17 gru 2013

Beau część V

[kontynuacja past "Beau część I", "Beau część II","Beau część III" oraz "Beau część IV"]

Warkot zamienił się w gęstą, kojącą ciszę. Czekałam wieczność, zanim odważyłam się wychylić głowę zza krawędzi wanny. Była tam postać, ale dobrze mi znana- wysoka i w pelerynie.

„Beau?” – pociągnęłam nosem. Przypominam sobie, że moje usta drżały z niepokoju. Odciągnęłam zasłonę, by móc lepiej przyjrzeć się jego blademu obliczu, miłosiernie pochylającemu się ku małej dziewczynce i wpatrujące się w nią natarczywie.

Delikatnie świecił w ciemności i przechylił swoją głowę na mój widok.
„Widzę, że nie wygrałem”- odrzekł.

Beau był draniem. Nawet wtedy zdawałam sobie sprawę, że kręcił się w pobliżu po to, by wpuścić to babciopodobne coś do łazienki żeby mnie nastraszyło. Nic na jego odkrywcze stwierdzenie nie odpowiedziałam; jedynie wykrzywiłam buzię, okazując swoje niezadowolenie. Zauważył, że ta sytuacja głęboko mnie poruszyła i wyszczerzył zęby jeszcze szerzej.

„Zrozumiałaś już, na czym polegają zasady gry?”- zapytał. „Zawsze znajdą się szukacze, chcący Cię upolować, Vox. Złapią Cię tylko wtedy, kiedy sama dasz im się zlapać.”
Omal nie wyskoczyłam ze skóry, kiedy echo głosu babci rozległo się po mieszkaniu. Wołała mnie na przekąskę.

„Czy to naprawdę ona?”- spytałam.
Beau nazbyt energicznie i nienaturalnie wzruszył ramionami. Wydęłam policzki i zebrałam się na odwagę, mijając Beau i wychodząc z łazienki. W kuchni zastałam babcię czekającą już na mnie z przekąską w dłoni. Objęłam ją w talii najmocniej jak tylko się dało i kiedy zapytała, czemu płakałam, odparłam, że uderzyłam się w palec u nogi.
Przyznaję, byłam zaskoczona i niezadowolona, gdy po przekąsce i spędzeniu dnia na oglądaniu z babcią telewizji, Beau zawołał mnie do pokoju w celu dokończenia gry.

„Deszcz przestał padać”- nalegał. „Możesz szukać. Jeśli nie dokończymy gry, złamiemy reguły.”
Zasugerowałam, że dom jest lepszą alternatywą, ale Beau zastraszył mnie, że w przeciwnym razie napuści na mnie to babciopodobne coś ponownie. Powiedział, że doskonale wie, gdzie tego szukać. Mogłoby po prostu się tu przywlec i skończyć to, co zaczęło. Wyszłam z kontrą nie śpiewania mu piosenek przez cały tydzień. Wygrał ripostą, że może już teraz skraść mój głos i mieć wszelkie piosenki jakie zapragnie, na zawsze. Przegrałam. Poszłam do kąta i ze złością zaczęłam liczyć do dziesięciu. Kiedy doliczyłam odwróciłam się i intuicja podpowiadała mi, że Beau nie ma w domu. Za dużo czasu spędziliśmy w domu i nawet dla Beau podwórko było zbyt kuszące. Krzyknęłam babci, że wychodzę na dwór i pobiegłam truchtem na ogród.
Dom, w którym mieszkaliśmy był tym samym, w którym mieszkali rodzice jeszcze przed rozwodem. Stara szopa na narzędzia mojego taty nadal stała opuszczona w jednym z rogów podwórka. Miałam oczywisty zakaz bawienia się w tak niebezpiecznym miejscu. Nigdy nie wrócił po większość narzędzi i wszędzie walały się różnego rodzaju resztki pestycydów. Zazwyczaj była zamknięta na cztery spusty, ale drzwi były lekko uchylone. Zachodziłam w głowę, dlaczego Beau stara się wpędzić mnie w kłopoty, ale zaryzykowałam.

„Beau?”- szepnęłam, wkładając głowę do środka. „Nie powinno nas tu być. Możemy mieć duże kłopoty.”
Przeskanowałam wzrokiem pomieszczenie, chcąc dostrzec coś oprócz kosiarki do trawy, stołu warsztatowego, świątecznych lampek i innych takich szpargałów każdej normalnej rodziny. Po przeciwnej stronie szopki pomiędzy plastikowym Mikołajem a starym koszem na śmieci zauważyłam cienistą bryłę, która nie pasowała do reszty „dekoracji”. Poczułam nagły przypływ triumfu i wkroczyłam , otwierając szerzej drzwi, by wnieść trochę więcej światła do tej ponurej dziury. Promień odbił się od starej piły wiszącej na ścianie i właśnie przez nią wycofałam się z szopy i zamknęłam drzwi za sobą. W zmęczonym metalu piły, widziałam odbicie. Twarz, nawet tak niewyraźna i zamazana, nie należała do Beau. To były wielkie, czarne oczy i rozdziawione usta, nie wypełnione ostrymi zębami; bardziej przypominające wygłodniałą otchłań. Odbicie lekko zawirowało, kiedy postać drgnęła, pomyślałam jednak, że to tylko złudzenie optyczne. Pomimo tego, nie zamierzałam tam wracać, by to sprawdzić. To, co zobaczyłam równie dobrze mogło być refleksem od rupieci, tak jak to babciopodobne coś mogło być moją przesadzoną wyobraźnią, ale jak powiedział Beau: są w stanie mnie złapać jeśli dam się schwytać.

„Beau”- zawołałam przez podwórko. „Nie bawię się już więcej!”
Usłyszałam jego głos płynący zza drzewa.

„Zabijałem za lżejsze występki”- rzekł nadąsany „Ale i tak nigdy mnie nie znajdziesz.”

Nie chcę dać Wam do zrozumienia, że zabrałam swoje zabawki i grzecznie poszłam do domu, bo to się nie wydarzyło. Tylko się przegrupowałam. W jakimś pokręconym sensie czuję się jak gość tutaj, ponieważ tylko ja proszę tu o pomoc i nikt nie musi wysłuchiwać moich prywatnych wycieczek po opowieściach z dzieciństwa albo, no wiecie, zaczątków schizofrenii. Jedyne, co mogę teraz zrobić to starać się z całych sił.

….I naprawdę nie pamiętam, gdzie to miało mnie zaprowadzić, co jest po prostu strasznie, więc to chyba byłoby na tyle. Muszę się położyć na chwilkę… Wrócę tu trochę później.

Jestem spóźniona. Wiem. Na szczęście wszyscy jeszcze tu jesteście. Przede wszystkim, chciałam przeprosić za ostatnią noc. Zdałam sobie sprawę, że coraz więcej i więcej czasu potrzebuję, żeby spisać tutaj wszystko i staram się opracować te historie tak, aby posuwać wszystko naprzód bez żadnych poślizgów w czasie. Bardzo Was proszę, po prostu wytrwajcie przy mnie. Jak zawsze, proszę tylko o pomoc. Nie chcę zabrzmieć melodramatycznie, ale zdaje się, że sytuacja zaczyna się pogarszać w szybszym tempie niż początkowo przewidywaliśmy. Obudziłam się dziś rano i przez chwilę zapomniałam, gdzie jestem. Było mi przeraźliwie zimno, wydawało mi się, że ktoś rozmawia w pokoju obok i spanikowałam. Zorientowałam się, że to było moje alarmowe radio znajdujące się w sypialni i lunatykowałam do kuchni, gdzie skuliłam się w kulkę pod stołem. To był wyjątkowo kiepski początek dnia, szczególnie że zdecydowanie za długo zwlekałam z pozamiataniem podłogi w kuchni. A miało być jeszcze gorzej.
Przywykłam już do bólu głowy. Zaczynało się silną migreną rano, ale wraz z mijającymi godzinami ból ustępował. Jedyny problem na dzień dzisiejszy jest taki, że zaczynam czuć mdłości, jakbym miała grypę żołądkową albo coś w tym stylu. Nie mogę się skupić przez długi czas na pisaniu czegokolwiek. Tak jakby słowa nie chciały przyjść do głowy. Kiedy jednak przychodzą, wspomnienia zachodzą mgłą albo nie mają żadnego logicznego sensu.
To jest przykład tego, co napisałam dziś popołudniu: Myślę, że mówiłam to już wcześniej, jak wszystkie przeciętne małe dziewczynki uwielbiałam bajki Disneya. Piotruś Pan był bajką, która sprawiła, że nie uciekłam z krzykiem na widok Beau. Jakkolwiek, wszyscy znają pewne sceny, które przerażały ich niewinne, dziecinne umysły. Ursula została przykuta do łodzi, Skaza został rozszarpany przez hieny, Kaczor Donald oszalał i o mało co nie zjadł Myszki Miki, słoniowa parada w bajce Dumbo. Nawet wtedy bajki dla małych dzieci pełne były strasznych rzeczy.
Dla mnie osobiście był jeden film, który wiódł prym w tej kategorii. Byłam tam jedna scena, której nie jestem w stanie oglądać bez świrowania. Tą sceną była Kraina Zabawek w Pinokiu. Jestem pewna, że wszyscy doskonale wiecie, o czym mówię. Mali chłopcy zamieniali się w osły, ryczeli, płakali i musieli ciężko pracować w kopalni soli?
Pierwszy raz, kiedy zobaczyłam ten film zaczęłam łkać i kazałam mamie to wyłączyć. Ponownie, miałam kradnącego głosy, ubranego w obce skóry potwora jako przyjaciela, ale osły to było dla mnie zbyt wiele. O nic mnie nie pytajcie. Cały czas rozpatrujemy dziecięcą logikę. Konkretnie- logikę Vox. W czasie zabawy jak najszybciej ze łzami w oczach opowiedziałam wszystko Beau o tym, co widziałam i spytałam go, czy tak jest w rzeczywistości. Jego pierwszą myślą było, że nie ma co się tak nakręcać i przejmować czymś takim. Jeśli ktokolwiek chciałby mnie zmienić w osła, powiedział, że będzie o mnie walczył. To właśnie by zrobił. Mimo zapewnienia i tak niewiele mi to pomogło i powiedziałam mu, że oczywistym jest, że musi mi pomóc jeśli jakakolwiek zła osoba próbowałaby zamienić mnie w stadne zwierzę. Osły w filmie straciły zdolność mowy i mogły tylko ryczeć. To spowodowało zwiększoną czujność Beau.

„Więc nie możesz do tego dopuścić”- odpowiedział „Nie możesz dopuścić do tego, by ktoś wziął coś, co należy do mnie. Nie pozwolę Ci na to.”
… I tyle. Nic więcej nie pamiętam i choćbym nie wiem jak się starała, nie mogę w żaden sposób powiązać tej historii z niczym innym. Po prostu nie mogę sprowadzić żadnych słów spowrotem do mózgu. Sfrustrowało mnie to. Nie mam pojęcia, co działo się później. Tak, jakby cały ten stres z poprzednich kilku dni zaatakował z całą siłą i taką nagłością, że nie jestem już w stanie kontrolować własnego ciała. Przerodziło się to w zaślepiającą furię. Mam na myśli krzyki, próba dewastacji kanapy, kopanie wszystkiego dookoła i rzucanie nimi, gdzie się da. Na co dzień jestem oazą spokoju i nigdy nie zdarzył mi się aż taki wybuch, ale nie mogłam już wytrzymać tego napięcia. Wszystkie mięśnie napinały się do granic wytrzymałości, kiedy płakałam.
Nie wiem, jak długo to trwało, ale moja żądza dewastacja nagle ustała i nie było niczego oprócz ciszy. To była ściana bezruchu, którą rozpoznawałam. Zaczęłam jasno myśleć, choć przez chwilę. Moje serce przestało szaleńczo galopować. Unormował mi się oddech. Wtedy usłyszałam coś za mną.

„Vox.”
Wiedziałam, że tam jest. W zachodzącym świetle wieczoru, kątem oka mogłam dostrzec jego cień. Przemieścił się wzdłuż ściany, lecz gdy patrzyłam prosto na niego wydawał się oddalać, więc siedziałam bezruchu. Musiał znajdować się w kącie po mojej prawej. Widziałam punkciki, którymi były jego zęby. Ostatnim razem opisałam je jako krokodyle, ale zdałam sobie sprawę, że nie było to odpowiednie słowo. Kilka lat temu poszłam do miejscowego zoo, gdzie posiadali okazy z lasów deszczowych. Mieli tam coś, co nazywają gawialem. Tak właśnie wyglądały jego zęby. Pamiętam wszystko, co mi pisaliście. Powinnam się postarać z nim porozmawiać, nawet jeśli obawiałam się o własne życie. Jak bardzo źle mogłabym na tym wyjść?
Zignorowałam tą część mnie, upierającą się, że to szaleństwo i że zamierzam właśnie rozmawiać z wytworem mojej chorej, chorej wyobraźni. Jak często zdarza Ci się rozmawiać z własną podświadomością?

Zapytałam więc „Czego chcesz? Czemu tu jesteś?”
Wydał się z siebie powolny, głęboki pomruk. Od tego odgłosu włosy stanęły mi dęba. Spędzam dużo czasu na zewnątrz, uprawiając wspinaczkę lub wycieczki rowerem po wielu różnych szlakach i takie tam. Słyszałam już warczenie psów, kojotów, wszelkiego rodzaju drapieżnych zwierząt. Prawdę mówiąc kiedyś wydawało mi się, że słyszałam nawet ryk pumy (jechałam wtedy na quadzie i od razu stamtąd odjechałam, więc kto wie, co to tak naprawdę było), ale żadne z nich nie wydawało takiego dźwięku jak ten.

„Nie ma już czasu”- odparł. „To musi wydarzyć się teraz.”

„Co masz na myśli?”- spytałam.
Serce rwało jak szalone, a dłonie wpijały się w kanapę coraz boleśniej.

„Nie możesz brać czegoś, co prawnie jest moje. Twój głos zawsze będzie należał do mnie.”
Chciałam spytać o więcej, ale głos uwiązł mi w gardle i cisza mnie zdominowała. Nie trwało to długo, zanim znów pozostawił mnie samą.
I tu właśnie zaczyna się ta straszna część. Po tym zdarzeniu, chwyciłam telefon, żeby zadzwonić do mamy. Po prostu potrzebowałam usłyszeć jej głos i by ktoś przekonał mnie, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli rzeczywiście zaczynałam wariować. Poszłam do samochodu, włączyłam opcję Połącz, rozległ się sygnał, odebrała i kiedy próbowałam się odezwać, coś poszło nie tak.

„Halo?”- powiedziała.
Mogłam jedynie wyszeptać to samo.

„Cześć, Vox. Co tam u Ciebie?”
„Co tam u Ciebie? ”- palnęłam w tym samym czasie.
Zaśmiała się i zapytała, co się dzieje, a ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Musiałam się rozłączyć, bo nie miałam pojęcia, co zrobić. Potrzebowałam kolejnej minuty do tego, by dojść do siebie, ale nadal mnie to przeraża. To tak, jakbym rzeczywiście traciła swój głos. Nie tylko odgłosy. Jakbym traciła zdolność porozumiewania się z ludźmi.
Jestem rozdarta psychicznie pisząc o tym. Jestem taką niedojdą. Po prostu boję się, że coś może być naprawdę nie tak z moim mózgiem, a jeśli nic mu nie dolega, to co zabiera mój głos? Wiem, że Beau jest kluczem w tej zagadce. Wiem, że muszę pisać o wszystkim. Beau próbuje mi coś powiedzieć, może to, że chce przyjść po mnie, mam robić w portki i zacząć się modlić albo dzieje się coś jeszcze innego.

Tak czy siak, nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało. Boję się rozmawiać ze swoim terapeutą przed środą, bo nie chcę być naćpana środkami medycznymi, a wiem, że tak właśnie się stanie jeśli to zrobię. Jeśli pójdę na ostry dyżur i powiem im, że słyszę głosy, widzę różne rzeczy i myślę, że ktoś chce skraść mój głos, zamkną mnie w psychiatryku. Pójdę na tomografię komputerową, choć to automatycznie oznacza, że do środy muszę uzbroić się w każdą informację, która przyjdzie mi do głowy.
Więc powiedzcie mi, ludzie. Jak mam skonfrontować się z Beau? Jak mam dokopać się do mojego umysłu?
Więc już wiecie- postanowiłam stawić czoła Beau czymkolwiek by on nie był. Nic nie odbierze mi głosu, dopóki jestem w stanie coś z tym zrobić. Nie jestem za bardzo przeszkolona w tych sprawach, więc mam parę propozycji, które przyszły mi do głowy:
-więcej zioła, skoro tak dobrze ostatnio zadziałało (ekhem)
-hipnoza
-tablica Ouija
-to coś, gdzie kładziesz sobie połówki piłeczek ping-pongowych na oczy i puszczasz biały szum
To oczywiste, dlaczego potrzebuję Waszej pomocy. Umiem śpiewać, tylko to mam. Problem w tym, że nie pojawi się na zawołanie. Martwię się, że śpiewanie nie wystarczy, by go zwabić. Poza tym, nadal nie mam sprzętu do nagrywania; taki zresztą jest mój cel. Ale w porządku. Postaram się oczyścić umysł, zrelaksować, a potem zaśpiewać. Co zrobię, kiedy się pojawi?
Oto, co zamierzam zrobić. Dzisiaj w nocy, postaram się wyciszyć i pomedytować. Może dołączy zioło, skoro pomogło mi ostatnio się zrelaksować i pomoże na nudności. Kiedy Beau się pojawi, zaśpiewam dla niego i spróbuję uzyskać jakieś odpowiedzi. Wrócę jutro z rezultatem i kolejnymi historiami.

Wiem. Nie wyrobiłam się na czas.
Jak zwykle, doceniam wszystko, co dla mnie robicie. Jeśli to się liczy, czuję się już o wiele spokojniejsza. Wyjaśnię Wam to, choć może być to lekko chaotyczne. Mam nadzieję, że wyłapiecie sens tego wszystkiego.
Pewnej nocy obudziłam się z koszmaru. Sen był tym, który nawiedzał mnie tak często w dzieciństwie. Nie pamiętam wszystkich szczegółów, głównie chodziło o to, że jestem zamknięta sama w pokoju, który pulsował, a ściany zbliżały się coraz bliżej. Zawsze wtedy miałam problemy z oddychaniem i atak paniki do czasu, kiedy się wybudzałam. Może nie brzmi to jakoś przerażająco, ale cierpię na klaustrofobię. Nie jestem w stanie nawet zjechać po obudowanej zjeżdżalni. Tej nocy, jak za każdym razem, dzwonił po mamę lub biegłam do jej pokoju. Przestałam to robić krótko po tym, jak dostrzegłam znajomy cień wynurzający się z kąta. Beau zapytał mnie, czy coś się stało i powiedziałam mu o śnie. Pamiętając opowieść o Królu Snów, zapytałam, dlaczego nie przyniósł mi dziś dobrego snu, zostawiając mnie samą na pastwę koszmaru. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i przysunął się do krawędzi łóżka.

„Nie opowiadałem Ci o pierwszym koszmarze?”- spytał.
Dawno, dawno temu, Ciemność była bardzo młoda. Prześladował nasz gatunek w nieskończoność, zsyłając cienie pełzające pod naszymi stopami i pozwalając potworom czaić się w zakamarkach. Działo się to w czasach, kiedy podróżowaliśmy pomiędzy światami bez zrozumienia natury obu wymiarów, a Ciemność wiedziała tylko tyle, że musi trzymać nas w ryzach. Obawiała się, że rozprzestrzenimy się po obu stronach niczym nowotwór. Robiła zatem wszystko, by nas przestraszyć, skrzywdzić albo nawet zabić.
Żyła sobie wtedy córka rasy, która nie obawiała się Ciemności. Przemieszczała się między światami bez żadnych obaw. Cienie były jej towarzyszami. Żaden potwór nie mógł złapać jej w swoje sidła. Ciemność w żaden sposób nie mogła jej dopaść, a jej odwaga inspirowała wszystkich dookoła by równie dzielnie przeciwstawiali się Ciemności. Rozważając nad córką, Ciemność żaliła się Nocy.

„Czy ona nie widzi, że te światy nie są dla niej?”- zapytała Ciemność.

„Nie potrafi zrozumieć naszej prawdziwej natury. Musisz dotrzeć do ich serc”- odpowiedziała Noc.

„Ale jak?”
Noc pokazała Ciemności, jak ludzkość śpi, narażając swoje umysły na różne zagrożenia bez możliwości obrony. Ciemność wślizgnęła się do umysłu kobiety i umieściła tam wszelkie okropne możliwości, które miała w zanadrzu. Pokazała jej światy, które nie są widoczne gołym okiem przez śmiertelników. Dręczyła ją groźbami wiecznego cierpienia i bólu dla tych, których kocha. Ze strachu popadła w obłęd i nigdy więcej nie podróżowała z poczuciem bezpieczeństwa nawet po własnym świecie.
Ciemność pozostawiła cząstkę siebie w umysłach rasy ludzkiej, aby pozostała tam od narodzin po śmierć jako ostrzeżenie przed ryzykiem ich głupoty lub odwagi. Ta cząstka Ciemności, Nocy i serca rasy ludzkiej stała się Koszmarem. Córka rasy nigdy więcej nie zawitała w Ciemności ponownie.

„To okropna opowieść”- odparłam. „Dlaczego Ciemność zrobiła coś takiego? To głupie.”

1 komentarz: