[kontynuacja past "Beau część I", "Beau część II","Beau część III","Beau część IV" oraz "Beau część V"]
Beau wybuchnął śmiechem.
„To prawda. Ale na swój sposób, Ciemność ochroniła Córkę Rasy”.
Wtedy jeszcze nie byłam w stanie zrozumieć, co ma na myśli, więc powtórzyłam, że to głupie i poszłam spać do sypialni mojej mamy.
Osobiście nigdy nie bałam się ciemności. W ostatnią noc po tym, jak dokończyłam pisać wątek, zgasiłam światła i oglądałam telewizję, paląc zioło. Przysięgam, że nie jestem żadnym ćpunem, ale joint naprawdę pomaga mi na mdłości i w jakimś stopniu zwalcza moje bóle głowy.
Oglądałam film, dopóki nie zmorzył mnie sen, czując się trochę jak idiotka czekając na coś, co (wg mojego racjonalnego umysłu) nie istnieje. Wiem, że przez te wszystkie wątki mojej opowieści szukałam paranormalnych wyjaśnień i ignorowałam rozwiązania stricte medyczno-naukowe, ale to nie znaczy, że jestem w pełni gotowa przyjąć do siebie pomysł, że jakaś międzywymiarowa kreatura nachodzi mnie już od czasów dzieciństwa. Kiedy już film się skończył, a pierwsze promyki słońca zawitały na niebie, wyłączyłam telewizor i skierowałam się do łóżka.
Moje mieszkanie jest dziwnie skonstruowane. Jest tu malutki korytarz prowadzący od salonu przez drzwi do sypialni i łazienki wzdłuż jednej strony aż do szafy na samym końcu. Po paru krokach przystanęłam, bo zdałam sobie sprawę, że na końcu korytarza pojawił się nieoczekiwany cień. Nie musiałam wsłuchiwać się w ciszę, że wiedzieć, co wydarzy się za chwilę. Cały świat dosłownie zamarł, kiedy cienie zmieniały kształty i tańczyły w świetle łazienki. Tymrazem jednak byłam gotowa. Zanim utknęłam w tej dziwnej sytuacji, uzbroiłam się automatyczną solniczkę i gwóźdź z zestawu narzędzi, który dostałam od ojca na gwiazdkę. Nie miałam pojęcia, czy ten sprzęt był żelazny, ale to była najlepsza broń, jaką mogłam zdobyć w tak krótkim czasie.
Wzrok lekko mi się przymglił, kiedy oczy próbowały dostosować się do odbioru cieni. Forma ujawniła się sama z siebie, jakby była tam od wieków.
„Vox”- zasyczał
Jeśli piszę trochę nieskładnie to może być to efekt trawki plus fakt, że jestem na skraju wykończenia zarówno fizycznego jak i psychicznego. Posunął się w głąb korytarzu. Nie mam pojęcia, jak ludzie wytrzymują takie rzeczy. To jak obudzić się rano i zastać królika wielkanocnego w kuchni. Włożyłam ręce do kieszeni, żeby złapać za solniczkę i zacząć robić nią hałas. Jedyna rzecz, jaka przyszła mi wtedy do głowy to piosenka „Don’t Be Afraid, You’re Already Dead”, którą Bogu dzięki łatwo się śpiewa. W odpowiedzi przechylił głowę i otworzył usta na kształt czegoś, z czego zdałam sobie sprawę, że było prawdziwym uśmiechem. Jego błyszczące oczy zwęziły się, kiedy policzki zaokrągliły w nienaturalnej ekspresji.
„Starasz się ratować siebie czy zmierzyć ze mną?”- zapytał. Jego ręka zamachała w kierunku moich dłoni, w których trzymałam swoją prowizoryczną broń, po czym zostały mi one odebrane jednym machnięciem.
„Tak naprawdę to nie jestem wojownikiem.”- przyznałam
Jego uśmiech wykrzywił się, wydając złowrogie warczenie. Usta jeszcze mocniej odsłoniły rzędy zębów, a jego szczęki rozwarły się tak szeroko, że pomyślałam, że są w stanie wyjść z zawiasów. Postać zwinęła się ostrzegawczo, jakby przymierzał się do ataku. Syk, który wydał z gardła przypominało krzyżówkę trzech różnych zwierząt i krople czarnej smoły rozbryzgały się po ścianie i dywanie. Parę wylądowało na mojej bluzie z kapturem, przemieniając się w larwy, po czym kątem oka dostrzegłam ich przemianę w żuki. Wmawiałam sobie, że to nie jest prawdziwe i starałam się ignorować. Jedno z nich wskoczyło mi na ramię na sekundę, po czym odleciało spowrotem do Beau tak jak cała reszta.
„Nie jesteś myśliwym. Nie masz żadnej mocy. Jesteś ślepa i głupia jak reszta. Wszystko zepsujesz.”- zaryczał.
„Więc, do cholery, co tu robisz?”- zapytałam „Dlaczego mnie nachodzisz? Są miliony innych, lepszych głosów od mojego! Dlaczego, kurwa, po prostu nie zostawisz mnie w spokoju?”
Wydał z siebie dziwne skrzyżowanie coś pomiędzy sykiem a gardłowym rykiem, ale zabrnęłam już za daleko by teraz odpuścić. Z mózgu zrobiła mi się woda przez jointy, wyczerpanie i nieskończony ból w czaszce. W tym momencie jakiś wymyślony demon był najmniejszym z moich problemów. Odważyłam się zrobić krok naprzód.
„To dlatego, że jestem chora, prawda? Nie mogłeś mnie dorwać, kiedy byłam małą dziewczynką, czyż nie? To by nie wystarczyło. Musiałeś poczekać aż zachoruje. Mogę być umierająca, wiesz? A ty jesteś tu po to, by zbierać to, co, kurwa, jestem ci winna, prawda? Może i jestem bezsilna, ale ty za to żałosny”
Kiedy skończyłam swoją tyradę spodziewałam się, że mnie zabije. Naprawdę sądziłam, że przez ostatnie dni chodzę po cienkiej linie między rzeczywistością a obłędem, i kiedy stykasz się z rzędami, rzędami zębów, twoja logika ma ci do zaoferowania tylko dwie opcje: atak lub ucieczka. Pewnego lata pojechałam w wakacje ze znajomymi do szkoły w Rzymie. Oddzieliłam się od nich i natknęłam się na grupkę amerykańskich żołnierzy, którzy spędzali tu ostatnią noc zanim zostali przewiezieni na pustynię. Było późno, wszyscy byliśmy schlani, byłam tylko nastolatką i byłam prawie pewna że zostanę zgwałcona i zabita. To była jedyna sytuacja, którą mogę porównać do tego, co czułam w tej chwili.
Zamiast tego, dziwny dźwięk dobiegł z jego ust, jakby powietrze przeleciało z siłą połowy orkiestry. Śmiał się. To uśpiło na chwilę moją czujność, pozwalając na moment wyrwać się z tego terroru. Złość znów we mnie wezbrała i przesłałam mu piorunujące spojrzenie. Cóż, przynajmniej spróbowałam. Szczerze mówiąc, prawdopodobnie wyglądałam tak, jakbym miała go zaraz całego obrzygać. Jakkolwiek, nie bawił się mną, jak przypuszczałam. Był smutny.
Nie zapamiętałam tego wszystkiego od razu. Miałam jedynie przebłyski, a stałe retrospekcje tych wszystkich bzdur wypierałam przez tą lepszą część mojego dorosłego życia. Na szczęście, wszystko wam opowiem już po fakcie, więc teraz jestem gotowa opowiadać wam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami do zarzygania.
Prowadzę badania nad dziecięcą psychiką i wymyślonymi przyjaciółmi, od kiedy to wszystko się zaczęło. Z Internetu wiem, że dzieci poniżej 5. roku życia mają trudności z określeniem, co jest prawdziwe, a co nie. Wiem też z moich własnych doświadczeń z przeszłości, że prymitywne istoty nie odróżniają snu od jawy, stąd wzięła się sztuka i opowieści. Zawsze się zastanawiałam, czy przypadkiem te wszystkie przygody, które miałam i wszelkie szczegóły dotyczące Beau nie były jedynie mgłą pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią. Wiem, że gdy Beau odszedł, przestałam go widzieć, ale być może właśnie od tego czasu zaczęłam mieć zwidy.
Nie mam pojęcia. Może być z tym ciężko. Większość dzieci, nawet mając 7 lat, bawi się z wielką wyobraźnią.
Jak u większość dzieci posiadająca wymyślonych przyjaciół, Beau był obwiniany za małe wydarzenia dokonujące się w domu. Ktoś zjadł ciasteczka? Beau. Ktoś zostawił drzwi otwarte? Beau. Czasem działy się rzeczy, które były niewytłumaczalne dla 6 letniego dziecka porwanego wyobraźnią jak zaginione przedmioty lub dziwne odgłosy w nocy. Dowcip polegał na tym, że to wszystko wydawało się być winą Beau. Jedynie ja wiedziałam, że za większością stał mój przyjaciel. Beau nie był zainteresowany ukazywaniem się komukolwiek innemu oprócz mnie, ale nie miał nic przeciwko, kiedy psocił w domu. Nawet jeśli to ja obrywałam za niego.
Kochałam mojego wuja. Miał do mnie fajne podejście i zawsze zabierał mnie na lody, rozmawiając ze mną jak z człowiekiem, a nie zwierzątkiem domowym. Takie rzeczy są bardzo ważne dla dzieci. Opowiedziałam mu nawet o Beau, a on przyjął to najpoważniej jak mógł i pytał Beau o opinię w małych sprawach bez insynuowania, że Beau jest w pokoju, tylko niewidzialny (a on oczywiście był widzialny, więc nienawidziłam takiego zachowania). Wuj Joe mógł być jedyną osobą (zaraz po mnie) wg mniemania Beau, która nie była do niczego. Jako młodszy brat mamy, Joe miał wiele dziewczyn. Prawdę mówiąc, dziewczyny, nadal jest do wzięcia jakby co. W każdym bądź razie, większość z nich ignorowałam, a one ignorowały mnie. Czasem bywały szczególnie miłe, ale nie przywiązywałam się do nich za bardzo. Jakkolwiek jedna z nich pozostała w mojej pamięci. Miała na imię Amber. Miała długie, brązowe włosy i idealne zęby. Tego lata mama musiała wyjechać w interesach, a Joe zaoferował, że weźmie mnie i mojego brata do domku letniskowego dziadków. Oczywiście, Amber również nam towarzyszyła. Bardzo jej się to spodobało i zachowywała się, jakby to była gra w dom, nazywając mnie co chwila uroczą i chcąc bawić się ze mną. Naprawdę jej nie lubiłam. To był coś w rodzaju intuicji. Coś mi w niej nie pasowało i czułam się przy niej bardzo niezręcznie, co nigdy nie leżało w moim charakterze. Co mną wstrząsnęło to to, że musiała prawdopodobnie usłyszeć jak się bawię, bo przy obiedzie spytała, kim jest Beau. Skłamałam i powiedziałam, że to mój pluszowy miś, a wuj nigdy mnie nie poprawił. Zawsze myślałam, że to miło z jego strony. Na Beau Amber również nie zrobiła wrażenia. Powiedziałam mu, jak niezręcznie się przy niej czuję, a on zaczął wymieniać po kolei stwory, którymi może być. Wiele istot, powiedział, przybiera ludzką postać. Niektóre z nich nie muszą nawet udawać. Ludzkie oczy, podjął temat, dobudowują sobie braki bodźców i fałszują obraz, pokazując te stwory w taki sposób, w jaki mózg chciałby je widzieć. Powiedział, że jeśli czuję się niekomfortowo to musi w tym coś być. Mój głos był zbyt ważny by polegać na zdradliwych ludzkich oczach. Musieliśmy wziąć sprawy we własne ręce. Założę się, że już zgadliście, że był to zły pomysł. Nie będę Was zanudzać szczegółami, bo szczerze mówiąc to wydarzenie jest dla mnie trochę zawstydzające i było głupie. Robiłam mnóstwo rzeczy, jak np. nie patrzyłam wprost na nią przez cały dzień lub zezowałam, żeby zobaczyć czy będzie zmieniać kształt. Grałam w grę, gdzie udawałam, że jest potworem i biegałam po domku krzycząc „Amber jest potworem! Uciekać!” Muszę jej jednak zwrócić honor. Zniosła naprawdę o wiele więcej niż normalny człowiek mógłby znieść i trzeciego dnia jej cierpliwość zaczęła się wyczerpywać. Bojąc się kary gorszej niż mógłby zadać Król Cichego Miejsca, a co gorsza widząc zażenowanie i frustracje na twarzy mojego wuja, dałam spokój przykrym grom.
Doszłam do wniosku, że jeśli potwór Amber zamierza mnie zranić, muszę po prostu zaczekać i pomyśleć nad jej słabym punktem.
Jakkolwiek nie byłam pewna, czy Beau odpuściłby to tak łatwo.
Pamiętam jej krzyki dochodzące z sypialni, gdzie znajdował się też wujek. Coś o zaginionym naszyjniku i tym, że to pewnie ja go wzięłam.
„Nienawidzę jej”- powiedziała
Musiałam jej to przyznać. Byłam przerażającym dzieckiem z pojebanym wymyślonym przyjacielem. To było po prostu w moim stylu zrobić coś takiego. Joe odparł, że to śmieszne, ale zabrał mnie na plażę chwilę później i zapytał cicho czy nie widziałam przypadkiem naszyjnika Amber. Był dla niej bardzo ważny, a ona nie może go znaleźć. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie, nie widziałam. Zapytał więc, czy Beau może mieć z tym coś wspólnego. To był pierwszy raz, kiedy dotarło do mnie, że wujek Joe nie wierzył w Beau bardziej niż każdy inny człowiek. Po prostu stroił sobie ze mnie żarty.
Nie będę Was zanudzać soczystymi szczegółami, ponieważ zdałam sobie sprawę, że zaczynam pisać chaotycznie, ale później tego samego wieczora po napiętej, przemilczanej kolacji, mój brat zabrał mnie na plażę, żeby Joe i Amber mogli pogadać.
Brat powiedział mi, że wszystko rujnuje swoim głupim, nieprawdziwym przyjacielem; że Joe zasługuje na to by być szczęśliwy, a nie żeby wszystko poszło źle tak jak w przypadku naszych rodziców. Zgadzałam się z nim. Był moim starszym bratem, patrzyłam na niego i kochałam go bardziej niż cokolwiek na świecie. O wiele bardziej niż Króla Cichego Miejsca.
Więc Beau i ja mieliśmy dużą kłótnię. Oskarżyłam go o zabranie naszyjnika Amber i zepsucie wszystkiego. Odparł, że prawdziwi myśliwi biorą wszystko, co im się spodoba. Wspomnienie tego, co stało się z Fuzzym wciąż było świeże w moim umyśle i odrzekłam, że nic tutaj nie należy do niego i że powinien już sobie odejść. Nie chciałam go więcej widzieć. Nie widziałam go do końca wycieczki.
Kiedy wróciliśmy, spędziłam większość nocy płacząc samotnie, ale próbowałam to ukrywać. Wydaje się być głupotą zerwać kontakt z wymyślonym przyjacielem z powodu naszyjnika, ale oczywiście to było coś więcej. Po wszystkim musiałam sobie powiedzieć, że czas dorosnąć.
Duże dzieci nie mają niewidzialnych przyjaciół. Wszystko było i tak zmyślone, więc nie ma o co się martwić czy denerwować. Zapomniałam większość historii z nim związanych i zajęłam się ważniejszymi sprawami.
To, jak myślę, prowadzi nas spowrotem do mnie, holu i niewidzialnego demona przede mną.
Mieszanka emocji uderzyła mnie bardziej niż jakiekolwiek wspomnienia. Poczułam zawstydzenie, zakłopotanie i smutek do niego i małej mnie. Czymkolwiek Beau jest i czymkolwiek by nie był, uświadomiłam to sobie i nadal wierzę, że muszę to zaakceptować. To po prostu część mnie, nieważne co to właściwie znaczy.
„Starasz się ochronić mnie przed czymś?”- zapytałam
„Nie ciebie”- odrzekł ostro „Twój głos należy do mnie. Nie dam Ci tego zepsuć. Nie ma już więcej czasu”
„Słuchaj,”- powiedziałam, zdając sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie „Dlaczego nie wziąłeś go sobie od razu? Kiedy pierwszy raz mnie spotkałeś?”
Zamknął oczy i wyprostował się. Mój biedny niewidzialny przyjaciel wyglądał na zmęczonego. Przerażającego, nienaturalnego, upiornego, ale jednak zmęczonego.
„Stawiłaś mi czoła bez lęku. Zapytałaś, czemu byłem smutny. Dostrzegłem część siebie.”
„Więc pozwoliłeś mi zatrzymać mój głos, ponieważ cały czas był przy tobie?”
Nie odpowiedział, ale odebrałam to jako tak. Cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa i nudności powróciły z podwójną siłą. Mimo tego, że ból brzucha pulsował i nie zamierzał ustąpić, to ja wiedziałam, że to jest ważne. Zamknęłam oczy i starałam się zmusić siebie do myślenia. Musiałam również wyglądać na zmęczoną.
„Ok więc…Czemu nie wziąłeś go, gdy odchodziłeś?”
Zasyczał z frustracji i kłapnął zębami. Chwyciłam solniczkę i zacisnęłam powieki ciaśniej. Jeśli to nie pomoże, jedyna opcja to spróbować wykurzyć moją wyobraźnię siłą woli.
„Może nie odszedłeś?”- kontynuowałam „Może czekałeś aż coś pójdzie nie tak. I właśnie teraz coś poszło nie tak”
„Dość!” Jego ryk obudził we mnie obawę, że sąsiedzi mogą przyjść ze skargą, ale wciąż nie otworzyłam oczu. Świat lekko wirował.
„Poczekaj chwilkę, dobrze? Więc coś poszło nie tak! Powiedziałeś, że byłam taka jak ty. To znaczy, że miałeś do mnie zaufanie. Mogę się z tym zmierzyć”
„Nie jesteś łowcą!” zasyczał „Próbowałem cię nauczyć, ale zawiodłaś.”
„Wiem” odparłam. Starałam się opanować swój drżący głos. „Ale nie sądzę, że to potwór, Beau. To jest coś, przed czym nie zdołasz mnie uratować. Dlatego się zamartwiasz. Tylko dlatego, że Ty sobie z tym nie możesz poradzić, nie znaczy, że ja też nie mogę. Zdaj się na mnie, dobrze? Proszę, po prostu mi zaufaj. Jak księżyc, dobrze? Musiałeś zwrócił go spowrotem? ”
Czekałam na odpowiedź, ale żadna nie zabrzmiała. Powoli otworzyłam oczy, żeby sprawdzić czy cień dał sobie spokój i poszedł. Promyki słońca migotały w salonie i oknach sypialni. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak długo mogłam tam stać. Nie wiem, czy to znaczyło, że Beau się ze mną zgadza lub rozumie lub umysł przestał go wymyślać na chwilę lub jeszcze co innego.
Ale byłam spokojniejsza. Byłam bardziej pewna tego, że dam sobie radę.
Wiem, że brzmi to jak kompletna głupota. Albo jestem totalną wariatką albo mam poczucie winy. Nie mogę nic na to poradzić, ale czuję, że, na swój sposób, ciemność się o mnie troszczy. Poza tym, został tylko jeden dzień do środy.
Przepraszam za ostatnią noc. Zdrzemnęłam się i skończyło się na regularnym śnie aż do rana. Wybaczcie, ale to naprawdę przyjemne uczucie znów się porządnie wysypiać.
Na dobry początek dnia zostałam przetestowana, szturchana, przesuwana, przedstawiana większej liczbie doktorów różnych specjalizacji niż jestem w stanie nazwać. Mam szczęście- moja mama jest lekarzem, więc miała możliwość podzwonienia i otrzymania wcześniej wyników testów. Zazwyczaj kiepsko się czuje ze specjalnym traktowaniem, ale po tomografii, wszyscy odkryliśmy, że są to niebanalne okoliczności. Badania krwi zajmą jeszcze parę dni, ale fizyczne i namacalne rezultaty były oczywiste. Przypuszczam, że to kolejna korzyść z dorastania u boku lekarza. Ufam medycznym profesjonalistom, prawdopodobnie o wiele bardziej niż większość ludzi.
Niestety mam złą, dobrą i dziwną wiadomość.
Zła jest taka, że kto ma pieniądze ten wygrywa z guzem. Wykryli masę w lewym płacie skroniowym. Będąc szczera, wiadomość ta nie wywołała u mnie szoku. Poznałam paru kolesi, którzy pytali mnie jednej nocy, dlaczego wydawałam takie odgłosy jakbym wiedziała, że coś jest ze mną nie tak. Jak już mówiłam, dosłownie przykleiłam się do mojego laptopa, więc jeśli coś wygląda jak kaczka i kwacze jak kaczka, to cóż innego to może być? Nie wiedzą dokładnie, jakiego typu jest ten guz, ale są prawie pewni, że bóle głowy i nudności są wywołane jego nabrzmiewaniem i uciskiem na mózg. Słuchowe halucynacje i problemy z głosem są typowe dla guza obejmującego ten konkretny obszar narządu. Mówią również, że jest to całkiem możliwe, że guz mógł się lekko rozszerzyć, co może wyjaśniać uczucie ogarniającej ciszy, jeśli nie są to kolejne halucynacje.
Dobra wiadomość jest taka, że umieszczą mnie na sali operacyjnej tak szybko jak to możliwe. Mamy nadzieję, że uda im się go wyciągnąć i w zależności od tego, jak pójdą kolejne wyniki testów i sama operacja, może będę musiała przejść chemioterapię. Zamierzają również zrobić obejście naczyń wokół guza, żeby ustabilizować ciśnienie, narazie jednak jestem na steroidach, które mi w tym pomagają.
Jakkolwiek moja diagnoza nie jest zła. Wykryliśmy go szybko. Jeśli ignorowałabym bóle głowy i głosy za długo, rzeczy mogły by potoczyć się znacznie, znacznie gorzej. Poza tym opieka medyczna kontroluje jego rozwój, przez co nie wyrządza już tylu szkód, co również jest dobrą wiadomością.
Co z kolei doprowadziło nas do dziwnej wiadomości, jak sądze. Mówiąc prosto z mostu, zapytałam, czy to było tłumaczyło wzrokowe halucynacje lub lunatykowanie. W odpowiedzi usłyszałam, że ciśnienie nie jest na tyle wysokie w płacie potylicznym aby wywołać takie objawy. Tak jak fakt, że skoro guz płata skroniowego może powodować zaniki pamięci, nie mam pojęcia, dlaczego ciągle myślałam o Beau. Może mój umysł wygrzebał go po to, żebym mogła zwrócić uwagę na problem, ale mam dziwne wrażenie, że zbyt wiele zasług przypisuje mojej podświadomości. Głęboko wierzę, że większość rzeczy ma racjonalne, naukowe wytłumaczenie, ale niektóre rzeczy po prostu nie pasują do porządnej diagnozy. Kto wie? Może spędziłam tu za dużo czasu i może lepiej nie wierzyć w intuicję jakiejś laski z udokumentowanym uszkodzeniem mózgu. Ale coś mnie szukało. W kolejnym miesiące, mogę być niedostępna. Jeśli nastąpi rozwój guza, mogę nawet umrzeć.
Jak zwykle super. Dzięki za kolejne tłumaczenie.
OdpowiedzUsuń