8 paź 2011

Sen

Pisk. Cichy, świdrujący dźwięk w mojej głowie. Otwieram oczy. Leżę w jakimś pomieszczeniu o kolorze kremowo białym. Nie jest to zwykły pokój, ponieważ nie ma on ani ścian, ani podłogi, ani sufitu. Podejrzewam, że znajduję się w środku ogromnej kuli, przez co wszystko, co mnie otacza wydaje się jednolite. Dookoła kremowa biel, nic więcej. Czuję pewien posmak w ustach. Pomimo iż dobrze znany, nie potrafię skojarzyć go z konkretną rzeczą. Czuję niesamowity lęk. Pomimo, iż nic mnie nie trzyma, nie potrafię się ruszyć. Nagle odzywa się głos. Nie jestem pewna czy w pomieszczeniu, czy jednak w mojej głowie. "Jeszcze trochę. Jeszcze jakiś czas musisz tu wytrzymać. Wkrótce zrozumiesz" oznajmia mi, po czym mój strach staje się jeszcze większy.

 Leżę w łóżku i płaczę. Nie rozumiem co mi się śniło. Mam dopiero trzy lata, a koło mnie siedzi moja mama i stara się mnie uspokoić. Po chwili zasypiam. Następnego dnia nie pamiętam wydarzeń minionej nocy.


 Mam już pięć lat. Leżę w łóżku, zmęczona całym dniem beztroskiej dziecinnej zabawy. Powoli odpływam do krainy snów, gdy znów słyszę ten głos. "Dziś dowiesz się wszystkiego. Zobaczysz to co musisz zobaczyć, lecz rano nic nie będziesz z tego pamiętać" - oznajmia tym razem. Ostatkami świadomości, postanawiam za wszleką cenę zapamiętać to, co zostanie mi pokazane. Nazajutrz z rana budzę się dygoczać na całym ciele, w ustach czuję znajomy posmak oraz jestem przerażona. Próbuję sobie przypomnieć co takiego wydarzyło się tej nocy, lecz jedyne co pamiętam, to owa zapowiedz nocnej wizji.
 Lata biegły, a ja dorosłam. Stałam się dojrzałą, pewną siebie kobietą około trzydziestki. Wspomnienia tamtych snów bledły, aż w końcu całkiem zatarły się w mojej pamięci. Aż do dzisiaj... Jest piątek, wróciłam wcześniej z pracy. Mój ukochany wraca dopiero o 17, więc postanawiam wziąć długą, odprężającą kąpiel przed jego powrotem. "To już dziś...". Zatrzymuję się w połowie drogi do łazienki. Czy ja coś słyszałam? Jakiś szept? Nie, to musiał być jedynie wiatr. Nalewam wody do wanny, zapalam świeczki oraz przygaszam światło. Leżąc w wannie czuję się odprężona gdy nagle z ogromną siłą uderza mnie wizja. Znów jestem w kremowo białym pomieszczeniu, sny z dzieciństwa wracają. Jestem przerażona. Krew. Widzę dużo krwi. "To już dziś!" krzyczy znajomy głos. Uświadamiam sobie, że znam go nie tylko z dzieciństwa, lecz nie potrafię określić skąd. Widzę mojego ukochanego. Boże, to jego głos.. W jego oczach maluje się szaleństwo. Krew. Wszędzie jest krew. "Dziś umrzesz!". Jego głos jest złowieszczy. Widzę go stojącego w frontowych drzwiach. Obrazy przewijają się coraz szybciej. Słyszę jedynie coraz głośniejsze, wykrzyczane słowa "dzisiaj umrzesz!" i wyraz nienawiści w jego oczach. Budzę się w wannie. Woda już dawno wystygła. Jestem sparaliżowana strachem. Z otępienia wyrywa mnie dopiero dźwięk klucza przekręcającego się w zamku. O Boże. On już wrócił, zabije mnie! Biegnę szybko do kuchni, biorę pierwszy lepszy nóż. Gdy wchodzi do kuchni zauważam, że jest ubrany dokładnie tak samo jak w mojej wizji. Gdy próbuje do mnie podbiec wbijam nóż w jego brzuch. Patrzę na twarz. W jego oczach widzę ten sam wyraz twarzy co w wizji. Lecz nie odbieram go jako nienawiści, lecz jako szok i niezrozumienie. "Dlaczego to zrobiłaś? Dlacze...". Jego głos jest słaby, gdy w końcu cichnie. Osuwa się na podłogę, a ja razem z nim. Co ja zrobiłam? Jak mogłam tak postąpić?! Nie wiem co mną owładnęło, ale działałam jak w amoku. Leżę na podłodzę, przytulając się do jego martwego ciała. Płaczę, krzyczę, przepraszam go. W końcu wyciągam nóż z jego brzucha i przecinam sobie tętnicę. Zamykam oczy.

 Leżę w znanym mi już pokoju. Niezmiennie towarzyszy mi ogromny lęk. Przede mną stoi on. "Ehh kochana.." mówi głaszcząc mnie po policzku. "Znów się nie udało, ale będziemy próbować. Pewnie czujesz się zdezorientowana. Widzisz, kiedyś wpadłaś w depresję, choroba postępowała i miewałaś napady agresji. W jednym z nich zepchnęłaś mnie ze schodów, łamiąc mi kark. Gdy wróciła Ci świadomość, widząc swoje dzieło popełniłaś samobójstwo. Jak każdy samobójca trafiłaś do piekła, właściwie nadal w nim jesteś. Ale kochana, ja Cię nie opuściłem. Nie zasługujesz na piekło. Musiałem wiele wycierpieć, po to bym mógł pomóc Ci z niego wyjść. Zaraz ponownie wrócisz na ziemię. Nie będziesz nic pamiętała. Twoje życie zacznie się od nowa. Będę starał Ci się pomóc, czasem udaje mi się odwiedzić Cię w snach, lecz tylko w dzieciństwie, gdy Twoja świadomość nie jest jeszcze ukształtowana. To Twoja 273 próba, w poprzednich zabijałaś mnie za każdym razem w inny sposób. Wierzę, że tym razem Ci się uda to przezwyciężyć Skarbie. Kocham Cię..."

 Budzę się w środku nocy. Moja mama tuli mnie do siebie. W mojej głowie są resztki jakiegoś snu. Muszę wytrzymać i mam coś zrozumieć ale co? Moje powieki są coraz cięższe. Kojące objęcia matki przeganiają strach. Zasypiam...

1 komentarz: