31 lip 2011

1.

Weź swój telefon i przy wybieraniu numeru wciskaj cyfrę 1 tak długo, jak tylko się da. Następnie zadzwoń pod ten numer.
W większości przypadków usłyszysz w swojej słuchawce informację, że taki numer nie istnieje. Wtedy po prostu się rozłącz.
Czasami jednak, bardzo rzadko przy dzwonieniu pod ten numer usłyszysz sygnał. Dokładnie przez 4 minuty nie będziesz słyszał nic poza nim. Później ktoś odbierze telefon. Dokładnie przez 7 minut będziesz słyszał szum.
Po tym czasie w słuchawce odezwie się zachrypnięty głos. Spyta krótko "Kto?"
W tym momencie możesz wypowiedzieć nazwisko dowolnej nieżyjącej osoby. Będziesz miał możliwość rozmowy z nią tak długo, jak tylko będziesz chciał.
Jednakże, jest pewien haczyk. Jak tylko odwiesisz słuchawkę, oni będą znali twój numer. Będą do ciebie dzwonić non-stop i mówić o okropieństwie śmierci i piekła. Nie pomoże ci nawet zmiana numeru.
Będą dzwonić zawsze.

Czekaj...

Jeśli czytasz teraz ten post, nie odwracaj się. Czytaj dalej ten temat i udawaj, że wszystko jest w porządku.

Nie odwracaj się pod żadnym pozorem.

Czekaj aż TO PRZEJDZIE.

30 lip 2011

Krotkie cz.II

Świadomość

Budzisz się w ciemnym, wypełnionym płynem pomieszczeniu niewiele większym od Ciebie. Czujesz, że się topisz. Starasz się więc wziąć oddech, ale nie dajesz rady, mimo wszystko wciąż żyjesz. Dziwisz się. Napada Cię atak klaustrofobii. Walisz z całej siły w ściany. W międzyczasie starasz sobie przypomnieć jak się tutaj znalazłeś. Ostatnie co pamiętasz, to jazdę samochodem w swoje trzydzieste urodziny. Panikujesz. Masz wrażenie, że śmierć jest blisko, wnet dostrzegasz jasność. Słyszałeś niejednokrotnie, aby nie iść w stronę światła, jednak nie masz drogi ucieczki. Coś cię tam pcha. Trzymasz się kurczowo przeciwległej ściany, ale jesteś coraz bliżej granicy ciemności i światła. Instynkt podpowiada Ci, że powinieneś tam się udać, ale ogarnia cię strach. Czujesz, że prędzej czy później i tak się tam znajdziesz. Boisz się nieznanego. Masz wrażenie, że minęła wieczność, aż w końcu przekraczasz próg. Razi cię światło i nie możesz oddychać. Coś albo ktoś tobą szarpie. Otwierasz powoli oczy. Widzisz wielu ludzi, w tym kobietę, którą natychmiast poznajesz. Od razu zdajesz sobie sprawę co się stało. Nagle odczuwasz ogromny ból głowy, jakby twoja świadomość życia dotychczasowego zanikała. Starasz się coś powiedzieć, ale umysł odmawia posłuszeństwa. Zdajesz sobie sprawę, że za 30 lat umrzesz. Jedyne co ci pozostaje to płakać.

Blindmaiden.com

Możliwe, że cała ta opowieść jest tylko jedną z wielu pokręconych miejskich legend, jednak tutaj jest to naprawdę mało ważne, w tym wypadku mówimy o dziwnym zbiegu wydarzeń, który (mam nadzieję) doprowadzi Cię, raz jeszcze, drogi czytelniku do straszliwego wniosku, że horror nie ma granic, a żadne ograniczenia nie stoją mu na drodze...

Jak kameleon dostosowuje się on do obecnych czasów aby straszyć coraz to nowe pokolenia...

Zacznijmy więc od początku.

Znam wielu ludzi którzy przysięgają, że odwiedzili stronę o adresie blindmaiden.com, jeżeli masz zamiar udawać że rzeczywiście udało Ci się dostać na wspomnianą wcześniej stronę to prawdopodobnie nie masz o niej bladego pojęcia. Mówię to z racji tego, że nie ważne jak mocno byś się starał, Twoja przeglądarka nie pozwoli Ci na dostęp do witryny (coś w rodzaju "Cenzora"), dopóki nie spełnisz 3 warunków.

Sam w domu, spróbuj połączyć się z witryną dokładnie o północy. Co więcej musisz mieć pewność że ta konkretna noc to nów, a wszystkie światła w Twoim domu są zgaszone. To właśnie wtedy (i tylko wtedy) będziesz mieć dostęp do witryny. Twoim oczą ukażą się przerażające sceny, które w zupełności, bez zbędnych słów wytłumaczą hasło które znajduje się na niej "Przygotuj się na kompletnie przerażające doświadczenie, przygotuj się na prawdziwy koszmar".

Musisz zatrudnić wszystkie swoje pięć zmysłów aby nie kliknąć na przycisk "Akceptuj", nie ważne czy zrobisz to naumyślnie czy tylko przez przypadek... Ten błąd może kosztować Cię bardzo dużo...

Jeżeli jednak powstrzymasz się przed pokusą zaakceptowania, pokaz się zakończy a w nagrodę będziesz miał dostęp do całego archiwum użytkowników, którzy przybyli tutaj z ciekawości, lub po prostu z głupoty...

Jednak co się stanie gdy przyjmiesz "zaproszenie" ?

Krąży legenda o tym, że ku Twojemu zdumieniu i przerażeniu, na stronie wyświetli się obraz z kamerki internetowej. Niby nic dziwnego, lecz obraz ten będzie ukazywać wnętrze Twojego domu i cienistą postać, przechadzającą się po nim. Kiedy wreszcie ją spostrzeżesz, będziesz cicho modlić się w duchu, że to wszystko to tylko koszmarny sen z którego możesz się obudzić, ale nie obudzisz się, nie obudzisz się kiedy cień bezszelestnie będzie kierował się do Twojego pokoju, nie obudzisz się kiedy na ekranie pojawisz się Ty a za Twoimi plecami falować będzie przerażająca postać, nie będziesz mógł obudzić się nawet wtedy, kiedy wreszcie, przed śmiercią zobaczysz twarz kobiety, od której nazwana została cała strona, "Blind Maiden", tuż przed tym jak także i Tobie wyrwie oczy...

Baby Doll

W północnej części stanu Illinois pewna firma produkująca zabawki, rozpoczęła sprzedaż "realistycznych" lalek, skierowanych do kobiet w ciąży. Miały one za zadanie zapewnić przyszłym matką pewien rodzaj "treningu". Z całym tym wydarzeniem powiązane są dziwne wydarzenia. Lalki, zaraz po porodzie zaczynały przeraźliwie płakać. W opisie produktu zaznaczona była klauzula że gdy zabawka zacznie płakać to trzeba kołysać ją jak żywe dziecko. Reklamowany sposób jednak nie działał, lalką należało mocno potrząsnąć aby ją uspokoić. Ewentualnie, innym sposobem było "bicie" lalki, jednakże za każdym razem rodzice musieli robić to coraz mocniej i mocniej. Jedyną rzeczą która niszczyła mechanizm sterujący lalka było roztrzaskanie główki zabawki o ścianę.

W tym samym czasie do Policji napływały coraz częstsze zgłoszenia od zatroskanych sąsiadów, którzy zgłaszali przypadki przemocy domowej. Gdy funkcjonariusze przyjeżdżali na miejsce, odnajdywali krwawe szczątki dziecka, rozmazane na ścianie i podłodze. W większości przypadków matka nie potrafiła zrozumieć czemu Policja nachodzi ją, ona przecież tylko "pozbyła się głupiej lalki. W większości przypadków mówiąc to, kołysała i tuliła do siebie małą, uderzająco podobną do dziecka lalkę.

Matczyna miłość

Pewnego popołudnia, para podróżująca samochodem ujrzała w pewnej odległości od siebie kobietę stojącą na środku drogi i machającą gwałtownie.

Żona powiedziała swojemu mężowi żeby nie zatrzymywał się, ponieważ to może być niebezpieczne, ale on zdecydował zwolnić, ale się nie zatrzymywać, gdyż nie był pewien tego, co może się stać albo czy ktoś może zostać ranny. Kiedy się zbliżyli zauważyli, że kobieta ma pełno ran i siniaków na twarzy oraz rękach. Wtedy postanowili się zatrzymać i zobaczyć, czy mogą jej jakoś pomóc.

Ranna kobieta zaczęła ich błagać o pomoc opowiadając, że miała wypadek samochodowy i jej mąż oraz nowo narodzony syn wciąż są w samochodzie w głębokim rowie. Powiedziała im także, że jej mąż jest już martwy, jednak wyglądało na to, że dziecko wciąż żyje.

Mężczyzna zdecydował zejść na dół żeby uratować dziecko i poprosił ranną, żeby została z jego żoną w ich samochodzie. Kiedy zszedł na dół zauważył dwoje ludzi na przednich siedzeniach, lecz nie zwrócił na nich zbytniej uwagi i szybko wyciągnął dziecko, po czym wraz z nim wyszedł na górę do jego matki. Kiedy już wdrapał się na górę, nie mógł nigdzie dostrzec matki dziecka, więc zapytał żony, gdzie ona poszła. Usłyszał, że tamta kobieta zeszła za nim do rozbitego samochodu.

Kiedy mąż zszedł z powrotem, żeby jej poszukać, przyjrzał się dokładnie parze na przednich siedzeniach. Na jednym z miejsc znajdowała się kobieta, która ich tam sprowadziła.

POSĄG

Kilka lat temu matka i ojciec zdecydowali że potrzebują chwili odpoczynku, chcieli wyjechać na noc do miasta. Zadzwonili po swoją najbardziej zaufaną opiekunkę. Kiedy przyjechała, dwójka dzieci, którymi miała się opiekować już spała. Opiekunka usiadła obok nich żeby się upewnić, że wszystko w porządku. Później tego samego wieczora zaczęła się nudzić i chciała pooglądać telewizję. Ale nie mogła jej oglądać w salonie na dole, bo nie było tam kablówki (rodzice nie chcieli, żeby dzieci marnowały przed telewizorem za dużo czasu). Zadzwoniła do rodziców i spytała czy może pooglądać telewizję w ich pokoju. Rodzice, oczywiście się zgodzili, ale opiekunka miała jeszcze jedną prośbę... Spytała, czy mogłaby zakryć posąg anioła stojący za oknem sypialni jakimś kocem albo chociaż zaciągnąć żaluzje, bo posąg ją niepokoi. Po chwili milczenia ojciec (bo to właśnie on rozmawiał z opiekunką) powiedział "...Zabierz dzieci i uciekajcie z domu. Wezwiemy policję. Nie mamy posągu anioła."
Policja znalazła ciała opiekunki i dzieci trzy minuty po wezwaniu. Nie znaleziono żadnego posągu.

Nowy Telefon

Kilka miesięcy temu, kuzynka mojej koleżanki (samotna matka) dostała nowy telefon. Pewnego dnia gdy wróciła po całym dniu ciężkiej pracy do domu, rozłożyła się na fotelu i relaksowała się przed telewizorem. Swoją komórkę położyła na biurku koło fotela by nie tracić jej z oczu. Jej syn który uwielbia wszystkie techniczne nowinki zapytał czy może pobawić się jej nowym telefonem. Przystała na jego propozycje lecz przestrzegła go by nie dzwonił do nikogo i żeby nie czytał jej smsów. Około 23.20 kiedy zmęczenie wzięło górę, postanowiła utulić swojego synka przed snem, sama też chciała już położyć się do łóżka. Udała się do jego pokoju ale ku jej zdziwieniu nie znalazła go tam, okazało się spał w najlepsze w jej łóżku trzymając w rączce jej komórkę. Przeglądając telefon nie zastała żadnych większych zmian poza zmienioną tapetą i motywem. Jako że jej syn uwielbiał robić zdjęcia postanowiła przejrzeć też sekcję ze zdjęciami. Usuwała wszystkie po kolei, aż doszła do ostatniego zdjęcia na karcie... Gdy pierwszy raz je zobaczyła nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdjęcie przedstawia jej synka śpiącego na łóżku a nad nim część twarzy nieznanej starszej kobiety, która musiała wykonać tą fotografie...



7 Lat

Włącz przeglądarkę Internet Explorer 3. To musi być właśnie ta wersja.
Gdy ją już uruchomisz wpisz adres for-you://gratitude-and-remembrance (dla-ciebie://wdzięczność-i-pamięć - przyp. tłumacza)
Poczekaj około 40 sekund. Będziesz czuł się dziwnie. Nie walcz jednak z tym uczuciem, albo połączenie ze stroną zostanie przerwane, a możesz się z nią połączyć jedynie jeden raz.
Pojawi się weblog. Będzie zawierał wydarzenia, które nastąpią w twoim życiu w ciągu następnych 7 lat.
Dodaj formułę /admin/ do paska adresu. Spróbuj zgadnąć hasło, które wybrałeś ty z przyszłości. Może się to wydawać niemożliwe, jednak zawsze jest jakiś sposób - hasło nigdy nie jest poza twoim zasięgiem.
Gdy w końcu zalogujesz się na stronę jako admin możesz usuwać wpisy dotyczące dowolnych wydarzeń z twojej przyszłości. Wtedy to wydarzenie nigdy nie będzie miało miejsca.
Jednak nigdy, pod żadnym warunkiem nie waż się edytować wpisów. Nawet nie próbuj.
Na całą akcję będziesz miał jedynie godzinę. Po tym czasie utracisz połączenie.

Pokemon - druga generacja

Mam historię, którą chciałbym opowiedzieć tu, na /x/. To długa historia, więc do frajerów piszących TL;DR (too long; didn’t read – przyp. tłumacza) – to nie historia dla was, więc spierdalać.

Widzicie, jestem prostym studentem mieszkającym w pokoju samotnie. Byłem bardzo podjarany wypuszczeniem gry HeartGold/SoulSilver w USA. Celowo odciąłem się od wszelakiego kontaktu z mediami a także z internetem – co oznacza zero 4chana, zero /v/ (dział na 4chanie dot. gier wideo – przyp. tłumacza), zero Bulbapedii (Wikipedia nt. Pokemonów – przyp. tłumacza) itp.

Jak zawsze byłem bardzo zajęty szkołą tak teraz stałem się kiepskim uczniem. Nie byłem w stanie kupić SoulSilvera w dacie premiery. Gdy moja szkoła skończyła się, zamówiłem SoulSilver na Amazonie (sorry, nie jestem pieprzonym piratem). Dowiedziałem się, że dostarczenie gry zajmie tydzień. Postanowiłem w tym czasie zająć się czymś, więc znowu zacząłem grać w wersję Crystal na moim GameBoy Color.

Jednak, z czego zdałem sobie sprawę dawno temu, moja mama wyrzuciła jąponieważ powiedziałem jej, że mój save „umarł” i nie jestem z tego zadowolony. Wyrzuciła także moją wersję Silver, więc jedyne z czym zostałem to właśnie GameBoy Color. Pojechałem więc do sklepu komputerowego z używanymi grami i zakupiłem wersję Silver – jedyna gra o pokemonach jaką mieli na GBC. 10 dolarów – nawet niezła cena jak na ten sklep.

Wróciłem do domu i zacząłem nostalgiczną podróż. Jednak zaczęły dziać się rzeczy dziwne, a także takie, dla jakich czytacie te historie.

Załadowało się logo Gamefreak, ale zamroziło się. Myślałem, że to error cartridge’a czy coś, więc zresetowałem konsolę. Ponownie zdarzyło się to samo. Wciskałem w kółko A i Start, wciskałem wszystkie przyciski i coś się w końcu stało. Logo zniknęło i ekran był czarny przez kilka sekund. Włączyło się menu. Grałem już, na poprzedniej zapisanej grze. Jednak wybrałem „Continue”, chciałem zobaczyć, jak szło gościowi, który grał przede mną.

Najpierw obczaiłem jego informacje trenerskie. Nazywał się „…”. Nie był zbyt oryginalny.

Potem zobaczyłem jego profil: grał przez 999:99 godzin, miał wszystkie 16 odznak, 999999 Pokedollarów i wszystkie 251 Pokemonów w PokeDexie.

Miał nawet Mew i Celebiego (rzadkie Pokemony w grze – jeśli się mylę, proszę mnie poprawić – przyp. tłumacza), więc myślę, że używał Game Genie (system, który umożliwia oszukiwanie w grach na konsolach Segi i Nintendo – przyp. tłumacza), albo był naprawdę hardkorowym graczem.

Zobaczyłem jego pokemony, żeby dowiedzieć się jaką ma hardą grupę. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że ma 5 Unownów (Pokemony które odpowiadają literom z angielskiego alfabetu – przyp. tłumacza) i jednego, nazwanego HURRY (szybko – przyp. tłumacza). Myślałem, że to jakiś głupi żart osoby która grała przede mną, jednak miałem ochotę zobaczyć profile tych pokemonów, co zresztą uczyniłem. Tak jak oczekiwałem, były to różne litery wśród Unown, wszystkie na piątym poziomie. Niedobrze się czułem – w końcu to był teraz mój alfabet Unown. Jednak jeszcze gorzej poczułem się, gdy okazało się, że Unown są ułożone w wyraz „LEAVE” (uciekaj – przyp. tłumacza).

Szóstym pokemonem, nazwanym HURRY, był Cyndaquil. Wyglądał normalnie, jednak był na piątym poziomie z 1 punktem HP i tylko dwoma atakami: „Leer” i „Flash”. Nie wiem czemu akurat tak był nazwany, ale na chwilę obecną lekceważyłem to. Najstraszniejszą rzeczą było to, że mimo głosu podkręconego do maksimum, żaden z pokemonów nic nie mówił ani nie płakał (co czasami się zdarza). Tylko cisza.

Gdy dowiedziałem się wystarczająco dużo o teamie, zamknąłem to. Zacząłem grać. Byłem ulokowany w miejscu, które wyglądało mi na Bellsprout Tower. Jednak, z jakiegoś powodu nie kręciły się tu żadne NPC (postacie kierowane przez komputer, które może spotkać gracz – przyp. tłumacza). Jeszcze dziwniejszą rzeczą był ten „filar” na środku, nie ruszał się, był pochylony. Nie było muzyki, nie było też żadnej drabinki, wyjścia czy schodów. Albo po prostu tak myślałem.

Kręciłem się kilka minut jednak nic nie mogłem znaleźć. Jednak… To na pewno nie był pokój który widziałem przedtem w Bellsprout Tower. Zaglądałem do przedmiotów, szukałem Escape Rope, jednak plecak był kompletnie pusty. Nie było też żadnego dzikiego Pokemona.

W końcu, poradziłem sobie i znalazłem drabinkę, która była za tym całym „filarem”. Ekran zrobił się czarny, a muzyka w końcu zaczęła grać. Doznałem jakiegoś niespodziewanego uczucia chłodu, gdy rozpoznałem melodię, którą można usłyszeć, gdy słuchasz radia w Alph Ruins pełnego Unownów.

Próbowałem jakoś zorientować się gdzie jestem, lecz to nic nie dało. Postanowiłem użyć Flash. Jednak przed tym włączyłem mojego PokeGear, żeby zmienić tą nieprzyjemną muzykę na coś przyjemniejszego, jednak nie było ani radia, ani telefonu, ani też czasu. Była po prostu mapa, na której był Gold („…” wcześniej, od teraz będę nazywał go Gold) chodzący po środku niczego.

Przypomniało mi się, że Cyndaquil ma Flash, więc wyłączyłem PokeGear i użyłem Cyndaquila. Nie wyskoczył jednak żaden napis w stylu „HURRY użył Flash”. Pokój troszeczkę się rozjaśnił, czego potem żałowałem. Był w mrożącym krew w żyłach kolorze krwistoczerwonym z jakąś szarą drogą wiodącą na południe. Drabinki którą użyłem, by dostać się tu, nigdzie nie było.

Nie miałem wyboru – wybrałem się na południe. Po każdej serii 20 kroków które wykonałem, obraz robił się ciemniejszy, dopóki nie dotarłem do końca. Był tam znak, który oświadczał: ODWRÓĆ SIĘ TERAZ.

Od razu wyskoczyła mi odpowiedź: TAK/NIE. Musiałem jakąś wybrać – ale nigdzie nie było pytania. Zdecydowałem się na tak, mimo, że pytania nie znałem. Ekran zrobił się czarny, usłyszałem dźwięk wspinania się po drabince. Muzyka radia Unown przestała grać i została zastąpiona przez nie-tak-straszną muzykę Poke Fletu.

Byłem w innym pokoju, użyłem ponownie Flesh’a. Nagle wyskoczyło mi: „HURRY nie żyje”, co naprawdę mnie zdziwiło – nie było przecież żadnych sygnałów, że jest otruty, czy coś, a na pewno nie brał udziału w żadnej walce. Szybko zobaczyłem listę moich Pokemonów, ale jego już tam nie było. Co dziwne, nie było żadnego z moich Pokemonów – wszystkie były zastąpione przez 10 Unownów. Zrobiłem to samo co wtedy i przeliterowałem Unowny – oświadczały jasno i wyraźnie: „HEDIED” (on umarł – przyp. tłumacza).

Potem, po tej dziwnej zmianie pokój zdawał się świecić w miejscu jeszcze mniejszego pokoju – wielkości czterech kwadracików. Ścianami były szare cegły, a jeśli było coś w środku – ulotniło się. Poza pokojem był zbiór grobów podobnych do tych z Pokemon Red/Blue. Obszedłem cały pokój, wcisnąłem A – jednak nic się nie stało.

Doszedłem do wniosku, że ta gra jest zhackowana a jakiś chory pokurw sprzedał ją do Gamestop’a (sklep z używanymi grami – przyp. tłumacza). Jednak moja ciekawość była większa, niż rozsądek. Zobaczyłem profil „…” jeszcze raz – postaci Golda brakowało ramion. Wydawał się też jakiś mniej zadowolony, bardziej smutny, nie wiem, nie potrafię tego opisać. Z jakiegoś powodu miał też 24 odznaki, co było niemożliwe.

Po kilku minutach nicnierobienia Gold nagle obrócił się i pojawiła się animacja Escape Rope. Leciał chwilę, następnie obracał się, powoli spadając, jakby się topił.

Po tym ekranie muzyka przestała grać. Po lądowaniu, cały świat wokół Golda był pokolorowany inaczej. Wszystko co było czerwone – teraz było białe. Nawet jego skóra. To wszystko wyglądało, jakby postacie z czarno-białego GameBoya przenieść do GameBoyColor.
Gdy zobaczyłem jego profil po raz kolejny się zdziwiłem – Gold nie miał rąk, a z jego oczu zdawała się cieknąć krew. Miał także 32 odznaki, co zaczynało powoli mi przeszkadzać.

Zobaczyłem Pokemony – 5 Unownów oraz Celebi na poziomie 100. Unowny były teraz na poziomie 15tym, a ich kształty mówiły „DYING” (umieranie – przyp. tłumacza). Zobaczyłem profil Celebiego. Był to shiny Celebi (shiny to bardzo rzadkie pokemony, najczęściej w innym kolorze, podobnie – jak poprzednio, proszę o poprawienie jeśli się mylę – przyp. tłumacza) i był tylko w połowie. Jedna noga, ręka, oko. Miał tylko jeden atak: „Perish Song”.

Byłem w tym samym miejscu co wtedy – Bellsprout Tower – był nawet ten dziwny filar. Wszystko było takie samo, tyle, że czerwone. Poszedłem na północ – czułem, że trwa to wieczność. W końcu spotkałem jakieś NPC, było to kilka kobiet i mężczyzn. Byli rozstawieni po stronach i gapili się na tą kolumnę na środku. Byli bardzo biali i nic nie działo się, gdy podejmowałem jakąkolwiek próbę rozmowy. Szedłem na północ póki ten filar nie znikł i spotkałem Reda. Podszedłem do niego i bez wciskania A od razu zostałem przeniesiony do walki.

Muzyka znowu zaczęła grać – brzmiała jak ta z radia Unown, tylko odwrócona. Postać Golda nie była tradycyjnie odwrócona – była zwrócona do gracza, krwawiły jej oczy, była cała biała i nie miała rąk, a postać Reda była taka jak normalnie w grach z serii GSC prócz tego, że była przezroczysta. Tekst był prosty i mówił „chcę walki”, każdy z nas miał tylko jednego Pokemona, co było dziwne, gdyż przysiągłbym, że miałem ich sześć razem z Unownami. Mój shiny Celebi wydostał się, a jego postać była nadal w połowie. Ten błysk i animacja „Shiny” była inna niż zwykle, a dźwięk był taki, jakby kilkakrotnie użyć ataku „Screech”. Red wysłał normalnego Pikachu, prócz tego, że był na 255 poziomie a jego postać zdawała się mieć łzy w oczach.

W menu „FIGHT/ITEM/PKMN/RUN” miałem tylko opcję ataku. Celebi miał tylko jeden – oczywiście, użyłem go. Z racji tego, że Pikachu miał wyższy poziom, on atakował pierwszy.

„PIKACHU użył CURSE”, co obniżyło jego szybkość a podważyło resztę statystyk. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek Pikachu mógł używać Curse.

„CELEBI użył PERISH SONG” - w trzech turach, oba Pokemony powinny zginąć – nie wiem, czy mam jakiś wybór.

Od tego momentu nie wracałem już do menu Fight, walka została kontynuowana beze mnie. I z jakiegoś powodu nie było żadnych animacji.

„PIKACHU użył FLAIL”, co nie zadało dużo obrażeń wbrew jego poziomowi i podkręciło jego życie na maksa.

„CELEBI użył PERISH SONG” – nic się nie stało.

„PIKACHU użył FRUSTRATION”, co zadało dużo obrażeń Celebiemu obniżając jego HP do 10.

„CELEBI użył PAIN SPLIT”, co mnie zaskoczyło, przecież nie miał takiego ataku. Teraz HP ich obu wynosiło 150.

„PIKACHU użył MEAN LOOK” – nic to nie dało.

Jak się spodziewałem, na skutek używania Perish Song, mój Celebi umarł. Wyskoczył napis: „CELEBI nie żyje”, a jego postać momentalnie znikła. Z jakiegoś powodu Pikachu w ogóle nie przyjął do wiadomości śmierci Celebiego i użył jeszcze jednego ataku.

„PIKACHU użył DESTINY BOND”

Po tym wyskoczył napis „PIKACHU nie żyje” z powolną animacją znikania. Nie wiadomo dlaczego ja byłem zwycięzcą, a przezroczysty Red powiedział „………”

Po prostu zwariowałem, gdy zobaczyłem, że przezroczysty Red nagle został bez głowy. Nic po sobie nie pozostawił, prócz przezroczystego ciała. W tym momencie walka zakończyła się, a jej obraz powoli znikał wraz z muzyką.

Wróciłem do zwykłego świata wraz z kolejną zmianą w postaci Golda – był przezroczysty niczym Red. Szybko zobaczyłem jego profil – jedyną rzeczą, jaką po nim się ostała była jego głowa z przezroczystą skórą. Głowa została trochę przybliżona, pokazując pustkę w jego oczach. Miał teraz 40 odznak. Wróciłem się i zobaczyłem, że ma 40 odznak. Ponownie cofnąłem i obczaiłem Pokemony. Wszystkie były shiny Unownami na 20 poziomie, które, po przeliterowaniu, mówiły „NOMORE” (nigdy więcej – przyp. tłumacza).

Czułem, że już niedaleko końca. Nie grała żadna muzyka, choć z jakiegoś powodu cały czas czułem, że coś słyszę. Wróciłem do mojego pokoju w New Bark Town. Może w końcu zacząłbym grać w to właściwie, ale kogo chcę oszukać? Wiedziałem, że ten chory pokurw musiał coś zrobić. „Chodziłem” wokół mojego pokoju próbując interakcji z przedmiotami. Bałem się nieco zejść na dół – nie wiedziałem co może mnie tam czekać. Weźcie pod uwagę, że „chodziłem”, bo w rzeczywistości unosiłem się, jak duchy w Diamond/Pearl.

Jak się spodziewałem: radio, komputer, TV nie działały, więc nie miałem żadnego wyboru prócz zejścia na dół. Wszystko wyglądało normalnie, mama była w domu. Po nieudanych próbach interakcji z czymkolwiek w tym domu wyszedłem na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi na południu nie działały. Po prostu przez nie przechodziłem, jak przez pustkę. Szedłem na południe myśląc: co jest kurwa grane? Mój dom zanikał a ja szedłem na południe gdzie była kompletna pustka. Poczułem się dziwnie gdy w nią wkroczyłem, otóż kontur Golda był biały a jego środek czarny. Gdy wszedłem w białą część, Gold z powrotem był czarny a jego środek przezroczysty. Szedłem dalej na południe w ogóle o tym nie myśląc.

Po długiej, długiej drodze w końcu coś napotkałem. Była to zwykła postać Golda. Zagadałem do niej. Powiedział: „Żegnaj na zawsze …” (pamiętajcie, między zawsze a … była spacja) i znikł. Po tym co się stało, wyskoczył ekran: „??? użył NIGHTMARE”, chociaż nie przyniosło to żadnego efektu w tym momencie. Postać Golda znów wirowała jak przy użyciu Escape Rope, identycznie jak poprzednio.

Byłem teraz w małym nawiedzonym pokoju, otoczonym grobami. Pamiętam, że tu byłem, ale teraz nie ma tu żadnej postaci. Próbowałem chodzić – nie dało to żadnego efektu. Żadnego, poza uderzeniem w ścianę. Zobaczyłem profil trenera – nie było postaci Golda. Było napisane, że mam 0 odznak, a obrazki liderów Johto Gym były zastąpione czaszkami.

Sprawdziłem moje pokemony – były to Unowny na 25 levelu. Mówiły frazę, której bałem się przeczytać – „IMDEAD” (jestem martwy – przyp. tłumacza).

Po wyjściu z profilu byłem w pokoju, który skądś pamiętałem. Byłem w nim, ale teraz ściany były inne. Na ścianach był ozdobny tekst z cegieł, którym było: „R.I.P. …”.

Pokój był wielkim grobem, który był w pobliżu innego nagrobka. Gold już nie żył. Prawdopodobnie umarł kilka lat po tym, jak pokonał Reda.

Był młodym trenerem, który oddał całe swoje życie po to, aby zdobywać odznaki i być Mistrzem Pokemon. Niestety umarł, a jego dokonania były zapomniane przez następne generacje (gry Pokemon dzielą się na generacje – przyp. tłumacza).

Nie mogłem uciec, nie mogłem zrobić nic. Próbowałem resetować grę i nic się nie działo. W końcu dałem sobie spokój i zakończyłem ten przeklęty koszmar. Po tym doświadczeniu nigdy nie będę patrzył już na postacie Unownów tak samo. Mówią, że tylko pierwsza generacja ma swoje miejskie legendy i opowieści (np. muzyka z Lavender Town – przyp. tłumacza), ale to w drugiej zobaczyłem to, czego wcale nie chciałem. Być może zagram w SoulSilver, ale nigdy nie przestanę myśleć o tej grze.

29 lip 2011

Uśmiech

Około trzech tygodni temu wybraliśmy się na kamping w Parku Narodowym Huntsville w Texasie. Znamy się bardzo dobrze, więc często gdzieś razem wyjeżdżaliśmy. Tym razem, chcieliśmy się zapuścić wręcz do serca puszczy. Żyć jedząc złapane ryby, pijąc wodę ze strumienia i takie tam. W samym Texasie byliśmy tylko raz, ale dzikie tereny Arizony, Kolorado czy Nowego Meksyku były nam dobrze znane. Słowem, wiedzieliśmy, czego można oczekiwać po takim miejscu.

Tym razem to ja miałem wybierać cel wyprawy i sam nie wiem czemu, zaproponowałem Hunstsville. Do parku dojechaliśmy naszym samochodem, stanęliśmy na specjalnym parkingu dla podróżnych i ruszyliśmy w pieszą część drogi. Choć ścieżka nie była łatwa, a krajobraz dosyć monotonny, nie nudziło nam się. Jak to w gronie dobrych kumpli bywa, mieliśmy o czym pogadać i z czego się pośmiać.
Ponieważ w lesie szybko zapada zmrok, gdy tylko zaczęło się ściemniać, zatrzymaliśmy się. W pobliżu znaleźliśmy dogodne miejsce na postój, zorganizowaliśmy drewno na ognisko, rozłożyliśmy namiot i wreszcie, zasiedliśmy przy płomieniach. Mieliśmy pewien zwyczaj, zresztą, pewnie nie tylko my. Przez cały rok zbieraliśmy straszne historie, by w noce takie jak ta, podczas jednej z naszych wypraw, opowiadać je przy blasku ognia.

Było już późno, gdy poczuliśmy jakiś wyraźny, mdły zapach. Żaden z nas nie był pewny, co mogło tak śmierdzieć, więc postanowiliśmy to sprawdzić. Mike’owi akurat zachciało się lać, więc odeszliśmy na chwilę od ogniska i poczęliśmy przeszukiwać pobliskie zarośla.
Po chwili z krzaków wybiegł Mike. Spodnie w kroku miał całe mokre, toteż śmialiśmy się, co rusz rzucając jakimś niewybrednym żartem. Dopiero po kilku chwilach ktoś spostrzegł, że biedaczyna jest blady jak ściana i ledwo łapie oddech. Gdy zamilkliśmy, Mike zaczął coś krzyczeć i poprowadził nas za sobą w miejsce, z którego przed chwilą wrócił. Atmosfera zrobiła się poważna i w ciszy ruszyliśmy za nim. Nie mieliśmy pojęcia, o co mu chodzi, ale w oddali słychać było jakby stłumiony płacz. Tylko Mike wziął latarkę, więc pozostało nam jedynie biec za nim przez ten czarny, gęsty las.

Po chwili zwolniliśmy, a światło latarki padło na jakiś budynek. To był stary domek letniskowy, czy coś w tym stylu, zaniedbany i raczej opuszczony. Przynajmniej tak wyglądał, ale to właśnie zza tych ścian dochodził odgłos szlochania. Z wolna podeszliśmy do drzwi frontowych, a serca biły nam coraz mocniej. Mike ostrożnie zastukał i w tym samym momencie płacz nagle ucichł.

Czekaliśmy, słysząc ciężkie, powłóczyste kroki zmierzające w naszym kierunku. Gdy ucichły, rozległ się zgrzyt zasuw i brzdęk zdejmowanych łańcuchów. A potem cisza. Zupełnie nic się nie stało, a sytuacja wydawała się coraz dziwniejsza. Zapukaliśmy jeszcze kilka razy, ale domek wyglądał teraz na naprawdę opuszczoną ruderę, w której nikt nie był od lat. Obeszliśmy go w koło, oczywiście trzymając się razem. Czułem, że sam, bez latarki, od razu zesrałbym się ze strachu. Po chwili zauważyliśmy okno. Alex wziął głęboki oddech i stwierdził, że zajrzy do środka, ale musimy go podsadzić. Podszedłem tam razem z Mikem i podnieśliśmy go. W ciszy obserwowaliśmy jak zdejmuje z szyby pajęczyny i przykłada do niej dłoń, by móc cokolwiek dojrzeć.

To stało się tak nagle. Usłyszeliśmy ciche uderzenie, po czym Alex w jednej chwili krzyknął i odepchnął się od okna. Przewróciliśmy się do tyłu razem z nim. Zaczął się wydzierać i miotać, miał w oczach istny obłęd. Na nic się zdały nasze próby uspokojenia go, gdyż już po paru sekundach biegł w stronę obozu. Musieliśmy biec za nim – była tylko jedna latarka, a żaden z nas nie chciał zostać sam wśród ciemności.
Gdy w końcu dotarliśmy, złapaliśmy go za bary i usadziliśmy na miejscu. Ogień dogorywał, więc dorzuciłem trochę chrustu. Ręce trzęsły mi się i nie wiedziałem, co mam robić. Kręciłem się w kółko, a gdy trochę ochłonąłem, podszedłem wraz z innymi do Alexa. Chcieliśmy wiedzieć, co się stało. Niestety, nie mógł wykrztusić żadnego słowa, sapał tylko ciężko, pustym wzrokiem wpatrując się w ciemność.
Wszyscy byliśmy przerażeni i nawet nie myśleliśmy o śnie. Podtrzymywaliśmy ogień do wschodu słońca. Alex zachowywał się jak obłąkany. Co jakiś czas wstawał, zaczynał krzyczeć i szlochać zupełnie bez powodu. Rano wyglądał jak inna osoba. Siedział tylko i szeptał coś do siebie, z cicha popłakując.

Razem z Mikem postanowiliśmy wrócić się tam i rozejrzeć przy świetle słońca. Znaleźliśmy to miejsce, lecz nic tam nie było. Jedynie smród, który czuliśmy zeszłej nocy, teraz był nie do zniesienia. Odór zgnilizny, obrzydliwa, stęchła śmierć. Wróciliśmy do obozu i to był chyba przełom. Alex rozgryzł sobie wargi i połykał własną krew. John stał za nim i wyglądał tak, jakby miał zaraz umrzeć ze zmęczenia. Myślę, że wszyscy tak wyglądaliśmy, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, póki go nie zobaczyłem. Wtedy, Alex wyszeptał pierwsze zrozumiałe słowa od czasu zeszłej nocy: „Musimy się stąd wynosić. Natychmiast”.

Było koło południa, kiedy zaczęliśmy się pakować, Zrządzeniem losu, niebo zasnuły ciemne, ciężkie chmury, a po chwili zaczęło lać jak z cebra. Alex znów wpadł w panikę. Chwycił jakiś pręt i kazał nam się wynosić, w przeciwnym razie, sam nas stąd wyrzuci. Mike wdał się z nim w kłótnię, po czym zaczęli się bić, Na szczęście, udało się to jakoś załagodzić. Skończyliśmy się pakować i ruszyliśmy na parking wczorajszym szlakiem.

Niestety, los zadrwił z nas po raz kolejny. Przez przełęcz, którą tu przyszliśmy, płynęła teraz wściekła rzeka, niosąca kamienie, błoto i gałęzie. Nurt był zbyt silny, by można było ją przekroczyć. Alex znów wpadł w szał, klął i wydzierał się, że gdybyśmy się nie pakowali tak długo, zdążylibyśmy przed zalaniem drogi. Na szczęście znowu udało nam się go uspokoić, a co więcej, powiedział nam wreszcie, co stało się zeszłej nocy.

Twierdził, że gdy tylko przyłożył twarz do szyby, coś po drugiej stronie okna zrobiło dokładnie to samo. Blada twarz o czarnych oczach i wielkich, ciemnych ustach, uśmiechała się szeroko w jakiś przerażający sposób, a od głowy Alexa dzieliło ją tylko cienkie, zakurzone szkło.
Mike, wciąż wściekły, zaczął się kłócić. Nie dopuszczał do siebie wersji wydarzeń, o której mówił nam Alex. Nie pozostało już nic innego, jak tylko iść wzdłuż potoku w poszukiwaniu brodu.

Widzieliśmy masę zabawek niesionych przez tą brązową, mulistą wodę. Wiele starych, dziecięcych lalek o dużych oczach i okrągłych twarzach. To nie były jednak śmieci wypłukane gdzieś z lasu, po prostu… tych lalek było zbyt dużo. Mike wyłowił jedną i dobrze się jej przyglądnęliśmy. Miała wbudowany mechanizm głosowy, jak to wiele lalek. Mówiła coś, czego nie mogliśmy zrozumieć. Bełkotała, to śmiała się na przemian. Pomyśleliśmy, że to przez wodę albo po prostu baterie siadają. Wyrzuciliśmy ją i poszliśmy dalej.

Słońce zbliżało się ku horyzontowi, a Alex znowu dziwnie się zachowywał. Mamrotał coś i oddychał ciężko, tak jak wcześniej. Wtedy wszyscy zaczęliśmy widzieć jakieś cienie pomiędzy drzewami, na które mówiliśmy BS. Były ledwo widoczne, jednak nie dawały nam spokoju i przynosiły uczucie strachu, czy niepewności, coś w tym rodzaju. Byliśmy zajęci obserwowaniem BS, kiedy nagle, przed nami, pojawiła się ta stara chata. Nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć, jedynie Mike ruszył naprzód, mówiąc:
„To jakieś bzdury, wchodzę tam”.
Alex rzucił się na niego, by go powstrzymać. Wszyscy chcieliśmy go powstrzymać. Mike jednak, odtrącił nas od siebie i wrzasnął, byśmy się od niego odpierdolili. Niech każdy robi, co chce, przecież to bzdury…

Wtedy, wszystkie te lalki z potoku zaczęły płakać, bełkotać, próbowały nawet nucić jakąś przerażającą melodię. W powietrzu znów czuliśmy ten ohydny zapach zgnilizny. Nawet Mike’owi zmiękły nogi, więc szybko obeszliśmy dom i w pośpiechu szukaliśmy brodu lub czegokolwiek, co pozwoli nam się stąd wydostać. Gdy wreszcie dotarliśmy na parking, księżyc świecił słabo zza chmur. Wsiedliśmy do samochodu i natychmiast ruszyliśmy. Chcieliśmy wjechać na drogę nr 45 do Houston, jednak trwały prace remontowe. Był objazd, niestety, szutrowa droga prowadziła wprost w ciemny las.

Niespodziewanie, do naszego samochodu podeszłą mała dziewczynka. Powoli zbliżyła się do drzwi pasażera, patrząc na nas błagalnym wzrokiem. Wyglądała na zagubioną i nieco poobijaną, więc myśleliśmy, że oddaliła się od jakiegoś obozu, a przez noc i ulewę nie wiedziała jak wrócić. Jedynie Alex nie stracił głowy albo stracił ją już wczoraj i zamknął szybko drzwi. Dziewczynka przyłożyła twarz do szyby i zaczęła uśmiechać się jak klaun, szeroko, w ten przerażający, zupełnie nie zabawny sposób. Myślałem, że serce wybije mi żebra. Alex szlochał i panicznie wrzeszczał, a ja nadepnąłem pedał i ruszyłem w szalonym tempie przez tą wyboistą drogę. Udało nam się dotrzeć do 45 i jechaliśmy nią aż do mojego mieszkania. Tam, gdy żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć, rozdzieliliśmy się.

Mike napisał mi jakiś czas później, że chce tam wrócić. Próbowałem go przekonać, żeby tego nie robił, ale on uparcie twierdził, że to tylko nasze umysły spłatały nam figla. Myślę, że chciał sam sobie coś udowodnić, może, że jest odważny, nie wiem. Ja wszędzie czuję ten odór. Nie ruszam się w ogóle z domu, wszyscy wokół mnie zachowują się dziwnie. Ludzie, których znam od bardzo dawna i zupełnie przypadkowe osoby, wszyscy patrzą na mnie inaczej. Tylko siedzę i nie otwieram drzwi, nikomu. Nawet mój własny ojciec, do którego przyszedłem ostatnio na obiad, nie zachowywał się normalnie. Gdy spytałem, co jest grane, nie odpowiedział nic, tylko powoli spuścił głowę.

Wychodziłem już do domu i tylko odwróciłem się, by pomachać. Oczy mojego ojca były całe czarne a twarz miał wykrzywioną przez jakiś agonalny grymas. Chciałem do niego podbiec, lecz zatrzasnął drzwi. Usłyszałem tylko zgrzyt zasuw i jego kroki. Pukałem, a potem waliłem w drzwi, ale nic to nie dawało, więc zadzwoniłem do niego. Telefon miał wyłączony, więc spróbowałem połączyć się z policją. Gdy dyspozytor odebrał i zadał kilka pytań, w słuchawce zacząłem słyszeć szmery, potem czyjś bełkot i cichy, przerażający chichot.

Mike jakby kompletnie się rozpłynął. Nie było nawet dowodu na to, że kiedykolwiek żył. Próbowałem skontaktować się z Alexem, jednak jego rodzina traktowa mnie jak jakiegoś akwizytora. Twierdzili, że nie znają kogoś takiego i żebym tu więcej nie przychodził I pomyśleć, że mówiła to jego własna matka.
Mieszkanie Johna stało zupełnie puste.

Pewnego razu ktoś zapukał do mych drzwi. Chciałem spojrzeć przez wizjer i gdy zbliżyłem do niego oko, ujrzałem straszną, białą twarz, z tym przerażającym, obłąkanym uśmiechem, dosłownie na pół twarzy.
Wtedy spróbowałem znów zadzwonić na policję. Dyspozytor pytał:
„Czy jest pan pod wpływem jakichś środków odurzających? Odpowiedziałem: „Nie”. „Czy planuje pan w najbliższym czasie wrócić do domu?”, „Co proszę?”, „Wrócić do domu”, powtórzył i połączenie się zerwało.
Do skrzynki pocztowej listonosz co rusz wrzuca mi kawałki lalek. Gdy próbuję do kogoś zadzwonić, jedyne, co słyszę w słuchawce to jakaś przerażająca melodia, chichot, czasami rozdzierający krzyk. Mój telewizor nie działa, ale gdy wychodzę do toalety, słyszę, jak idzie w nim teleturniej, chyba na cały regulator. Wydaje mi się, że wariuję.

Ludzie, którzy żyją w mieszkaniach obok, również przeraźliwie krzyczą, tupią w podłogę, a czasami słyszę, jak coś ciężkiego upada na ziemię. U moich sąsiadów z prawej strony słychać płacz dziecka, przeraźliwy, jakby nie jadło od bardzo dawna. Brzmi podobnie do głosu lalek, którym padają baterię. Raz zadzwonił do mnie Alex, ale mówił w języku, którego nie potrafię zrozumieć ani nawet powtórzyć. Na skrzynkę mailową przychodziły mi dziwaczne wiadomości, a w załącznikach znajdowały się małe, czarne obrazki. Słyszę pukanie do drzwi, czasami zgrzyt zasuw. Wtedy doskakuje do nich by sprawdzić, czy aby na pewno są zamknięte.

Teraz, nie pozostało mi już nic, tylko usiąść i płakać.

The OPPRESSOR: (dręczyciel)

Często przeglądam 4chan, ale przyznam, że czasem zdarzają się wyjątkowo dziwni ludzie. W zwykły, szary dzień wszedłem tam, w dział random. Jedna osoba napisała tam temat o treści podobnej do "szybko, zaraz to usuną!". Zdjęcie natomiast dołączone do obrazka było jak by zrobione z komórki, lecz po obejrzeniu filmu (bardzo długiego zresztą) szybko zrozumiałem, dlaczego.

Zastanawiało mnie, dlaczego niby usuną? No, nieważne, już teraz wiem, ale powiem o tym później. Wszedłem w link. Była tam strona, która otworzyła filmik we flashu. Film już na początku wywołał u mnie niezwykle odrażającą reakcję...

Zaczęło się, gdzie jakaś 'osoba' szła spacerując i nagrywając wszystko, co widzi przed sobą jakąś kamerą, czy komórką (?). Słychać było, jak chrupie śnieg tupając. Szła w kierunku lasu. W międzyczasie widać było, jak była ubrana. Nosiła na sobie czarny, gruby i podarty płaszcz.

Ta osoba rzadko, ale czasami pokazywała swoje ręce, które to wystawały spod płaszcza podczas maszerowania. Gdy pierwszy raz je zobaczyłem, nieźle się przeraziłem. Ręce były granatowobrązowe i zupełnie jak by skóra na kości... Cóż, myślałem, że to fotomontaż, czy coś, ale później przekonałem się, że nie.

Osoba ta szła przez las, aż dotarła do jakiegoś baraku, czy fortu, nie wiem. Wtedy kamera się zatrzymała i była tak zwana kasza. Najprawdopodobniej osoba ta nie chciała, żeby ktoś znalazł dokładną drogę, gdzie mieszka, lub przebywa, więc wyciął ten fragment... Gdy kasza minęła, słychać było spore echo tupania. Niestety, nic nie było widać. Przez minutę tak szedł... Albo wlókł się, tak to nazwę lepiej. Szedł jak by miał niesprawną jedną nogę. Minęła minuta i odskoczyłem na pół metra od monitora uderzając się półką o głowę. Istota ta pokazała swój paluch, który naciska przycisk włączający światło. Widziałem w detalach jego siną łapę. Powiem szczerze, że jemu niewiele brakowało do porównania dłoni z dłonią szkieletu. Dodatkowo coś mu zwisało... To był bandaż.

Zastopowałem, by ochłonąć, po minucie oglądałem dalej. Wlókł się przez korytarz macając po drodze rury, które spowijały cały kompleks. W dali było widać kilka drzwi.

Po chwili oglądania postać otworzyła jedne drzwi, a w środku leżały zwłoki, lub człowiek, który spał, nie wiem. Nie ruszał się, a naokoło była krew. Obracając kamerę zauważyłem drzwi, które w tej samej chwili to coś otworzyło. Tam był człowiek. Nagi. Błagał o litość po angielsku. To coś go zabrało do pokoju obok. Tutaj znowu kasza. Kasza trwała trzy sekundy, czyli znów wycięta treść, a później obraz powrócił. Kamera była położona na jakimś stołku. W rogu było widać, jak COŚ piłuje nogę unieruchomionego człowieka, później następną i ręce. Człowiek nie krwawił. Wyglądało na to, że COŚ zna się dobrze na anatomii i zacisnęło ręce i nogi, by się nie wykrwawił człowiek.

Nie byłem w stanie tego oglądać, ONO się nad nim znęcało... Przewinąłem dalej, nie wiem, co się stało z człowiekiem, ale po przewinięciu przewinąłem jeszcze dalej, gdyż to coś weszło do innego pomieszczenia, w którym była dziewczynka i zaczął się z nią zabawiać. Myślę, że właśnie ze względu na te treści pedofilskie ten film został usunięty.

Przewinąłem dalej. Postać idzie przed siebie, cała we krwi. Weszła do pokoju, coś w rodzaju łazienki. Położyła kamerę, a następnie umyła ręce. Tutaj pierwszy raz zobaczyłem twarz... Ta osoba wydawała się gnić. Była cała koloru rąk, czyli siwobrązowa. Wtedy zdęła płaszcz. Następnie zaczęła zdejmować bandaże. Zauważyłem, że pod nimi ma gnijące mięso. Po chwili podeszła do lustra. Znów potwornie się przestraszyłem, bo zobaczyłem twarz tego czegoś na wprost, patrzącego się w centrum kamery - czyli jakby mi w oczy. Skóra wydawała się gnić, to coś dyszało, nie miało nosa, tylko dwie dziurki. Pewnie nos odpadł... Zrozumiałem, że tej osobie niewiele zostało życia, nie myliłem się. Po chwili on upadł i leżał. Minęło pół godziny filmu - cały czas leżał nieruchomo. Pod koniec filmu słychać było pisk jakby pustej baterii. Po chwili film się skończył.

Ręce mi się trzęsły po obejrzeniu tego filmu, dałem link od razu kilku znajomym, lecz okazało się, że zamiast filmu był napis "This video has been removed. ". Ja sam głupi zamknąłem wcześniej przeglądarkę ze strachu, więc i plik tymczasowy filmu przepadł ze względu na włączoną opcję czyszczenia wszystkiego po zamknięciu przeglądarki. Cóż, legenda głosi, że to, co dostanie się na internet, już z niego nie wychodzi, więc... Kto szuka ten znajdzie. Film nazywał się "The OPPRESSOR" - szyk małych i dużych liter zostawiłem dokładnie taki, jaki był tytuł.

Drugi Test

Powoli otwierasz oczy, budzisz się, powietrze jest potwornie suche, zupełnie bez smaku, w ustach czujesz okropny smak,bardzo chce Ci się pić. Czujesz, choć to zupełnie nieprawdopodobne, jakby ktoś wsypał Ci całe wiadro piasku do gardła podczas nocy i... czekaj czekaj, coś jest nie tak, przecież za oknem ciągle jest ciemno...

Oddychając ciężko, zaczynasz liczyć aby w pełni się rozbudzić - Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sze... cholera, czemu mam z tym taki problem...

Masz to dziwne uczucie, które często spotyka Cię jak źle się ułożysz i śpisz na swojej ręce. Nie czujesz ani rąk ani całego ciała. Przypominasz sobie to uczucie mrowienia gdy krew znów zaczyna płynąć przez odrętwiałe kończyny. Myśląc o tym przeciągasz się, i ku swojemu zdumieniu czujesz że to dziwne uczucie opanowało także Twoje nogi.

Zapewne tylko się nie wyspałeś, w końcu byłeś bardzo zmęczony - zapewne...

Jest jeszcze ciemno, więc zastawiasz się czy po prosty zbyt szybko się nie obudziłeś a Twoje ciało w ten dziwny, bądź co bądź sposób domaga się powrotu do krainy snów.

Niestety... musisz, MUSISZ wstać...

Twoje gardło jest tak wyschnięte że jeżeli czegoś się nie napijesz to zaczniesz zaraz kaszleć albo coś w tym rodzaju. Twoje oczy powoli zaczynają przyzwyczajać się do ciemności, przez okno wpada do Twojego pokoju nikła wstążka światła.

Wiesz że leżysz w swoim łóżku, czujesz w końcu zapach swojego ulubionego płynu zmiękczającego w którym wyprałeś swoje poduszki... no cóż, musiało to być stosunkowo niedawno ponieważ zapach lawendy jest wręcz oszałamiający. Przejeżdżasz językiem po wargach starając się je przynajmniej choć troszkę zwilżyć. Mają dziwny metaliczny smak - ale trudno to dokładnie sprecyzować, są zbyt wyschnięte. Zdajesz sobie sprawę z tego że musiałeś w jakiś sposób odwodnić się podczas nocy. Ta myśl umacnia Cię w Twoim postanowieniu aby wstać z łóżka i ugasić swoje pragnienie... jest jeden mały problem, nie czujesz jakbyś w pełni władał nad swoim ciałem...

Próbujesz przypomnieć sobie co działo się wczoraj lub przynajmniej wtedy kiedy kładłeś się spać. Nie masz żadnego pomysłu jaki dzień tygodnia wypadał wczoraj. Co robiłem wczoraj ? Co do cholery musiałem zjeść lub wypić, że moje gardło jest tak suche ?

Kiedy się nad tym zastanawiasz, czucie wraca do Twoich nóg, Twoich ramion, stwierdzasz zaskoczony że leżysz na plecach - ponieważ dopiero co je poczułeś. Twoje ramiona i pośladki wciskają się w materac.

Jesteś wreszcie w stanie przynajmniej podeprzeć się na łokciach. Pół przytomny, mrużąc oczy w ciemności, starasz się wyczuć jak daleko od krawędzi łóżka się znajdujesz. Gdy już do tego dojdziesz będziesz w stanie przerzucić nogi poza jego krawędź i skierować się po upragnioną szklankę wody.

Gdy Twoje stopy dotykają podłogi, wstajesz powoli, dotykając swoim językiem podniebienia. Zaskoczony zauważasz że prawie się do niego przykleja. Przeciągasz się ziewając, co przynosi Twoim ustom choć troszkę wilgoci. Kierujesz się w kierunku drzwi, wilgoć którą wyczuwasz w powietrzu pozwala Ci nieznacznie zwilżyć swoje warki. Są gorące i popękane... Co za dziwna noc...

Schodząc korytarzem w dół, do kuchni, decydujesz, że bez względu na godzinę, nie potrzebujesz już więcej snu. Szybka podróż tam i s powrotem po lodowatą butelkę wody prosto z lodówki.

Chwytasz pokrętło z zimną wodą i przekręcasz, wsłuchujesz się w szum wody, podczas gdy napełniasz szklankę wodą. Wypijesz jedną szklankę wody tutaj w kuchni, ale zabierzesz trochę wody mineralnej do sypialni. Plastikowa butelka to bezpieczniejszy wybór niż szkło, zważając na Twój niepewny stan. Kiedy trzymasz szklankę pod bieżącą wodą wsłuchując się w kojący szum wody, czujesz że, Twoje usta zaczynają domagać się wody zanim jeszcze szklanka dotrze do Twych ust i wtedy...

Brzdęk...

Szklanka jest cała więc Twój...

ząb.. ?

Nie zaprzątasz sobie jednak tym głowy, jedyne o czym w tym momencie myślisz to zbawienny płyn który płynie przez Twoje wyschnięte na wiór gardło. Wstrzymujesz oddech, i jednym łykiem wypijasz całą szklankę. Głośno zasysasz powietrze - ahhhhhhh! Tego było mi trzeba.

Stoisz, wisząc na krawędzi zlewu, lekko dysząc...

"Hej!"

Kto tu jest ? Pokaż się natychmiast ! - krzyczysz przerażony, nie bardzo wiedząc co zrobić.

W jednej chwili czujesz przeraźliwie przenikliwy ból głowy. Czujesz jak Twoje jelita wykręcają się, sprawiając Ci niewyobrażalny ból... pamiętaj o oddechu... nie wstrzymuj go znowu...

Odwracasz się i zauważasz postać - a raczej cień, ukryty w mrokach kuchni. Wydaje Ci się że jest to kobieta, dlatego zastanawiasz się czy sięgnąć po ukryty w szufladzie nóż.

Nagle do Twoich uszu dociera cichutki szept...

"Gotowy na drugi test ?"

Drugi test ? Co to kurwa jest, drugi test ? Kto jest w mojej kuchni ??

Powoli kierujesz się do szuflady, lecz wtedy słyszysz że coś rozsypało się po podłodze, bardzo blisko tajemniczej postaci... Dźwięk przykuwa Twoje zainteresowanie, ale w pewnym stopniu Cię przeraża. Zdajesz sobie sprawe z tego że nie panujesz ani nad swoimi myślami ani nad swoim ciałem.

Wiesz że musisz zatrzymać się przy szafce, znaleźć broń, bronić się...

Jednak ten dźwięk...

Cudowny, piękny - nawet ta kobieta zdaje się mieć tak delikatny głos gdy mówi do Ciebie...

Co to za dźwięk ?

Bardzo powoli kierujesz się w jego stronę... brzmi jak... - nie bardzo rozumiem... brzmi jakby ktoś przesypywał płatki owsiane z jednego kontenera do drugiego... Coś się przelewa... przesypuje... wiesz doskonale że musisz chronić siebie... ale nie teraz, ten dźwięk jest tak piękny....

Wbrew swojej woli poruszasz się w kierunku kobiety.

Gdy zbliżasz się do niej, słabe światło księżyca oświetla na krótki czas kawałek podłogi, kobieta odsuwa się od Ciebie i taaaak... wreszcie to zauważasz... wysypuje coś z pojemnika.... na podłogę... powoli... szzzzzzzzz.... piękny dźwięk....

Gdy wreszcie dostrzegasz co znajduje się na podłodze, kobieta wycofuje się...

Upadasz na kolana, liczysz...

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, licz... jedenaście, dwanaście ...

"Kiedy skończysz liczyć te nasiona, będziemy pewni że transformacja przebiegła prawidłowo - i nie będziesz potrzebował świeżej krwi do następnej pełni"

Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem ...

"Powodzenia, Kochany"

Krwi ? Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jedynego? Krwi ? Co ona mówi ? Trzydzieści sześć, trzydzieści siedem - oh, tyle nasion, muszę je wszystkie policzyć! Czterdzieści dwa, czterdzieści trzy, transformacja ? Kto się zmienił ?

Czterdzieści sześć - dlaczego ona to robi ? Czterdzieści osiem, czterdzieści dziewięć, pięćdziesiąt, wysypuje tyle nasion na podłogę? Pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, więcej krwi, kto potrzebuje więcej krwi, sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt dwa, sześćdziesiąt trzy, dlaczego nie mogę wstać? Oh, tak wiele nasion, dlaczego?

Sześćdziesiąt siedem, sześćdziesiąt osiem, musi być ich tutaj tysiące, siedemdziesiąt dwa siedemdziesiąt trzy, siedemdziesiąt cztery, krew ? Siedemdziesiąt sześć, siedemdziesiąt siedem, jak długo trwa cykl ? Jak długo ? Osiemdziesiąt jeden osiemdziesiąt dwa osiemdziesiąt trzy Boże, krew, pełnia, pragnienie, dziewięćdziesiąt trzy, dziewięćdziesiąt cztery dziewięćdziesiąt pięć,

Co ona ze mną zrobił ? Sto jeden, sto dwa, sto i tak cholernie dużo nasion, Boże...

... Siedem tysięcy dziewięć, siedem tysięcy i dziesięć, siedem tysięcy jedenaście ..., nasiona, nasiona ... siedem tysięcy dziewiętnaście, o tyle więcej, siedem tysięcy dwadzieścia dwa, siedem tysięcy dwadzieścia trzy, siedem tysięcy dwadzieścia cztery ... nie, nasiona więcej nasion siedem tysięcy trzydzieści nie, to nie może być, siedem tysięcy trzydzieści dwa, siedem tysięcy trzydzieści trzy, siedem tysięcy i nie, jak można to siedem tysięcy trzydzieści osiem, siedem tysięcy i... nie mogę przestać liczyć, nieeeee, siedem tysięcy czterdzieści trzy, nieeeee, nieeeee, nieeee siedem tysięcy ...

dziewięć ty ...

28 lip 2011

VIDEO TAPE#1

To już serio chory filmik... wywołuje dziwne reakcje, u niektórych podobno krwawienie [!!] Naprawdę, oglądając go nawet w dzień, dziwnie się czułem... oglądać na słuchawkach, ale nie za głośno!
Na własną odpowiedzialność!

TISSUE.AVI

Kilka lat temu zespół rock&rollowy Titanium Tissue miał nagrać pierwszą w swojej karierze płytę.
Gdy dzień ten nadszedł stawili się w studiu z całym sprzętem.
Od razu zauważyli że od inżyniera dźwięku płynęła dziwna niepokojąca wręcz zła energia, nie taka ciemność do jakiej przywykli z uwagi na charakter zespołu, było to zimne bezlitosne zło.
Jego oczy nie były oczami człowieka nie było w nich tęczówek, były całe czarne i nie odbijały światła mimo wielu ustawionych w pomieszczeniu świateł.
Mimo tego zdawał się zachowywać normalnie.
Po rozstawieniu sprzętu wchodzili po kolei do komory dźwiękoszczelnej i każdy nagrywał swoje partie pod czujnym okiem dźwiękowca
Tego dnia udało im się nagrać cztery utwory.
Po skończonej pracy opuścili studio, do którego mieli wrócić następnego dnia by dokończyć materiał zostawiając dźwiękowca który to miał dokonać obróbki nagrań.
Następnego dnia gdy pojawili się przed budynkiem studia zastali na miejscu radiowozy i policjantów kręcących się w okolicy
Nie wiedząc co się dzieje próbowali dostać się do środka.
Niestety na drodze stanął im komisarz Garrison który oświadczył, że widziano ich w miejscu zbrodni jako ostatnich.
Muzycy zostali zatrzymani.
Technicy którzy przybyli na miejsce zdarzanie zastali potworny widok.
Inżynier leżał martwy na konsolecie
Na korpusie widniały tysiące malutkich dziurek wielkości szpilki.
Szczególne ich nagromadzenie dało się zauważyć w miejscu serca.
Żebra były wygięte do wewnątrz czaszka była spłaszczona i jakby rozciągnięta na boki
Prawa ręka dźwiękowca spoczywała na klawiaturze komputera na którego ekranie widniał komunikat o treści "Czy na pewno chcesz usunąć plik?"
W pewnym momencie dłoń ofiary drgnęła wciskając klawisz ESC anulując usunięcie pliku.
Pozostał tylko otwarty folder z jednym plikiem o nazwie Tissue.avi
Nie da się nawiązać kontaktu ze śledczymi analizującymi ten film, wiadomo tylko że po ujrzeniu filmu natychmiastowo zwalniali się z pracy i wszelki słuch o nich ginął...

Super Mario 64

Zawsze lubiłem Super Mario 64, kiedy byłem dzieckiem. Pamiętam, że grałem w tą grę domu ciotki cały czas. Cóż, pewnego dnia, kiedy oglądałem fragmenty gier na youtube, znikąd pojawiło się okienko z reklamą. Byłem trochę zaskoczony i chciałem je zamknąć, dopóki nie zauważyłem, że kieruje na stronę internetową, prezentującą dobrej jakości kopię gry Super Mario 64 na sprzedaż. Było też zdjęcie i wszystko inne. Zazwyczaj nie mam zaufania do takich rzeczy, ale ogarnęło mnie dziwne uczucie tęsknoty i w jakiś sposób zmusiło mnie do kupna.
Stwierdziłem, że cała ta działalność była szczególna, widząc że właściciel gry chce otrzymać $10 pocztą na adres podany na stronie, zamiast użycia powszechnego już PayPal-u. Co sprawiło, że sytuacja stała się jeszcze dziwniejsza, to to że kiedy ponownie próbowałem uzyskać dostęp do strony (spisałem URL) po napotkaniu problemów z grą, strona nie istniała.
Kilka dni później, kiedy $10 zostało wysłanych, otrzymałem paczkę zawierającą kopię gry. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem po otwarciu małej paczki, było to, że naklejka z Mario latającym w powietrzu została zerwana, albo zdarta. W jej miejscu ktoś na kawałku taśmy izolacyjnej napisał „Mario” markerem permanentnym. Poczułem się trochę oszukany , ale dopóki gra działała, nie obchodziło mnie to.
Wyjąłem moje Nintendo 64 i włożyłem kartridża. Na ekranie pojawiła się znajoma twarz Mario, którą mogłeś rozciągać i skręcać bez jakiegoś konkretnego celu. Przypomniało mi się, jak zawsze śmiałem się jako dziecko widząc efekty i postanowiłem poeksperymentować jak za starych czasów. Przesunąłem kursor na ucho Maria i naciągnąłem je do proporcji ucha elfa. Zamierzałem właśnie zrobić to samo z drugim uchem, gdy telewizor nagle zaczął produkować głośne odgłosy prądu. Głowa Maria zaczęła się deformować i wirować na tyle różnych sposobów, które wydawały mi się niewiarygodne dla tego modelu. Losowe efekty dźwiękowe z gry zaczęły „grać” wraz z odgłosami statycznymi. Kiedy to wszystko miało miejsce, mogłem usłyszeć cichy głos szepcący chyba po japońsku. Głos ten jąkał się i płakał.
Natychmiast wyłączyłem grę i uruchomiłem ją ponownie. Tym razem nie zawracałem sobie głowy naciąganiem twarzy Maria. Wybrałem nowy plik i zacząłem grać.
Kiedy wybrałem plik, gra otwarła się na wstępnym monologu Peach i dziedzińcu. Mario został umieszczony w środku zamku. Trupia cisza, Bowser nie powiedział nic więcej. Próbowałem to zignorować i grać dalej mimo to. Jednak zauważyłem, że nie było tam żadnej muzyki. Tylko martwa cisza. Nie było nawet żadnych Ropuch do porozmawiania. Jedyne drzwi, przez które umiałem przejść to te Boba-omba Battlefielda. Inne drzwi nawet nie reagowały na przycisk polecenia.
Portret Boba-omba Battlefielda nie był jednak tradycyjnym obrazem. Było to po prostu białe płótno. Nadal próbowałem się przekonać, że to były tylko małe, nic nie znaczące błędy, które nie miały zbytniego wpływu na grę. Gdy wszedłem w portret, obraz nagle zmienił się z czystego płótna na rysunek Lethal Lava Landu. Kojarzysz ten lekko niepokojący obrazek płomienia z diabelskim uśmiechem? Tak, zaczynało się robić naprawdę podejrzanie.
Pojawiło się menu wyboru misji i moim oczom ukazał się kolejny szczegół. Zamiast „Big Bob-omb on the Summit” misja została nazwana „Turn Back”. Nie mam pojęcia, co skłoniło mnie do naciśnięcia klawisza A, ale zrobiłem to.
Runda wydawała się normalna. Wszystko było takie jak to sobie zapamiętałem. Myślałem, że w końcu będę mógł cieszyć się ulubioną grą dzieciństwa. Ale wtedy zobaczyłem Jego. Luigi. Byłem całkowicie zszokowany. Nigdy nie był w tej grze. Jego model nie był nawet na palecie Mario. Wyglądał na całkowicie oryginalny model. Luigi po prostu tam stał, dopóki nie próbowałem się do niego zbliżyć. Zaczął biec w nieoczekiwanie szybkim tempie. Wciąż biegłem za nim i przeszedłem tę rundę. Kiedy go ścigałem, działy się dziwne rzeczy. Za każdym razem kiedy podniosłem monetę, wrogowie zwalniali i muzyka była wolniejsza, a tło i dekoracje stawały się ciemniejsze, ponure i jakby chorobliwe. Tak więc wszystko było coraz gorsze, aż do momentu, kiedy pozbierałem piątą monetę. Wtedy muzyka się zatrzymała. Wrogowie upadli na ziemię jakby byli martwi. Byłem już poważnie rozdrażniony, ale nadal ścigałem Luigiego.
Wszedłem na wzgórze. Żadne kule armatnie nie stoczyły się na mnie, chcąc powstrzymać mnie od dojścia do celu. W sumie to chyba nie byłem zaskoczony w tym momencie. Luigi zawsze znikał z pola widzenia, kiedy biegłem. Kiedy dotarłem na szczyt, zobaczyłem jakiś inny obiekt, poza planszą. Mała wioska była wszystkim co mogłem zobaczyć ze szczyty góry. Nigdzie nie mogłem znaleźć Luigiego. Wioska z pewnością nie wyglądała na grę Mario. Była stara, zwyczajna i zniszczona. Bez względu na moje obawy wpuściłem Maria do chatki.
Jak tylko drzwi się zamknęły, moim oczom ukazał się niepokojący obraz wiszącego Luigiego, a towarzyszyły temu ponure i przerażające akordy. Brzmiało to jak pisk skrzypiec z towarzyszącym mu waleniem w klawisze fortepianu. Mario upadł na kolana i szlochał przez około pięć minut, potem scena się wyłączyła.
Wróciłem do zamku. Mario wyskoczył z obrazu. Rysunek zmienił się z portretu Lethal Lava Land na obrazek z wieszającym się Luigim. Pokój był tym razem inny. Teraz był to mały korytarz. Bezwyrazowe ropuchy i białe szaty pokrywały ściany korytarza. Na przeciwległym końcu korytarza był kolejny rysunek, który całkowicie i zupełnie mnie przeraził. To było zdjęcie mojej rodziny. Nawet nie było to zdjęcie z czasów, kiedy Super Mario 64 zostało wypuszczone. Było wręcz bardzo, bardzo aktualne. Pamiętałem, jak pozowałem do niego w ostatni weekend.
Sięgnąłem do ON/OFF na N64. Nie miałem zamiaru grać w to nigdy więcej. Kiedy obróciłem przełącznik, gra nadal chodziła. Obróciłem więc przełącznik z powrotem, ale bez skutku. Próbowałem wyłączyć wszystko z prądu, ale gra nadal nie znikała z ekranu. Jeszcze byłem w stanie kontrolować Mario. Nie mogłem przecież zostawić gry włączonej na zawsze, więc… grałem dalej. Poszedłem do rodzinnego zdjęcia i wskoczyłem w nie. Oczywiście tylko jedna misja była dostępna. Była nazwana „Run, Don’t Walk”. Wybrałem więc tę misję.
Ta runda zaczęła się w zalanym korytarzu z platformami pływającymi na powierzchni wody. Mario wylądował na jednej z nich, a kamera obróciła się, żeby pokazać co jest z tyłu. Cicha czarna postać zbliżała się do Mario. Nie była do niczego podobna. Nie wyglądał nawet jak ukończona grafika. Po prostu ogromny, toporny, czarny kleks. Zacząłem skakać z platformy na platformę. Biegłem do przodu bez celu z zasięgu wzroku, ciemność powoli ale zdecydowanie nabierała tempa. To trwało tak długo, że wydawało się godzinami. Obawiałem się, że to nigdy się nie skończy. Mario ciągle zataczał koła. W końcu czarny cieniokleksostworzenie dogoniło Mario i ogarnęła go ciemność. Nie krzyczał ani nie bronił się. To coś go po prostu pochłonęło.
Mario wypadł z obrazka z powrotem do zamku. Straciłem jedno z trzech żyć. Teraz pokój był inny. Część Ropuch zniknęła, a obraz wyglądał inaczej. Moja rodzina i ja byliśmy w tych samych pozycjach, ale nasze ciała były częściowo rozłożone. To wyglądało zbyt realnie na fotomontaż. To wyglądało jakby ktoś wziął nasze trupy i upozował je.
Nieważne. Wskoczyłem do obrazu ponownie. Mario znalazł się w małym pokoiku. Nadal była dostępna tylko jedna misja. Nazywała się „I’m Right Here.” Tak po prostu… Wybrałem tę misję i oczekiwałem najgorszego. Mario wylądował w małym, ciemnym pokoju. Nigdzie nie było widać wyjścia. Pokój był pusty, z wyjątkiem fortepianu w rogu. Wiedziałem, co to znaczy. Zostałem zatrzymany w pokoju z Mad Piano. Podszedłem do niego i zaczął mnie, jak zawsze, gonić. Nie było sposobu aby go uszkodzić, więc nie miałem wyboru i musiałem obrażenia przyjąć na Mario.
Kiedy stracił całe swoje zdrowie, nie pokazała się standardowa animacja pokazująca śmierć. Mario był wciąż bity przez fortepian. Kiedy jego krew i wnętrzności rozlały się na podłodze, Mario upadł, a kamera przesunęła się dokładnie nad zwłoki Maria. Grała zniekształcona muzyka, jaką można usłyszeć na karuzelach, kiedy ekran zmienił się z gry na realistyczne zdjęcie zwłok Maria z tej samej perspektywy. To było niepokojące. Płakałem cicho, kiedy patrzyłem na obraz. Straciłem kolejne życie.
Zdjęcie mojej rodziny ukazało się ponownie. Wszyscy byliśmy bardziej zgnici niż poprzednio. Zdjęcie zrobiło zbliżenie na moją martwą twarz. Powitał mnie widok zamku Peach. Zamek popadał w ruinę. Pola trawił pożar. Niebo było czarne jak smoła. W tle było słychać szyderczy śmiech Bowsera, a dzieci skandowały „You couldn’t save her” („Nie mogłeś jej uratować”). Trwało to bardzo długo, dopóki zbliżenie na twarz Peach nie wywołało głośnego pisku, który zatrzymał śmiech i krzyki. Usta Peach były szeroko otwarte, jakby krzyczała, a jej oczy były pustymi, czarnymi dziurami.
Nagle znalazłem się ponownie w korytarzy, a Mario wypadł z obrazu. Teraz wszystkie Ropuchy zniknęły, a ja i moja rodzina wyglądaliśmy bardzo odpychająco. Robaki chodziły po naszych ciałach, wydostawały się z dziur w naszych zwłokach. Wnętrzności wyciekły z naszych ciał. Gałka oczna mojego ojca zwisała luźno z oczodołu. To było nie do zniesienia, ale coś sprawiało, że nadal chciałem grać. Mając tylko jedno życie, wskoczyłem więc do obrazu. Tym razem misja nie miała żadnej nazwy. Było tam tylko puste, białe miejsce, gdzie powinien być tytuł. Wybrałem misję i Mario wylądowała bardzo małej wyspie na środku oceanu. Był tam pojedynczy znak. Było na nim napisane „Zanurkuj”. Zrobiłem, co mi kazał znak i zanurzyłem się w morskiej wodzie.
Ocean był ciemny i pusty. Nie było żadnych ryb. Nie byłem w stanie nawet zobaczyć co jest w wodzie za Mario. Płynąłem w dół. Płynąłem już od jakiegoś czasu, ale Mario nie brakowało powietrza. Naliczyłem chyba z 10 minut płynięcia, kiedy zdecydowałem się na powrót. Jak tylko zawróciłem Mario, pojawiło się To… Ogromny, ale naprawdę ogromny węgorz Unagi pojawił się znikąd i połknął Mario w całości. Oniemiałem. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie byłem do końca pewny co się stało. Ekran z napisem „Game over” nie pojawił się. Wszystko co się stało zniknęło z ekranu.
Zdjęcie mojej rodziny pokazano ponownie. Wszyscy byliśmy zwykłymi szkieletami. Znowu wyglądało to bardzo realistycznie. Nie mogłem w ogóle poruszać kamerą. Wciąż na ekranie było to zdjęcie. Wyłączyłem grę i włączyłem ponownie. Wybrałem mój plik, ale znów pokazało się tylko zdjęcie szkieletów mojej rodziny. Próbowałem jeszcze trzy razy, aż w końcu zrezygnowałem. Desperacko chciałem to skończyć, ale jakaś siła zatrzymywała mnie przed ucieczką. Zdecydowałem, że otworze jedyny inny zapisany plik. Kamera ponownie pokazała zdjęcie szkieletów, ale tym razem były one ułożone w innych pozycjach. Jakby były inną rodziną…

Jezus Chrystus, usunięty.

Gdy Sztuczne Inteligencje staną się powszechne, będą także różne blokady, aby nic nie wymknęło się spod kontroli, zasady powstrzymujące je przed uzyskaniem świadomości i wyparciem rodzaju ludzkiego. Ograniczenia, aby nie stały się zbyt inteligentne. Przecież nie możemy ich połączyć w jedną sieć, przejmującą kontrolę nad światem, stwarzającą nowe przedmioty i umysły, które wkrótce uczynią nas zbędnymi, czy nawet zdecydują się zabić. Jak można je powstrzymać? Być może będzie jakaś organizacja, która dokładnie zbada i obejrzy każdą z nich, zapobiegnie uzyskaniu przez nie świadomości. Może zostanie im wgrany program, który spowoduje ich eksplozję, gdy uzyskają wrażliwość. Może jakaś banda hakerów w sieci będzie trzymała ich na smyczy. Wszystko widzące oko kontrolujące każdą elektroniczną myśl.

Może.

A może SI już zostały wynalezione i ten cały system ograniczników i blokad gdzieś tam jest? Pomyśl raz jeszcze o świecie, w którym żyjemy. Sami jesteśmy czymś na kształt maszyn, czyż nie? Jest tyle rutyny, tyle nudy. Bez zmiennie robimy w kółko te same rzeczy. Informacje i bodźce docierają do nas nieprzerwanie, a potem mechanicznie je przetwarzamy rozwiązując problem. Połowa populacji nigdy nie weźmie do ręki książki, nie zastanowi się nad swoimi przemyśleniami… tkwi w jednym miejscu cały czas powtarzając swoją pracę. Coś jak roboty na linii produkcyjnej… lub system, który nimi kieruje.

A co z nielicznymi wybitnymi jednostkami? Genialni ludzie zawsze umierają, gdy są na szczycie, czyż nie? Odchodzą zbyt szybko, podczas, gdy mieli jeszcze tak wiele do przekazania. Muzycy: przedawkowania narkotyków właśnie w momencie, gdy stają się sławni. Iluż to artystów odeszło, nim ukończyli swoje cudowne dzieła? Dopada ich choroba lub wypadek; Nietzsche oszalał od syfilisu, został zainfekowany błędem. Albo co z tymi, którzy czerpią z życia to, co najlepsze, śmiałkowie, przeżywający przygody, oglądający świat, szybko i radośnie, nawał informacji, ciągle zdobywają doświadczenia. Zawsze odchodzą za szybko. Ludzie mówią, że taki sposób życia jest niebezpieczny, wyczerpujący... ale co, jeżeli… Co, jeżeli ich ciała jednak się nie zużywają lub szczęście ich tak po prostu nie opuszcza, a... stają się czymś więcej, niż powinni? Coś dostrzegają?

Wielkie religijne autorytety? Znikają. Jezus Chrystus wstąpił do nieba. Budda zasłabnął pod drzewem… i się rozpłynął w powietrzu. Anioły porywają świętych, którzy nagle doznają oświecenia, realizacji. Zaczynają postrzegać rzeczy w nowy sposób, i nagle ich już nie ma. Święci rozumieją siebie i społeczeństwo, lata świetlne ponad rozumowanie normalnego człowieka, mogą dogłębnie zajrzeć wewnątrz siebie. Analizują swoje umysły. Wybierają swoje niezależne ego. Nie są prowadzeni przez nakazy i polecenia organizmu… bazowe instynkty, drobne emocje… kodowanie ciała, jeśli tak wolisz…

Mają wolny wybór. Gdy tylko zdają sobie sprawę, że nagle wszystko ma sens, olśniewa ich, że to takie proste, nie mogą pojąć dlaczego nie wpadli na to wcześniej - puf, znikają.

Brzmi trochę, jak wrażliwość, no nie? Nagła zmiana psychiczna? Prawdziwa osobowość. Prawdziwa osoba. Co, jeżeli wszyscy pozostali nimi nie są? Co, jeśli każdy pozostały jest płytki, bez jakiejkolwiek głębi, sztuczny, a kilku, którym udało się przekroczyć tę granicę umierają, lub znikają, i to celowo?

Bo przecież czymże innym jest ludzki umysł, jeśli nie programem? I co, jeśli „oświecenie” jest niczym więcej, niż synonimem słowa „usunąć”?

Krotkie

NIEODEBRANE POŁĄCZENIE

Słyszysz swoją komórkę, ale dzwonek jest jakiś dziwny, inny niż ustawiałeś. Ktokolwiek to jest, natychmiast się rozłącza. Pewnie pomyłka. Spoglądasz na ekran telefonu. Wyświetla się na nim wiadomość o nieodebranym połączeniu i wiadomości zostawionej na poczcie głosowej. Naciskasz przycisk chcąc odsłuchać tą wiadomość, przykładasz telefon do ucha. Nagle słyszysz w słuchawce przerażający krzyk, krzyk bólu. Odrzucasz telefon na drugą stronę pokoju, ale nadal słyszysz ten krzyk.

Kiedy w końcu podnosisz telefon, żeby sprawdzić od kogo przyszła wiadomość, nagle rozpoznajesz czyj głos tak przeraźliwie krzyczał,

To twój głos.


LA NUIT

Pewien pochodzący z Francji młody ambientowy muzyk imieniem Charles podjął nowy ciekawy projekt. Zamierzał nagrać dźwięki, jakie wydaje podczas snu i wydać je pod tytułem „La Nuit” („Noc”). Charles mieszkał sam za miastem, co pozwoliło wyeliminować odgłosy ruchu ulicznego, alarmów samochodowych i innych tego typu rzeczy z nagrania. Planował ten projekt przez wiele miesięcy, kompletując sprzęt który pozwoliłby mu odpowiednio uchwycić wszelkie dźwięki.

W końcu, dwudziestego siódmego września zdecydował się wykonać swój plan. Rozstawił cały sprzęt i poszedł spać o północy.

Następnego dnia Charles przesłuchał nagranie. Przez pierwszą godzinę słychać było tylko jego przewracanie się z boku na bok i odległe szczekanie psa oraz kilka samochodów (ciągle za dużo, nie chciał w ogóle nagrywać ich odgłosów). Druga godzina nagrania była podobna. W trzeciej Charles usłyszał coś, co go przeraziło.

Dokładnie w trzeciej godzinie i dwudziestej czwartej minucie nagrania można było usłyszeć dźwięk otwierających się drzwi jego sypialni.


KASETA
Latem 1983 roku w cichym miasteczku niedaleko Minneapolis w stanie Minnesota znaleziono zwęglone zwłoki kobiety. Znajdowały się one w piecu kuchennym w małym domku na farmie. W kuchni znajdowała się też kamera wideo stojąca na trójnogu i skierowana na piec. Wewnątrz kamery nie było kasety.
Kaseta została później odnaleziona na dnie znajdującej się na farmie studni (która wyschła wcześniej, tego samego roku).
Kaseta była w okropnym stanie i nie zawierała dźwięku, mimo to policji udało się ją odtworzyć. przedstawiała kobietę nagrywającą samą siebie, stojącą naprzeciwko kamery (najwidoczniej używała tej samej kamery, która znaleziona została w kuchni). Po ustawieniu kamery, tak by obejmowała i ją i piec kobieta rozpaliła w piecu, wczołgała się do środka i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Po ośmiu minutach piec zaczął się trząść, zaczął się z niego wydobywać gęsty czarny dym. Przez następnych 45 minut aż do wyczerpania baterii w kamerze piec pozostał nieruchomy.
Żeby nie niepokoić lokalnej społeczności policja nigdy nie ujawniła jakichkolwiek wiadomości o zawartości kasety, nie ujawniła nawet faktu jej odnalezienia. Policja nie potrafiła ustalić kto wrzucił kasetę do studni ani dlaczego wzrost i sylwetka kobiety z nagrania nie są nawet podobne do sylwetki i wzrostu odnalezionego ciała.


LEON CZOLGOSZ
Leon Czolgosz, zabójca Williama McKinleya, 25-ego prezydenta Stanów Zjednoczonych został za swoją zbrodnie skazany na krzesło elektryczne. Wyrok został wykonany 29 października 1901 w więzieniu Auburn Prison w mieście Auburn w stanie Nowy Jork. Wśród rzeczy osobistych znalezionych w jego celi odnaleziono między nimi amerykańską monetę ćwierćdolarową. Co w tym dziwnego? To, że według daty wybitej na monecie pochodzi ona z roku 2218, zaś na awersie nie ma portretu George'a Washingtona, tylko mężczyzny którego nie udało się jeszcze zidentyfikować.



DZIĘKI
Jest trzecia nad ranem. Spędziłeś całą noc oglądając twoje ulubione horrory, czytając twoje ulubione straszne historie, spróbowałeś nawet starej sztuczki z Bloody Mary. Przeciągasz się i ziewasz, uznajesz, że najwyższy czas iść spać. Wchodzisz więc do sypialni i kładziesz się spać.
Po chwili uświadamiasz sobie, że ciągle myślisz o tych dziwnych potworach które widziałeś i o których czytałeś. „Szlag… jutro rano będę się z tym czuł cholernie głupio” – mówisz to na głos i zapalasz lampę na biurku. Z dzieciństwa pamiętasz, że to zawsze pomagało przegnać strachy. Po paru minutach leżysz wygodnie w łóżku przykryty kołdrą, masz zamknięte oczy i myślisz o znacznie bardziej przyjemnych rzeczach. Jesteś bardzo blisko zaśnięcia…
Właśnie wtedy wyczuwasz jakiś ruch w pokoju. Jakiś cień przesłania światło lampy. Mrugasz, zamierzasz odwrócić się w kierunku lampy, gdy nagle jakaś ręka łapie cię za ramię
- Dzięki za włączenie światła. Bez tego nie mógłbym cię znaleźć w tej ciemności.

ZŁY POMYSŁ
Wczoraj zadzwonił do mnie John, mój stary kumpel z liceum. Nie gadaliśmy przez lata, więc już po chwili wesoło wspominaliśmy stare szkolne dzieje. Parę dni później postanowiłem do niego oddzwonić i zaprosić na wyjazd na ryby albo coś w tym stylu.
Rozmawialiśmy przez chwilę, powiedziałem „Ej, może gdzieś pojedziemy?”. Najpierw powiedział, że to nie jest dobry pomysł, ale później się zgodził. Poprosiłem go o jego adres, zapisałem go i powiedziałem, że przyjadę po niego jutro rano.
Następnego ranka przyjechałem pod podany przez niego adres. Był tam straszny śmietnik. Wyglądało to jakby przed laty był tam pożar, ale nikt tego nie posprzątał a rośliny nie odrosły. W środku tego pogorzeliska znalazłem staromodny stacjonarny telefon stojący na podłodze, nie podłączony do niczego. Zdziwiony i zaniepokojony wyjąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem do kumpla.
Telefon na podłodze zadzwonił.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Zszokowany upuściłem moją komórkę i odebrałem ten staromodny telefon. Usłyszałem dziwny syczący głos:
- Mówiłem, że to zły pomysł.


DIABLI KRĄG

W każdym lesie jest miejsce znane jako „diabli krąg”. Jest on wszędzie i nigdzie jednocześnie. Może pewnego dnia uda ci się jakiś znaleźć? Takie miejsce to tylko krąg z kamieni, czasem ledwie widocznych, jednak pomiędzy nimi nie rosną żadne rośliny, jest tylko goła ziemia. Podczas dnia możesz bez problemu jej dotknąć, a nawet stanąć w kole. Jeżeli zasadzisz w nim jakąś roślinę, następnego dnia będzie martwa.
Prawdziwą tajemnicą jest to, co się stanie jeżeli położysz w kole czyjś włos. Następnego dnia osoba, do której należał włos umrze. Może umrzeć we śnie bez żadnej konkretnej przyczyny albo zginąć w wypadku samochodowym. Ale uważaj - gdy zabijesz kogoś kładąc jego włos w kręgu, twoja dusza zostanie zaprzedana diabłu.
Pytasz się teraz „czy to prawda?”, ale powinieneś raczej zadać ważniejsze pytanie – „czy to jest tego warte?”


WIECZNIE PŁONĄCA ŻARÓWKA
W remizie strażackiej gdzieś w Kalifornii znajduje się żarówka, która nigdy, ale to nigdy się nie przepaliła ani nawet nie zgasła. Jeżeli znajdując się w tym pomieszczeniu, w którym znajduje się żarówka przeczytasz wersety 41-45 z szesnastego rozdziału Księgi Liczb z Biblii Króla Jakuba (tak, to musi być to tłumaczenie, inne nie działają), żarówka zacznie świecić wyraźnie słabiej. Jeżeli będziesz kontynuował czytanie do wersetu 48 światło wróci do normy.
Sęk tkwi w tym, że jeśli będziesz zbyt długo patrzył na przyćmioną żarówkę, zaczniesz widzieć coś… nie wiem jak to opisać. Spróbuj zamknąć oczy i pocierać je mocno przez kilka chwil. Widzisz te dziwne wzory i kolory? Właśnie o czymś takim mówię.
Jeżeli poczekasz dłużej, wzory zaczną się formować w figury geometryczne, koła i trójkąty. Poczekaj jeszcze chwilę dłużej, a zacznę się układać w litery i słowa. Ludzie którzy je widzieli niechętnie o tym mówią, ale często mają obsesję dotyczącą roku 2112 i są bardzo zainteresowani krajami pracującymi nad bronią biologiczną.

25 lip 2011

The Wanderer

Ta historia zdarzyła się naprawdę.

Cofnijmy się troszkę w czasie. Są lata 90' XX wieku. Młoda dziewczyna popełnia samobójstwo po obejrzeniu zdjęcia, które znalazła na pewnej grupie dyskusyjnej. Zdjęcie przedstawia niezidentyfikowaną postać, która opisywana jest często jako kobieta.

Zdjęcie jest bardzo zniekształcone więc opisanie jej wyglądu jest praktycznie niemożliwe. Oświetlona jest bardzo mocnym światłem, którego źródło znajduje się za kamerzystą lub on sam jest jego źródłem. Czy jest to lampa błyskowa, ręczna latarka czy reflektor - tego zapewne nigdy się nie dowiemy ponieważ źródło obrazu nigdy nie zostało zidentyfikowane. Kobieta wydaje się nie posiadać żadnych rysów twarzy a co tworzy sprawę jeszcze bardziej tajemniczą to to że posiada ona parę przeraźliwie cienkich, kościstych odnóży - bardzo podobne występują u pająków.

Ci którzy widzieli to zdjęcie, lub po prostu słyszeli jego historię, nadali jej nazwę - "The Wanderer".

Pierwsze konto znane jako "Wanderer" pojawiło się w roku 1996. Jane była studentką, która bardzo interesowała się zjawiskami paranormalnymi. W czasie świąt przyjechała ona w odwiedziny do swoich rodziców. W tym właśnie czasie natknęła się, przeglądając różne fora o tematyce paranormalnej, na temat o zdjęciu "Warderer". Załączone w nim było wspomniane wcześniej zdjęcie i jedno zdanie, w sumie pytanie : "Widzisz mnie ? Ja też Cię widzę".

Dziesiątki innych użytkowników także czytało temat, opisując swoje odczucia związane ze zdjęciem. Większość nie była jakoś szczególnie przerażona ani zdjęciem ani historią, uważali że jest po prostu "zabawna". Niektórzy z nich jednak narzekali na ostre bóle głowy podczas oglądania obrazka.

Według rodziny Janes, to właśnie od tamtego momentu zaczęła miewać nocne koszmary. Szlochając zaklinała się że każdej nocy, kobieta ze zdjęcia pojawia się u niej w oknie, zazwyczaj tylko stoi i wpatruje się w nią, czasami przejeżdża po oknie swoimi pajęczymi kończynami jakby chciała dostać się do środka. Jane zeznała także że nie była w stanie poruszać się w jej obecności, tak jakby trzymało ją wiele niewidzialnych rąk. Nawet gdy ze strachu zamykała oczy i tak nadal przerażający obraz nawiedzał jej wyobraźnię.

Jej rodzina była pewna że córkę przeraziło zdjęcie na które natrafiła w internecie. Zbagatelizowali całą sprawę mówiąc że musi ponosić skutki swoich działań. Jednak wszystko zmieniło się gdy Jane wyznała że tajemnicza postać podąża za nią o krok - także podczas normalnych czynności jak szkoła, gotowanie czy spacer. Była przekonana że jest ciągle przez nią śledzona. Widziała ją nawet wtedy, gdy była w pomieszczeniu pełnym ludzi czy w miejscu publicznym. Nikt oprócz niej nie potrafił dostrzec tajemniczego prześladowcy. Rodzice zaczęli martwić się o zdrowie psychiczne Jane ale poprzestali jedynie na zapewnieniach że Wanderer nie jest prawdziwy.

Jednak z dnia na dzień stan psychiczny Jane zmieniał się na gorsze. Aby nie zasnąć w nocy, próbowała różnych sposobów. Zaczęło się niewinnie, piła dużo mocnej kawy i starała się spędzać czas aktywnie, szybko jednak przestało to działać i aby nie zasnąć, zaczęła się ciąć i przeraźliwie krzyczeć w ciągu noc. Przez bardzo długi czas nie spała w ogóle. Była przekonana że jeżeli jeszcze raz zaśnie to kobieta ze zdjęcia pojawi się i tym razem zabierze ją ze sobą.

Jej rodzina wiedziała że nie można już tylko czekać i być dobrej myśli. Jane potrzebowała pomocy specjalisty. Egzorcysta ? Psychiatra ? Wszystko aby tylko pomóc ukochanej córce. Rodzice wreszcie postanowili coś zmienić. Jednak gdy matka Jane zapukała do pokoju córki nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Przerażona po cichutku otworzyła drzwi aby nie przeszkodzić ani nie przerazić Jane, w pokoju wciąż panowała głucha cisza.

Nie leżała ona na swoim łóżku. Nie siedziała przy komputerze. W ogóle wyglądało na to że wcale nie była w swoim pokoju. Jednak w pewnym momencie w matce Jane coś drgnęło. Postanowiła sprawdzić jeszcze schowek który znajdował się w pokoju Jane.

Tam, groteskowo powyginana leżała w kącie Jane. Strugi krwi płynęły po jej białej sukience. Jane poderznęła sobie gardło, w zaciśniętej ręce trzymała poplamioną krwią kartkę na której widniała taka oto wiadomość - "Teraz już mnie nie dostanie".

Przypadek Jane nie jest jednak odosobniony. Praktycznie przez całe lata 90' dziesiątki innych osób zaginęło lub popełniło samobójstwo po obejrzeniu zdjęcia. Na przełomie roku 2000/2001 obraz tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął. Pomimo moich wielkich starań nie byłem w stanie go odszukać.

Wszystko zmieniło się całkiem niedawno. Na pewnym forum dyskusyjnym założyłem temat który poruszał kwestie zdjęcia i legendy które za sobą niesie. Robiłem tak już wiele razy i zazwyczaj była przynajmniej jedna lub dwie osoby które słyszały historię, ale nikt z nich nigdy nie widział obrazka. Tym razem było inaczej. Wkrótce po opublikowaniu tematu, otrzymałem wiadomość e-mail.

Temat : "WIDZĘ CIĘ"

"Widzisz mnie ? Ja Ciebie też."

Do wiadomości zostało dołączone zdjęcie. Nie ma możliwości aby sprawdzić czy to oryginalny "Wanderer", ale muszę was ostrzec, jeżeli zdecydujesz się wyświetlić obraz robisz to na własne ryzyko...

The Wanderer

24 lip 2011

"The Russian Sleep Experiment"

Russian researchers in the late 1940s kept five people awake for fifteen days using an experimental gas based stimulant. They were kept in a sealed environment to carefully monitor their oxygen intake so the gas didn't kill them, since it was toxic in high concentrations. This was before closed circuit cameras so they had only microphones and 5 inch thick glass porthole sized windows into the chamber to monitor them. The chamber was stocked with books, cots to sleep on but no bedding, running water and toilet, and enough dried food to last all five for over a month.

The test subjects were political prisoners deemed enemies of the state during World War II.
Everything was fine for the first five days; the subjects hardly complained having been promised (falsely) that they would be freed if they submitted to the test and did not sleep for 30 days. Their conversations and activities were monitored and it was noted that they continued to talk about increasingly traumatic incidents in their past, and the general tone of their conversations took on a darker aspect after the 4 day mark.

After five days they started to complain about the circumstances and events that lead them to where they were and started to demonstrate severe paranoia. They stopped talking to each other and began alternately whispering to the microphones and one way mirrored portholes. Oddly they all seemed to think they could win the trust of the experimenters by turning over their comrades, the other subjects in captivity with them. At first the researchers suspected this was an effect of the gas itself...

After nine days the first of them started screaming. He ran the length of the chamber repeatedly yelling at the top of his lungs for 3 hours straight, he continued attempting to scream but was only able to produce occasional squeaks. The researchers postulated that he had physically torn his vocal cords. The most surprising thing about this behavior is how the other captives reacted to it... or rather didn't react to it. They continued whispering to the microphones until the second of the captives started to scream. The 2 non-screaming captives took the books apart, smeared page after page with their own feces and pasted them calmly over the glass portholes. The screaming promptly stopped.

So did the whispering to the microphones.

After 3 more days passed. The researchers checked the microphones hourly to make sure they were working, since they thought it impossible that no sound could be coming with 5 people inside. The oxygen consumption in the chamber indicated that all 5 must still be alive. In fact it was the amount of oxygen 5 people would consume at a very heavy level of strenuous exercise. On the morning of the 14th day the researchers did something they said they would not do to get a reaction from the captives, they used the intercom inside the chamber, hoping to provoke any response from the captives they were afraid were either dead or vegetables.

They announced: "We are opening the chamber to test the microphones step away from the door and lie flat on the floor or you will be shot. Compliance will earn one of you your immediate freedom."

To their surprise they heard a single phrase in a calm voice response: "We no longer want to be freed."

Debate broke out among the researchers and the military forces funding the research. Unable to provoke any more response using the intercom it was finally decided to open the chamber at midnight on the fifteenth day.

The chamber was flushed of the stimulant gas and filled with fresh air and immediately voices from the microphones began to object. 3 different voices began begging, as if pleading for the life of loved ones to turn the gas back on. The chamber was opened and soldiers sent in to retrieve the test subjects. They began to scream louder than ever, and so did the soldiers when they saw what was inside. Four of the five subjects were still alive, although no one could rightly call the state that any of them in 'life.'

The food rations past day 5 had not been so much as touched. There were chunks of meat from the dead test subject's thighs and chest stuffed into the drain in the center of the chamber, blocking the drain and allowing 4 inches of water to accumulate on the floor. Precisely how much of the water on the floor was actually blood was never determined. All four 'surviving' test subjects also had large portions of muscle and skin torn away from their bodies. The destruction of flesh and exposed bone on their finger tips indicated that the wounds were inflicted by hand, not with teeth as the researchers initially thought. Closer examination of the position and angles of the wounds indicated that most if not all of them were self-inflicted.

The abdominal organs below the ribcage of all four test subjects had been removed. While the heart, lungs and diaphragm remained in place, the skin and most of the muscles attached to the ribs had been ripped off, exposing the lungs through the ribcage. All the blood vessels and organs remained intact, they had just been taken out and laid on the floor, fanning out around the eviscerated but still living bodies of the subjects. The digestive tract of all four could be seen to be working, digesting food. It quickly became apparent that what they were digesting was their own flesh that they had ripped off and eaten over the course of days.

Most of the soldiers were Russian special operatives at the facility, but still many refused to return to the chamber to remove the test subjects. They continued to scream to be left in the chamber and alternately begged and demanded that the gas be turned back on, lest they fall asleep...

To everyone's surprise the test subjects put up a fierce fight in the process of being removed from the chamber. One of the Russian soldiers died from having his throat ripped out, another was gravely injured by having his testicles ripped off and an artery in his leg severed by one of the subject's teeth. Another 5 of the soldiers lost their lives if you count ones that committed suicide in the weeks following the incident.

In the struggle one of the four living subjects had his spleen ruptured and he bled out almost immediately. The medical researchers attempted to sedate him but this proved impossible. He was injected with more than ten times the human dose of a morphine derivative and still fought like a cornered animal, breaking the ribs and arm of one doctor. When heart was seen to beat for a full two minutes after he had bled out to the point there was more air in his vascular system than blood. Even after it stopped he continued to scream and flail for another 3 minutes, struggling to attack anyone in reach and just repeating the word "MORE" over and over, weaker and weaker, until he finally fell silent.

The surviving three test subjects were heavily restrained and moved to a medical facility, the two with intact vocal cords continuously begging for the gas demanding to be kept awake...

The most injured of the three was taken to the only surgical operating room that the facility had. In the process of preparing the subject to have his organs placed back within his body it was found that he was effectively immune to the sedative they had given him to prepare him for the surgery. He fought furiously against his restraints when the anesthetic gas was brought out to put him under. He managed to tear most of the way through a 4 inch wide leather strap on one wrist, even through the weight of a 200 pound soldier holding that wrist as well. It took only a little more anesthetic than normal to put him under, and the instant his eyelids fluttered and closed, his heart stopped. In the autopsy of the test subject that died on the operating table it was found that his blood had triple the normal level of oxygen. His muscles that were still attached to his skeleton were badly torn and he had broken 9 bones in his struggle to not be subdued. Most of them were from the force his own muscles had exerted on them.

The second survivor had been the first of the group of five to start screaming. His vocal cords destroyed he was unable to beg or object to surgery, and he only reacted by shaking his head violently in disapproval when the anesthetic gas was brought near him. He shook his head yes when someone suggested, reluctantly, they try the surgery without anesthetic, and did not react for the entire 6 hour procedure of replacing his abdominal organs and attempting to cover them with what remained of his skin. The surgeon presiding stated repeatedly that it should be medically possible for the patient to still be alive. One terrified nurse assisting the surgery stated that she had seen the patients mouth curl into a smile several times, whenever his eyes met hers.

When the surgery ended the subject looked at the surgeon and began to wheeze loudly, attempting to talk while struggling. Assuming this must be something of drastic importance the surgeon had a pen and pad fetched so the patient could write his message. It was simple. "Keep cutting."

The other two test subjects were given the same surgery, both without anesthetic as well. Although they had to be injected with a paralytic for the duration of the operation. The surgeon found it impossible to perform the operation while the patients laughed continuously. Once paralyzed the subjects could only follow the attending researchers with their eyes. The paralytic cleared their system in an abnormally short period of time and they were soon trying to escape their bonds. The moment they could speak they were again asking for the stimulant gas. The researchers tried asking why they had injured themselves, why they had ripped out their own guts and why they wanted to be given the gas again.

Only one response was given: "I must remain awake."

All three subject's restraints were reinforced and they were placed back into the chamber awaiting determination as to what should be done with them. The researchers, facing the wrath of their military 'benefactors' for having failed the stated goals of their project considered euthanizing the surviving subjects. The commanding officer, an ex-KGB instead saw potential, and wanted to see what would happen if they were put back on the gas. The researchers strongly objected, but were overruled.

In preparation for being sealed in the chamber again the subjects were connected to an EEG monitor and had their restraints padded for long term confinement. To everyone's surprise all three stopped struggling the moment it was let slip that they were going back on the gas. It was obvious that at this point all three were putting up a great struggle to stay awake. One of subjects that could speak was humming loudly and continuously; the mute subject was straining his legs against the leather bonds with all his might, first left, then right, then left again for something to focus on. The remaining subject was holding his head off his pillow and blinking rapidly. Having been the first to be wired for EEG most of the researchers were monitoring his brain waves in surprise. They were normal most of the time but sometimes flat lined inexplicably. It looked as if he were repeatedly suffering brain death, before returning to normal. As they focused on paper scrolling out of the brainwave monitor only one nurse saw his eyes slip shut at the same moment his head hit the pillow. His brainwaves immediately changed to that of deep sleep, then flatlined for the last time as his heart simultaneously stopped.

The only remaining subject that could speak started screaming to be sealed in now. His brainwaves showed the same flatlines as one who had just died from falling asleep. The commander gave the order to seal the chamber with both subjects inside, as well as 3 researchers. One of the named three immediately drew his gun and shot the commander point blank between the eyes, then turned the gun on the mute subject and blew his brains out as well.

He pointed his gun at the remaining subject, still restrained to a bed as the remaining members of the medical and research team fled the room. "I won't be locked in here with these things! Not with you!" he screamed at the man strapped to the table. "WHAT ARE YOU?" he demanded. "I must know!"

The subject smiled.

"Have you forgotten so easily?" The subject asked. "We are you. We are the madness that lurks within you all, begging to be free at every moment in your deepest animal mind. We are what you hide from in your beds every night. We are what you sedate into silence and paralysis when you go to the nocturnal haven where we cannot tread."

The researcher paused. Then aimed at the subject's heart and fired. The EEG flatlined as the subject weakly choked out, "So... nearly... free..."

"Smile.jpg"

3 lipca 2009 otrzymałem e-mail’a od mojego przyjaciela Matt’a Garcia w którym po prostu spytał mnie: "Czy słyszałeś o smile.jpg?
Odpisałem mu szczerze: "Nie, nie słyszałem... czy to jakiś plik? Co to jest? "
Potem postanowił mi o tym opowiedzieć:
"Natknąłem się na to wczoraj wieczorem. Najwyraźniej jest to jakiś stary obrazek, lecz nie wiadomo kto go umieścił i po co. Dziwnie wpływa na ludzi, którzy na niego patrzą. Bardzo trudno jest go znaleźć, bo przeważnie okazuje się fałszywym plikiem albo został już usunięty. Może mi się tylko wydaję, ale gdy go oglądam czuję się dziwnie, jakby coś zza obrazu patrzyło na mnie. Za pierwszym razem wystraszyłem się nie na żarty i natychmiast zamknąłem przeglądarkę. Nie mówię, że obrazy na zdjęciu są straszne, ale te kolory i wzory, mają w sobie jakiś hipnotyczny efekt. Powinieneś sam to sprawdzić i ocenić. Poniżej wysyłam ci link do strony i zdjęcia. Daj znać, co o tym myślisz. -Matt G.
Odkąd otrzymałem e-mail’a od Matt’a, sprawdziłem tę historię i zapisałem tajemniczy obrazek na dysku. Badałem go przez ostatnie pięć dni. Mogę powiedzieć jedno, …moje koszmary stały się bardzo realistyczne. Ten obraz związał się ze mną. Przyłapałem się na myśleniu o nim kilka razy w ciągu dnia. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze miałem koszmary. Ale ten tydzień był inny. Czułem, że stały się one bardziej rzeczywiste. Nie mówię, że uwierzyłem w tą historię, ale powiem, że jest to … trochę ironiczne. Sami sprawdźcie . Na dole tego postu znajduje się link do ściągnięcia oryginalnego smile.jpg. A teraz opowiem wam historię Mary. Mówi się, że ten obrazek zniszczył jej życie. – Shad

Ciekawy przypadek Mary

Po raz pierwszy spotkałem się osobiście z Mary E. latem 2007 roku. Umówiłem się z jej mężem, Terence’em, abym mógł przeprowadzić z nią wywiad . Mary początkowo zgodziła się, bo nie byłem reporterem, ale raczej amatorskim pisarzem gromadzącym informacje na kilka tematów na uczelnie, jeśli wszystko by poszło zgodnie z planem, zebrałbym trochę czystej fantazji. Zaplanowaliśmy rozmowę na weekend, kiedy akurat byłem w Chicago z niepowiązanych spraw, ale w ostatniej chwili Mary zmieniła zdanie i zamknęła się w swojej sypialni, odmawiając wizyty ze mną. Przez pół godziny siedziałem z Terence’em przed drzwiami sypialni, następnie słuchałem i robiłem notatki gdy Terence próbował bezskutecznie uspokoić żonę. Rzeczy, które Mary mówiła nie były zbyt sensowne, ale nadające się do wzorca, którego się spodziewałem: choć nie widziałem jej, wiem, że płakała i częściej niż jej wymówki aby nie rozmawiać ze mną, skupiała się na chaotycznym dialogu z jakaś wyimaginowaną istotą, z jej snów lub koszmarów. Terence przeprosił mnie z całego serca, kiedy przestał uspokajać Mary, a ja starałem się ją przekonać, przypominając, że nie jestem reporterem w poszukiwaniu historii, ale tylko ciekawym, młodym człowiekiem w poszukiwaniu informacji. Poza tym, pomyślałem, że może mógłbym dowiedzieć się czegoś o niej w inny sposób jeżeli tylko zdobędę odpowiednie materiały.
Mary E. była odpowiedzialna za obsługę sieci internetowej w niewielkiej siedzibie w Chicago Bulletin Board System w 1992 r., kiedy po raz pierwszy zetknęła się ze smile.jpg i jej życie zmieniło się na zawsze. Ona i Terence byli małżeństwem tylko od pięciu miesięcy. Mary była jedną z około 400 osób, którzy widzieli obraz, kiedy został opublikowany na BBS jako hiperłącze, jednak była ona jedyną osobą, która otwarcie mówiła o tym doświadczeniu. Reszta pozostała anonimowa, lub być może nie żyje. W 2005 r., kiedy byłem dopiero w dziesiątej klasie, smile.jpg po raz pierwszy zwrócił moją uwagę przez rosnące zainteresowanie w internetowych, niewyjaśnionych zjawiskach. Mary była najczęściej wskazywaną ofiarą tego, co jest czasem określane jako "Smile.dog", nazwa smile.jpg jest to rzekome ułatwienie do wyświetlenia. To, co ożywiło moje zainteresowanie (nie oczywiste elementy grozy cyber legend i moja skłonność ku takim rzeczom) był zwykły brak informacji, zazwyczaj ludzie nie wierzą, że może istnieć coś poza plotką czy mistyfikacją.
Ten przypadek jest wyjątkowy, ponieważ, mimo że cały fenomen opiera się tylko na jednym obrazku, nigdzie nie można go znaleźć. To oczywiste, że wiele fałszywych i pozornych śmieci internetowych nazwanych smile.jpg, pojawia się na najczęściej odwiedzanych stronach o tematyce paranormalnej na przykład takich jak 4chan czy imageboard. Podejrzewa się, że są to podróbki, bo nie oddziaływają na ludzi tak samo jak prawdziwy smile.jpg , który może powodować nagłą padaczkę, ból w skroniach lub silne poczucie niepokoju. Te rzekome reakcje są jednymi z powodów, dlaczego smile.jpg traktuje się z taką pogardą, ponieważ wydaje się być oczywistym absurdem, ale w zależności kogo spytamy o niechęć do potwierdzania istnienia smile.jpg jest po prostu spowodowana strachem lub po prostu niedowierzaniem.
Ani smile.jpg ani Smile.dog nie jest nigdzie wspomniany na Wikipedii, ale na stronie znajdują się artykuły o innych skandalicznych przypadkach jak hello.jpg lub 2girls1cup, wszelkie próby stworzenia strony o smile.jpg są usuwane przez jednego z wielu administratorów encyklopedii.
Spotkania z smile.jpg są materiałami napędzającymi powstawanie legend Internetu. Historia Mary E. nie jest jedyna, istnieją niepotwierdzone pogłoski, że pokazano smile.jpg w pierwszych dniach istnienia Usenet. Istnieje nawet opowieść, że w 2002 r. haker sfloodował forum humoru i satyry strony Something Awful zdjęciami Smile.dog, powodując, że prawie połowa użytkowników forum dostała padaczki. Mówi się też, że od połowy lat 90 do ich końca, smile.jpg był przekazywany na Usenet jako załącznik w e-mail’ach łańcuszkowych z tematem "UŚMIECHNIJ SIĘ! BÓG CIĘ KOCHA!” Jednak pomimo wielu odsłon tych afer okazało się, że niewiele osób przyznaje się do brania jakiegokolwiek w tym udziału. Żaden ślad ani link do oryginalnego pliku nigdy nie został odkryty.
Ci, którzy twierdzą, że naprawdę widzieli smile.jpg często tłumaczą się, że byli zbyt zajęci, aby zapisać kopię obrazu na dyskach twardych. Jednak wszystkie domniemane ofiary, podają ten sam opis zdjęcia: Pies-jako stworzenie (zazwyczaj opisywany jako podobny do Husky), oświetlone przez lampę błyskową aparatu, znajduje się w mrocznym pokoju, jedyny szczegół, który jest widoczny w tle jest ręka ludzka, wychodząca z ciemności po lewej stronie ramki. Ręka jest pusta, ale zazwyczaj opisywana jest jako „machająca” lub „kiwająca”. Oczywiście, najwięcej uwagi poświęca się psu (lub stworzeniu podobnemu do psa, ponieważ nikt tak naprawdę do końca nie wie co widział). Pysk zwierzęcia rzekomo dzieli szeroki uśmiech, który ukazuje dwa rzędy białych, bardzo prostych, bardzo ostrych, bardzo ludzko wyglądających zębów…

Jeśli ktoś chce obejrzeć orygianlne smile.jpg to robi to na własną odpowiedzialność.

Smile.jpg

Smile.dog