24 gru 2013

Jeff the killer

Zaczerpnięte z lokalnej gazety: NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA DALEJ NA WOLNOŚCI. Po tygodniach zabijania tajemniczy morderca dalej nie został złapany, lecz znaleziono młodego chłopca który twierdzi, że przeżył atak zabójcy odważnie opowiada swoją historię. "Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy" mówi chłopiec "Zauważyłem, że z pewnego powodu okno było otwarte, a pamiętam, że je zamykałem zanim położyłem się spać, więc wstałem z łóżka, aby je zamknąć po raz drugi. Gdy "wdrapałem" się na łóżko i starałem się zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnie uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłem oczy i prawie wyskoczyłem z łóżka. Tam, w małym strumieniu światła pomiędzy zasłonami zauważyłem parę oczu. To nie były zwykłe oczy. Te oczy były mroczne, złowieszcze. Pomyślcie, jak bardzo byłem przerażony. Ale wtedy zobaczyłem jego usta. Długi, okropny uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność powiedział to. Prosta fraza, ale tylko szalony człowiek mógłby coś takiego powiedzieć.

Powiedział "Idź spać". Wydarłem się, przez to bardzo szybko podbiegł do mnie, wyciągnął nóż i wycelował go w serce wskakując na moje łóżko. Starałem się walczyć, kopałem, biłem, starałem się obracać aby zdjąć go ze mnie, ale to nie skutkowało. Po chwili wbiegł do pokoju mój ojciec ze swoją strzelbą. wycelował w niego, i prawie go miał, gdyby nie to, że zanim mój ojciec pociągnął za spust, mężczyzna obrócił się unikając strzału. Mężczyzna rzucił w ramię mojego ojca nóż, więc mimowolnie upuścił strzelbę. Ten mężczyzna wykończyłby mojego ojca, gdyby nie to, że sąsiedzi zaalarmowali policję.

17 gru 2013

Beau część V

[kontynuacja past "Beau część I", "Beau część II","Beau część III" oraz "Beau część IV"]

Warkot zamienił się w gęstą, kojącą ciszę. Czekałam wieczność, zanim odważyłam się wychylić głowę zza krawędzi wanny. Była tam postać, ale dobrze mi znana- wysoka i w pelerynie.

„Beau?” – pociągnęłam nosem. Przypominam sobie, że moje usta drżały z niepokoju. Odciągnęłam zasłonę, by móc lepiej przyjrzeć się jego blademu obliczu, miłosiernie pochylającemu się ku małej dziewczynce i wpatrujące się w nią natarczywie.

Delikatnie świecił w ciemności i przechylił swoją głowę na mój widok.
„Widzę, że nie wygrałem”- odrzekł.

Beau był draniem. Nawet wtedy zdawałam sobie sprawę, że kręcił się w pobliżu po to, by wpuścić to babciopodobne coś do łazienki żeby mnie nastraszyło. Nic na jego odkrywcze stwierdzenie nie odpowiedziałam; jedynie wykrzywiłam buzię, okazując swoje niezadowolenie. Zauważył, że ta sytuacja głęboko mnie poruszyła i wyszczerzył zęby jeszcze szerzej.

„Zrozumiałaś już, na czym polegają zasady gry?”- zapytał. „Zawsze znajdą się szukacze, chcący Cię upolować, Vox. Złapią Cię tylko wtedy, kiedy sama dasz im się zlapać.”
Omal nie wyskoczyłam ze skóry, kiedy echo głosu babci rozległo się po mieszkaniu. Wołała mnie na przekąskę.

11 gru 2013

PRAWDA

[kontynuacja past "Zaburzenia odżywiania", "Stypendium", "FRIEND ZONE" oraz "Ucieczka"]

Coś konkretnego kusi w pościgu: radość z samego ścigania. Nie ważne, czy wygrasz, czy przegrasz, w tak bierzesz udział w grze pełnej energii i akcji. Gra jest grą... ale skończyła się i muszę przyznać, że będę tęsknić za tym uczuciem.
Ale... znając okropną prawdę – posiadając ją i trzymając blisko, jak skarb – prawda może właściwie zastąpić to uczucie.
Wygrałam.
Czułam, że jestem na dobrej drodze, kiedy uspokoiłam się po ostatnich przeżyciach i ucieczce pacjentki. Zdałam sobie sprawę, że mam w ręce karty, których mogę użyć do gry. Mój nieznany rywal popełnił gdzieś błąd, dzięki czemu ruszyłam do przodu.
Po pierwsze: dziewczyna, której pomogłam uciec ze szpitala nie została odnaleziona. Jej pokój był pusty a jej akta zniknęły. Nikt z personelu o niej nie pamiętał i... wierzyłam niektórym z nich. Starsza pielęgniarka raczej nie mogła być częścią całej tej konspiracji. Jej największym zmartwieniem było zdążenie na kolejny odcinek ulubionego serialu.
Ale napisałam o dziewczynie. Mam te słowa na komputerze i są w internecie. Nikomu nie mówiłam, że pisałam o pacjentach – natychmiast zostałabym zwolniona z wiadomych powodów.
Wspomnienia bywają podstępne, ale zapisane słowa nie ulegną zmianie. Poza tym sprawdziłam każdego pacjenta w poszukiwaniu niezgodności. Pomogłam dziewczynie uciec podczas epizodu pełnego halucynacji, ale to nic nie udowadniało... ale przecież widziałam też morderstwo na własne oczy. Płuco zabitego wypadło przecież na podłogę.
Ten pacjent też zniknął.

6 gru 2013

Tulpa

Połowę zeszłego roku spędziłem uczestnicząc, jak mi powiedziano, w eksperymencie psychologicznym. Zauważyłem ogłoszenie w miejscowej gazecie – szukali kreatywnych ludzi, którzy potrzebowali trochę kasy. Było to jedyne ogłoszenie w tym numerze, które nie wymagało żadnych kwalifikacji, a mi bardzo potrzeba było kasy, więc zadzwoniłem i umówiliśmy się na rozmowę.

Powiedzieli, że będę musiał tylko siedzieć w jednym pomieszczeniu, bez towarzystwa, z sensorami badającymi działalność mojego mózgu. Powiedzieli, że będę widzieć „siebie dwóch”. Dodali, że to nazywa się „tulpa”
Nie brzmiało to zbyt ciężko, więc zgodziłem się, gdy tylko dowiedziałem się ile mi za to zapłacą.

Zostałem przyprowadzony do niewielkiego pokoiku z łóżkiem i małym stolikiem, na którym stało niewielkie czarne urządzenie. Do niego były podłączone sensory przyczepione do mojego ciała. Jeszcze raz powiedzieli mi o widzeniu siebie podwójnie, po czym poinstruowali mnie, że gdybym się znudził lub stał się nerwowy, zamiast wykonywać ruchy lub chodzić po pokoju, powinienem wyobrażać sobie, jak robi to „drugi ja”, lub rozmawiać z nim, i tak dalej… Chodziło o to, bym cały czas czuł, że on jest przy mnie.

Na początku nie było mi łatwo. „Drugi ja” był pod moją kontrolą bardziej niż jakikolwiek sen jaki miałem. Widziałem go przez kilka minut, a później się rozpraszałem. Mniej więcej czwartego dnia, potrafiłem utrzymywać go przy sobie przez jakieś sześć godzin. Pochwalili mnie, że świetnie mi idzie.

Drugiego tygodnia eksperymentu dostałem inny pokój. Miał on na ścianach zamontowane głośniki. Powiedzieli, że chcieli zobaczyć, czy uda mi się utrzymać tulpę pod wpływem rozpraszających bodźców. Muzyka, a raczej dźwięki płynące z głośników były niezharmonizowane i pełne dziwnych zakłóceń. Trochę utrudniały mi wywołanie tulpy, ale jakoś mi się udało. W następnym tygodniu zaczęły się robić jeszcze dziwniejsze, pełne wrzasków, sprzężeń zwrotnych, dźwięków podobnych do wybierania numeru przez modem, głosów w jakichś dziwnych językach… Wyśmiałem to – wtedy byłem dobry w tulpie.

Po jakimś miesiącu, zaczynałem się nudzić. Aby nie oszaleć, zacząłem rozmawiać z „drugim mną”, grać z nim w kamień, papier, nożyce itd… Wyobrażałem sobie też że żongluje, tańczy breakdance lub cokolwiek sobie wymyślę. Spytałem eksperymentatorów, czy fakt, że jestem debilem jakoś wpłynie na wyniki badań, ale powiedzieli żebym się nie przejmował.

Tak więc ja i „drugi ja” rozmawialiśmy, graliśmy i przez jakiś czas nawet sprawiało mi to przyjemność. Ale wtedy zrobiło się nieco dziwnie. Mówiłem mu pewnego dnia o swojej pierwszej randce, a on mnie poprawił. Powiedział, że zamiast żółtej (jak powiedziałem) koszulki, moja dziewczyna miała wtedy zieloną. Zastanowiłem się przez chwilę i okazało się, że faktycznie tak było. Trochę się przestraszyłem i powiedziałem o tym naukowcom. Odpowiedzieli mi, że z pomocą wytworu swego umysłu uzyskuję dostęp do podświadomości i właśnie podświadomie zauważyłem, że się pomyliłem.

To, co uważałem za straszne, okazało się wspaniałe! Poćwiczyłem trochę i okazało się, że mogę zadawać pytania tulpie i uzyskiwać odpowiedzi od podświadomości. Mogłem nawet cytować co do litery całe strony książek przeczytanych lata temu. Potrafiłem sobie przypomnieć rzeczy, które uczono mnie jeszcze za czasów liceum. To było naprawdę świetne.

Wtedy zacząłem używać tulpy poza ośrodkiem badań. Na początku robiłem to rzadko, lecz byłem do niego już tak przyzwyczajony, że zaczęła mnie dziwić jego nieobecność. Kiedy się nudziłem, przywoływałem „drugiego siebie”. Później robiłem to coraz częściej. Śmieszyło mnie, że mam „niewidzialnego przyjaciela”. Wyobrażałem go sobie cały czas: gdy siedziałem w barze z kumplami, odwiedzałem rodziców, raz nawet „zabrałem” go ze sobą na randkę. Rozumieliśmy się bez słów, więc mogłem z nim rozmawiać i czuć się jak najmądrzejszy człowiek na świecie.

Tak, wiem, brzmi to dość dziwnie, ale naprawdę czerpałem z tego przyjemność. Był nie tylko moją chodzącą encyklopedią z rzeczy, które zapomniałem, ale też miałem z nim bardzo dobry kontakt. O wiele lepiej niż ja rozumiał mowę ciała. Przykładowo, na tej randce, na której ze mną był, czułem że nie idzie mi zbyt dobrze, ale on wskazał mi szczegóły: dziewczyna śmiała się z moich żartów odrobinkę za bardzo, przechylała się w moją stronę, gdy coś mówiłem, itp. Słuchałem jego głosu. Powiedział mi, że jest bardzo dobrze i że widać że ona na mnie leci.

Gdy byłem w ośrodku badawczym psychologów przez bite cztery miesiące, stale on ze mną był. Naukowcy spytali mnie pewnego dnia, czy nadal go widzę. Potwierdziłem. Badacze wydawali się bardzo zadowoleni. Spytałem „drugiego siebie” czy wie, o co im chodziło, ale on tylko wzruszył ramionami

Nieco oddaliłem się od świata rzeczywistego. Miałem problem z kontaktami międzyludzkimi. Wydawali mi się tacy zagubieni i niepewni, podczas gdy tuż obok miałem coś jakby manifestację własnego ja. Nikt nie zdawał sobie sprawy z powodów swoich działań, ani czemu niektóre rzeczy ich irytują, a inne śmieszą. Nie wiedzieli, czemu zachowują się tak, a nie inaczej. Ale ja zawsze mogłem siebie o to spytać.

Pewnego wieczora zastałem przed drzwiami znajomego. Popchnął mnie nieoczekiwanie na drzwi i zaczął na mnie wrzeszczeć i krzyczeć. „Nie odpowiadałeś na moje telefony przez całe, kurwa, miesiące, pierdolony chuju! Czy cię, kurwa, pojebało!”

Chciałem go przeprosić i być może zaprosić na piwo, ale „drugi ja” wybuchnął nagłą złością. „Walnij go! Walnij!”, podpowiadał mi. Zanim się zorientowałem, walnąłem go. Słyszałem trzask łamiącego się nosa. Upadł na podłogę. Zaczęliśmy się bić.

Jeszcze nigdy nie czułem takiej wściekłości. Powaliłem go na ziemię i dwa razy potężnie kopnąłem w żebra. Wtedy on zaczął uciekać, przechylając się mocno do przodu i płacząc z bólu.

Za parę minut przyjechała policja. Powiedziałem im, że to on mnie zaatakował. Skoro go nie było, uwierzyli mi i poszli sobie. Przez cały ten czas, „drugi ja” uśmiechał się w niepokojący sposób. Całą noc rozmawialiśmy o moim zwycięstwie i o tym, jak pobiłem znajomego.

Następnego dnia zobaczyłem w lustrze podbite oko i skaleczone usta. Przypomniałem sobie o tym, co się zdarzyło. Uświadomiłem sobie, że to tulpa wpadł w gniew, a nie ja. Czułem się trochę winny i wstydziłem się swego zachowania. Tulpa przy mnie był i znał moje myśli. „Nie potrzebujesz go. Nikogo nie potrzebujesz.”, mówił mi. Dreszcze przechodziły mi po ciele.

Opowiedziałem o tym naukowcom, ale oni mnie tylko wyśmiali. „Nie możesz przecież się bać czegoś, co sam sobie wymyśliłeś”, mówili. Tulpa stał za mną i kiwał kpiąco głową, uśmiechając się złowieszczo.

Próbowałem wziąć sobie do serca ich słowa, lecz przez kolejne dni coraz bardziej bałem się swego tulpy. Wydawał się zmieniać: robił się coraz wyższy i wyglądał coraz bardziej niebezpiecznie. Mrugał oczami z wyrazem gniewu na twarzy. Przerażał mnie jego sadystyczny uśmieszek. Wtedy uznałem, że żadna praca za żadną kasę nie jest warta kompletnego oszalenia, więc jeśli będzie mi przeszkadzał, po prostu go usunę. Przyzwyczaiłem się do niego tak mocno, że jego wyobrażanie stało się odruchem. Musiałem więc bardzo się starać, aby tego nie robić. Po paru dniach ta technika zaczęła działać. Mogłem go nie widzieć przez kilka godzin, zanim do mnie powracał. Lecz za każdym powrotem był coraz gorszy. Jego skóra wydawała się świecić, jego zęby wydawały się zaostrzone jak kły zwierzęcia. Często mi groził, bełkotał przekleństwa. Muzyka, jakiej słuchałem biorąc udział w eksperymencie, wydawała się mu towarzyszyć. Zdarzało się, że byłem w domu, odpoczywałem, a tu nagle on pojawiał się z tymi okropnymi hałasami.

Wciąż chodziłem do ośrodka badawczego na te sześć godzin. Bardzo potrzebowałem tej kasy, a przecież jak mieli się dowiedzieć, że nie wyobrażam sobie tulpy? Jednak jakoś się dowiedzieli. Pewnego dnia, po jakichś pięciu i pół miesiąca od dnia, gdy poszedłem po raz pierwszy do ośrodka, dwóch potężnych facetów chwyciło mnie za bary i powstrzymało przed wyjściem. Ktoś w fartuchu zrobił mi zastrzyk.

Obudziłem się w pomieszczeniu gdzie wcześniej brałem udział w badaniach. Byłem przywiązany do łóżka. Z głośników leciały te dźwięki. „Drugi ja” stał nade mną, śmiejąc się. Nie przypominał już zbytnio postaci ludzkiej. Jego kończyny były poskręcane na dziwne sposoby, a jego oczy wyglądały jakby nie żył. Był ode mnie o wiele wyższy, lecz pochylał się nade mną. Paznokcie jego powykręcanych rąk wyglądały bardziej jak szpony. Krótko mówiąc, bałem się go jak cholera. Próbowałem go usunąć, ale nie potrafiłem się skupić. Cały czas się śmiał, przyklejając do mojej ręki wenflon. Starałem się uwolnić, ale prawie w ogóle nie mogłem się ruszyć.

„Chyba napełniają cię czymś dobrym! Jak się czujesz? Pewnie trochę ci się pierdoli we łbie?” – mówił do mnie pochylając się nade mną coraz niżej. Zacząłem się krztusić, czując jego oddech. Śmierdział zepsutym mięsem. Próbowałem się skoncentrować, ale nie potrafiłem go odpędzić.

Następne miesiące były okropne. Co jakiś czas, ktoś w kitlu przychodził i robił mi zastrzyk lub wpychał do ust tabletkę. Cały czas byłem zdezorientowany, miałem halucynacje, wizje. Cały czas „drugi ja” stał przy mnie i się ze mnie śmiał. Był częścią moich wizji, wydawało mi się nawet, że to on je tworzył. Widziałem w nich swoją matkę, jak stoi w tym pomieszczeniu i mnie opieprza, a ja podrzynam jej gardło w strumieniach krwi. Te wizje były takie prawdziwe, że mogłem nawet poczuć smak tej krwi.

Naukowcy nie rozmawiali ze mną. Błagałem, krzyczałem, miotałem przekleństwa, żądałem odpowiedzi, ale nigdy się do mnie nie odezwali. Być może rozmawiali z moim tulpą. Nie jestem tego pewien, ale pamiętam jak z nim rozmawiali, choć oczywiście mogły to być tylko halucynacje. Zacząłem utwierdzać się w przekonaniu, że to on jest tym prawdziwym mną, a ja tylko wytworem jego umysłu. Mówił mi to miliony razy, śmiejąc się ze mnie.

Za halucynacje uważam teraz to, że mógł mnie dotknąć. Więcej, mógł mnie uderzyć. Często mnie popychał i bił, gdy uznał że nie poświęcam mu wystarczająco dużo uwagi. Raz nawet złapał mnie za jądra i ściskał coraz mocniej, dopóki nie krzyknąłem, że go kocham. Kiedy indziej drapnął mnie po ręce swoimi szponami. Do dziś mam po tym bliznę – zazwyczaj staram się siebie przekonać, że po prostu się zraniłem, a jego drapnięcie to tylko halucynacje. Zazwyczaj.

Pewnego dnia opowiadał mi historię. O tym, jak zamierza zabić i wypatroszyć wszystkich, których kocham, zaczynając od mojej siostry. Nagle przerwał. Jego twarz ogarnął narzekający wyraz twarzy. Wyciągnął w moją stronę dłoń i położył ją na moim czole, tak jak robiła moja matka, gdy w dzieciństwie miałem gorączkę. Po chwili bezruchu uśmiechnął się i powiedział „Pełny kreatywności”. Potem wyszedł z pokoju.

Po jakichś trzech godzinach dostałem kolejny zastrzyk, po którym straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, nie byłem już przywiązany do łóżka. Jakoś udało mi się dojść do drzwi. Okazały się otwarte.

Wybiegłem na korytarz i uciekałem z budynku najszybciej jak mogłem. Kilka razy się przewróciłem. W końcu dotarłem do trawnika przy budynku. Opadłem na niego i zacząłem płakać jak dziecko. Wiedziałem, że muszę uciekać, ale nie potrafiłem.

Nie pamiętam jak, ale w końcu dotarłem do domu. Zamknąłem drzwi, zastawiłem je szafą z przedpokoju, wziąłem długi prysznic i poszedłem spać. Spałem przez półtora dnia. Przez ten czas nikt nie zjawił się w domu. Przez następny dzień też nie, ani przez kolejny. To był koniec. Wiedziałem to. Spędziłem tydzień w zamkniętym pokoju, ale ten tydzień wydawał się dla mnie jak sto lat. Wcześniej wycofałem się z życia społecznego tak bardzo, że nikt nawet nie zauważył mojego zniknięcia.

Policja nie znalazła niczego. Gdy tam pojechali, budynek ośrodka badawczego był całkiem pusty. Nie zostawili żadnych śladów w dokumentach. Ich nazwiska okazały się fikcją. Nawet pieniądze, jakie dostałem, były nie do namierzenia.

Starałem się dojść do siebie. Do dziś nie wychodzę z domu. Gdy to robię, mam napady paniki. Często płaczę. Nie potrafię długo spać, mam potworne koszmary. To już koniec, mówię sobie. Przeżyłem to. Skupiam się, jak te skurwysyny mnie nauczyły, aby przekonać siebie, że tak jest. Działa. Czasem.

Nie dziś. Trzy dni temu zadzwoniła do mnie matka. Doszło do czegoś strasznego. Moja siostra padła ofiarą seryjnego mordercy. Sprawca napada na swoje ofiary, po czym morduje je i wybebesza organy.

Dziś po południu był pogrzeb. Chyba dość cudowny, jak na pogrzeb. Byłem mimo tego lekko rozproszony. Słyszałem tylko muzykę nadchodzącą gdzieś z dala. Muzykę pełną wrzasków, sprzężeń zwrotnych, dźwięków podobnych do wybierania numeru przez modem, głosów w jakichś dziwnych językach… Wciąż ją słyszę, nawet trochę głośniej.

30 lis 2013

Beau część IV

[kontynuacja past "Beau część I", "Beau część II" oraz  "Beau część III"]

Wybaczcie, ale wieki zajęło mi kontynuowanie opowieści. Mam serdecznie wszystkiego dość, ale czuję, że muszę podtrzymywać to, co już zaczęłam. Jedyne, co jestem w stanie teraz robić to odpowiadać na Wasze pytania.

Anon: Ja mam pytanie. Poza Beau jak określiłabyś całe swoje życie w punkcie, w którym teraz się znajdujesz? Jesteś szczęśliwa? Zestresowana? Czy coś Cię szczególnie niepokoi? Jak tam w pracy/ na zajęciach? A rodzina/przyjaciele?

Moje życie na tym etapie jest całkiem zwyczajne. Mam dobrą pracę, skromne mieszkanie i definitywnie skończyłam z byłym. Rodzina i przyjaciele są w porządku i kontakty wydają się być trwałe. Dlatego wydawałoby się, że to wszystko wzięło się znikąd. Staram się być tak przeciętna i zwyczajna jak to tylko możliwe.

Anon: Vox, jakie są wymiary Beau? Opis Twojego snu przywodzi mi na myśl Michaela Jacksona z kościstymi dłońmi, bladą skórą i kiczowatym ubiorem. Czy jest wysoki? Czy jesteś w stanie opisać jego głos? Jak wygląda jego twarz? Ma wystające kości policzkowe? Uczesanie? Czy jego zęby przypominają kły aligatora, rekina czy dinozaura?

27 lis 2013

Uwaga na dziwne podróbki pokemonów

Jako młody chłopak bardzo lubiłem gry z serii Pokemon. Wówczas były one czymś nowym, niesamowitym, miarą klasowej zajebistości - każdy, kto przeżywał młodość w latach '90, dobrze o tym wie. Ja miałem szczęście, bo mój ojciec pracował za granicą i przywoził mi różne fajne gry, w tym oczywiście Pokemon wraz z GameBoy'em. Grałem wtedy we wszystkie dostępne wersje, a później również w Silver i Gold - te dwie ostatnie były moją wielką miłością.
A choć każdy wyrasta ze szczenięcych lat, wspomnienia pozostają. Tak to właśnie pewnego dnia zapragnąłem znów zagrać w swoje ukochane Silvery albo Goldy. Mój stary, fioletowy Game Boy wciąż jeszcze był na dnie szuflady i działał. Ale niestety, nie miałem dyskietki.
Nie mogłem jednak pogodzić się z tym, że już nigdy nie zagram w tą grę. Postanowiłem koniecznie jej poszukać, choćby za najwyższą cenę. Byłem gotów zapłacić za nią ponad 200 zł, mimo że wcale nie była tego warta. Z tym, że nigdzie nie można było jej kupić. Jeśli już udało mi się znaleźć jakiś kartridż, był uszkodzony.
Lecz pewnego dnia, gdy byłem w jednym z lombardów (lub ze sklepów "wszystko po 5 zł"), udało mi się wypatrzeć właśnie dyskietkę Silver. Była już brudna, nieco sponiewierana i zniszczona, ale mimo tego postanowiłem ją kupić. Była ostatnią nadzieją. Sprzedawca nie wiedział co to za gra, nie miał nawet pojęcia o serii Pokemon, ale oferował mi nowsze - Ruby, Sapphire, lecz ich nie chciałem. Powiedział mi wtedy, że nie wie, czy dyskietka Silver w ogóle działa, ale byłem uparty. Kupiłem ją, ku swojej uciesze, za grosze.


22 lis 2013

JEGO NICK TO....

W policyjnych aktach jest pełno nierozwiązanych spraw. Jedną z nich jest tajemnicza śmierć grupy nastolatków. Sprawa ta…
Nie, nie, nie, nie, nie!
Nie potrafię pisać tak bez emocji i urzędowo. Nie, stop, wprowadzam poprawkę. W ogóle nie potrafię pisać. Nie miałem głowy do wypracowań, charakterystyk i tych wszystkich polonistycznych pierdów. Jestem pieprzonym umysłem ścisłym, kuźwa! Umówmy się tak – nabazgrolę jeszcze kilka zdań, potem wam wyślę kopie rozmowy i skomentuje krótko. Pasi? Jak nie to wypierdalać.
Więc, musicie wiedzieć tylko, że rozmowa toczyła się na zamkniętym już czacie. Nie szukajcie go – wszystko wyczyszczone, nikt nic nie znajdzie. A jak coś znajdziecie… W sumie – róbcie co chcecie, akt niewyjaśnionych zaginięć i morderstw nigdy nie za mało.
Oto zapis rozmowy. Pominąłem tylko większość komunikatów systemowych. KS oznacza komunikat systemowy. To dziwne, ale wszystko było na papierze. Trochę jakby w razie czego, chcieli się tego szybko pozbyć (ja oczywiście, kurwa, musiałem przepisywać wszystko, zostałem dla was po godzinach! Docencie to)

10 lis 2013

Ucieczka

[kontynuacja past "Zaburzenia odżywiania", "Stypendium" oraz "FRIEND ZONE"]

Co jest naturą szaleństwa? Rozmyślałam nad tym pytanie bardzo głęboko. Znalazłam się w korytarzu, myślałam o słońcu, którego nie widziałam od wielu dni. Spędzałam cały swój czas na czytaniu akt i dokumentów finansowych. Nie potrafię jeszcze wskazać, gdzie to wszystko prowadzi.
Gdybym miała wyjść na zewnątrz i cieszyć się słońcem, albo gdybym wyszła na zimny wiatr bez kurtki, skąd wiedziałabym, że moje doświadczenia były prawdziwe? Jedynym dowodem były wspomnienia.
Jeśli nie możesz ufać swoim wspomnieniom, w co możesz wierzyć?
Być może to stało się z tymi ludźmi. Wszystko jest z nimi w porządku z medycznego punktu widzenia. Wszyscy funkcjonują, myślą... ale przez serię decyzji, ich rzeczywistość stała się mroczna i bolesna.
Poza jednym przypadkiem... jedna historia nie pasuje.
Po skończeniu wszystkich obowiązków, poszłam prosto do niego.
- Coś opuściłeś – powiedziałam wyuczonym, oficjalnym tonem.
Westchnął i spojrzał na mnie, nie odpowiadając. Desperacja w jego oczach rozrywała mi serce.
- Czytałam twoje akta – kontynuowałam. – Coś mi nie pasuje w twojej historii.
- Skąd wiesz? – uniósł brwi.
Pomyślałam o wzorze, według którego układały się historie innych pacjentów, a jego mi nie pasowała.
- To nieistotne – powiedziałam. – Jestem tutaj, bo mi zależy i myślę, że dzieje się coś dużego, co dotyczy nas obu. Muszę poznać resztę twojej historii.
Wydawało mi się, że się uśmiechnął, ale potem zaszlochał.
- Wierzysz mi? – powiedział przez łzy. – O Boże, powiedz, że mi wierzysz.
- Tak, wierzę ci.
 - Powiem ci, powiem ci...

7 lis 2013

Psychoza

Niedziela


Nie mam pojęcia dlaczego piszę to na kartce papieru, a nie na komputerze. Myślę, że zauważyłem coś dziwnego. To nie jest tak, że nie ufam komputerowi. Ja tylko... muszę poukładać myśli. Muszę spisać wszelkie szczegóły tak, aby zachowana została przedmiotowość i w takim miejscu, aby nie zostały one usunięte lub... zmienione. Nie żeby to się miało zdarzyć wcześniej. Po prostu... wszystko się zamazuje, a mgła wspomnień nadaje rzeczom dziwny kształt...
Czuję, że to pomieszczenie jest trochę zbyt ciasne jak dla mnie. Może w tym tkwi problem. Musiałem kupić najtańszy pokój, jedyny na poziomie piwnicy. Brak okien tu, na dole sprawia wrażenie, że dzień i noc nie istnieją. Pracowałem nad tym projektem tak intensywnie, że od kilku dni nie opuszczałem tego miejsca. Przypuszczam, że po prostu chciałem to szybciej skończyć. Wiem, że godziny siedzenia i gapienia się w monitor mogą sprawić, że praktycznie każdy czułby się dziwnie, ale nie bardzo w to wierzę.

Nawet nie wiem kiedy po raz pierwszy to wszystko zaczęło wydawać się dziwne. Nie mogę nawet tego zdefiniować. Może dlatego, że od dawna z nikim nie rozmawiałem? To była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy. Wszyscy ludzie, z którymi zwykle rozmawiam online byli nieaktywni lub po prostu niezalogowani. Moje wiadomości błyskawiczne pozostawały bez odpowiedzi. Ostatni e-mail jaki dostałem był od przyjaciela, który napisał, że chciałby pogadać ze mną, gdy wróci ze sklepu, ale to było wczoraj. Zadzwoniłbym do niego, ale tu, na dole, zasięg jest beznadziejny. Dokładnie! Muszę do kogoś zadzwonić. Mam zamiar wyjść na zewnątrz.

23 paź 2013

The Showers

Every area in all parts of the world has those area-specific Urban Legends that just refuse to die. Whether the stories are about a haunted asylum on the outskirts of the city, a creature that lives in the nearby woods, or a ghost that haunts a lonely stretch of road outside of town, there is always a common thread within the tales; no one has ever been to these places, seen the creatures, or witnessed any hauntings with their own eyes.

There are members of every generation who will proclaim that they “know someone whose brother’s best friend’s sister went to that haunted house with thirteen floors that used real blood and snakes and spiders and is so scary that no one has ever made it all the way through.” Those same people will swear by these stories without ever being able to provide a shred of evidence or a name of someone who could provide proof of the claims simply because “everyone around here knows that it’s a true story. The storytellers eventually pass the tales onto their children, who modify them just enough to keep up with changing times, and the cycle continues.

3 paź 2013

Ash's coma

Have you ever noticed that the pacing, tone, and story development of Pokémon changes after Ash is hit by lightning in the early episodes? How Ash and his world are relatively normal until after that incident? I have a theory.

The accident with the bike put Ash into a coma. Days later, he was found and hurried to the hospital and treated with heavy medications. This is why Team Rocket became less menacing. The medication took effect and stabilized his coma dreams so that, instead of being terrifying, they became idyllic. They allowed him to live out his Pokémon Master fantasies.

After the beginning episodes, the series is the result of Ash’s subconscious mind fulfilling his desires as well as attempting to escape reality. Should Ash realize he’s in a coma, he would wake up and suffer brain damage, so he must take down all of his mental barriers one by one.

If he can do that, he can come to grips with who he is and escape his coma. Further evidence comes from the realization that even though his journeys take him vast distances, he never usually travels by bike due to having developed a phobia of them.

22 wrz 2013

FRIEND ZONE

 [kontynuacja past "Zaburzenia odżywiania" oraz "Stypendium"]

Po dzisiejszym wydarzeniach, nie wiem już czy powinnam kontynuować swoje małe śledztwo.
Postanowiłam osobiście porozmawiać z pacjentami, zamiast tylko czytać ich akta. Tylko ci najbardziej szaleni nie chcieli ze mną rozmawiać. Będę jedyną osobą, która pozna ich historie (mówię o pacjentach bez akt), dzięki temu zrobię krok do przodu.
Zdecydowałam się zacząć od pacjenta, na którego patrzenie rozrywa serce. Przez kilka miesięcy nie reagował na bodźce i wszelkie próby pomocy mu. Nie mogę sobie nawet wyobrazić bycia w jego sytuacji... ale ostatnio widziałam, jak odpowiadał pielęgniarce, która się nim zajmowała.
- O, cześć. Nie widziałam cię – powitała mnie z uśmiechem.
- Hej – odparłam tylko.
Miałam mieszane uczucia co do niej. Nazwijmy ją Claire. Była jedną z najładniejszych pielęgniarek w szpitalu i nawet najtrudniejsi pacjenci otwierali się przy niej.
- Wiesz, może to zabrzmi głupio, ale chciałabym prosić cię o przysługę...
Wyglądała na nastawioną sceptycznie, trochę nieufnie, ale ustąpiła.
Była kobietą sukcesu.
Ona i Mabel, starsza pielęgniarka, razem przygotowały pokój na sesję nagraniową. Nie dlatego, że pacjent był niebezpieczny – raczej wręcz przeciwnie – ale jego kondycja wymagała dokładnej obserwacji na wszelki wypadek.
Claire nawet przyniosła nam kawę.
- To miłe, że się nimi interesujesz – powiedziała. – Lekarze mają pacjentów gdzieś.
Uśmiechnęłam się do niej i zaczerwieniłam się lekko – jestem tego pewna.
- Dzięki! – powiedziałam.
Kiedy się odwróciła, natychmiast uśmiech zniknął z mojej twarzy. Czułam się jak idiotka.

12 wrz 2013

STYPENDIUM

[kontynuacja pasty "Zaburzenia odżywiania"]

Po przeczytaniu kilku akt pacjentów w tym szpitalu, zaczęłam się martwić. Mam wrażenie, że stykam się z jakiegoś rodzaju wzorem, ale nie potrafię go jeszcze zdefiniować. Najbardziej utkwił mi w pamięci ostatni pacjent, który twierdził, że był źle traktowany i leczony prądem. My NIE prowadzimy terapii elektrowstrząsowych.
Kiedy czytałam akta ostatniej nocy, zwróciłam uwagę na dokumenty pewnej dziewczyny. Wiem, że jej historia na pewno jest częścią wzoru...


Ten dźwięk – mogę trochę tego dostać?
Kawa.
Przestań, to tylko kawa.
„Daj mi to!”
Dobra, powiem ci – ale lepiej nie żartuj sobie ze mnie. Obiecujesz?
Gdzie mam zacząć?
Dobra... to było na lekcji, serio.
Tak, na lekcji. Wiem, że to wam nie pasuje, że w ogóle mogłam uczęszczać do college’u.
Moja rodzina nie jest bogata. To na pewno nie jest dla was zaskoczeniem. Ale nie jesteśmy dezerterami. Po prostu jesteśmy nowi w tym kraju i jeszcze się nie zaaklimatyzowaliśmy. Byłam pierwszą osobą w rodzinie, która dostała się do college’u. Moja starsza siostra zawaliła liceum, ale ja robiłam co mogłam w szkole. Myślałam, że jeśli tylko się dostanę, wszystko będzie w porządku i będę mogła się zrelaksować.
W końcu się udało.

22 sie 2013

Born dead

On my sixteenth birthday, just after I had blown out the candles on a fairy cake, my mother told me that I was born dead.

“I’m so happy that you made it,” she said.

I pulled the fork out of my mouth.

“What?”

“Oh,” she said. “I guess we never told you. If not for aunt Kirah you wouldn’t even have made it through your first day.”

Aunt Kirah. Nurse Kirah.

My mother’s contractions started in her lunch break, two months early. She was at the hospital twenty minutes later and another hour after that she pushed my head out of her body.

Like most babies, I didn’t breathe. The doctor gave me a light slap, like for all babies. Another light slap, like for some babies. Then a stronger slap.

20 sie 2013

SKYPE, 12:29

Mieszkam w Ameryce. Cała moja rodzina przebywa w Europie. Rozmawiam z nimi codziennie. Mój brat również mieszka daleko od domu rodzinnego i nie jest typem człowieka, który utrzymuje z nią częsty kontakt. Pracuję od poniedziałku do piątku, a kilka minut z każdej przerwy na lunch poświęcam relacjonowaniu mojego dnia rodzicom. To sprawia im radość.
Mój ojciec zaczął pracować nad jakimś projektem konstrukcyjnym, więc często nie ma go w domu, kiedy dzwonię do rodziców na Skype. Moja mama przeszła właśnie na emeryturę, więc ona zawsze jest dostępna i gotowa zasypywać mnie pytaniami. Zawsze odpowiadam jej z uśmiechem na twarzy.

Tydzień temu, w poniedziałek 29 października, zadzwoniłem do mamy na Skype. Była godzina 12:29. Nasze kamery internetowe były włączone.
- Cześć mamo! Jak leci? – powitałem ją standardowymi słowami.
Żadnej odpowiedzi. Po prostu na mnie patrzyła. Czułem się, jakby zaglądała wgłąb mojej duszy, przysięgam. Jej źrenica były nienaturalnie duże.
- Mamo, słyszysz mnie? – zapytałem, ponieważ jej internet nie należy do najlepszych. – Mamo?
- Twój brat nie żyje.
Zamarłem. Wiecie jak to jest, kiedy w środku nocy dzwoni do was telefon i przechodzą was ciarki po plecach, bo boicie się, że stało się coś złego, ktoś umarł? Mam małą obsesję na tym punkcie i zawsze kiedy dzwonię do rodziców przez Skype staram się wyczytać wszystko z ich twarzy już na samym początku. Tym razem coś zdecydowanie było nie tak.
- Co? – wrzasnąłem. Mój brat niedawno wyjechał na misję pokojową, co od początku mnie martwiło.
- Nie żyje. Dobrze dzisiaj wyglądasz – wyraz twarzy mamy w ogóle się nie zmienił.
Moja mama jest naprawdę kochającą osobą i wiem, że jeśli mój brat naprawdę umarł, płakałaby jak dziecko. Pomyślałem, że szok wyczyścił ją z emocji.
- Co? Gdzie jest ojciec? – łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- W pracy.
- Co się do cholery dzieje? – zacząłem się wściekać. Co moja matka wyprawiała?
- Twój brat. On nie żyje. I ty też niedługo umrzesz.
Coś we mnie umarło w tamtym momencie. Moja ukochana mama siedziała przed komputerem po drugiej stronie kamery, 5000 mil ode mnie, i mówiła mi nie tylko, że mój brat nie żyje, ale że ja będę następny. Nie było po niej widać żadnych emocji. Kompletnie. Wtedy Skype się rozłączyło.

15 sie 2013

ZABURZENIA ODŻYWIANIA

Wolę pozostać anonimową osobą, więc zdradzę tylko, że pracuję w ochronie zdrowia. Wydaje się, że mamy tutaj bardzo dużo dziwnych pacjentów; jeden w szczególności zapadł mi w pamięci.
Dziewczyna, którą mam na myśli i która jest u nas od niedawna, przeżyła coś bardzo niepokojącego. Mając dość słuchania w kółko plotek, postanowiłam przeczytać jej kartę.
Żałuję, że to zrobiłam.
To, co napiszę zaraz, jest poprawioną stylistycznie wersją tego, co ona napisała sama.

To wszystko naprawdę jest nieporozumieniem. Wszystko ze mną w porządku. To nie ja jestem problemem. Ktoś inny jest za to odpowiedzialny – oni planują mnie torturować! Nie powinno mnie tu w ogóle być.
Miałam problemy z akceptacją swojego ciała. To akurat jest prawda. Przegrywałam z kolejną dietą, kiedy to się stało.
Świętowaliśmy awans Becky. W piątkę spotkaliśmy się na obiedzie w naprawdę ładnej restauracji, ale nie pamiętam w której dokładnie. Wtedy złamałam swoją dietę. Wszyscy wypiliśmy po dwie lampki wina, kiedy przyniesiono mi moją sałatkę. Planowałam zjeść tylko połowę, wystarczająco dużo, żeby nie wzbudzać zainteresowania innych. Dziewczyny czepiały się mnie za każdym razem, kiedy odmawiałam jedzenia...
Nie mogłam jednak przestać myśleć, że najszczuplejsza z naszej piątki, jako pierwsza awansowała. Wszystkie skończyłyśmy szkołę ponad rok temu, a prawdziwe życie było jak kubeł zimnej wody. Żadna z nas nie była zadowolona ze swojego życia.
Oczywiście poza Becky.

11 sie 2013

Babcia Lily

Życie i śmierć babci pamiętam tak, jak opowiadała mi mama. Z tego co zrozumiałam, 2 lutego 1998, została ofiarą wypadku samochodowego i zmarła w szpitalu niedługo później. Nie miałam już innych dziadków ani babci, wszyscy umarli na długo przed moimi urodzinami.
W chwili jej śmierci miałam tylko trzy lata i słabo pamiętam pogrzeb lub babcię w trumnie. Niejasno pamiętam też to, że byłam tym trochę zafascynowana, jako, że mój młody umysł nie rozumiał koncepcji śmierci.

Przez większość swojego życia podróżowałam, ponieważ tata pracował dla United Airlines. Latanie nie było dla mnie niespodzianką, pomimo tego, że miałam jedynie osiem lat. Był 2 lipca 2002 roku, o ile dobrze pamiętam, kiedy z mamą i tatą wylądowaliśmy w Chicago lecąc z Las Vegas, gdzie planowaliśmy zamieszkać.
Wujek Ray zawiózł nas do domu cioci Lindy i wujka Joe w Algonquin. Był to całkiem spory budynek i bardzo przytulny zresztą. Razem z mamą dzieliłam pokój na górze, który musiał należeć do kuzynki Lorie, zanim się wyprowadziła.

28 cze 2013

Dom przy torach

Lato 1986 roku było bardzo typowe. Miałem wtedy 10 lat - robiłem więc wtedy rzeczy jakie dzieci zwykły robić w tym wieku - pływanie, jeżdżenie na rowerach gdzie popadnie, granie w piłkę.

Mieszkałem na wsi, której ludność stanowili głównie rolnicy i ich dzieci. Najbliższym miastem, a właściwie miasteczkiem, było Dewesse. Stanowiło ono dom dla mniej niż 100 mieszkańców. Nie było tam zbytnio co robić więc jako dzieci rzadko tam jeździliśmy.

Pewnego piątku, ja i moi przyjaciele: Kevin, Mike i Scott postanowiliśmy wyruszyć na wyprawę wzdłuż torów kolejowych. Już kiedyś odbyliśmy podobną wędrówkę - szliśmy na wschód. Tym razem chcieliśmy zbadać do znajduje się na zachodzie.

18 cze 2013

Krakowskie getta

Kraków - miasto, które nigdy nie zasypia - tak mieszkańcy nazywają miejsce, w którym codziennie prowadzą swoje spokojne i monotonne życie. Teraz pytanie do Ciebie: Może mieszkasz w Krakowie? A może kiedyś byłeś w tej magicznej miejscowości? Nie?
Opowiem Ci zatem pewną historię, która powinna zachęcić Cię do przyjazdu w to właśnie miejsce, zwłaszcza, jeśli masz silną wolę, charakter oraz silną psychikę. Po przyjeździe do Krakowa powinnieneś zacząć szukać ulicy Miodowej lub ewentualnie Placu Bohaterów Getta, na tych ulicach znajdują się bowiem stare kamienice, w których w czasie II Wojny Światowej ukrywała się ludność żydowska. Po pewnym czasie Niemcy odkryli, gdzie przebywają ludzie próbujący uchronić się przed trafieniem do obozów koncentracyjnych. Niemieccy żołnierze bezlistośnie wykonywali egzekucje na wszystkich bez wyjątku, zwykle działania te wykonywano nocą, by nie wywoływać paniki wśród ludności, jednocześnie zaoszczędzając sobie czasu. Wchodzili oni szybko do pomieszczeń, w których spali Żydzi, przykładali broń do skroni i pewną ręką oddawali strzały. Oczywiście hitlerowców było całkiem sporo, co ułatwiało im wykonanie powierzonego zadania.

12 cze 2013

Syndrom szczęśliwej kukiełki.

To proste - myśleliśmy. Weź parę chromosomów, potnij, złóż na nowo - i spójrz - mamy człowieka idealnego! Dalej nie jestem pewien co poszło nie tak. Może błąd w obliczeniach? Pomyłka w procedurach? A może jeszcze coś innego. Kto to wie?

Mnie i kilku kolegów psychologów zaintrygowały ludzkie emocje. Złość, smutek, radość. Czy istnieje możliwość, aby ustawić ludzki mózg tylko na jedną z emocji? "Zablokować" radość tak aby smutek czy złość nigdy już nie były problemem? No cóż - teoretycznie da się.

Nie będę opisywał całej procedury naszego eksperymentu. Z dwojga powodów: nie chcę abyś mógł je powtórzyć i boję się, że mogę wpaść w szał kiedy będę je opisywał - te wszystkie okropne rzeczy, które zrobiliśmy...

Byliśmy ambitni, młodzi, nic nie mogło nas powstrzymać i nikt nie mógł nas przekonać, że się mylimy. Wszystko co powiem na ten temat to, że wzieliśmy parę komórek macierzystych i przekształciliśmy je w płody. Lekko tylko zmodyfikowaliśmy ich geny.

Eksperyment nazwaliśmy "Człowiek - Anioł", a jego celem było stworzenie istoty, która zdolna będzie do odczuwania tylko jednej emocji: radości. Muszę się do czegoś przyznać. Niestety… coś poszło nie tak. Okropnie nie tak!

6 cze 2013

WSPOMNIENIA EDITH

Odwiedzam Edith w każdy weekend. Nie jest moją biologiczną matką, ale kocham ją tak samo.
Nigdy nie chciała, żebym nazywał ją matką. Kazała mówić na siebie „babciu”, bo miała 68 lat, kiedy mnie adoptowała (ja miałem wtedy 15 lat).
Edith nie wzięła mnie do siebie dlatego, że pragnąłem mieć dom. Chciała, żebym miał szansę ukończyć szkołę, zacząć college i dojść do czegoś w życiu. Uwielbiam ją za to. Obecnie mam 28 lat.
Edith nie może wiele ostatnimi czasy – spaceruje jedynie po mieszkaniu i po ogrodzie bez celu. Jednak większość czasu spędza w łóżku, oglądając telewizję. Tina i Olivia, jej opiekunki, zawsze były dla niej dobre. Musiałem je zatrudnić, ponieważ Edith odmawiała przeprowadzki do miasta, mimo że mogłaby zamieszkać ze mną. Podejrzewam, że była związana ze swoim domem i nie chciała się z nim rozstawać.
„Wspomnienia”.
To słowo teraz sprawia, że ogarnia mnie strach.

Edith ma Alzheimera – nie jest to nic dziwnego, jako że ma już 81 lat. Kiedy ją odwiedzam, praktycznie nie mogę z nią porozmawiać o bieżących wydarzeniach. Mimo że ogląda telewizję przez cały dzień, nie zapamiętuje z tego zupełnie nic. Ale to nie oznacza, że Edith jest nudną, starszą panią.
Pamięta prawie wszystko ze swojej przeszłości. Kiedy siadam obok niej, oglądamy razem telewizję i rozmawiamy o przeszłości.
Dzisiaj opowiedziała mi coś, co nigdy nie opuści mojej pamięci.

28 maj 2013

Tutaj trafiają niegrzeczne dzieci

Kiedy mieszkałem w Libanie mogłem mieć sześć, może siedem lat. W tamtym czasie kraj był zrujnowany przez wojnę, a morderstwa stały się rzeczą zwyczajną i dosyć częstą. Pamiętam, że w szczególnie ciężkich chwilach, kiedy bombardowanie trwało non-stop, siedziałem w domu naprzeciw telewizora, oglądając bardzo dziwny program.

Był to program dla dzieci, który trwał około 30 minut i zawierał dziwaczne, złowieszcze obrazy. Do dnia dzisiejszego wierzę, że była to próba mediów, aby utrzymać dzieciaki w domu i je sobie podporządkować, ponieważ morał każdego odcinka krążył wciąż wokół tych samych idei. Rzeczy takie jak: "niegrzeczne dzieci chodzą późno spać", "niegrzeczne dzieci trzymają ręce pod kołdrą kiedy śpią", "niegrzeczne dzieci kradną jedzenie z lodówki w środku nocy". Były one bardzo dziwne, a w dodatku wszystko po arabsku. Niewiele z napisów rozumiałem, ale w większości przekaz obrazkowy był łatwy do zrozumienia.

Jednak rzeczą, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, była scena końcowa. Mniej więcej taka sama w każdym odcinku. Kamera zbliżała się do starych i zardzewiałych, zamkniętych drzwi. Podczas przybliżania, dzikie a niekiedy nawet agonalne krzyki stawały się co raz głośniejsze. Było to straszne, biorąc pod uwagę to, że pojawiały się w programie dla dzieci.
Wtedy na środku ekranu pojawiał się napis po arabsku:
"Tutaj trafiają niegrzeczne dzieci."
Następnie wszystko zaczynało zanikać, oznaczając koniec odcinka.

24 maj 2013

KOSZMAR HOTELOWY

Całe życie miewam durne sny, szczególnie, kiedy jestem zmęczony. Czasami śnię, że zostaję porwany i przeprowadza się na mnie testy... Ale sny, które najbardziej mnie przerażają to takie, po których budzę się z uczuciem, że część mnie nadal śpi. Jakby jakiś element snu wciąż był żywy w mojej głowie. To uczucie zawsze mnie przeraża.

22 maj 2013

What is the deepest you have gone in the internet?

Everybody knows that if you surf the web long enough, you’ll see some pretty sick shit. This is especially true if you intentionally dwell into the dark underbelly of the internet. I’ve seen quite a few things I d on’t care to admit to, but one thing that I’ll always remember is a site called “normalpornfornormalpeople.com”. The first strange thing about the site was that I didn’t find it by actually looking for it. It was e-mailed to me by someone I didn’t know. The e-mail was as follows:

“Hi there found this site is very nice thought u might like normalpornfornormalpeople.com pass it on, for the good of mankind” Pretty standard issue chain letter, although the url and the last remark really piqued my curiosity. I was having a very boring day when I got this, so I made sure my anti-virus was working and then I clicked on it. It was a very average, very generic looking site. It gave the impression that the creators just BARELY gave a shit about making it look professional. The author seemed to have a very tenuous grasp on English, and on the front page was a long, boring, and incoherent rant that I don’t remember or have saved.

16 maj 2013

Minecraft stalker

I love playing Minecraft. I don’t join servers to play the RPGs, zombie survival games, or to build cities with friends – I like to just play on my own and explore infinitely unique terrain. So lately I’ve been trying to find a fortress and reach The End, and this means building satellite houses far away from my own to expand my search radius.

The second house I built is in a mountainous region covered in depressing bluish grass. One day I started killing a few cows for food in preparation for a trek back to my primary home. After I gathered the cow hide and raw beef, I saw a skeleton archer under a large oak, staring at me. I didn’t think much of it at the time, but its head followed me wherever I walked for a solid minute. The tree it stood under was right on top of my underground home, and when I went inside I kept hearing the clinking of the skeleton’s bones as it walked around. I didn’t make anything of this until I realized that wherever I walked, the clinking was right over my head. I chalked it up to a glitch.

I returned to my original home for more mining, but after a few days I went back to my home in the drab hills for some redecorating. As soon as I opened the door, something felt wrong. Everything looked like it was in the right place, but the walls just seemed off. The only thing I could think of was that the paintings might have changed around. I rearranged them and made a mental note of which ones I had placed and where they were positioned. Even if they had changed, I thought, it was probably some kind of loading bug.

14 maj 2013

rigby.avi

I have known the idea who made this file. I'm only telling you about my experiences with this file.

11 maj 2013

The Family Portrait

 Recently at the art gallery I work at they had a new exhibition for local artists. It was the usual sort of thing; substandard paintings that only got a shoo-in because they were from the local community, paintings of local people and places and so forth. It was my job to decide which paintings got put on display, which entailed me sorting through around a hundred of these awful excuses for art. There was one, though, that really caught my attention. Unlike the others it was not of a local scene or a local person; it was of a family. A father in a suit sitting in a chair, his dutiful wife behind him and his young son and daughter at his feet.

By the looks of their clothes they were from the 19th century, typically dressed for a middle class family of that period. Two things struck me about the painting; firstly the attention to detail and the quality of the artwork was impeccable (almost photogenic) and secondly was the shiver it sent down my spine. The people in the portrait had this eerie, gaunt look to them, and expressions that were so blank they looked almost dead. The painting had no artists name attached to it, and Molly from reception had said that she couldn't recall anybody sending it in. I decided then that instead of putting the painting on display I would take it home with me; after all it had no name attached to it so nobody was going to miss it were they?

4 maj 2013

Strangled Red

Po internecie krąży wiele historii o zhackowanych grach Pokemon. Niektóre nawet gustowne - jak na przykład ta, w której jako startera dostaje się ducha.

Bywają też niedorzeczne; głupie opowiadania o ludziach, którzy umierają od gry, albo, że gra zaczęła z nimi rozmawiać. Boże, czy twórcy tych historyjek nie wiedzą, że posunięcie się za daleko czasami psuje cały efekt? Ach, zaczynam odbiegać od tematu.

Dorastałem, interesując się takimi przerobionymi gierkami, które czasami pojawiały się w sklepach z używanymi rzeczami, na eBayu lub były rozdawane losowym przechodniom przez bezdomnych. Nie miałem przyjemności spotkać się z jedną z takich osób. Swoją "szczególną" kasetkę znalazłem po prostu w koszu na śmieci, gdy śmieciarka zajeżdzała pod kontener sąsiadów.

Zauważyłem wewnątrz grę, więc zapytałem się śmieciarza czy mógłbym ją zatrzymać, a on najwyraźniej nie miał z tym problemu. W końcu została wyrzucona. Oczywiście, spytałem się jeszcze sąsiadów, aby potwierdzić, że na prawdę jej nie chcą. Zdumiało ich to; wyglądali, jakby widzieli ją pierwszy raz na oczy.

Ich syn sięgnął po nią reką. Mały chłopiec, na widok Charizarda z wierzchu kasetki, wyjęczał:
"Pokemon! Ja chcę mamusiu!"
Jednak matka mu odmówiła, jako że ja byłem znalazcą. Właściwie, to nawet nie miał Gameboya, po prostu lubił Pokemony.

25 kwi 2013

Oni mi kazali

Było około godziny 19. Na dworze szalała burza, której wycie wypełniało cały dom. Leżałem na kanapie czytając książkę, przy małej lampce której światło zamiast rozjaśniać, tylko pogłębiało ciemność w pokoju. Byłem wykończony po całym dniu w szkole, więc nudna książka i senna atmosfera w pokoju powoli zabrały mnie w objęcia Morfeusza.
Miałem bardzo piękny sen, nie za bardzo pamiętam o czym, ale obudziłem w przekonaniu że widziałem coś wspaniałego, pewnie mógł bym jeszcze pospać, ale nie, mój głupi telefon musiał zacząć dzwonić. A właśnie, ciekawe kto dzwonił. Mama, mogłem się domyślić, w sumie kto mógł by dzwonić do takiego nolifea jak ja. Był też SMS, też od mamy : wrócę po 24, nie czekaj na mnie. Taaak, jak zwykle zostałem sam. No nic, pomyślałem, jeszcze chwile poczytam książkę i zaraz pójdę spać. Wtem uderzyła mnie jedna myśl, która od dobrej chwili dobijała się do mojej świadomości, w pokoju jest ciemno, a przecież nie gasiłem lampki przed moją drzemką. Przestraszyłem się nie na żarty. Moja wyobraźnia już pokazywała mi obraz jakiegoś psychopatycznego zabójcy, który włamał się do mojego domu, zgasił lampkę w wiadomym tylko sobie celu i teraz, gdzieś w domu czeka tylko na to, aby odebrać mi w bardzo okrutny i bolesny sposób moje życie. Sparaliżowany tą wizją siedziałem sztywno na kanapie, próbując nie wydawać żadnych dźwięków. Chwile mi to zajęło, ale opanowałem strach i podszedłem do włącznika światła. Nie działał. Oblał mnie zimny pot, lecz zmusiłem się, alby podejść do okna. Tak, moje przypuszczenia się sprawdziły. Za oknem była tylko ciemność, co oznaczało tylko jedno, cała dzielnica nie miała prądu. Powoli się uspokoiłem i śmiejąc się w myślach z moich bezpodstawnych strachów poszedłem szukać latarki. Oczywiście nie znalazłem, no tak jak w tym domu można było cokolwiek znaleźć ?! Wróciłem wkurzony do pokoju i w tym momencie błyskawica rozświetliła mrok nocy, przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę jakąś postać przed przeszklonymi drzwiami tarasu. Może jednak mój strach nie był bezpodstawny. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a krew szumiąc w uszach zagłuszała wszystkie dźwięki. Zacząłem panicznie biegać sprawdzając czy wszystkie drzwi i okna są pozamykane. W między czasie zaopatrzyłem się w pogrzebacz, którego ciężar w ręku dodał mi trochę pewności siebie. Po sprawdzeniu wszystkich okien i drzwi, które okazały się być zamknięte rozluźniłem się nieco i zszedłem do salonu po komórkę, która oczywiście okazała się rozładowana. W tym momencie zapaliło się światło, odetchnąłem z ulgą i odwróciłem się. On już tam stał. Ubrany był w elegancki płaszcz i garnitur, gdyby nie rozbiegane oczy i ślady krwi na płaszczu wyglądał by jak dobrze prosperujący biznesmen. Pogrzebacz wypadł mi ze zesztywniałej ręki, a ja zacząłem się cofać w panice. Zatrzymałem się dopiero przy ścianie,nie widząc żadnej drogi ucieczki osunąłem się na podłogę i zacząłem cicho łkać. On zaczął podchodzić powoli, po drodze podniósł upuszczony przeze mnie pogrzebacz. Zatrzymał się kilka kroków przede mną. Też ich słyszysz, zapytał. Nie wiedziałem o co pyta, lecz byłem zbyt przerażony, aby nawet zrozumieć sens pytania. Nie chciałem tego robić, lecz oni mi kazali. Im nie wolno się sprzeciwiać, wiesz o tym. Powiedzieli : zabij ich wszystkich Bóg rozpozna swoich. Muszę. Kiedy unosił rękę, na jego twarzy nie widziałem, szaleństwa, zawiści czy gniewu. Jego twarz wyrażała ubolewanie i troskę. Pierwszy cios rozbryzgał krew na białej ścianie. Spływająca krew ułożyła się w napis : Jezus Cię Kocha. Lecz nie było tam nikogo kto by to zauważył, a kolejne rozbryzgi krwi zasłoniły napis.  straszomakaron

16 kwi 2013

Never again.

I was seventeen when she came. I’d been living with my abusive mother for seventeen long, painful years. It was around midnight, and my mother was already asleep, so when the three soft raps at the front door came it was me who answered. An odd looking little girl stood there, with cheeks pale and colorless, blonde hair in braided pigtails, pink dress torn a little at the hem, feet bare and turning slightly blue from the cold of winter, and black eyes. Fathomless, deep black eyes. I quickly let her in, thinking of how horridly underdressed she was. It wasn’t until later I’d wonder why she’d not been shivering, or even question as to why she was here in the first place. I got her into the living room, wrapping her little form in a thick afgan my grandmother knitted. She held it, though it didn’t seem to affect her, and I smiled.

“What’s your name, sweety?”

A long silence passed, in which she stared at me. I was beginning to be discomforted by her black gaze when she parted her lips and spoke in a soft voice.

“Lacy Morgan.”

I nodded, smiling again.

10 kwi 2013

Tajemniczy autostopowicze

Jesień, znacznie szybciej zapada zmrok, warunki atmosferyczne są coraz gorsze - będzie coraz więcej dni deszczowych, a nad drogami pojawi się mgła. Taka aura sprzyja... pojawianiu się autostopowiczów widmo. Wsłuchując się w krążące opowieści na ich temat, można się nie na żarty przestraszyć. Czy rzeczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że pasażer, któremu zdecydujemy się oddać przysługę i zawieść go gdzieś pod wskazany przez niego adres, okaże się kimś więcej niż np. tylko przemokniętą dziewczyną?

Opowieści o tajemniczych autostopowiczach pojawiają się nie od dziś. Wydaje się, że popularność tych historii zaczęła się nasilać wraz z pojawieniem się takich kultowych już dziś filmów, jak: "Autostopowicz" czy "Martwa cisza" (w tym wypadku akcja toczyła się na jachcie). Okazuje się, że jeszcze bardziej niezwykłych historii na temat podróżników czekających na okazję nie brakuje na co dzień w życiu. O niektórych z nich mówi się, że są wymysłem bujnej wyobraźni. Czy to tylko miejskie legendy, a może rzeczywiście coś jest na rzeczy? Zaskakujące może być to, że w przypadku niektórych z tych historii nie brakuje świadków, którzy potwierdzają krążące m.in. w internecie opisy.

5 mar 2013

comics





The Abimor is the world's most prominent serial killer. He chooses his victims throughout the centuries, and before he kills them, he forces them to tell his biography. All who ear the story are ones to die, and they too are forced to tell the story. His last known kill was in 1889. A woman's voice was heard over an early telephone. The conversation was transcribed, and the last words were "He made me tell you." both the woman and the man transcribing her story were murdered. In 1600, Abimor's biography was made into a play. The playwright was found dead, and the last line of the play he was working on was "He doth forced me to share his tale." In ancient Egypt, they found the first mention of him. He was described as immortal and narcissistic. The last hyroglyphic was an apology of sorts, but by then it was too degraded to be fully translate. His identity remains unknown to this day. But as sure as ther are people to victimize, he will be there.

Sorry for the shitty quality of my storytelling, as i am on my phoneMy friend told me this story a few days ago. He sent me a text yesterday apologizing for telling me the story. He was found murdered with his whole family today. My mind's all over the place, and I can barely think right now with the loss of my friend. I must leave, but I feel like I should tell you one more thing...

I was forced to post this under his constraint. I'm sorry.

Zaginiona

W Trójmieście niektóre autobusy mają zamontowane monitory - lecą na nich reklamy lokalnych firm, wiadomości, a czasem wyświetlają się informacje o zaginionych ludziach. Nie zawsze są to aktualne ogłoszenia, czasem dotyczą osób zaginionych dziesięć, piętnaście lat temu.
Jechałam akurat takim autobusem, patrząc bezmyślnie w ekran. Wiadomości. Reklamy. Angielskie słówka. I znowu - lista zaginionych osób. Jak często zdarzyło się wam, że widzieliście tam znajomą osobę? No właśnie. A jak często widzicie na tych zdjęciach samych siebie?

To właśnie zdarzyło się mi. 'Ja' ze zdjęcia wyglądała na młodszą, grubszą i miała blond włosy. Zrobiło mi się gorąco i zakręciło mi się w głowie. Serce tłukło się w mojej piersi jakby miało wyskoczyć. Życie przebiegło mi przed oczami; dzieciństwo, mam pięć lat, jem pomarańcze, po których pieką mnie usta. Sześć lat, idę do zerówki i czytam o psie, który jeździł koleją. Pierwsza klasa podstawówki, druga. Komunia.

Więcej nie pamiętam. Dlaczego? Nigdy nie zastanawiałam się nad moją przeszłością, nie wspomniałam jej, dopiero to zdjęcie wywołało we mnie takie emocje. Po dziewiątych urodzinach następuje blokada w mojej głowie - jakbym nie istniała. Jakby ktoś wymazał mi życie.

A ja tu przecież siedzę, mam dwadzieścia trzy lata, kończę studia. Mam chłopaka. To znaczy, tak myślę - ostatnio odzywa się do mnie coraz mniej, często chodzi smutny, ignoruje moje telefony. Dlaczego?

Zapadam się w siedzeniu, przerażona, że nagle ktoś mnie rozpozna na fotografii. Rozglądam się ostrożnie, żeby sprawdzić, czy ktoś już to zauważył. O dziwo, nie - owszem, niektórzy patrzą na ogłoszenie, patrzą na mnie, ale są absolutnie niewzruszeni. A przecież ja ze zdjęcia nie jest znowu aż tak inna ode mnie! Rozpinam kurtkę i opieram głowę o szybę. Myśl, Jo, myśl. Raz jeszcze patrzę na ogłoszenie ze mną w roli głównej. Zgadzają się wszystkie dane. Data urodzenia, waga. Patrzę na miejsce i rok zaginięcia: Gdynia, 22 październik 2000 rok. Miałam wtedy dziesięć lat. Gdzie prawie trzynaście lat mojego życia?

- Boże, co tu się dzieje... - szepczę do samej siebie, czuję się jak w sennym koszmarze. Gdzie ja jestem, czy to mi się śni? Szczypię się w rękę i czuję ból. On jest realny, w odróżnieniu od tej groteskowo przerażającej sytuacji. Siedząca na przeciwko mnie starsza kobieta nagle wskazuje głową na ekran z moją podobizną. Serce mi staje.

- O, pani zobaczy! To ta od Schroederów! Biedna rodzina, co za szkoda... - mówi do siedzącej obok kobiety. Skąd ona mnie zna? Skąd zna moją rodzinę?! Co tu się dzieje? - Wiem, wiem... Ale sama przyzna pani, coś było nie tak z tym ojcem. Słyszałam od sąsiadów, że zamykał młodą Józefinę w piwnicy, jak była niegrzeczna. Jak zaginęła, to oczywiście sprawdzili najpierw jego - dodała, kiwając głową. Zaczynam się dusić. Nikt nie zwraca na to uwagi. - Ta Józia to takie ciche dziecko było. Krzyczała podobno tylko nocami, jak tłukł ją ojciec. Byli w tej piwnicy nawet, powiem pani. Ja też tam byłam, bo moja córa kupiła mieszkanie po Schroederach. Okazyjna cena... czuło się ten ból i strach. A na ścianach, kamiennych przecież, widziałam takie jakby zadrapania. - Myśli pani, że...? - Nie wiem. Ale czemu oni nie ściągnęli tego ogłoszenia, skoro od tylu lat wiadomo, że dziewczynka nie żyje? Wczoraj nawet zapaliłam świeczkę na cmentarzu za nią. Ciała nigdy nie odnaleziono, prawda?

josefine, paranlormalne.pl