29 lis 2011

Samochód.

 Jeśli oczekujecie czegoś strasznego, potwornego i makabrycznego, to to nie jest dobry temat. Po prostu chcę się podzielić z wami przeżyciami. Czuję, ze musze się z kimś tym podzielić bo nie wytrzymam. Historia jest tylko trochę… dziwna.
 Mój ojciec miał samochód. Od jakichś piętnastu lat. Szczerze mówiąc, ile razy nie próbowałbym go opisać, nie wychodzi mi, jestem dosyć słaby w pisaniu. Ale spróbuję choć trochę przybliżyć jego kształt.
 Pierwsze skojarzenie mam takie, że samochód był kanciasty i czarny. Nie przypominał żaden znany mi model, a uwierzcie mi, nie raz sprawdzałem to. Ah, i miał krwisto czerwone tapicerki. Maszyna musiała być stara już wtedy, gdy dostał ją mój ojciec, ale takie auta się nie starzeją. One z każdym rokiem wyglądają jeszcze lepiej, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. A napisanie, że był po prostu czarny to jednak za mało. On emanował czernią. Czasami wydawało mi się, że karoseria nie odbija światła. Ale tylko czasami.
 To nie był po prostu „samochód”. To było żywe, uwierzcie mi. Miało swoje humory i nie każdego się słuchało, ale mój ojciec poznał go dokładnie i zawsze potrafił panować nad nim. Pamiętam, gdy byłem o wiele młodszy, ojciec wiózł mnie nim do szkoły. Nagle z lewej strony wyjechało auto. Jestem pewien, że ojciec nic nie zrobił, a nasz samochód sam odbił w drugą stronę być może ratując nam życie. Jednak wielu znajomych ojca, gdy wsiadało do auta czyli się nieswojo. Mówili, że maszyna ma swoją jakby aurę. Kiedyś matka wydarła się na swojego męża. Krzyczała głośno „To Cię zabije, zobaczysz, gdy mu się znudzisz, zabije! Powinieneś sprzedać ten samochód jak najszybciej!” Ojciec zawsze się tłumaczył, ze nie może, bo nie należy do niego.

24 lis 2011

Szaleniec z Ravenhood

- Też cię kocham, Kate, dobranoc.
 Odłożył telefon na biurko i złożył głowę do snu. „Jutro czeka mnie piękny dzień”, pomyślał, marząc o spotkaniu z jego narzeczoną.
 Jacob był młodym mężczyznom pracującym na budowie żeby dorobić do swojej marnej pensji kuriera. Zawsze marzył o tym, by być głową rodziny, ożenić się, spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo, jak to w powiedzonkach. W końcu trafił na tę „jedyną”. Kate Mathersoft, córka miejscowego grabarza, piękna długowłosa dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach zakochała się w nim, szarym Jacobie. Doskonale pamiętał dzień, w którym się spotkali. Ona siedziała na ganku swojego domu zapłakana, z rozmazanym makijażem na całej twarzy. W tym czasie akurat on rozwoził gazety w tym rejonie, a ze względu na swoją wrażliwość nie mógł opuścić niewiasty w potrzebie.

Nigdzie.

 Jeśli chcesz znaleźć Nigdzie, musisz wybrać dzień swojej podróży. Niech to będzie dzień szczególnie dla Ciebie ważny. Wieczorem wsiądź do samochodu i jedź. Możesz również skorzystać z autobusy, albo iść piechotą, ale schemat jest taki sam. Musisz jechać przez całą noc, jak najdalej, drogami, które są Ci obce. Jeśli wybierzesz dobry dzień i będziesz gotowy, intuicja podpowie Ci, gdzie jechać. Musisz się zgubić. Musisz się zgubić, ponieważ Nigdzie to kraina rzeczy zagubionych.

15 lis 2011

Tajemnicze światło

Dla każdego, kto grał w Minecrafta, imię "Herobine" powinno brzmieć choć trochę znajomo. Jak dotąd nie spotkałem jeszcze gracza, który nie czytałby znanej pasty o nim. Większość graczy uważa, że jest to po prostu bajeczka do straszenia nowych graczy, ale są też ludzie którzy uważają, że wszystko jest możliwe w grze takiej jak Minecraft. I to ma sens, gdyż nigdy nie zdarzą się tu dwa identyczne światy. W każdym razie, moja historia nie dotyczy Herobine'a, raczej to było wydarzenie które zmusiło mnie do zastanowienia sie, czy rzeczywiście gdzieś pod tymi bloczkami nie kryje się coś niewytłumaczalnego. Tak czy inaczej, oto moja historia...

13 lis 2011

Save Me

Wracając ze szkoły wstąpiłem na okoliczny targ. Czasem można tu dostać fajne rzeczy za bezcen. Moją uwagę przykuł niewielki stragan z pirackimi grami video. A raczej nie tyle stragan, co sprzedawca, usilnie próbujący wcisnąć ludziom jakąś grę. Podszedłem do niego - od razu wcisnął mi w ręce niechlujnie zapakowaną płytę, na której było tylko nieudolnie narysowane markerem logo Playstation i napis "SAVE ME". "Uratuj mnie"? Nigdy o takiej grze nie słyszałem... Zapytałem gościa, na czym ta gra polega, ale on zrobił tylko przerażoną minę, po czym w mig zwinął swój stragan i uciekł. Dziwne... Ale przynajmniej miałem tę płytę za darmo, koleś zapomniał nawet, że powinienem mu zapłacić.

 Wróciłem do domu. Matki i ojca nie było, zastałem tylko młodszego brata słuchającego muzyki.
 - Gdzie rodzice?
 - Ojciec w pracy, znów siedzi cały dzień na budowie. A matka poszła na zakupy.
 Cieszyłem się, praktycznie całą chatę miałem dla siebie. Poszedłem do swojego pokoju, włączyłem konsolę i wrzuciłem do niej tajemniczą płytkę "SAVE ME". Ekran zaczął dziwnie migać, a po chwili pojawił się tytuł gry. Czerwone litery na czarnym tle wyglądały tak, jakby były napisane krwią, a muzyka lecąca z głośników nie była zbyt przyjemna.

10 lis 2011

The Well

We were told to stay clear of the well. Most of the time, we did. No one knew why, and no one cared. Down Innsmote Road, the long abandoned row of crumbling houses on the way to school, it lay beneath the shade of a droopy branched willow, in front of the old Leibowitz house. The house itself had fallen down years ago. The expansive section was now consumed in thick weeds and wild flowers, but we seldom played there. We didn't like being amongst the derelict homes and the decaying foundations, and I would run past the well whenever I had to pass it alone. The footpath sloped dangerously close to the wells bare opening, itself hidden in long grass. Where the light touched the top most part of the gaping pit, it's mossy brick inner surface was just visible. Below that, there was only darkness.

Me and Henry walked down Innsmote Road every day after school. Our friendship was an unlikely one. Henry came from a poor town down south. His family name was neither prominent nor wealthy, and it was new in a very old city. Raised as an only child by his mother, Henry had not had a fair life for such a nice kid. Of course I had no idea at the time, I was only young, but his father had been a mad alcoholic. His mother had left town for Henry's sake. He never spoke of this, as he was probably too small to remember it, but we never mentioned his father regardless. It was clear he did not wish to remember him. Henry was not a particularly bright student, either. The day we met was the very first day of school, when he leaned across from his desk to mine and asked if he could copy my answers. The test was for math, hardly my strongest subject, but I beat him up for it anyway, after school. He nearly past out from the sun alone. I felt bad about beating him as I'd done it. He was a short, skinny kid and he couldn't put up much of a fight. I bought him an ice cream that day, and we talked properly for the first time. Afterward we became inseparable. Even though I played football on hot days and he stayed in the library and read, even though he copied my answers in every test, we were best friends.

7 lis 2011

N.N.

Nad miastem, jednych z tych miast, które pamiętały jeszcze wojnę, spadło kilka kropel zimnego deszczu. Nadchodziła jesień, chłodna i tak przygnębiająca, która w sercach ludzi siała niepewność i tęsknotę za minionymi dniami. Ciemne chmury przysłaniały słońce nie pozwalając by ciepłe światło choć trochę ogrzało zmarzniętą ziemię. Liście pomału, poruszone delikatnym wiatrem, spalały się w płomieniu żółci i czerwieni by w końcu zgasnąć i rozsypać się w pył. Jeden człowiek twierdził, że płoną ze wstydu. Ze wstydu, bo są tak nietrwałe.
 W powietrzu czuło się coś, co można poczuć tylko w jesienny dzień, gdy jest się wolnym, gdy patrzy się na wschodzące słońce. Nie opiszesz tego ani nie narysujesz, nie wyśpiewasz, ale będziesz to czuł. Dlatego, że jesteś człowiekiem, dlatego, że możesz to poczuć.

6 lis 2011

I'll never forget that night...

You know with Halloween just passing, it reminds me of three years ago. I'm a stickler for nostalgia, and I usually all it takes is for some small reminder to get me into one of those moods. Of course, it'd be hard to forget the Halloween of 2008. It was a typical Halloween, everyone was out gathering candy, and I was out for a stroll. I live in a small country town, but it's right down the road from a major city, so it's not all cows and chickens, but not all paved roads either. I had been walking down one such paved road when I stumbled upon it. I think it was eating someone. I was never really sure, because it only took my brain a split second to tell my legs to leave regardless of whether or not the rest of me was coming along.

The road wasn't far from my house, so I knew that if I continued to run I could eventually reach at least relative safety. The creature was huge, so it wasn't like I'd be able to escape just by some small wooden door. However, I had a big katana inside my house and I thought that I'd at least feel better if I could hold onto it while cowering in my room.

I never made it passed the edge of the road. The creature was upon me before I could even cry for help. It knocked me down and I rolled over on my back as I raised my hands to defend myself from it. In response, it bit my right hand, right between my thumb and forefinger.

I had only a passing glance to look at this creature before as I had attempted to flee, but now that it was sitting ontop of me, I got a REAL good look at it. Besides, my hand was still in it's mouth, so I had little choice.

It wasn't as huge as I had originally thought, only a little bigger than a man, but still big for an animal. The creature was wolf-like, that's the only way to describe it. It had the eyes of a wolf and was very furry, but it's face wasn't right. It looked almost human.

"Jajco"

To był wypadek samochodowy. Nic szczególnie znaczący, ale jednak śmiertelny. Pozostawiłeś żonę i dwoje dzieci. To była bezbolesna śmierć. Lekarze próbowali wszystkiego, aby Cię zaoszczędzić, ale bezskutecznie. Twoje ciało było tak całkowicie roztrzaskane że lepiej jest jak jest, zaufaj mi.



 I wtedy mnie spotkałaś.

4 lis 2011

Suicidemouse.avi

Czy pamiętacie kreskówki z Myszką Miki z lat 30-tych? Te, które kilka lat temu zostały wydane na DVD? Słyszałem, że jedna z nich nigdy nie została wydana i jest niedostępna nawet dla najbardziej zagorzałych fanów Disneya. Z kilku źródeł wiem, że ów film to tak naprawdę nic nadzwyczajnego. Po prostu zapętlony fragment, w którym widać Mikiego idącego ulicą wzdłuż sześciu budynków. Całość trwa może dwie-trzy minuty, po czym następuje wyciemnienie ekranu. Nie ma tam też żadnej miłej dla ucha melodii. W zasadzie muzyka w tej kreskówce nie jest nawet muzyką – jest to po prostu bezładne walenie w klawisze pianina przez półtorej minuty, a przez resztę filmu słychać szum. To nie był ten Miki, którego wszyscy później polubiliśmy – nie tańczył, nawet się nie uśmiechał, po prostu sobie szedł przed siebie ze zwyczajnym wyrazem twarzy i spuszczoną głową, sprawiając wrażenie smutnego i przygnębionego. Przez pewien czas każdy myślał, że po wyciemnieniu ekranu film się po prostu skończył. Gdy Leonard Maltin recenzował starsze odcinki, decydując o tym, które z nich mają być umieszczone na kompilacji, stwierdził, że to coś jest zbyt głupie, żeby znalazło się na DVD, chciał jednak mieć cyfrową kopię nagrania ze względu na to, iż było ono stworzone przez Disneya. Gdy zgrał to do postaci cyfrowej i zapisał plik na dysku swojego komputera, zauważył dziwną rzecz...
 Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.

2 lis 2011

More dimensions

The universe has more dimensions than 4. The blue sphere told me that it was 11, but I'm not sure if that's right. These 11 dimensions encapsulate every possible reality that could exist.

Basically, the universe and reality is a giant singularity. It's a single, extra-dimensional point in space. Every timeline, every possibility, every alternative reality is contained in this point, folded in the higher dimensions. There is no such thing as linear time, because the singularity already contains everything that has and ever will happened, in every possible configuration.

Human beings are creatures of limited perception. Linear time is a lie, because we must believe that there is one reality, going from start to finish. On a primitive level, our survival depends on believing this. Your consciousness, basically, is just the singularity subjectively experiencing itself. Psychedelic drugs just loosen this limited perception, causing you to be unable to filter out all but 4 dimensions. There is no such thing as death, because there is no "self." We're all just aspects of the singularity.

Your thoughts and memories aren't contained "in" your brain. Your brain is just a way to access information contained in other parts of the singularity. When you close your eyes and think of an old memory, your consciousness actually "travels" to that part of the singularity to access the information.

Nocna Rasa

Wracałam razem z kumplami z imprezy i wtedy zobaczyliśmy dziwny cień na drodze. To przypomniało mi bardzo starą historię, którą opowiedziałam wtedy i im.
 Miałam coś koło dziewięciu lat i były wakacje. Mieszkałam niedaleko mojej kuzynki, która wtedy miała siedem lat. Cały dzień przesiadywałam u niej, bawiłyśmy się, oglądałyśmy telewizje, biegałyśmy po jej ogromnym ogrodzie. Pewnego wieczoru, był to gorący sierpień, siedziałyśmy w salonie i bawiłyśmy się lalkami. Musiało już być bardzo późno, bo na zewnątrz było całkiem ciemno. W domu paliło się światło, a drzwi od tarasu były szeroko otwarte. W pewnym momencie przyszła ciotka i powiedziała, że musimy już kończyć i powinniśmy iść spać, ale my tylko pokiwałyśmy głowami.
 - Czujesz? – zapytała nagle kuzynka
 - Co?
 - Pachnie… Ziemią
 Rzeczywiście, teraz też czułam ten zapach. Taka wilgotna ziemia, robaki, zgniłe liście. Coś jak zapach gleby po deszczu.
 To było dziwne. Zapach był w całym domu i jakby się nasilał. Niezbyt się tym przejęłyśmy. Ja podniosłam swoją lalką i zapytałam się kuzynki.
 - Może teraz po – ale przerwałam. Ona mnie nie słuchała. Miała szeroko otwarte oczy i usta. Wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się.
 Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze to oni.
 W kwadracie oświetlonego lampą tarasu stało to coś. Było wysokie, za wysokie i ciemne. Nie miało twarzy ani ubrania, ale miało kształt człowieka. Było cieniem. Cieniem.
 Serce mi waliło a do oczu prawie napływały łzy. Pierwszy raz w życiu tak się bałam. To coś jakby patrzyło się na mnie oczami, którymi nie miało. Po chwili wycofało i zniknęło w ciemności ogrodu. Siedziałyśmy w tym salonie i nie miałyśmy zielonego pojęcia co zrobić.
 - Szybko! – krzyknęła nagle kuzynka i wybiegła do ogrodu a ja za nią.
 Stałyśmy w mroku, wokół wiał dziwnie zimny wiatr, wirowały zielone liście. Ale byłyśmy samo. To znikło.
 Nigdy nie zapomnę jak się czułyśmy. I nadal ten zapach gnicia był tak mocny.
 Wróciłyśmy do domu i nikomu nic nie mówiłyśmy. Dopiero, po dziesięciu latach znowu opowiedziałam to kumplom.