślimaczym tempie. Po rozejrzeniu się po okolicy dostrzegłem, że po ulicach są porozrzucane przedmioty, z którymi mogę wejść w interakcję. Większość z tych przedmiotów była nożami. Postanowiłem podnieść jeden z nich i zobaczyć, jakie czynności mogę wykonać za jego pomocą. Oczywiście, jedną z dostępnych opcji było dźganie. Postanowiłem zobaczyć, co się stanie, gdy pozabijam kilku mieszkańców-manekinów, poruszających się po mieście. Wyszedłem więc na ulicę i zacząłem ich dźgać. Zabrzmi to niesamowicie sadystycznie, ale było to całkiem zabawne. Kiedy kogoś dźgnąłem, ta postać padała na ziemię i wiła się w agonii, aby w końcu zniknąć. To było dziwnie... satysfakcjonujące. Po dwudziestu minutach zabijania losowych cywili, zostałem ponownie przeniesiony do menu. Robiło się późno, więc stwierdziłem, że pójdę się przespać. Ostatnim symbolem zajmę się rano. Noc minęła podejrzanie szybko. Obudził mnie dziwny odór, dochodzący z mojego domu. Domyśliłem się, że zapach może wydobywać się ze śmieci, więc wyniosłem je. Po powrocie, włączyłem Wii, wybrałem grę i znalazłem się w menu, w którym znajdował się ostatni symbol. Był to po prostu X. Wybrałem go. Ponownie zostałem przeniesiony do znanej już mi wirtualnej rzeczywistości. Nastąpiły w niej jednak duże zmiany. Wszystko było zupełnie czerwone, a ja zacząłem grę z nożem w ręku. Pojąłem, co muszę zrobić. Biegałem po mieście i dźgałem niewinnych obywateli miasta przez około pięć godzin. Wtedy zostałem przeniesiony do menu. Było puste. Czułem się rozczarowany z powodu tak kiepskiego zakończenia. Postanowiłem zdrzemnąć się. Bądź co bądź, granie przez pięć godzin non-stop i dźganie ludzi za pomocą kontrolera Wii potrafi człowieka zmęczyć.
Zasnąłem. Miałem dziwny sen. Byłem sam w ciemnym pokoju, a w ręku trzymałem nóż. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Miał dziurę od kuli na czole. Podchodząc do mnie, wyciągał ręce. Stałem nieruchomo, nie wiedząc, co się dzieje. Mężczyzna, bardzo zniekształconym, wręcz demonicznym głosem powiedział: "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie".
Po obudzeniu się, poczułem, że smród, który czułem rano nie zniknął, a wręcz przeciwnie - nabrał na intensywności. Spryskałem pomieszczenie odświeżaczem powietrza i poszedłem zjeść obiad. Jedząc, sprawdziłem swojego maila. Zobaczyłem, że dostałem wiadomość od faceta, który sprzedał mi Wii. Otworzyłem ją. "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie. Szczerze - Arnold Vonmarshall". Mocno się przestraszyłem. To były dokładnie te same słowa, które wypowiedział facet we śnie. Szybko stwierdziłem jednak, że to tylko przypadek, i kontynuowałem swój dzień. Smród, który czułem wcześniej, stał się jeszcze mocniejszy. Postanowiłem rozejrzeć się, i poszukać jego źródła. Przeszukałem cały dom. Zapach dochodził z piwnicy. Zapaliłem światło i zszedłem po schodach. Odnalazłem stos. Stos ludzkich ciał. Byłem przerażony. Patrzyłem na to ze zgrozą jeszcze przez chwilę, po czym pobiegłem na górę, żeby to wszystko przemyśleć i postarać się poukładać w sensowną całość. Po jakiejś godzinie czy dwóch bezmyślnego patrzenia się w ścianę, postanowiłem zejść na dół raz jeszcze i dokładniej przyjrzeć się sprawie. Powoli otworzyłem drzwi i zacząłem schodzić po schodach, w kierunku ciał. Wtedy zauważyłem, że coś jest przypięte do poręczy schodów. Wydruk jakiejś firmy z Houston. Na dole widniało nazwisko Arnold Vonmarshall. Czym prędzej pobiegłem na górę, i zacząłem szukać informacji o tym człowieku za pomocą Google. Dowiedziałem się, że Arnold Vonmarshall zabił nożem dwadzieścia trzy osoby w małym, niemieckim miasteczku, po czym popełnił samobójstwo. Zdarzenie miało miejsce ponad cztery miesiące temu.
Tuż po tym, jak przeczytałem tą wiadomość, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. To była policja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)